Pamiętałem kiedy opuszczałem watahę tuż po wojnie. Kiedy to biały puch przesiąkał wonią i szkarłatnym kolorem krwi. Pamiętam dokładnie smak każdego rozerwanego gardła wroga i jego twarz, która zdawała się mówić 'morderca'. Zawsze budziłem się zlany zimnym potem, a następnie moje przerażenie przeradzało się w bezsilność uwalniają wraz z łzami, spływającymi po moich bladych policzkach.
Wojna nie przyniosła mi nic dobrego. Straciłem syna, córkę i ukochaną. Opuściłem ją przez moje samolubstwo i fakt, że nie mogłem znieść tego co widziałem w jej smutnych oczach. Te same uczucia co moje. Strach, bezradność, a jednocześnie ulgę. Jak mogłem żyć z nią z myślą, że nie będę w stanie już nigdy do końca zebrać się w sobie i jej pomóc. Mój cały świat zupełnie się zawalił, od tak. Chciałem dobrze dla niej i dla siebie.
Co tu dużo mówić. Kochałem ją jak cho.lera, lecz teraz mogła w to nie uwierzyć. Co niby miałem jej powiedzieć jak wrócę. Przepraszam, że cię zostawiłem, ale chciałem dobrze i jestem bezsilnym tchórzem, który boi się, że nie podoła przyszłości. Prychnąłem ze złości.
Składałem jej obietnicę, że jej nigdy nie zostawię, że będę z nią do końca jej dni. Miała już swoje lata, więc wiedziałem, że to może niebawem nastąpić. Chciałem znów poczuć jej przyjemny zapach, ciepłe wargi o smaku bzu, jej objęcia, w których czułem się tak bezpiecznie.
Nie wiedziałem, czy znowu będzie chciała takiego tchórza jak ja. Gdzieś tam we mnie tliła się nadzieja, że tak będzie.
Uniosłem łeb ku niebu. Powoli wiosna witała naszą skromną krainę. Widziałem pierwsze ptaki, która leciały kluczem hen przed siebie. Pogoda nie należała do wspanialszych. Moim zdaniem była niczym średniowieczna jesień... Uśmiechnąłem się pod nosem. Dawno moje wargi nie wykrzywiały się górę, cały czas były osadzone w dół, ukazując ból jaki czułem.
Wstałem z miękkiego podłoża. Skierowałem swoje kroki przed siebie. Tereny, na których aktualnie się znajdowałem należały do mojej watahy. Z czułością przyjmowałem obumarłą zieleń, wplątującym się w moją sierść oraz spojrzenia zwierząt, skierowane we mnie. Czułem się tym lekko skrępowany, lecz dzielnie kroczyłem przed siebie, ku nowej przyszłości i starej przeszłości, z którą musiałem się ponownie zmierzyć. Ku mojemu zaskoczeniu z każdym moim krokiem zza horyzontu wyłaniał się wilk. Wiedziałem, do kogo należy ta postać. Gustaw wiedział, że wrócę i mnie wyczekiwał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!