wtorek, 30 czerwca 2015

Od Sheiry - Pierwsze polowanie

- Wiesz... może zamiast iść same pójdziemy z Wintry'm i nauczymy się polować? Przecież jakbyśmy poszły same, mogłoby nam się coś stać... - Powiedziałam, gdy Crystal się obudziła.
- Niech tak będzie... - Powiedziała.
Poprosiłam Wintry'ego aby nauczył mnie i moją przyjaciółkę Crystal tego, co potrafi robić każdy wilk.
- To... Czego nas nauczysz? - Zapytałam, bardzo ciekawa.
- Polowania! - Wykrzyknął z uśmiechem na pysku.
Wintry pokazał nam co robić, a czego unikać. Pokazał nam to na stadzie królików.
- Teraz ty, Sheira. - Powiedział, wskazując samotnego zająca na łące.
Podczas nauki zauważyłam dwie skały które były tak blisko siebie, że nic nie mogłoby się przez nie przecisnąć.
Zapędziłam tam zająca i zaatakowałam.
- Nieźle. - Powiedział nasz mentor.
- Teraz Crystal, zapoluj na tego zająca. - Powiedział, wskazując na niego.
Crystal zrobiła podobnie, ale prawie jej się nie udało, ponieważ przebiegnął przed nią inny wilk. Jednak dała radę.
- Dobrze, wracajcie do naszej jaskini.
Wróciliśmy wszyscy do naszej jaskini, było już ciemno więc kiedy już dotarliśmy do niej poszliśmy spać. Krótko mówiąc, polowanie się udało.

Od Liesel - Pierwsza lekcja walki

Dzisiejszego ze snu wyrwał mnie głos matki:
- Kochanie, czas wstawać. W końcu niedługo ma przyjść po Ciebie Twój mentor.
Faktycznie, prawie zapomniałam, że umówiła mnie ona na pierwszą lekcję walki właśnie dzisiejszego dnia. Spotkanie miało nastąpić już za...-mrugając oczami spojrzałam na pozycję Słońca na niebie-jakieś pół godziny, co oznaczało, że nie zostało mi zbyt wiele czasu na przygotowania. Szybko, więc pobiegłam do pobliskiego strumienia, w którego wodach zażyłam dość zimnej i nieprzyjemnej kąpieli. Następnie zjadłam przygotowane wcześniej przez Elizę śniadanie, składające się z młodej owcy i kilku jagód. Teraz pozostawało mi jedynie czekać na przybycie basiora.
Po kilku minutach wilk stanął już w progu i, przywitawszy się z Elizabeth, zwrócił się do mnie:
- Mam nadzieję, że jesteś wypoczęta i gotowa na pierwszą lekcję walki, która będzie trwała jakieś półtorej godziny.
- Jasne. - odparłam entuzjastycznie.
-W takim ruszajmy w Szmaragdowe Góry, gdzie nikt nam nie powinien przeszkadzać.
To mówiąc, wyszedł z jaskini, a ja ruszyłam za nim. 
***
Po około dwóch godzinach dotarliśmy na miejsce. Silence zmierzył mnie badawczym wzrokiem i oświadczył z zadowoleniem:
- Wygląda na to, że jesteś wytrzymała, ale zaraz się co do tego upewnimy.
- A od czego zaczniemy?- dociekałam.
- Najważniejsza w walce jest obrona, więc na początek zajmiemy się jedynie nią.- odrzekł.
- Czyli co mam robić?- zapytałam, patrząc mu prosto w oczy.
-Pokarz mi, co potrafisz w tej kwestii.- rzekł.
Prze kilka sekund nie wiedziałam jakie zdobyte dotąd umiejętności mogę zaliczyć do obrony, więc tylko stałam bez ruchu, ale kiedy mentor westchnął z lekkim rozczarowaniem, zaczęłam robić dosłownie wszystko, co mi przychodziło w danym momencie na myśl. Kiedy już skończyłam swój popis, powiedział:
- Jak na kogoś, kto nigdy nie pobierał żadnych lekcji tego typu jest nieźle. A teraz pokarzę Ci jak wygląda to u profesjonalisty.

<Silence?>

sobota, 27 czerwca 2015

Od Abyss'a - C.D. Jason'a ''Niedawno poznany wilk''


- Wiesz co, brązowy buraku, myślałem, że cię polubię - prychnąłem obojętnie. - Ja to się zawsze do wilków pomylę.
- No to to już nie moja wina - rzekł Jason, nie odwracając się w moją stronę. Z początku chciałem go zignorować i pójść w swoją stronę, by poznać inne wilki, ale skoro już raz polowaliśmy i było przyjemnie, dlaczego by go teraz nie podenerwować?
Uradowany tą myślą zacząłem biec w stronę odchodzącego Jasona. Szybko go dogoniłem i zacząłem iść tuż obok niego, tak jak brachol z bracholem.
- A ty czego? - Jason łypnął na mnie dziwnym wzrokiem, nie zatrzymując się.
- Czy ja zawsze do czegoś muszę mieć powód? - uśmiechnąłem się złośliwie.
- Jak chcesz - Jason przyspieszył. Ja również postąpiłem tak samo. Na koniec pędziliśmy na łeb na szyję, trącając się barkami. Niestety nie przewidziałem konsekwencji - jak zawsze zresztą. W pewnym momencie wilczur uderzył mnie całkiem mocno w bliznę. Zatrzymałem się i zawyłem z bólu, jak gdyby kto mnie ze skóry odzierał. Miałem wrażenie, jakbym umierał albo chociaż płonął żywym ogniem.
- Znowu cię to boli? - zdziwił się wilk, podchodząc do mnie, zwijającego się z bólu na ziemi. Miałem ochotę trzepnąć go w głowę, ale ból był okropny, dosłownie nie do zniesienia. Poruszanie się równało się z samobójstwem.

<Jason? Pomóż że xd>

piątek, 26 czerwca 2015

Od Abyss'a - Zmiana perspektywy [Quest #6]

Przeszłość ma pozostać w przeszłości? Ktoś kto to wymyślił, musiał być pochrzaniony bardziej niż inni. Przeszłość nigdy nas nie zostawi, jej widmo trzyma się nas jak rzep psiego ogona.
Abyss przekonał się o tym podczas, teoretycznie, zwyczajnego polowania.
Słońce wisiało wysoko nad horyzontem, próbując przedrzeć się przez szare, pierzaste chmury. Tego dnia było raczej chłodno, na dodatek wiał dosyć silny wiatr. Na szczęście - sprzyjający patrolowi łowieckiemu. Abyss, Jason i Star wyruszyli na poszukiwanie dużego stada jeleni, które wypatrzyli kilkanaście minut temu. Wiatr wiał od strony kopytnych, dzięki czemu łowcy pozostali niewykrywalni. Pierwszy szedł Jason szukający śladów pozostawionych przez stado jeleni wśród drzew, Star szła druga, sprawdzając, czy aby na pewno wiatr nie zmienia swojego kierunku, a za nią maszerował Abyss, pilnujący tyłów i doglądający wszelkich niedociągnięć w pracy swoich towarzyszy. Na szczęście - wszyscy obecni w grupie byli profesjonalistami w swoim fachu.
- Jesteśmy już blisko, pora się rozejść i okrążyć to stadko, żeby wypatrzyć słabą sztukę - powiedział Jason do swoich kompanów, przystając. - Ja idę do przodu, Star bierze lewe skrzydło, ty prawe Abyss.
- To do dzieła - powiedziała Star, kierując się na lewo. Abyss skinął tylko głową i potruchtał w prawo. Okazało się, że znalazł się na jednej z najlepszych pozycji obserwacyjnych, jakie mogłyby w tym lesie istnieć. Abyss w kilka sekund znalazł się na górze dosyć wysokiego, stromego klifu o wysokości dobrych sześciu- lub też siedmiu metrów. Pod klifem rozciągała się duża polana, na której zgromadziły się jelenie, a w miejscu, gdzie znajdowała się teraz Star, płynęła rzeka. Jeśli kopytne miałyby gdzieś uciekać, to tylko do przodu, jako że polana była dosyć długa, a później znikała powoli w lesie. Abyss w takim razie musiałby ustawić się właśnie tam, na środku polany, by przeciąć drogę uciekającym sarnom. Niestety, jak to zwykle bywa, idealne sytuacje los uwielbia niszczyć w okrutny i niespodziewany sposób.
Abyss już zamierzał skierować się w dół klifu, by wejść na polanę, gdy usłyszał ciche warknięcie. Spojrzał do tyłu na wysokie krzaki. Nagle, bez zapowiedzi, ostrzeżenia, no czegokolwiek, spomiędzy drzew wyskoczyła ogromna istota i rzuciła się na wilka, zrzucając ich obu na polanę. Upadek z kilku metrów to jedyna rzecz, której Abyss teraz potrzebował. Zwierz, który go zaatakował, okazał się na tyle dobry, by to właśnie on uderzył o ziemię, a wilczur o niego.
Uderzenie na pewno bolało, bo kreatura wydała z siebie dźwięk pełen bólu. Abyss natomiast natychmiast odskoczył i przyjął pozycję bojową. Sarny i jelenie przebiegały obok niego, ale on nie zwracał na nie uwagi, bowiem musiał zająć się swoim największym koszmarem.
Na środku polany z bólu kulił się ogromny niedźwiedź. Postrach Abyssa. Koszmar nad koszmarami.
Wilczur poczuł, jak ze strachu jego ciało drętwieje, płuca zdawały się kurczyć, a serce jak gdyby biegało po klatce piersiowej, byleby się z niej wydostać.
 - *Gdzie jest Jason i Star? Nie mogą mnie tak teraz zostawić!* - Abyss warknął, rozglądając się za członkami watahy. Nikogo nie było w zasięgu wzroku oprócz niedźwiedzia, który właśnie szykował się do ataku. Wilczur nie miał wyjścia, jak stanąć do walki ze swoim koszmarem. Nie. Tutaj musiał stanąć do walki ze strachem, który nie pozwalał mu się ruszyć. A niedźwiedź właśnie rozpoczął szarżę, rycząc wściekle.
 - *Dlaczego ja? Dlaczego to ja musiałem na niego trafić?!* - Abyss zacisnął zęby i napiął wszystkie mięśnie. Niedźwiedź był już tuż tuż, jego ogromne łapy zdawały się rozdzierać ziemię, a pazury...
Abyss nie miał czasu się zastanawiać nad tym, jaki to niedźwiedź ten jest. Był brązowy, gigantyczny i fenomenalnie silny - więcej wilk wiedzieć nie musiał. Abyss odskoczył, gdy niedźwiedź kłapnął paszczą, i później, gdy machnął łapą. Abyss przełknął ślinę i skoczył na przeciwnika, wbijając swoje ostre zęby w skórę na grzbiecie. Warstwa tłuszczu, a później już tylko mięśnie i krew. Musiało zaboleć, bo drapieżnik zaczął miotać się szaleńczo. Czarny wilk nie puszczał, wiedział, że nie może puścić - gdyby rozluźnił uścisk, spadłby zaraz obok niedźwiedzia, który - znając ich naturę - natychmiast wykorzystałby szansę, by rozszarpać basiora na strzępy.
Abyss postanowił wycofać się z otwartej przestrzeni. "Może będę miał większe szanse w lesie" - pomyślał z nadzieją i wskoczył na niedźwiedzia, by odbić się od niego i rzucić się najpierw w stronę klifu. Stanął pod skalistą ścianą i zaczekał na niedźwiedzia, aż ten będzie dostatecznie blisko. Gdy był on około metra od stoku, Abyss odskoczył w bok, a niedźwiedź uderzył w klif z ogromną siłą. Nie myśląc wiele, wilczur popędził pomiędzy drzewa, próbując zamienić się w kota, by zmienić zapach i dodatkowo wspiąć się na którąś z wyższych sosen. Przerażenie było jednak tak silne, że całkowicie paraliżowało wszelkie zdolności Abyssa, pozbawiało go tej jedynej szansy na ucieczkę.
 - *Więc będę musiał z nim walczyć?* - przełknął ślinę, nie przestając biec. - *To byłoby chore! To coś jest dwa razy ode mnie większe! No bez jaj! Nie, nie, nie...eeeeee!* - niedźwiedź nagle pojawił się tuż za wilkiem, jak gdyby zdołał się teleportować. Abyss przyśpieszył, pomimo piekącego bólu łap.
- Star! Jasoooon! - krzyczał, modląc się, by ci go usłyszeli. Odpowiedź nie nadeszła, a niedźwiedź stawał się coraz bardziej rozdrażniony, o ile bardziej w ogóle można. Wilczur nagle poczuł, jak coś ostrego wbija mu się w prawe udo, a uderzenie zwala go z nóg i odrzuca na kilka metrów w lewo. Lot wilka zatrzymało duże drzewo. Abyss zsunął się po pniu. Leżąc, zerknął na swoją nogę; z uda, a dokładnie z pięciu długich cięć ciekła gęsta krew. Zrobiło mu się słabo na wspomnienie bólu, który odczuwał po wypadku sprzed kilku lat, gdy to niedźwiedź rozciął go właściwie na pół.
Na chwiejnych nogach podniósł się i z przerażeniem spojrzał na drapieżnika, który próbował znaleźć swoją ofiarę. Poruszał nosem wysoko w powietrzu i natychmiast przeniósł wzrok na Abyssa. 
 - *Muszę znaleźć jakąś broń!* - wilczur pomyślał, rzucając się do ucieczki. Oczywiście ból był bardzo silny, Abyss ciężko łapał powietrze, czując, jak cięcia powiększają się z każdym krokiem. Miał ochotę wymiotować, ale opanował się i w ciągłym biegu zaczął szukać dużej, ostrej gałęzi. Cudem znalazł idealny kij w kilkanaście sekund. Chwycił go w zęby i ustawił się przodem do szarżującego niedźwiedzia. Ostro zakończony kij, skupienie i spokój - jeśli nie teraz, to już nigdy.
Potwór podbiegł, a wilk wymachnął kijem, trafiając niedźwiedzia prosto w głowę. Ten ryknął wściekle i jednym ruchem łapy wyrwał broń z pyska Abyssa, a następnie połamał ją w zębach. Basior stanął jak wryty w ziemię. Bez kija i nadziei na przeżycie czuł się nagi i bezbronny, niczym nowo narodzony szczeniak.
Niedźwiedź nagle uniósł łapę i spróbował nią zgnieść głowę wilka. Ten odskoczył w ostatnim momencie, czując jak powietrze rusza się pod naporem olbrzymiego łapska. Abyss wypatrzył ostry kawałek kija leżący na ziemi za niedźwiedziem i rzucił się w jego kierunku, przelatując obok wściekłego potwora.
Wilczur ślizgiem przebył ostatnie metry dzielące go od kija, złapał zębami broń i obrócił się na plecy, celując ostrym końcem broni w szyję niedźwiedzia, który w tej samej chwili skoczył, by zakończyć całą zabawę. Zanim świat stał się czarny, pomiędzy drzewami Abyss kątem oka dostrzegł swoich dwóch towarzyszy, którzy stali przerażeni, obserwując, jak czarny łowca znika pod cielskiem niedźwiedzia.
 - *Star... Jason... Będzie dobrze* - pomyślał, czując w tym samym momencie ogromny ciężar. Ale poczuł też coś, co bardzo go ucieszyło. Do pyska zaczęła mu cieknąć gęsta ciecz, na pewno nie pochodząca z ciała wilka.
- Abyss! Abyss! - krzyczał Jason, skacząc wokół dwóch walczących. Gdy stwierdził, że jest bezpiecznie i zobaczył, że niedźwiedź zesztywniał, podszedł do niego i zaczął ciągnąć za skórę potwora. Z odrobiną wysiłku udało mu się odciągnąć martwego drapieżnika. A Abyss leżał na ziemi z wciąż tkwiącym mu w zębach kijem. - Żyjesz! - Ucieszył się młody wilk, siadając przy Abyssie. Z cichym westchnieniem ulgi czarny wilk rozluźnił zgryz na kiju i wypuścił go z pyska. Ubrudzony krwią, zmęczony i rozdygotany leżał na grzbiecie, wpatrując się w korony drzew.
- Abyss, nie mam na ciebie słów - podeszła Star, uśmiechając się szczerze. - Dobrze, że żyjesz. Dasz radę iść? - Zerknęła na rozcięte udo wilka.
- Pokonałem mój największy koszmar. Myślę, że powrót do jaskini to będzie pikuś.
- Zniszczyłeś w sobie strach przed niedźwiedziami! Widzisz? Opłacało się tu przyjść - zaśmiał się Jason.
- Nie, nadal się tego cholerstwa boję. Ale może masz rację, odrobinkę mniej.

Od Jason'a - Niedawno poznany wilk

UWAGA, PONIŻSZY TEKST ZAWIERA WYRAZY, OKREŚLANE MIANEM BRZYDKICH SŁÓW / PRZEKLEŃSTW. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!

Siedząc przed jaskinią Alfy, czekałem aż ów wilk wyjdzie. 
- Cholera. Co on tak długo robi? - mruknąłem.
Po chwili ujrzałem wilka patrzącego na mnie i wychodzącego. 
- Tak...w ogóle... Jak cię zwą, ciemnoszary, czarny wilku?
- Abyss. A ciebie? - rzekł.
- Jestem Jason. Możesz mi nawet mówić Jay w skrócie. - odpowiedziałem patrząc na niego. W jego oczach widziałem ból, smutek i żal... Jak i złość oraz odwagę.
- Czego? - odparł oschle.
- Pojebanego. - rzuciłem i zacząłem iść w przeciwną stronę. Ten tylko stał i patrzył za mną. -*Miej go gdzieś, Jason, co się będziesz jakimś wilkiem przejmować?* - pomyślałem. 
- E! Jason! - usłyszałem, po czym szybko się odwróciłem. Wilk rzucił kamieniem trafiając mnie nim w głowę.

<Abyss? Dokończ proszę>

czwartek, 25 czerwca 2015

Abyss - profil wilka

zdjęcie usunięte
Imię: Abyss
Płeć: Samiec
Wiek: 8 lat
Hierarchia: Omega
StanowiskoAtakujący
Głos: Warrior Cat's [Darkstripe]
Cechy charakteru: Jeśli trzeba by opisać Abyssa, większość osób na samym wstępie zaznaczyłaby prawdopodobnie jego talent do wpadania w kłopoty - bójki, sprzeczki, wchodzenie w dziwne miejsca. Cały Abyss. Nie przejmuje się konsekwencjami, jeśli sobie coś zaplanuje, po prostu będzie dążyć do celu nawet kosztem własnego zdrowia lub życia. Tyczy się to również składania obietnic innym wilkom - jeżeli Abyss coś ci obieca, nie masz o co się martwić, tylko śmierć go powstrzyma. Ta "uczciwość" i wytrwałość wcale jednak nie znaczy, że Abyss jest sympatycznym, milusim wilczkiem, z którym można się szybko zaprzyjaźnić. Basior lubi bowiem uprzykrzać innym życie własną egzystencją. Abyss ma ciężki charakter - jest bardzo wygadany, dużo mówi, ale to co mówi, rzadko jest przyjemne dla ucha. Wilk lubi rzucać nieprzyjemnymi komentarzami, nadużywa sarkazmu i swojej wrodzonej złośliwości. Jakby tego było mało, jest do bólu szczery. Na dodatek to urodzony dominant, nie cierpi, kiedy ktoś mu się sprzeciwia. Ma jednak dosyć rozwinięte poczucie humoru i, co może zdziwić niektórych, lubi się śmiać.. Jeżeli jednak przychodzi do poważnych sytuacji, wilk więcej myśli, niż mówi. Pomimo pozorów jest bardzo inteligentny, sprytny i bystry, szybko potrafi wybrać odpowiednie rozwiązanie do danych okoliczności. Gdy wpadnie na jakiś pomysł, na pewno się nim podzieli z innymi. W razie potrzeby pokaże swoje lepsze oblicze, pomoże, nauczy, obroni.
Cechy fizyczne: Abyss jest silny i dobrze radzi sobie w polowaniu na dużą zdobycz. Jest również bardzo skoczny. Jego największym atutem jest jednak umiejętność bezszelestnego skradania się. Niestety Abyss nigdy nie będzie najlepszym z najlepszych, ponieważ podczas biegu lub dłuższego zmęczenia stara blizna zaczyna boleć, a ból szybko nie przechodzi - pozostaje co najmniej na kilka godzin; przez ten czas wilczur nie jest w stanie nawet odezwać się lub ruszyć ogonem.
Znak szczególny: Na prawym boku - gdy się bliżej przyjrzeć - można dostrzec długą bliznę, która ciągnie się od prawej łopatki do samego uda. Na co dzień jej nie widać, ponieważ Abyss ma długą sierść i ta w większości zasłania tę "pamiątkę".
Słaby punkt: Prawy bok (blizna niekiedy sama z siebie zaczyna boleć, więc co by było, gdyby mocniej ją uderzyć?)
Boi się: Wysokości i niedźwiedzi
Waga: 68 kilogramów
Wzrost: 89 centymetrów
Najlepsi przyjaciele: Abyss raczej nie wdaje się w bliższe kontakty z innymi, ewentualnie na poziomie kolega - kolega. Przyjaciele? Może kiedyś.
Wataha pochodzenia: Wataha Krwawego Wzgórza
Lubi: Chłód; polowania; zajęcze mięso
Nie lubi: Wilków, które łamią zasady; intruzów; zapachu rumianku; słonych potraw
***
Żywioł: Elektryczność, Natura
Moce: [2/20] Telepatia, zmiennokształtność
Partner/ka: -
RodziceHakim i Kuro [losy nieznane]
Potomstwo-
Inna rodzina: -
***
Data dołączenia: 25 czerwiec 2015
Upomnienia: 0/3
Krwawe Pioruny: 50.000
Wykonane Questy: Brak
Poziom: 0
PD: | Ogólnie: 0 | Wykorzystano: 0 | Zostało: 0
Umiejętności: | Walka: 0 | Instynkt: 0 | Umysł: 0 | Polowanie: 0 |
Jaskinia: numer 27
Ekwipunek: Brak
Zbroja: Brak
Towarzysz: Brak
HistoriaWychowywałem się w stadzie zdziczałych psów w Alasce. Odczuwanie ciągłego zimna poskutkowało wytworzeniem długiej sierści i ściemnieniu skóry. Idealnie przystosowałem się do życia w zimnym klimacie. Po kilku miesiącach, razem ze swoim stadem, ruszyłem w niższe rejony USA i dotarłem do Yellowstone. Tam odłączyłem się od swojej grupki i dołączyłem do watahy, która przyjęła mnie z otwartymi ramionami. Po dwóch latach awansowałem na stanowisko Alfy. Niestety musiałem zrezygnować z tego stanowiska ze względu na pewien nieprzyjemny wypadek - atak niedźwiedzia, podczas którego ten wielki drapieżnik rozciął mój prawy bok pojedynczym ruchem łapy. Partnerka odwróciła się ode mnie, gdy straciłem posadę Alfy, natomiast reszta stada patrzyła na mnie z góry. Znienawidziłem tę watahę i opuściłem ją. Po pewnym czasie znalazłem się na terenie Watahy Krwawego Wzgórza. Długo ze sobą walczyłem, ale postanowiłem dać swojemu gatunkowi drugą szansę.
Kontakt z właścicielem wilka: | Howrse: universum |

Od Abyss'a - Ostatnia przystań

- *Gdzie ja jestem?* - jęknąłem w myślach, rozglądając się. Las, las i jeszcze raz jeden wielki, gigantyczny las. Duszno, wilgotno, mokro. Okropność. - *W co ja się wpakowałem? A było mi tak chłodno, to nie, musiałem odejść* - warknąłem pod nosem, myśląc o przyjemnym chłodzie, śniegu i... soczystych karibu. A będąc już przy kwestii jedzenia - przedzieranie się przez tę dżunglę strasznie mnie zmęczyło, wycisnęło ostatnie soki i głód jakoś się nasilił. Ale nie było mowy, żebym polował w lesie, to nie mój teren.
Przyśpieszyłem więc, choć nogi absolutnie mi odpadały ze zmęczenia. Ile kilometrów udało mi się przejść w te kilka zachodów słońca? Nie mam pojęcia, ale zapewne dużo, biorąc pod uwagę fakt, że na postoje jakoś nie było ostatnimi czasy miejsca - odsłonięty teren to nieprzyjaciel podróżnika. No, narzekałem na zbyt wiele otwartej przestrzeni, to dostałem dżunglę. Nieszczęście w nieszczęściu. Wilkowi nie dogodzisz.
Napotkałem przed sobą kolczaste krzewy, a nie było jak ich obejść - po lewej stromy klif, po prawej ciasno ustawione drzewa, a cofać się nie zamierzałem. Cofnąłem się tylko o kilka kroków i wziąłem rozbieg. Tuż przed krzewami odbiłem się od ziemi i wystrzeliłem w powietrze ponad kolcami. Jeszcze kawałek, jeszcze tylko kawałek...!
- *Ha! I kto tu jest mistrzem?* - uśmiechnąłem się szeroko, gdy ponownie dotknąłem ziemi. A ucieszyłem się niemało, bo przed moimi oczyma ukazała się ogromna sawanna.
- Jedzeeenie! - zatoczyłem się ze szczęścia na widok biegających tu i ówdzie zajęcy. Zacząłem więc skradać się w kierunku największego. Z brzuchem przy ziemi ciężko było mi oddychać, ale czego się nie robi dla posiłku. Gdy byłem zaledwie kilka metrów od zdobyczy, zając uniósł się na tylnych nogach i zaczął nasłuchiwać. - *Wyczuł mnie?*
Nie - wyczuł jakiegoś głąba, który nagle wyskoczył z naprzeciwka, porywając ze sobą zająca, ale przy okazji wpadając na moją głowę. Przeturlaliśmy się kawałek, wylądowałem na tym kimś. Stęknąłem z bólu, ocierając głowę w miejscu, w które uderzył czarno-brązowy wilk. Usłyszałem nagle szelest i spostrzegłem, że zając ucieka. 
- *O nie! Głodny jestem!* - zerwałem się na równe nogi, ignorując wszelki ból. Z determinacją w oczach ruszyłem w krótką, ale bardzo owocną pogoń - kilka większych susów i dopadłem swoją upragnioną zdobycz. Przegryzłem szyję zająca, krew trysnęła na trawę, a zając szybko wyzionął ducha. Nie czekając na oklaski przystąpiłem do posiłku.
- Hej! Ty! - usłyszałem za sobą nieco zdenerwowany krzyk. Leniwie obróciłem głowę w kierunku wilka, który stał nieco zdyszany tuż za mną. - Kim ty niby jesteś i jakim prawem polujesz na naszym terenie?
- Z tego co zdążyłem się zorientować, to macie bardzo duże terytorium i jedzenia wystarczy dla każdego - przewróciłem oczami i nie czekając na odpowiedź wilka, wróciłem do jedzenia.
- Może, ale ktoś i tak musi przynieść to jedzenie! A to moje - doskoczył do mnie i wyrwał mi zająca spod łap - zadanie.
Spojrzałem na niego spode łba. Stał z zającem w pysku, dumnie na mnie patrzył, ale widać było, że nie zamierza rozpętać bójki o jakąś lichą zdobycz.
- Umówmy się, okej? Pomogę ci złapać coś większego, ale ty pozwolisz mi zjeść tego zająca, dobra? - mruknąłem, sięgając zębami po zdobycz. - Koleś, głodny jestem. - Powiedziałem, wydzierając zająca z pyska wilka.
- To chociaż się podziel - warknął, kładąc się koło mnie.
***
Polowanie w grupie - dawno tego nie robiłem. Okazało się, że Jason - bo tak wilczur miał na imię - jest bardzo dobrym łowcą, radzi sobie z większą zdobyczą i potrafi zadać szybką, bezbolesną śmierć. Razem zdołaliśmy upolować dużego jelenia, którego postanowiliśmy przetransportować do watahy na skalnych saniach, które stworzył Jason.
- Dobrze nam poszło! - uśmiechnął się szeroko, patrząc za siebie na ciągnięte przez nas obu sanie.
- No - skinąłem głową.
- Dobry z ciebie łowca. Doświadczony jesteś - szturchnął mnie w prawy bok łokciem. Syknąłem z bólu. Blizna zabolała. - Coś się stało? - Zdziwił się i przypatrzył się miejscu, które uderzył. Dopiero po chwili dopatrzył się długiej szramy, ukrytej pod sierścią.
- To się stało - parsknąłem z uśmiechem.
- I ty z tym polujesz? Gościu, niezły jesteś - zaśmiał się.
- Mam większe problemy z tym dziadostwem, niż ci się wydaje. Nie zadawaj już więcej pytań - kłapnąłem zębami, pochylając głowę, by łatwiej było mi ciągnąć ciężkie sanie. W końcu ten jeleń ważył kilkaset dobrych kilogramów, prawda?
***
- Kim jesteś? - spotkał mnie bezlitosny, pełen czujności wzrok Alfy.
Siedzieliśmy w dużej, błękitno-granatowej jaskini, pośrodku której rosło całkiem spore drzewo w takich samych kolorach jak ściany groty. Alfa siedział pod drzewem, grzbietem opierając się o jego pień. Ja siedziałem tuż przed Gustawem, nie wiedząc, gdzie oczy podziać. Ja? W stadzie?
- Samotnikiem sobie jestem - mruknąłem.
- Ale naszemu Jasonowi pomogłeś. Dlaczego?
- Mieliśmy umowę. Pomogę mu upolować dużą zdobycz, jeśli pozwoli mi zjeść zająca. Dlatego tu się znalazłem - westchnąłem, czując na sobie ciężki wzrok Alfy i siedzącego gdzieś za mną Bety.
- Więc jesteś samotnikiem. A chcesz dalej nim być? - zapytał Gustaw, mrużąc swoje czujne oczy.
- Mam jakieś wyjście? Bo w niektórych watahach było tak, że trafiałem do Alfy przez przypadek i ten zadawał mi to samo pytanie, ale gdy odpowiadałem, że wolę być samotnikiem, natychmiast mnie atakował - wzruszyłem ramionami, udając obojętnego na swoją historię. - Co z tobą, panie Alfo?
- Każdy powinien mieć swój własny wybór i móc go podejmować, prawda?
- Tu się zgodzę - uśmiechnąłem się nikle.
- *Samotność czy łatwy dostęp do pożywienia?* - przyjrzałem się Alfie, spojrzałem później za siebie na Betę. Oboje byli spokojni i skupieni. - *To się ceni przywódcom*
- Zostanę - skinąłem głową, odwracając wzrok w stronę Alfy. - Chcę być łowcą. *Pokażę im, że nadal jestem coś wart. Ale to tak tylko przy okazji* - zaśmiałem się w duchu.

Od Crystal - Nowa znajomość

Było wyjątkowo wcześnie, przekręcałam się z boku na bok podczas mego ciężkiego snu po podróży, gdy nagle obudził mnie jakiś dźwięk. Gdy się wybudziłam, u mego boku zobaczyłam Sheirę, która zamiast wypoczywać, leżała obok i patrzyła na mnie swymi wielkimi oczami i próbowała mnie obudzić.
- Czemu już nie śpisz? - spytałam
- A czemu miałabym to robić?
- Przecież jest jeszcze wcześnie.
- W jaki sposób można leżeć w tak piękny dzień jak ten?
- Piękny? Przecież wciąż pada!
- Pada? Nie pada? Nie wiem.
- Czego żądasz?
- A czego miałabym żądać?
- Mów Sheira. Czego chcesz?
- A czego miałabym chcieć?
- Czy ja wyglądam na kogoś głupiego? O co ci chodzi?
- O obietnicę.
- Jaką obietnicę?
- Nie pamiętasz?
- Jakoś sobie nie przypominam. Ja Ci coś obiecywałam?
- A kto inny jak nie ty?
- Kiedy to było?
- Wczoraj.
- Chodzi Ci o polowanie? O nie moja droga, nie dziś.
- Czemu? - spytała gniewnie
- Bo nie ma odpowiedniej pogody i nie wiemy jak polować. - odparłam spokojnie. - Poza tym nie wydaje Ci się, że jesteśmy zbyt młode aby polować?
- Nie wydaje mi się. Poza tym obiecałaś!
- Spokojnie Sheira. Przepraszam za tą obietnicę. Następnym razem się uda.
- Następnym razem? A kiedy będzie ten następny raz?
- Nie spiesz się tak. Kiedyś będzie na pewno. Idziemy się przejść?
- Dobrze, chodź Crystal.
Po drodze spotkałyśmy pewnego wilka. Miał białe futro w czarne paski i dwa ogony. Jedynie to przykuło naszą uwagę.
- Hej! - powiedziałam
- Cześć. - odpowiedziała Sheira.
- Witajcie. - odparł wilk
- Jak masz na imię? - spytałam
- Path jestem. - odpowiedział niepewnie
- Miło mi Cię poznać. Ja jestem Crystal, a to moja przyjaciółka, Sheira.
- Mnie też miło.
- Jesteś tu nowy? - spytałam
- Nie. A wy?
- Tak.
- Idziesz z nami? - zapytała Sheira
- Ok, z przyjemnością.

<Sheira? Path? Możecie dokończyć.>

wtorek, 23 czerwca 2015

Od Lost In Dreams - C.D. Silence'a ''Biała kartka''


Jeszcze raz spróbowałam zajrzeć w niebieskie oczy wilka, aby dowiedzieć się z nich nieco więcej na temat jego przeszłości i charakteru, ale niestety, po raz kolejny, uniemożliwił mi skorzystanie z mojej umiejętności, odwracając wzrok w inną stronę.
 - Nie, nie będę cię dłużej zatrzymywać. Gdybyś czegoś ode mnie chciał, wiesz gdzie mnie szukać. - Odpowiedziałam i powoli zaczęłam zmieniać kierunek, by móc wejść do jaskini będącej od dzisiaj moim nowym miejscem zamieszkania. 
 - Będę o tym pamiętał, bywaj. - Odparł i poszedł w swoją stronę. Intrygowało mnie coś w tym wilku, a jeszcze bardziej to, co powiedział podczas naszej drogi do tego miejsca. Postanowiłam póki co odgonić myśli o przyszłości i skupić się na teraźniejszości. Wraz z moim niewielkim dobytkiem przekroczyłam próg swojego nowego domu. Rzuciłam plecak oraz pokrowiec na ziemię i włączyłam odtwarzacz, puszczając zupełnie świeżą piosenkę od Breaking Benjamin.
W momencie zaczęłam śpiewać wraz z wokalistą, na cały głos, najlepiej jak umiałam, kręcąc się po nowym mieszkaniu i rozpakowując swoje rzeczy. Pudełko z dwoma żyletkami, kilka naprawdę dobrych płyt, pieszczochy i medaliki, kilka par słuchawek, moje pióra i różnorakie zeszyty, kredki, kolorowe papiery, naklejki, podkowa, kilka kostek do gitary, kilkanaście ukochanych książek oraz gitara akustyczna MSA CW 170. Rozkręcałam się, śpiewając kolejne utwory moich ukochanych zespołów. I wtedy wszedł jakiś wilk, którego kojarzyłam z mojej byłej watahy. Zamilkłam, ale i tak wiedziałam, że słyszał mój śpiew...
 - Nie przeszkadzam? - Zapytał, przekraczając próg jaskini.
 - Nie, mam nadzieję, że nic nie słyszałeś... - Wyszeptałam, ściszając muzykę.
 - Nie dało się nie usłyszeć. Zarówno twojego głosu, jak i muzyki w tle. 
 - Zawsze lubiłam słuchać jej głośno... i śpiewać głośno. Wybacz. To, z czym do mnie przychodzisz?
 - Z niczym konkretnym. Usłyszałem, że dołączyła jakaś czarno - biała wadera z zieloną grzywką i ogonem, która należała do mojej byłej watahy.
 - Czekaj, czekaj... To ty jesteś tym wygnanym sprzed pół roku? - Zapytałam.
 - Tak. Mam na imię Flash.
- Lost In Dreams, miło poznać. - Uśmiechnęłam się, modląc się w duchu, by już sobie poszedł.
 - Ciebie również. Chciałem powiedzieć, że zawsze możesz mieć we mnie oparcie, gdyby coś się stało. W końcu jedziemy na tym samym wózku. 
 - Dzięki, będę o tym pamiętała. - Odparłam.
 - Do zobaczenia. - Powiedział wilk i wyszedł z jaskini. Postanowiłam założyć słuchawki i wyjść pozwiedzać ośnieżone tereny. Niestety, na moje nieszczęście, niecałe sto metrów dalej, spotkałam jakąś wilczycę.

< Wilczyco? >

Od Silence'a - C.D. Lost In Dreams ''Biała kartka''


Nie pamiętam po co podszedłem do grupy basiorów z watahy. Nie wiem czemu po prostu ich nie ominąłem. Mogłem to zrobić i mieć święty spokój. A teraz muszę się włóczyć po nieprzyjaznych terenach. Fakt, na obszarze watahy byliśmy w miarę bezpieczni, ale poza nią... Wolałem tego nie sprawdzać. 
- Hej... żyjesz ty tam?! - Zawołała wyraźnie poirytowana wadera.
- Nie, zdechłem. I teraz gniję w środku. - Odpowiedziałem... 
- Mógłbyś być trochę milszy! - Usłyszałem poplątane głosy moich znajomych... 
- Nie ufam nowym. A wy dobrze o tym wiecie. - Zwróciłem się w stronę wadery. - Jeśli chcesz to chodź. 
Po tych słowach powoli ruszyłem w drogę. Z mojego pyska zaczęła kapać czarna ciecz... "Zły" ja zaczynał dobijać się do głosu. Szedłem średnim tempem co chwilę wypluwając czarną jak smołą ślinę. Patrzyłem się przed siebie... i szukałem miejsca, na którym można by skupić uwagę mojego alter ego. Co ciekawe przy Dilettcie siedział cicho... nie dawał znaku życia. A tu proszę jaka niespodzianka. 
- Ej, odpowiesz mi w końcu?! - Z przemyśleń kolejny raz wyrwał mnie znerwicowany ton wadery. 
- Wybacz, nie słuchałem cię. Jakie było pytanie? 
- Jak się tu znalazłeś... wcześniejszych też nie słyszałeś, prawda? 
- Ta...
- To w skrócie; Żywioły, moce, zainteresowania... może teraz mi coś powiesz. 
- Dobrze. Moimi żywiołami są Mrok i Lód, no i Elektryczność, jak każdego wilka tutaj. Jeśli chodzi o moce to mam ich sporo. Między innymi telepatię, zamrożenie dotykiem, bezszelestny chód... tego typu. Pochodzę z innego świata, z państwa zwanego Kanadą. A jeśli chodzi o moją historię... cóż, zanim ją poznasz to minie trochę czasu. Chyba, że opowie Ci ją ktoś inny. 
- Dobrze. Chcesz coś o mnie wiedzieć? 
- Nie jestem ciekawski, nie ufam nowym. Dowiem się o tobie tego co będę chciał na swój sposób i w swoim czasie. 
Wadera w odpowiedzi spojrzała na mnie podejrzliwie. Od razu urwałem kontakt wzrokowy.
- *Nie dowiesz się o mnie... nie tak łatwo moja droga.* - Wydusiłem w myślach stając pod wodospadem. 
- Tam jest jaskinia, którą jesteś zainteresowana. - Powiedziałem wskazując łapą wejście do owej jaskini. - Masz do mnie jeszcze jakąś sprawę? 

< Lost? >

Od Dividend - C.D. Fidella ''Moja nie do końca znana nawet dla mnie historia''


Patrząc na wilka i uśmiechając się, również się przedstawiłam:
- Cześć. Miło mi cię poznać. Jestem Dividend. Możesz mówić mi Divi.
- Em... Przepraszam... Ale czy mogłabyś mnie zaprowadzić do... Nie wiem... Tak... w ogóle... Jesteś w jakiejś Watasze? 
- Mhm. Watasze Krwawego Wzgórza... Ale to już chyba bardziej Wataha Elektryczności... Zresztą... Sama nie wiem... Zmiany zaszły szybko... Ech... Nowe otoczenie...
Prawie wszędzie śnieg. Udało mi się znaleźć ten lasek, więc do niego przychodzę...
- Hm... A... Wróćmy do poprzedniego pytania: czy możesz zaprowadzić mnie do alf? Do dowódcy? Ech... Do kogoś, kto rządzi tą Watahą?
- Tak, pewnie. Czemu nie? Muszę cię jednak ostrzec. Jest bardzo zimno... Jesteś odporny na chłód? Ja tak... Ja tak trochę...
- Em... Mogę spróbować... Chyba dam radę!
- No to dobrze. - mówiąc to, mrugnęłam do nowo poznanego przyjaciela. Ten uśmiechnął się i ruszyliśmy na przód. Po chwili zaczął sypać mały śnieżek. Złapałam jeden płatek śniegu na język.
- Ej! Zimne! - powiedziałam śmiejąc się i patrząc na wilka.
- Heh... Możemy ruszać?
- Spieszy ci się? - zapytałam zaskoczona.
- Em... Chcę jak najszybciej tu dołączyć... - Rzekł. Kłamał? Myślę, że nie... Ale...?
- Dobrze, chodźmy, skoro chcesz załatwić to jak najszybciej.
Po chwili z małego śnieżku nie zostało nic. Jednak... Burza (wcale nie śnieżna) zaczęła uderzać piorunami... 
- O boże... - szepnęłam. - Lubiłam burzę... ale kiedy oglądałam ją w jaskini...
Tak zaczęliśmy szybko biec do jaskini alf.
- Nie wejdziesz ze mną?! - zapytał wilk na wpół krzycząc.
- Nie mogę! - krzyknęłam. - Idź sam!

***Po wyjściu wilka z jaskini***

- Teraz szybko! Chodźmy do mojej jaskini! - zawołałam.
Biegliśmy ile sił w łapach. Po chwili słuchaliśmy burzy z mojej jaskini i zaczęliśmy się lepiej poznawać.. 

<Fidello? Dokończ, bardzo proszę>

Od Lost In Dreams - C.D. Zoryi ''Biała kartka''

Poprzednie opowiadanie

 - A ty zapamiętałeś z jej wyglądu tylko kolor futra i grzywkę... - Zaśmiał się szary wilk, który wcześniej pytał Zoryę o moje imię. Chyba nazywał się Zack. Bardzo zdziwił mnie fakt, że potrafi on zachować pogodę ducha nawet po takich przykrych wydarzeniach.
 - A co więcej miał zapamiętać? - Zapytałam, nieco zła na nowo poznanego, szarego wilka. Całe basiory, tylko wygląd się dla nich liczy.
 - Nie wiem, tatuaż na przykład. - Odpowiedział. - Trzeba mieć dużo odwagi, aby go sobie zrobić. - Dodał, uśmiechając się.
 - Dlatego ty ich nie masz. - Uśmiechnęłam się, zadowolona, że pozbawiłam wilka tej pewności siebie. Wszystkie towarzyszące mu postaci zaczęły się śmiać, podczas gdy rzekomy Zack zawstydził się nie na żarty.
 - To mu pokazałaś! Brawo! - Zaśmiał się brązowy wilk, będący chyba jego bratem. Dobra, czas się przyjrzeć im oczom. Brązowy i szary są dzielni, niezależni, mają genialne poczucie humoru, są podrywaczami i kochają walczyć, jednak czasem są trochę dziecinni. To bracia. Czarny wilk jest bardzo zamknięty, tylko tyle wyczytałam, ponieważ podobnie jak Zorya, unika mojego spojrzenia. Ostatni wilk nie miał skomplikowanego charakteru. Miły i lojalny, lubiący zabawę. - Jestem Angeal. - Dodał.
 - A ja Zack. - Odpowiedział szary wilk, znów pewniejszy siebie.
 - Ja jestem Jason. - Uśmiechnął się czarno - brązowy wilk.
 - Silence. - Mruknął czarny basior.
 - Moje imię już znasz. - Rzekł Zorya.
 - Miło was poznać. - Odpowiedziałam, mając już dość tej rozmowy. Poznawanie nowych wilków było fajne, ale przyjaźń z nimi? Oni wszyscy są tacy sami, tacy... nieważne. - Dziękuję za miłe powitanie, ale będę musiała już się zbierać. Czy któryś z was może mi pokazać drogę do jaskini ukrytej za Krwawym Wodospadem? Chodzi mi o tą z wyższych partii, tej górskiej. Może ty, Silence?

< Silence? Co ty na to? Chcesz popisać? >

niedziela, 21 czerwca 2015

Universe odchodzi z watahy!

Universe odchodzi.
~
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Piastowane stanowiska: Szamanka
Data dołączenia: 14 czerwiec 2015
Data odejścia: 21 czerwiec 2015
Imię partnera: Brak
Ilość szans na powrót: Dwie
KLIKNIJ, ABY ZOBACZYĆ PEŁNY PROFIL
~
Żegnaj!

Brokenheart odchodzi z watahy!

Brokenheart odchodzi.
~
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Piastowane stanowiska: Przywódczyni polowań
Data dołączenia: 31 maj 2015
Data odejścia: 21 czerwiec 2015
Imię partnera: Brak
Ilość szans na powrót: Dwie
KLIKNIJ, ABY ZOBACZYĆ PEŁNY PROFIL
~
Żegnaj!

Jorel odchodzi z watahy!

Jorel odchodzi.
~
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Piastowane stanowiska: Trener
Data dołączenia: 10 kwiecień 2015
Data odejścia: 21 czerwiec 2015
Imię partnera: Brak
Ilość szans na powrót: Dwie
KLIKNIJ, ABY ZOBACZYĆ PEŁNY PROFIL
~
Żegnaj!

Od Zoryi - C.D. Lost In Dreams ''Biała kartka''


Wadera wydała mi się nieco dziwna... i nie chodzi mi wcale o jej wygląd lecz o odpowiedź na moje pytanie: "Kartki i słów..."? 
Szedłem przed waderą. Podczas naszej krótkiej rozmowy dotarło do mnie, że wilczyca przez cały czas próbowała spojrzeć mi w oczy... .
* Co to, to nie..." * pomyślałem i przyśpieszyłem.
W sumie to sam nie do końca wiem dlaczego jej na to nie pozwolę... . Od czasu "przejścia w inny wymiar" dziwnie się czuję.
Zaprowadziłem waderę do pseudo jaskini Star.
- Przyprowadziłem do ciebie obcą waderę - rzekłem zaraz po wejściu bez większych zahamowań.
Star spojrzała najpierw na Lost, a później na mnie.
- Bywaj. - Rzuciłem w stronę nowej znajomej i wyszedłem. 
Nie było nawet dokąd pójść. Tutejsze tereny zdają się być nieprzyjazne dla samotnych dusz. Szedłem przed siebie, ostrożnie stawiając każdy krok. Po pewnym czasie spotkałem grupkę basiorów: Jason'a, Angeal'a, Zack'a i Silence'a. Bez większego zastanowienia podszedłem do nich. Wszystkie spojrzenia spadły na moją osobę.
- Byłeś u Star... stało się coś? - spytał Silence.
- Wątpię. Nawet gdyby coś się stało to próbowałby to załatwić na własną łapę. - Wtrącił Angeal.
- To po co u niej byłeś? - rzekł Jason.
- Przyprowadziłem nową waderę - odpowiedziałem szybko.
- Dlaczego mnie nie dziwi, że to była akurat wadera? - zaśmiał się Zack.
Pomimo panującej wokół beznadziei wszyscy się uśmiechnęli.
- Jak wyglądała? - spytał nagle Angeal.
- Czego tu szukała? - wtrącił Silence.
- Powiedziała jak ma na imię? - dodał Zack.
On jeden zdawał mi się najbardziej zainteresowany samą waderą, albo może po prostu źle odczytałem jego zachowanie. Stałem zamyślony, całkiem zapomniałem o zadanych przed sekundą pytaniach.
- No powiedz coś - ponaglił Jason, wyrywając mnie z zadumy.
- Nie wiem, nie przyglądałem się jej. Z tego co zdążyłem zauważyć to, to że miała zielony ogon i grzywkę... a reszta była chyba czarno-biała. Właściwie to nie za bardzo wiem, o co jej chodziło...
- No a imię? - spytał zniecierpliwiony Zack.
- Lost In Dreams - usłyszałem za plecami.

<Lost? I co dalej? ;3>

Od Gustawa - Poszukiwania zakończone

Kiedy moce moje i Patton'a znów były zdatne do użytkowania, natychmiast teleportowałem nas do mojej partnerki, Ginewry. Zastaliśmy ją leżącą w śniegu, z wielką, zakażoną raną ciętą na brzuchu, z której wypływały jej wnętrzności, a przy każdym ruchu lała się krew.
 - Znalazłeś... mnie. - Wyszeptała resztką sił.
 - Spokojnie, kochanie, będzie dobrze... - Powiedziałem łamiącym się głosem, wycierając jej zapłakane policzki. - Będzie dobrze.
 - Nie... Czuję, jak dusza ze mnie... khe... ulatuje.
Patton rozpalił ogień, który miał za zadanie ogrzać ciało wilczycy.
 - Ginewro, kto ci to zrobił? - Zapytałem, roniąc łzę.
 - On... był taki... wielki... bezlitosny... nie miałam szans... 
 - Znajdę go. Obiecuję. - Powiedziałem, czując że coś zatyka moją gardziel. Urosła mi wielka gula, nie wytrzymałem i puściłem łzy. Dotknąłem delikatnie jej ciała i użyłem całej swojej energii, by ją uleczyć. Osunąłem się na ziemię.
 - Czemu to zrobiłeś?! - Wykrzyknęła.
 - Nie umiałem na to dłużej patrzeć... Tak cierpiałaś... A ja przeżyję.
 - Gustaw, takie jest moje przeznaczenie. Muszę cierpieć. Twoje zaklęcie nic nie da.
 - Ona ma rację. - Usłyszałem tuż za plecami, czując na karku lodowaty oddech.
 - Dervish... Twoje imię było wyryte na ciałach moich pobratymców.
 - No proszę, jaki spostrzegawczy... Zmieniając jednak temat, nie zdołasz jej uratować. To ja steruję twoim losem. Twoja partnerka z każdym dniem słabnie, z wolna gaśnie. Kiedy lekko dmuchnę, ogień straci blask. Wtedy na miejscu jej śmierci powstanie ogród, po którym będzie krążył jej duch. A ty będziesz jego obrońcą, do końca życia wiernym. - To mówiąc, rozpłynął się w powietrzu.
Byłem oszołomiony tym, co się stało. Nie wiedziałem, co robić. Podobnie jak Ginewra i Patton. Kiedy odzyskałem siły, po prostu wróciliśmy do watahy. Wziąłem sobie słowa Dervish'a do serca, chciałem te ostatnie dni spędzić z Ginewrą jak najlepiej. Star objęła oficjalnie przywództwo nad watahą, a pomagał jej w tym nowy przyjaciel watahy, Flash.

Od Wintry'ego - C.D. Pavony ''Zapomniane słowa, czyli jak tu dotarłam?''

Pavona odchrząknęła i chwilę potrwała w bezruchu, pewnie, by przypomnieć sobie słowa piosenki. Spoglądnęła na mnie, więc postarałem się uśmiechnąć, jednak prędzej wyglądało to jakbym próbował warczeć. Odwróciłem się od niej czekając na piosenkę . Ciut się pilnowałem, żeby znów nie rzucić jakimś głupim tekstem. Popatrzyłem się przez bark. Samica lekko zdziwiona patrzyła na mnie wąskimi oczami.
- No ten... Możesz już śpiewać. - wykrztusiłem.
- Dobra, tylko nie wybuchnij napadem niekontrolowanego śmiechu, bo będzie kiepsko. - żartobliwie ostrzegła. 

W plecy wieje wiatr.
Serce katuje mróz.
Życie dało ci w kość.
Wszystkiego masz już dość.

Strach pochłania cie.
Koniec chowania się.
Stań oko w oko z nim.
Później nie będzie z kim.

Ja wierzę, że uda się nam!
Ja wierzę, że może być pięknie tam! 
Ja wierzę jeszcze w marzenia!
Dawaj, nie mamy nic do stracenia! 

I chociaż nie mamy już o co.
I chociaż już brak nam sił.
Już nie ma pytania "po co?".
Walczmy dla wolności chwil!

Chwyć swoją mroźną broń.
Pogalopuj ze mną jak koń.
Poczuj tą przyjemną toń.
Pewnie już on tam czeka, wystarczy go znaleźć.

Ja wierzę, że uda się nam!
Ja wierzę, że może być pięknie tam! 
Ja wierzę jeszcze w marzenia!
Dawaj, nie mamy nic do stracenia! 

Na dłuższą chwilę zaniemówiłem. Stałem z szeroko rozwartym pyskiem, a Pavona mierzyła mnie wzrokiem. Ogarnęło mnie takie zadziwienie, że aż nie potrafiłem się wysłowić.
- Coś nie tak? - zapytała niepewna mojego zachowania.
- Nie, ładnie śpiewasz, tylko... Skąd do czorta znasz tą piosenkę?
- Kiedyś moje siostry wymyśliły.
- Ale... Ale jak? Przecież to też śpiewały wilczki gdy był bunt, obalili Alfę, i tak dalej, i tak dalej.
- Coś sugerujesz?
- Raczej nie.
- Wiesz, ja już idę spać. Jestem zmęczona. - chyba równie zdziwiona co ja postanowiła dać sobie spokój z dalszą rozmową.
- Ja jeszcze tu posiedzę. - wypowiedziałem wpół do siebie.
Spojrzałem na wyrwę w drzewie, po czym wyszedłem. Pavona spojrzała na mnie jednym okiem jednak nic nie powiedziała tylko zamknęła ślepia. Nieopodal spostrzegłem jakiegoś wilka. Powoli zacząłem się skradać. Gdy byłem blisko basior nienawistnie zmierzył mnie wzrokiem. Wyszczerzył się, po czym ruszył w stronę drzewa. Ja wzleciałem i go złapałem. Nie zdążyłem odpowiednio go odwrócić, więc ugryzł mnie w łapę. Puściłem ów wilka jednak nie dałem za wygraną. Zapikowałem i uderzyłem w basiora. Pavona wybiegła ze schronienia. Zamrugała z niedowierzaniem i podbiegła.

Flash - profil wilka

Imię: Flash (czyt. flasz / ang. błysk)
Płeć: Samiec
Wiek: 9 lat, nieśmiertelny
Hierarchia: Alfa
Kierunek: Koliber
StanowiskoSamiec Alfa, Wyrocznia
Typ: Zwykły
Rasa: Wilk Snów
Głos: Slipknot [Corey Taylor]
***
Cechy charakteru: Wilka ewidentnie owiewa jakaś głębsza tajemnica, niby jest otwarty i chętny do rozmów, a jednak nie mówi wiele na swój temat. Ciekawe tylko dlaczego? Może wstydzi się swojej przeszłości, skoro jest wygnańcem? Może ma to związek z jego byłą watahą? Może w rzeczywistości to szpieg, który chce unicestwić nowo przybyłą watahę, póki jest ona słaba i nie orientuje się w nowym, nieznanym świecie? Spójrz w jego oczy, zamień parę słów i odpowiedz sobie sam. W oczach innych wilków póki co jest miły i uczynny, ale jeden zły ruch i jego ciało zostanie złożone do grobu, zaraz po tym, jak zmasakrują je wilki z watahy. To odmieniec, pierwszy prawdziwie magiczny wilk [bo pochodzący z magicznej krainy, Ziemi Wojny], którego spotkała ta wataha. Nikt nie wie o nim zbyt dużo, za to on o wszystkich wie dość sporo. Musi mieć złożony umysł, żeby móc zapamiętać tyle informacji i nie pomylić ich. Jest to wilk honorowy, dotrzymujący słowa i bardzo hojny, potrafi bezinteresownie pomóc w potrzebie. Jest dobrym opiekunem i nauczycielem, umie sobie radzić w wielu sytuacjach, mężny, dzielny i odważny. Póki co wiadomo o nim  tylko tyle, miejmy nadzieję, że pokaże jakieś inne cechy swojej osobowości.
Cechy fizyczne: Skoczność to zdecydowanie największy atut Flash'a - potrafi on niesamowicie skakać zarówno wzwyż jak i w dal, potrafi dobrze ocenić odległość od przeskakiwanego obiektu, jego wysokość i szerokość oraz szybkość z jaką będzie musiał się rozpędzić i siłę jego skoku. Jest sprawny w biegach i walce, odporny na niskie i wysokie temperatury, generalnie sprawny fizycznie. Niestety, przez swoje żywioły, którymi są ogień i elektryczność, woda jest dla niego szkodliwa [ale nawet pomijając ten fakt, nie przepada za nią] i nie umie pływać. Nie potrafi też latać, wystarczą mu parometrowe, wysokie skoki. 
Znak szczególny: Jasnoszare przebarwienia na ciemnoszarym futrze wilka to jego jedyny znak szczególny, poza przepięknymi oczami.
Słaby punkt: Oko i blizna przechodząca przez nie
Boi się: Samotności, że wataha go odrzuci
Waga: 53 kilogramy
Wzrost: 88 centymetrów
Najlepsi przyjaciele: Póki co tylko Star
Pochodzenie: Ziemia Wojny [Wataha Głuchej Pustyni]
Lubi: Treningi, samotne spacery, polowania, ciszę i spokój, otwarte przestrzenie, walkę
Nie lubi: Lenistwa, tłoku, hałasu, zamkniętych przestrzeni, nudy
***
Żywioł: Elektryczność, Ogień, Magia
Moce: [20/25] Telepatia, podpalanie, miotacz ognia, pomocniczy sobowtór, unieruchomienie przeciwnika, super szybkość, strzelanie piorunami, przyzywanie błyskawic, paraliż, czerpanie energii z wyładowań elektrycznych, pozostawianie palących śladów, zianie ogniem, ogniste kule, odporność na ogień, zamiana wody w lawę, telekineza, teleportacja, metamorfoza, tworzenie portali, możliwość zdematerializowania się
Partner/ka: Star
RodziceReventu i Lintu [Wataha Głuchej Pustyni]
PotomstwoGorsh i Crazy Lightning
Inna rodzina: Diesel - szwagier
***
Data dołączenia: 21 czerwiec 2015
Data urodzenia: 8 sierpień
Upomnienia: 0/3
Krwawe Pioruny: 7.350.000
★★★★★★★★★★
Zdobyte osiągnięcia: #1 #2 #3 
Poziom: 55
PD: | Ogólnie: 5500 | Wykorzystano: 3900 | Zostało: 100
Umiejętności: | Walka: 1350 | Instynkt: 1350 | Umysł: 1350 | Polowanie: 1350 |
Jaskinia: numer 3
Ekwipunek: Wilczy Nieśmiertelnik
Torba: Brak
Bronie: Brak
Zbroja: Brak
Smok: Brak
Towarzysz: Brak
HistoriaCo by tu dużo opowiadać? Urodziłem się w Watasze Głuchej Pustyni, jako syn potężnej czarodziejki i wspaniałego wojownika, w moim dzieciństwie niczego mi nie zabrakło, było normalne, bez żadnych ckliwych historii. Sprzeciwiłem się niestety alfie, przez co w wieku półtora roku, zostałem wygnany z watahy. Wędrując bez celu po Ziemi Wojny, odnalazłem tajemniczego guślarza. Powiedział, że jestem wybrany i pomogę nowej watasze spełnić przepowiednię, która mówiła, że błyskawice zawładną Ziemią Wojny. Dopiero teraz zaczynam rozumieć tę przepowiednię - mam poprowadzić Watahę Krwawego Wzgórza do zwycięstwa. Wracając, zamieszkałem u starego, poczciwego guślarza. Po około czterech miesiącach, otworzył on portal, który miał mnie zaprowadzić do ich świata. Niestety, nie udało się i straciłem przytomność. Podczas mojej ''drzemki'' Wataha Górskiego Potoku sterroryzowała Krwawe Wzgórze i przeniosła jego tereny do naszego świata. Dopiero wtedy portal zadziałał i trafiłem tu. 
Kontakt z właścicielem wilka: | Howrse: KJK | e-mail: KJKwilk@gmail.com |

Ostatnia aktualizacja: 25.03.2016