Z uwagą wpatrywałam się w nieprzerwany nurt rzeczny, kojarzący mi się z myślami, przewijającymi się w mojej głowie. Płynęły tak samo nieustannie, co powodowało coraz więcej zmartwień. Nie mogłam porównać ich do myśli, które chodziły teraz po mojej głowie, aczkolwiek były podobne. Westchnęłam ciężko i uderzyłam w wodną toń, jakby chcąc powstrzymać myśli. Wiedziałam, że i tak mi się to nie uda, ale zawsze warto spróbować.
Uniosłam wzrok ponad wzgórza, widniejące na horyzoncie. Słońce chowała się coraz bardziej z sekundy na sekundę, aby jutro na nowo wzejść. Uwielbiałam późne popołudnie, a szczególnie o tej porze roku. Delikatny wietrzyk pieścił moje ciało, a słońce z chęcią obdarowywało mnie swoimi promieniami, jakby chcąc przekazać właśnie mnie, tą ostatnią cząstkę ciepła na dziś. Coś podkusiło mnie, aby iść w kierunku słońca. Tak też zrobiłam, w końcu co mogło się stać?
Stawiałam powoli kroki na trawie, która budziła się do życia. Uwielbiałam tę miękkość, jaką doznawały moje poduszki na łapach. W oddali słyszałam śpiew ptaków, nawet kilka z nich szybowało na niebie pokrytym niebieską płachtą. Towarzyszami ptaków były obłoki, sunące nieśmiało za słońcem, a może oddalające się od niego. Nie byłam w stanie tego stwierdzić.
Wkrótce ciepło zostało zastąpione przez lodową górę, na którą się wspinałam. Na jednej z półek skalnych dostrzegłam coś błyszczące na samym szczycie. Niezwykle mnie to zaciekawiło, więc wspinałam się z coraz większa ochotą, a moja ciekawość wzrastała z minuty na minutę.
Zaspana wpatrywałam się w zjawisko, które przyciągnęło moją uwagę. Z przerażeniem wpatrywałam się w czarną ciesz - przypominająca w konsystencji smołę - która sunęła w stronę kamiennej płyty. Jakiś wewnętrzny głosik, kazał mi się wycofać, jednak go zignorowałam. Powolnym krokiem szłam w stronę... nagrobka.
Zimny śnieg został zastąpiony przez czarną ciecz, która wprost paliła moje łapy żywym ogniem. Byłam zbyt zafascynowana tym co zobaczyłam, aby się odsunąć. Maź pokryła cały nagrobek, ukrywając przede mną litery. Starłam ciecz wierzchem łapy.
- Mirk. - przeczytałam cicho. Dotknęłam niepewnie napisu, czując pod palcami wgłębiania w kamieniu, układające się w te słowo. Smoła nagle zaczęła wnikać w nagrobek, a napis rozbłysł bladym światłem, za sobą usłyszałam cichy śmiech.
Odwróciłam szybko głowę i automatycznie cofnęłam się kilka kroków w tył.
- Dziękuje ci, Yuki Shiroi. - przemówiła do mnie Shi. Skierowała swój wzrok na nagrobek. Naprzeciw płyty zaczęła materializować się jakaś postać.
Widziałam wilka. Cały czarny, a jego ślepia świeciły czerwonym blaskiem. Zza jego uszów wyrastały poskręcane rogi. Łeb miał oparty o nagrobek, zaś sam wpatrywał się w swoje odbicie. Przeskanował wzrokiem moją postać, a ja czułam, że moje serce niebezpiecznie przyśpiesza. Kiedy dostrzegł Shi, szepnął:
- Diniti.
Odsunął się od kamiennej płyty i ruszył w jej kierunku. Za sobą zostawiał ślad zrobiony ze smoły. Zupełnie jakby gubił fragmenty własnego ciała. Musnął policzek owej wadery i uśmiechnął się lekko.
- Wiedziałem, że po mnie wrócisz. Skończymy to, co zaczęliśmy. - szepnął. Rozbłysło oślepiające światło. Zanim moje oczy odzyskały ostrość widzenia, Diniti i Mirk, gdzieś zniknęli. Wiedziałam, co muszę zrobić. Popędziłam przed siebie.
< Patton, a może Gustaw - dokończysz? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!