niedziela, 22 marca 2015

Od Silence'a - Przedsionek piekła

Wszedłem do jaskini i upadłem. Cały grzbiet miałem pocięty, a pysk poobijany. Kilka kopnięć w brzuch też dawało swój efekt. Doczołgałem się do posłania... po czym zasnąłem. Ale może zacznę od początku... 
***
Wstałem jak co dzień... no może nie do końca. Zazwyczaj wstaję w przedziale od 6 do 8... teraz była 11. Wstałem, ale z wielkim trudem. Nie chciało mi się ruszać dupy z posłania, a co dopiero z jaskini. 
- *Będę musiał sobie powiesić tytoń bliżej posłania.* - Mówiłem do siebie w myślach, krusząc suchy liść. Wyszedłem przed jaskinię i odpaliłem moją "fajkę". Słońce było już prawie "na szczycie nieba ". Wiatr delikatnie zawiał, poruszając moją sierść i przy okazji zawiewając cały dym do mojej jaskini. Odwróciłem się, a moją uwagę od razu przykuła torba wisząca na haku. W środku było kilkanaście dyktafonów... Eh, cudowne wspomnienia. I tak najprzyjemniejsze wspomnienie to moment wyciągania sobie kawałka metalu, który wbił mi się w bok... Wiem, jestem dziwny, ale co zrobić. Jestem wilkiem, który robi wiele rzeczy spontanicznie... albo przypadkowo. Nie widziałem, że przyciskam jakiś liść do zewnętrznej ściany mojej jaskini. Gdy się spostrzegłem, odciągnąłem go, a ten pozostawił zieloną plamę... Po chwili cała moja jaskinia była w zielone znaki, które tylko ja potrafię odczytać... Głupi spontan. Odsunąłem się i podziwiałem moje dzieło... Powiem szczerze, że brakowało mi tułaczki. W jednej chwili postawiłem uszy i odwróciłem się za siebie. Piękny krajobraz ukazujący granice watahy. Tak bardzo prosił o odkrycie go w całości. Bez większego zastanowienia wszedłem do jaskini, zdjąłem torbę i wyjąłem z niej wszystkie dyktafony, a wrzuciłem trochę wody, nóż, wcześniej przygotowany zapas jedzenia i oczywiście tytoń. Na szyję zawiesiłem sobie prowizoryczne krzesiwo. Powolnym krokiem wyszedłem z jaskini i udałem się w stronę granicy terenów watahy. Już miałem ją przekroczyć... ale niestety nie było mi to dane. 
- Silence! - Usłyszałem za sobą głos bety, a po chwili zobaczyłem samego Pattona 
- Czego? 
- Wybierasz się gdzieś? 
- Tak, może tym razem nie wrócę z wyprawy. 
- Naprawdę tego chcesz? Nie chcesz wrócić do watahy? 
- Nie chcę wrócić do życia. Masz jakiś powód, aby mnie zatrzymywać? Bo jeśli nie, to idę.
- Nie... nie powinienem mieć żadnego powodu. 
- W takim razie żegnam, chyba, że chcesz iść ze mną... - Było to pytanie retoryczne... nie chciałem narażać Bety na jakiekolwiek niebezpieczeństwa. Bądźmy szczerzy, jeśli wróciłby sam, nic by nie powiedzieli, ale gdybym ja wrócił bez niego, dostałbym kilka ostrych słów. 

< Patton? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!