czwartek, 26 stycznia 2017

Od Lost In Dreams - C.D. Corsair'a ''Do starych, lepszych dni''


Rozejrzałam się po otaczającym mnie świecie - szczerze, to niewiele się zmieniło. Może było trochę zieleniej, tereny nie nosiły jeszcze blizn, jednak jedna rzecz zdecydowanie się zmieniła: wszędzie było słychać głosy wilków: rozmowy wszelkiej maści, zarówno wesołe, jak i smutne lub groźne rozlegały się po całej watasze. Nie cieszyło mnie to zbytnio, ze względu na to, że nie lubię tłumów, a poza tym oznaczało to dla nas utrudnienie. Corsair zauważył to samo i od razu postanowił dowiedzieć się na ten temat czegoś więcej.
 - Przeniosłem się do czasów świetności watahy, powiedz mi, ile może mieć aktualnie członków? - Zapytał, kierując spojrzenie na samicę beta.
 - Na pewno ponad 100 osobników, najwyżej jakieś 160 - Odpowiedziała, na co wraz z Corsair'em stanęliśmy jak wryci: aktualnie Wataha Krwawego Wzgórza jest pięciokrotnie mniejsza. Wędrówki i wojny zebrały krwawe żniwo, odeszło mnóstwo wilków. A Makka była bierną obserwatorką tego wszystkiego, nie mogła zrobić nic, jedynie patrzeć jak inne wilki odchodzą bezpowrotnie, jak opuszczają ją przyjaciele i rodzina, jedno po drugim. Teraz ma tylko Patton'a. W pewnym momencie dłuższego patrzenia na Makkę spostrzegłam coś bardzo, ale to bardzo dziwnego. Końcówki jej niebieskich włosów zabarwiły się na piękny, zielony kolor.
 - Makka, zrobiłaś coś z włosami? - Zapytałam, przyglądając jej się uważnie i zapominając o wszystkich tych złych rzeczach, o których przed chwilą rozmyślałam. 
 - Nie - Samica popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. - Dlaczego pytasz?
 - Bo są po części zielone - Zauważył Corsair. - To może być nieznany mi efekt uboczny podróży w czasie. Wilk całe życie uczy się nowych rzeczy, chociaż myśli, że robił już coś tyle razy, że wie o tym wszystko.
 - Szczerze to chrzanię te włosy - Uśmiechnęła się. - Musimy póki co znaleźć jakieś spokojne, nieprzebyte ścieżki. - A biorąc pod uwagę fakt, że praktycznie wszędzie się ktoś kręci, ja poprowadzę. Bardzo dobrze znałam Ginewrę i często chodziłam razem z nią na spacery, a że ona raczej unikała innych wilków, znam wiele tego typu dróg. 
 - Wzięcie ciebie to była najlepsza decyzja, jaką mogłem podjąć - Rzekł Corsair.
Przysłuchiwałam się wymianie zdań podziwiając tereny, które wyglądały o wiele lepiej, niż aktualnie. Wszędzie było tak jasno, świeciło słońce, a cały świat nie był spowity szarą, smutną mgłą. Szczerze mówiąc, wyglądałyby wiele lepiej zapewne dla większości wilków. Mimo wszystko, polubiłam nasze aktualne, bardziej mroczne i smutne terytorium, jednak ujrzenie stanu watahy sprzed wielu ciężkich walk było naprawdę dobrym doświadczeniem, które jedynie wzbudzało moją ciekawość.
 - Tak właściwie, to gdzie powinniśmy iść najpierw? - Zapytałam.
 - Też się zastanawiam - Dodała Makka i obie spojrzałyśmy na Corsair'a.
 - Gdziekolwiek - Uśmiechnął się lekko wilk. - Nie mieliśmy określonego celu w postaci miejsca, chcieliśmy raczej dowiedzieć się czegoś o watasze z tych czasów. Makka, podejrzewam, że póki co ty powinnaś prowadzić naszą ekipę.
Samica Beta pokiwała głową i ruszyła, a ja i granatowy wilk udaliśmy się w ślad za nią. Uważnie jej się przyglądałam, mając wrażenie, że na jej futrze osadza się jakiś magiczny pyłek, czy coś w tym rodzaju.
 - Też to widzisz? - Spytałam Corsair'a.
 - Tak - Mruknął. - Bardzo dziwne, nic mi nie wiadomo o takich skutkach ubocznych...
 - Może to nie skutki uboczne? - Rzekłam.
 - To niby co? - Wilk uniósł brew.
 - Sama nie wiem - Westchnęłam.

< Makka? Takie z dupy, zero weny >

niedziela, 22 stycznia 2017

Od Crow's Cry'a - C.D. Mortimera "Rozmowa z Wyrocznią Delficką i mój powrót do watahy narodzin"


- Jestem Mortimer i chcę z tobą porozmawiać.

Znów zagłębiałem się we własnych myślach. Normalnie Alfa nie miałby możliwości filozofowania nie posiadając odpowiedniej ilości strażników na terenach swojej watahy, jednak miałem w swoich szeregach Patton'a, wilka, który z niezwykłą szybkością przemieszczał się po terenach, wypatrując ewentualnego zagrożenia. Wiedziałem, że jeśli będzie działo się coś złego, albo poradzi sobie z tym, albo wyśle telepatyczną prośbę o wsparcie. Ufałem mu w pełni. Jednak oponentowi, który stanął w wejściu już niezbyt. Czarny wilk patrzył na mnie chłodno, a ja nie będąc mu dłużnym, spytałem:
 - O co chodzi?
 - Należałem kiedyś do tej watahy i po kilku latach postanowiłem wrócić - Oznajmił.
 - I dlaczego mam pozwolić ci wrócić? - Posłałem w stronę basiora podejrzliwe spojrzenie i ruszyłem się z miejsca, okrążając delikwenta. - Pozostawiłeś swoją watahę na kilka lat i teraz niczym syn marnotrawny myślisz, że przyjmą cię ponownie ot tak po prostu? 
 - Tak, ponieważ wasza sytuacja nie jest zbyt ciekawa - Mruknął. - Chyba nie postawisz na szali dumy ponad życie innych wilków?
 - Masz wielkie ego, skoro uważasz, że dzięki tobie nie dojdzie do śmierci innych w razie ewentualnego zagrożenia. Być może znasz liczebność naszej społeczności, bo pewnie jakiś czas już tu jesteś, jednak nie masz pojęcia o ich zdolnościach. Nie możesz więc mówić, że bez ciebie sobie nie poradzimy. Nie jestem aż tak zdesperowany, by przyjmować cię z powodu naszej takiej a nie innej sytuacji. Jednak jestem w stanie zrozumieć, że uznałeś odejście za błąd i chcesz wrócić. Jaki był powód twojego odejścia?
 - Miałem wyrzuty sumienia i chciałem zachować chociaż resztkę swojego honoru.
 - A straciłeś takowy, ponieważ?
 - Uważam, że to zbyt prywatna sprawa - Wymamrotał.
 - Czyżby? - Uniosłem jedną brew. - Mając sekrety, nie możesz ubiegać się o członkostwo w watasze i powinieneś zdawać sobie z tego sprawę jeszcze zanim przekroczyłeś próg tej jaskini.
Wilk podniósł na mnie gniewne spojrzenie. Nie chciał ustąpić w żadnej kwestii: chciał zachować sekret i wrócić do watahy. Postanowiłem użyć swojej mocy. Robię to jedynie w ostateczności, ale powiedzmy sobie szczerze: wilk chciał dołączyć, więc jedynie ułatwiłem mu zadanie.
 - Hm, po czymś takim też bym odszedł... - Mruknąłem, tym samym rozwścieczając wilka do tego stopnia, że przybrał pozycję do ataku i wystawił kły. No nie dziwię się, zajrzałem mu do umysłu. Warcząc, szykował się do skoku. Wiedział, że nie może mnie zaatakować, jednak gdybym był kimkolwiek innym, z pewnością by to zrobił. - Przyjmuję cię do watahy, Mortimer, jednak znaj swoje miejsce. Nie licz na to, że będziesz mógł bezkarnie robić co ci się rzewnie podoba. Spróbuj tylko tknąć kogoś mocniej, niż powinieneś tykać... To nie groźba. Zdaję sobie sprawę, że grożenie ci nie jest dobrym pomysłem i respektuję twoje umiejętności, więc moje słowa pozostaną jedynie ostrzeżeniem. To wszystko, co miałem do powiedzenia, witaj ponownie.

< Mortimer? >

Od Mortimera - C.D. Patton'a "Rozmowa z Wyrocznią Delficką i mój powrót do watahy narodzin"


W odpowiedzi wzruszyłem tylko ramionami i westchnąwszy znacząco ruszyłem stanowczo przed siebie, mając nadzieję, że skoro nie podjąłem dalszej rozmowy, wilk w końcu się znudzi i pójdzie swoją drogą. Okazało się jednak, że jest jeszcze bardziej uparty niż zapamiętałem, bo szedł dostojnie koło mnie aż do samego wlotu jaskini Alf, czyli dobre półtorej godziny. A może jego zachowanie było podyktowane tym, ze zwyczajnie obawiał się, iż zapomniałem do niej drogi i zabłądzę? W takim razie zdążył już zapomnieć, że zawsze odznaczałem się niebywałą pamięcią do wszelkich dróg, które dane mi było kiedykolwiek przebyć. W końcu taki samotnik jak ja, starający się jak najmniej kontaktować z innymi, musiał sobie jakoś radzić. Tak rozmyślając, zatrzymałem się na chwilę i obróciwszy głowę w stronę Pattona, rzuciłem tonem nieznoszącym najmniejszego sprzeciwu, którego być może nie powinienem używać w stosunku do samca na jego stanowisku, ale przecież od małego lubiłem naginać zasady, wiec niby dlaczego tym razem miałbym tak nie postąpić:
- Dalej pójdę sam.
- Niech ci będzie, ale gdybyś później czegoś potrzebował... - zaczął, lecz nie dałem mu dokończyć, bowiem już przekroczyłem próg pomieszczenia.

<Crow's Cry?>

Od Corsair'a - C.D. Lost In Dreams ''Do starych, lepszych dni''


Potrafiłem wyczytać tyle emocji ze zwykłego wyrazu pyska. Makka była wyraźnie zaciekawiona, ale też lekko przestraszona. Godząc się na tą podróż złożyła swoje życie, bardzo wartościowe życie samicy Beta w łapy jakiegoś samotnika z własną wizją świata. Ciekawiło mnie, czy zrobiła to czysto z własnej woli... fakt, prosiła mnie o to, abym zabrał ją tam jeszcze raz. Jednak taka decyzja mogła zostać wywołana szeregiem wspomnień. Natomiast Lost... sam nie wiedziałem czego się po niej spodziewać. Wyglądała na zmieszaną, jakby niepewną swoich odczuć lub doznań. Spodziewałem się pytań, były one raczej nieuniknione, jednak padły ze strony, od której nie oczekiwałem zbytniej konwersacji. 
- Więc, jak będzie to wyglądać? W sensie dla nas... - Zapytała Lost in Dreams wskazując zarówno siebie, jak i Makkę. 
- Chodzi ci o sam moment przenoszenia, czy o cały proces? Sprecyzuj proszę - Odpowiedziałem dość szybko, lecz poświęcając całkowitą uwagę temu, aby dobrze ukazać całą sprawę. 
- Cały proces - Rzekła wadera, co wywołało u mnie dosłowną litanię. 
- Tak więc, na początek trzeba będzie znaleźć miejsce, które w tamtych czasach nie było zbytnio uczęszczane. Jak mówiłem, samiec Alfa od razu poczuł moją obecność, dlatego też nie będę mógł przenieść nas z tej jaskini. Sam etap przenoszenia będzie wyglądał mniej więcej tak: rozłożę przedmioty na ziemi, a zanim wejdę w trans, będziecie musiały przyłożyć do mnie swoją łapę, oprzeć się, cokolwiek... ogólnie złapać kontakt fizyczny i utrzymywać go przez cały czas. Wasz stan będzie porównywalny do drzemki... jeśli będziesz chciała uzyskać dokładny opis jak to wygląda z mojej perspektywy, to daj znać jak już będziemy na dawnych terenach. 
Wyrobiłem się z moim wywodem praktycznie idealne. Crow's Cry powrócił do głównego pomieszczenia, trzymając trzy starannie zapakowane zawiniątka. Podał po jednym każdemu z nas, po czym zwrócił się do mnie:
- Zdajesz sobie sprawę jaką odpowiedzialność na siebie bierzesz? 
- W pełni rozumiem, co chcesz mi przekazać. I przysięgam, że jeśli ktokolwiek miałby nie wrócić, to tym wilkiem będę ja. Jednak nie przewiduję żadnych niespodzianek. 
- W takim razie nie będę was dłużej zatrzymywać. Słyszałem waszą rozmowę, masz pomysł z którego miejsca dasz radę się przenieść? 
- Miejsce nie powinno być problemem - Wtrąciła się Lost, obdarzając mnie dziwnym spojrzeniem. -Chodźmy już...

***

Nie miałem pojęcia, co wymyśliła sobie wadera, za którą szliśmy od prawie godziny. Fakt, mróz nie był jakiś okropny, ale przynajmniej ja nie czerpałem przyjemności z wędrówki, która swoją drogą dobiegła końca. Samica przystanęła na szczycie wzgórza, z którego było widać większość terenów watahy, po czym zwróciła się w naszą stronę.
- Mam nadzieję, że to będzie odpowiednie - Powiedziała wciągając nosem zimne powietrze.
- Tak, to będzie idealne - Udzieliłem szybkiej odpowiedzi, rozkładając znalezione przedmioty. Już po chwili byłem gotowy, położyłem łapy na grocie oraz medalionie. Mięso schowałem do torby, i to samo zrobiły moje towarzyszki. 
- Pamiętajcie tylko o tym, że najlepiej unikać wszelkich kontaktów. Zarówno na poziomie rozmowy, jak i wzrokowych... Ogólnie nikt nie powinien wiedzieć, że tu jesteśmy - Powiedziałem, aby mieć za sobą wszelkie formalności. Widziałem lekkie rozczarowanie na pysku Makki, ale nie chciałem dopuścić, aby wywarła jakikolwiek wpływ na aktualny czas - Jednak przypominam, że to, czego ja nie widzę może zostać tylko z wami. 
Zamknąłem oczy, a ostatnim bodźcem, jaki poczułem, był dotyk ciepłych łap na obu barkach. Po raz kolejny pojawił się znienawidzony przeze mnie błysk, a gdy ponownie otworzyliśmy oczy, cała nasza trójka mogła obserwować polanę skąpaną w porannym słońcu, oraz szczeniaki dokazujące na niej. W sumie, obserwowałem je tylko ja, zapomniałem wspomnieć, że stan letargu będzie się utrzymywać jeszcze przez kilka minut po przejściu do dawnych dni. Korzystając, z chwili spokoju pozbierałem rozłożone na ziemi przedmioty, a już po chwili obie wadery przebudziły się. Przywitałem je dość "nietypowym stwierdzeniem"...
- Będę w stanie utrzymać nas tu przez trzy dni. Jeśli będziecie chciały zostać dłużej, trzeba będzie wrócić i przenieść się ponownie. 
W odpowiedzi otrzymałem jedynie przeciągłe ziewnięcia. 

< Lost, Makka? Która z was? >

piątek, 20 stycznia 2017

Od Lost In Dreams - C.D. Makki ''Do starych, lepszych dni''


Byłam bardzo wdzięczna samicy Beta, wiedziałam, że opowiedziała te informacje głównie z myślą o mnie, gdyż czuła moje zagubienie i ewidentnie widać było po mnie, że nie rozumiem całej tej sytuacji najbardziej ze wszystkich zgromadzonych w jaskini wilków. Piękną ciszę, która zapanowała nagle na terenie jaskini przerwał donośny głos przywódcy:
 - Powiedz mi, jakie są cele twojej wyprawy? - Zapytał.
 - Zwykła ciekawość, tak mi się wydaje - Odparł Corsair. - Chciałbym wiedzieć więcej o tym miejscu, jego historia wydaje się dość zawiła i ciekawa. Uważam również, że mógłbym pozyskać świetny materiał, który można później wykorzystać w edukacji młodych. Powinny znać historię watahy, z której pochodzą. Prócz tego, może nauczymy się czegoś, co przyda nam się w późniejszym funkcjonowaniu naszej społeczności.
 - W pełni rozumiem i popieram całe przedsięwzięcie, jednak nie pozwolę ci pójść tam samemu. Skoro dziewczyny są wtajemniczone, pójdą z tobą - Rzekł Alfa i objął nas czujnym wzrokiem. Sama nie miałam nic przeciwko, byłam ciekawa jak tam będzie. Pierwsza taka wyprawa w nieznane... Jednak zastanawiałam się co z Makką, przecież miała partnera i stanowisko, trzymało ją tu wiele rzeczy... A co jeśli już nie wrócimy? Sama miałam wiele do stracenia, jednak nie przejmowałam się tym zbytnio.
 - Ja mogę ruszać nawet teraz - Uśmiechnęłam się. - Jednak nie wiem co z Makką...
Oczy wilków szybko przeniosły się na waderę, która spojrzała na nas lekko nieobecnym wzrokiem, po czym uśmiechnęła się przyjaźnie. 
 - Skoro Patton może sobie wychodzić na jakieś wyprawy, to ja też mogę - Rzekła stanowczo.
 - Dobrze, więc macie komplet. Ja nie chcę się pakować w tą wyprawę, z oczywistych myślę względów - Głos ponownie zabrał Alfa. No tak, przecież ktoś musi pilnować watahy, a nie można za bardzo obciążyć Patton'a i Karo, którzy zostaną wówczas sami. Nieważne co się dzieje, Alfa powinien znajdować się na miejscu. Nigdy nie wiadomo kiedy komuś zamarzy się wojna, bądź inna podobna katastrofa. - Ach, Corsair, nie masz nic przeciwko dwóm towarzyszkom prawda?
 - Nie, mogą spokojnie iść ze mną - Odparł niebieski wilk. - Jesteście gotowe? Wydaje mi się, że małe pakunki by się przydały...
 - Przygotuję wam trochę mięsa - Zaoferował Crow's Cry. - Tak się składa, że mam tego sporo w spiżarni. Nie chcę, abyście przed podróżą w czasie latały za pożywieniem, a wydaje mi się, że im szybciej wyruszycie, tym lepiej. Jeśli jakiś wilk by was zaczepił, mielibyśmy problem. Wolałbym utrzymać wszystko w tajemnicy, dopóki nie wrócicie.
 - Oczywiście - Rzuciła Makka.
 - Zaraz wracam.
Zostaliśmy sami we trójkę. Każdy wydawał się lekko podekscytowany, najbardziej chyba Makka. Corsair nie należał do wilków pokazujących dużo emocji i nie przeżywał tego po raz pierwszy, więc jego entuzjazm nie był tak duży, albo go nie okazywał.

< Corsair? Pociągnęłam te dialogi, jednak ogólnie totalny brak pomysłu >

środa, 18 stycznia 2017

Od Makki - C.D. Corsair'a ''Do starych, lepszych dni''


Gustaw i Ginewra. Wilki, o których mała część watahy pamięta, choć tak być nie powinno, biorąc pod uwagę ile własnej krwi wylali, by nasza mała społeczność mogła istnieć. Za ich czasów wataha ta była najprawdziwszą potęgą, której wszyscy schodzili z drogi, byliśmy żywymi legendami w najbliższej okolicy. Gustaw, wilk bardzo szanowany i respektowany, wspaniały strateg, przyjaciel i przywódca. Niezwykle nieufny i czujny, zarazem godny zaufania i profesjonalny w swoim zawodzie. W pełni oddany watasze, wspaniale walczący, opiekuńczy ojciec. Ginewra, niepozorna wadera o szczerym uśmiechu i czystym jak diament sercu, które chciało nieść dobro wszystkim, pomimo krzywd i bólu, jakich nie brakło w jej życiu. Pierwsza para Alfa w Watasze Krwawego Wzgórza. Te dwie postaci szczególnie zachowały się w mojej pamięci, biorąc pod uwagę całą historię tej watahy. Jestem tutaj od początku jej istnienia. Przyjęli mnie z otwartymi ramionami, gościnni i pełni uśmiechu. Pomimo, że ja i Ginewra byłyśmy w tym samym wieku, zawsze czułam, jakoby zastępowała mi matkę, a Gustaw ojca. Dzięki nim poznałam Patton'a, przeżyłam najlepsze lata swojego życia. Bardzo chciałam, aby to wróciło, jednak niestety, tamte czasy pozostały tylko ulotnym wspomnieniem, którym nie żyję na co dzień, jedynie raz na jakiś czas dostaję nim po twarzy z niezwykłą siłą.
I wtedy płaczę, tak jak teraz.
Alfa, Lost i Corsair z zaskoczeniem obserwowali jak kolejne łzy zwilżały moje policzki. Wzrok powędrował na ziemię, na której płaszczyźnie odtwarzały się wszystkie niesamowite wspomnienia. Czułam, jak moje sklejone rzęsy powoli opadają wraz z powiekami. Puściłam jeszcze kilka łez, zanim ostatecznie nie podniosłam oczu na wilki.
 - Znam ich - Odpowiedziałam i bez większego zastanowienia usiadłam i zaczęłam mówić. - Ty zapewne też, Crow's Cry, zdajesz sobie sprawę, że to byli twoi dziadkowie. Wraz z Patton'em nie mówiliśmy ci o nich zbyt dużo, bo uznaliśmy, że w twoim życiu jest już wystarczająco dużo smutnych wątków z przeszłości, jednak zawsze chcieliśmy ci o tym powiedzieć w głębi naszych serc. Chcieliśmy, abyś wiedział jak ważnymi wilkami byli. Wiesz, kiedy patrzę na ciebie, widzę całego Gustawa. Zerkasz na wszystkich spode łba, stale obserwując ich czujnym wzrokiem. Jednocześnie jesteś nieśmiały i zamknięty, a także masz bardzo dobre serce, zupełnie jak Ginewra. Jesteś wojowniczy i odważny jak twój dziadek, jednak cenisz sobie pokój i porządek, dokładnie jak twoja babcia. Patrząc na ciebie teraz, mam wrażenie, jakbym widziała właśnie ich, to niesamowite. Nawet nie wiesz jak bardzo często chce mi się płakać, kiedy rozmawiamy, twoje wypowiedzi przypominają mi ich wypowiedzi... Corsair, jeśli możesz mnie przenieść do tych czasów, to proszę, zrób to. Chciałabym jeszcze raz zobaczyć ich roześmiane twarze nie tylko we własnych wspomnieniach. Pewnie nie zapamiętałam ich dokładnie...
 - Na pewno pamiętasz ich chociaż częściowo - Rzekł Corsair. - Zanim zrobię cokolwiek, chciałbym się upewnić, że to byli oni. Niestety, widziałem jedynie basiora, gdyż wadera leżała na posłaniu. Był postawny i pokryty bliznami, od razu wyczuł moją obecność. Miał futro w kolorze metalicznym, coś takiego. Wadera zaś miała ciepły, delikatny głos.
 - To oni - Odparłam. - Jestem pewna.
Crow's Cry i Lost In Dreams jedynie patrzyli na siebie. Żal mi było Lost, ona wiedziała najmniej o wszystkim, co działo się na terenie tej watahy. Musiała mieć w głowie prawdziwą abstrakcję, więc postanowiłam opowiedzieć jeszcze trochę o moich najlepszych przyjaciołach. Zaproponowałam to reszcie i nikt nie miał nic przeciwko. Po skończeniu chyba półgodzinnego wywodu spojrzałam porozumiewawczo na zielonowłosą waderę.

< Lost In Dreams? Z tego opa jestem już bardziej zadowolony ^^ >

Od Corsair'a - C.D. Makki ''Do starych, lepszych dni''


Jakby nie patrzeć, Lost wkopała mnie w coś, czego chciałem uniknąć. Przez całą drogę tutaj zastanawiałem się jak przekazać Crow's Cry'owi, że trochę za bardzo interesuję się przeszłością, między innymi jego pochodzenia. A teraz jeszcze samica beta... Z dwojga złego dziękuję, że nie wpadłem na Pattona. Od dnia naszego pierwszego spotkania wolałem unikać go jak ognia. 
- Jeśli to możliwe, również chciałabym posłuchać. Przecież to chyba nic osobistego. Prawda Corsair? -Zapytała Lost z wyraźnymi ognikami w oczach. 
Nie odezwałem się, jednak dałem twierdzący sygnał łbem. Ostatnią rzeczą, której mi brakowało to to, aby coś nieprzemyślanego padło z moich ust. Postawiłem torbę, w której zawsze nosiłem swoją księgę, a po wyjęciu jej począłem wypakowywać inne rzeczy. Wspomniany wcześniej grot strzały, medalion... do tego starą bransoletkę, igłę, kawałek czerwonej chusty oraz lekko zardzewiały kawałek starej pułapki na niedźwiedzie. Każdą z tych rzeczy znalazłem na terenach watahy... jeszcze przed opadami śniegu. Rozłożyłem je wszystkie przed Alfą, co nie zrobiło na nim zbytniego wrażenia. 
- Zapewne znasz historię owej watahy - powiedziałem kierując słowa wyraźnie w jego stronę. - Tak więc jesteś świadom, że przed pobytem na Ziemi Wojny zajmowali te tereny. Uważam, że przy odpowiednich warunkach mogę przenieść się do dawnych czasów. 
Samiec Alfa wstał, po czym zbliżył się obserwując moją reakcję. 
-Uważasz, czy możesz to zrobić? - Zapytał, przekrzywiając lekko łeb. 
- Jako dowód mogę spróbować zaobserwować przeszłość tej jaskini. Tylko potrzebowałbym chwili spokoju. 
Crow's Cry odsunął się o krok i dał sygnał łapą, abym zaczynał. Oparłem się o ścianę, zamknąłem oczy, a już po chwili ciemność rozdarł oślepiający błysk. Było to normalne przy próbie pozyskania wizji, jednak nigdy tego nie lubiłem. Trochę mi się zeszło, ale ostatecznie odnalazłem odpowiedni czas, a wraz z nim wizję, która mnie interesowała. Pierwsze, na co zwróciłem swoją uwagę to pora dnia, a mianowicie dość późna noc. Basior oraz wadera leżeli na posłaniu, wyraźnie w siebie wtuleni. To musiała być para, nie było innej możliwości... Samej samicy nie mogłem zaobserwować, jednak samiec był dość specyficznym wilkiem. Sam kolor jego sierści zaliczał się raczej do standardowych. Podpisałbym go pod matowy metaliczny lub szary... jednak co bardziej mnie zaintrygowało, jego ciało było pokryte bliznami. Zapewne były to ślady po kilkunastu walkach, jakie stoczył w swoim życiu. Odwróciłem się, a gdy ponownie spojrzałem na posłanie, samiec już na nim nie leżał. Stał, jego oczy były czujne i wpatrzone idealne we mnie. Wzrostem ani posturą nie mogłem się z nim równać, przez co mimowolnie moje łapy lekko zadrżały. 
- *Nie przeniosłem się, nie... nie, nie mogłem się aż tak pomylić...* - Powtarzałem w myślach, mając nadzieję, że i tym razem Lost zechce wyrwać mnie z transu, niestety, tak się nie stało. 
- Nie wiem kim jesteś... - Zagrzmiał potężny głos basiora. - ale czuję twoją obecność... 
- Gustaw, z kim rozmawiasz? - Tym razem spokojny, zaspany lecz pewny siebie głos wilczycy rozdarł nocną ciszę. 
- Z nikim Ginewro, po prostu głośno myślałem. Przepraszam, że cię obudziłem, śpij dalej. 
W jego tonie bardzo wyraźnie dało się odczuć troskę i miłość, pomimo iż sam głos powodował jeżenie się włosów na karku, w tamtej chwili dźwięczał niczym słodka kołysanka. Zacząłem przerywać trans, a gdy obraz był już ledwo widoczny, samiec ponownie wrócił na posłanie, uprzednio wydając z siebie przeciągłe warknięcie. Mrugnąłem kilkukrotnie i po chwili ukazały mi się zaciekawione pyski trójki wilków. 
- I jak, widziałeś coś? - Padło pierwsze pytanie ze strony Alfy. 
- Zanim cokolwiek powiem, czy komuś z was mówią coś imiona Gustaw i Ginewra? 
Tym razem to oczy Makki zdradzały najwięcej, i to właśnie na nią cała pozostała trójka zwróciła swoją uwagę. 

<Makka? Pomogę ci przyzwyczaić się do pisania :D Masz okazję...>

Od Makki - C.D. Lost In Dreams ''Do starych, lepszych dni''


Przyszłam do jaskini Alfy zaraz po przebudzeniu, aby poruszyć temat chmary kruków, która ostatnio nawiedziła watahę. Zastanawiałam się nad symboliką pojawienia się tych ptaków; według mnie ich przybycie tutaj miało jakiś większy sens, tylko jeszcze nie wiedziałam jaki - i niekoniecznie chodziło tutaj jedynie o śmierć, trzeba było wziąć pod uwagę dosłownie wszystko, zagłębić się bardziej w historię i symbolikę tych stworzeń. Mieliśmy snuć domysły na ten temat z Crow's Cry'em, jednak dosyć szybko nam przerwano i do jaskini wkroczyły dwa wilki. Waderę imieniem Lost In Dreams znałam bardzo dobrze, należała do watahy długo i zdążyłam już rozpracować jej charakter w przynajmniej niewielkim stopniu, jednak nie poznałam zbyt dobrze Corsair'a - nie można było powiedzieć, że jest nowy, jednak nie należał do watahy na tyle długo, bym mogła uznać, że znam go chociaż trochę bliżej.
 - Widzę, że wam przeszkodziliśmy - Mruknął Corsair.
 - Nie rozmawialiśmy o niczym ważnym - Rzucił Crow's Cry, nie ruszając się ze swojego miejsca pod ścianą. Pomimo, że w jaskini było dość dużo miejsc, gdzie można było usiąść, on bardzo często leżał pod ścianą, co bardzo mnie zastanawiało. - Prawda, Makko?
 - Tak, nieistotne głupoty - Uśmiechnęłam się.
 - Jeśli to nie będzie problem, obydwoje chcielibyśmy zamienić z tobą kilka słów. - Ponownie odezwał się basior, na co Alfa odparł:
 - Nie widzę najmniejszego problemu.
 - Załatwię swoją sprawę pierwsza, to nie potrwa długo - Usłyszałam szept z ust wadery w ucho basiora, który jedynie skinął głową. Zbliżyła się do Crow's Cry'a i wyszeptała mu na ucho kilka zdań, na co ten odpowiedział jedynie:
 - Oczywiście, to nie będzie problem.
Spojrzałam na Corsair'a, a on spojrzał na mnie. Pewnie oboje zastanawialiśmy się, co powiedziała Lost w tamtym momencie, jednak wiadomo, że niegrzecznie było zapytać, a dobrowolnie również nam nie odpowie.
 - Ja nie będę się krył ze swoją sprawą - Rzekł, łypiąc okiem na Lost, po czym zwrócił się w stronę leżącego Crow's Cry'a. - Mam pewien pomysł i jestem ciekaw, co na to wszystko powiesz. Wydaje mi się, że może ci się spodobać.
 - Hm, słucham zatem - Mruknął. Zanim Corsair zdążył wypowiedzieć chociażby jedno słowo, postanowiłam się wtrącić, bo nie byłam pewna, czy mogę zostać.
 - Jeśli to nie problem, również chciałabym posłuchać.

< Corsair? Muszę się przyzwyczaić znowu do pisania xd >

wtorek, 17 stycznia 2017

Od Lost In Dreams - C.D. Corsair'a ''Do starych, lepszych dni''


Patrzyłam przenikliwie na basiora. To, co robił przed chwilą wyglądało bardzo, ale to bardzo dziwnie, wręcz podejrzanie. Generalnie nie za bardzo interesowały mnie poczynania innych członków watahy, nie bawiłam się w szeryfa jak niektórzy tutaj, ale to naprawdę mnie zainteresowało i nie miałam zamiaru tak po prostu sobie pójść. Jeśli wilk na to liczył - przykro mi, ale po moim trupie (co w sumie jest dość prawdopodobne).
 - Co tu robiłeś, Corsair? - Zapytałam, podchodząc bliżej leżącego basiora.
 - Nie powinno cię to interesować - Mruknął, wycierając krew.
 - A może powinno zainteresować Crow's Cry'a, hm? - Wysłałam w stronę basiora kolejne pytanie. Niestety, nie zrobiło ono na wilku większego wrażenia.
 - Przed nim nie mam nic do ukrycia, i tak zamierzałem do niego pójść - Odparł.
 - Czyżby? - Uniosłam jedną brew, podchodząc jeszcze bliżej.
 - Twoja sprawa, jeśli mi nie wierzysz - Mruknął. - Nie mam ochoty opowiadać całej watasze o moich prywatnych sprawach i planach, powinnaś to zrozumieć.
 - Wiem - Odparłam. - Ale to wyglądało intrygująco. I to bardzo. A wiem, że masz różne dziwne zdolności, więc pomyślałam, że może uchylisz mi rąbka tajemnicy. Z reguły nie bywam ciekawska i mało rzeczy mnie obchodzi, jednak tobie nie odpuszczę.
 - To długa historia...
 - Mam czas - Rzuciłam i przysiadłam na ziemi, zagradzając wilkowi wyjście z jaskini.
 - No dobrze - Mruknął niechętnie. - Moje poczynania można porównać do podróży w czasie. Koncentrując się na czymś, mogę zobaczyć przeszłość tego czegoś. To chyba najprostsze możliwe wytłumaczenie.
 - Mhm, rozumiem - Odparłam. Szczerze, liczyłam, że rozgada się trochę bardziej. Nie lubię, kiedy inne wilki mało mówią, to raczej moja działka. A jeśli spotkają się dwa małomówne wilki, to samo wyobrażenie sobie konwersacji między nimi jest zabawne, niekoniecznie dla tych wilków. - Więc teraz pójdziesz do Alfy i opowiesz mu o tym?
 - Można tak powiedzieć - Rzekł.
 - Pójdę z tobą, jeśli mogę - Powiedziałam. - Niestety, nie mam co robić, a chętnie przejdę się do Crow's Cry'a, sama mam do niego sprawę.
 - Dobrze, nie widzę przeszkód, byśmy wybrali się do niego razem. Nawet nie będę pytał jaką masz do niego sprawę, pewnie i tak mi nie odpowiesz, mam rację?
 - Dokładnie - Uśmiechnęłam się lekko.
Jaskinia naszego Alfy była stosunkowo blisko. Przez całą drogę żadne z nas nie starało się zaaranżować rozmowy, tak jak myślałam. W sumie to dobrze. Kocham zimę, wolałam się cieszyć jej pięknem, niż rozmawiać o pogodzie z wilkiem, którego ledwo znam. Właściwie, wiedziałam tylko o tym jak ma na imię i że ma niezwykłe zdolności. Z charakteru nie wydawał się nieciekawym osobnikiem, zastanawiałam się, czy nasza relacja pozostanie na etapie bardzo dalekich znajomych, czy może nazwiemy się kiedyś znajomymi. Byłam też ciekawa jaką konkretnie ma sprawę do Crow's Cry'a, bo raczej nie poszedłby do Alfy z jakąś drobnostką - nikt by tego nie zrobił. Moje rozmyślania przerwało krakanie, a już po niedługim czasie zobaczyliśmy chordę kruków, lecącą prosto na nas.
 - Pieprzone kruki - Mruknął Corsair.
 - Mi się podobają - Odpowiedziałam. - Symbolizują wspaniałe rzeczy, śmierć na przykład.
Wilk popatrzył na mnie kątem oka i już nic nie odpowiedział. W sumie, nawet jeśli chciałby coś powiedzieć, nie miałby kiedy, gdyż dotarliśmy już do jaskini Crow's Cry'a. Zapytaliśmy, czy możemy wejść, na co basior odpowiedział, że tak. W pomieszczeniu zastaliśmy również Makkę.

< Maka paka? xd >

niedziela, 15 stycznia 2017

Od Corsair'a - Do starych, lepszych dni

- Po raz ostatni wstaję tak wcześnie... - Wysyczałem, podnosząc się z legowiska. 
Doskonale wiedziałem jaka będzie pogoda, przez co wizja najbliższych kilku godzin nie napawała mnie optymizmem. Wyjrzałem przed jaskinię tylko po to, aby utwierdzić się w przekonaniu, że pora roku nie zmieniła się podczas ostatniej nocy. Powolnym krokiem podszedłem do torby pozostawionej obok mojego posłania. Otworzyłem ją, po czym wyjąłem z jej wnętrza starą, złamaną strzałę. Pochwyciłem przedmiot w łapy i zacząłem powoli obracać, próbując znaleźć wskazówki z jakiego okresu pochodzi. Podróże między wymiarami to jedno, wyglądają one zazwyczaj tak samo, natomiast przenoszenie się w czasie, to już zupełnie oddzielna kwestia. Najłatwiej ukazać to na zasadzie map. Pierwszy etap można porównać do mapy całego globu z zaznaczonymi państwami. Tak samo jest z czasem, mamy pewien okres. Drugi etap to tak jakby mapa poszczególnego kraju. Trzeci będzie porównywalny do planu miasta. Jeśli posiadamy odpowiednie umiejętności, możemy przenieść się idealnie w dany czas i miejsce - wracając do przykładu, znaleźć odpowiednią ulicę. Jednak aby to zrobić, trzeba mieć tropy, ślady pozostawione przez przeszłość. W miejscach bardziej eksploatowanych jest to o wiele łatwiejsze. Jednak na tych terenach, terenach które widziały minimum dwie wojny przeszłość wcale nie jest taka oczywista. Po raz kolejny udałem się w trans, patrząc oczami grotu znalezionego dwa dni temu. Widziałem świat taki jaki był w chwili lotu. Przez te kilka sekund zobaczyłem dość sporo. Fioletowa łapa, najpewniej wadery. Łeb dużego, dorodnego łosia pomiędzy drzewami. Słyszałem świst powietrza, ryk trafionego zwierzęcia i głuchy odgłos upadku. Brakowało mi dosłownie kilku sekund aby móc przenieść się do czasów świetności tej watahy. Do czasów, kiedy jeszcze do niej nie należałem. Zebrałem się w sobie i wyszedłem na mroźny poranek. Słońce dopiero co wstawało, a mi zależało na swego rodzaju dyskrecji. Nie byłem pewien jak Alfa zareaguje na mój co najmniej głupi pomysł. Plątałem się po terenach watahy do dziesiątej rano, bezskutecznie próbując wygrzebać coś spod powierzchni białego puchu. Powoli czułem jak zimno przejmuje kontrolę nad moimi łapami, właśnie dlatego, gdy tylko zauważyłem jaskinię, postanowiłem się do niej udać. Była mała, ale wystarczająca, aby ogrzać swoje zziębnięte ciało. Położyłem się w jak najdalszym miejscu wewnątrz dawnego miejsca zamieszkania jakiegoś osobnika, jednak nie było mi dane długo leżeć Moją uwagę przykuło coś na wzór medalionu. Starego, pękniętego w połowie medalionu. Przypominającego do złudzenia wilcze nieśmiertelniki, możliwe do kupienia za Krwawe Pioruny. Zamknąłem oczy i pełen nadziei po raz kolejny udałem się w trans. Widziałem kolejne łapy, tym razem błękitne, również łapy samicy. Słyszałem płacz i szloch. Przepełniony bólem, smutkiem, złością i niemocą. Dostrzegłem łzy kapiące na wtedy jeszcze cały medalion. Wadera wzięła szybki zamach i cisnęła nim o ścianę... już prawie dotykał ściany, kiedy...
- Ej... - Głos przywrócił mnie do świata realnego. Upadłem na bok próbując zatamować krew, która pociekła mi z nosa. Taki sposób wyjścia z transu zawsze kończył się ubrudzonym futrem... Podniosłem łeb, a moim oczom ukazała się wadera, samica o imieniu Lost in Dreams. Nie wiedziałem o niej nic, przez co nie pojmowałem jak mam się zachować. 
- O co chodzi... - Odparłem, byłem pewien, że jaskinia jest opuszczona. Prawdopodobnie samica szukała chwili spokoju.

<Lost?>

Od Crow's Cry'a - C.D. Brokenheart ''Powrót do przeszłości''


Pozwoliłem waderze odetchnąć. Nie miałem zamiaru nic więcej mówić, dopóki się nie uspokoi. Wspomnienia o moich rodzicach nachodziły mnie noc w noc, cały czas pamiętam jak jako młody szczeniak przejąłem dowództwo nad watahą, która znajdowała się w środku prowadzenia wojny. Wyprowadziłem nas do zwycięstwa, kosztem mojego obecnego stanu. Niechętnie wypowiadałem się na jakikolwiek temat, stałem się nieufny i bardzo czuły na krzywdę drugiego wilka. Chyba nie taki charakter miałem odziedziczyć po rodzicach. Miałem być silnym i niezależnym basiorem, który z dumą przewodniczyłby watasze. A stałem się płaczliwym chłoptasiem. Wojna i przedwczesna strata rodziców, dwóch najważniejszych w życiu osób zniszczyła mnie doszczętnie, a na zgliszczach obiecującego i dającego nadzieję na lepsze jutro wilka powstałem ja. 
I tak oto, przede mną, przed nieudacznikiem i marnym Alfą, przed wilkiem, który codziennie działa pod presją, którego codziennie zabijają wspomnienia, z którymi powinien już dawno się pogodzić stała silna, dorosła wadera o dwóch parach skrzydeł. Stała i płakała, wykrzywiając usta. Nie chciała płakać. Obok niej stał jej syn. Był może w moim wieku, jednak nie miałem pewności. Patrzył na matkę. On też wiedział, że nie chce płakać.
 - Jeśli przybyłaś, by wrócić, przyjmę cię bez pytania o cokolwiek - Powiedziałem w końcu. Sam nie wiedziałem, co mam mówić. Wilczycą targały różne emocje. Mogła się za chwilę na mnie rzucić, a mogła też nie zrobić nic. Niczego nie byłem pewien, ona pewnie też. Silne rozemocjonowanie to taki stan, kiedy nie wiemy co robimy, gubimy się we własnym sercu i tracimy wszelkie panowanie nad sobą. Po prostu chcemy rozładować w jakikolwiek sposób emocje, odrzucić je, by móc znów funkcjonować normalnie.
 - Oni nie żyją, prawda? - Zapytała wadera, podnosząc oczy. Osłupiałem. Nigdy nie widziałem takich oczu, wyrażających tyle bólu, smutku, a zarazem nienawiści do cna. Nie tylko to sprawiło, że nie mogłem się ruszyć, ale również pytanie, jakie mi zadała. Ponownie uświadomiło mi to, co się stało. Przywołało wspomnienia, które udało mi się odrzucić. Znów czułem się nikim. Znów czułem, że za chwilę padnę na ziemię martwy. Żal i tęsknota przeszywały moje serce, a gdy tylko spojrzałem w oczy czarnej wadery, poczułem nowe, jeszcze mocniejsze ukłucie. Nie będąc w stanie odpowiedzieć na jej pytanie, opuściłem smutno głowę. Tylko na tyle było mnie stać. Nie dlatego, że nie chciałem, by obce wilki usłyszały mój łamiący się głos. Właściwie, nie byłem przekonany, czy nazywanie tych wilków obcymi to dobry pomysł. Szczęka drżała mi na tyle, że nie byłem w stanie wypowiedzieć ani słowa. Potrzebowałem ponad pół minuty, aby wypowiedzieć jedno zdanie:
 - Pożegnali się z życiem na wojnie.
To wywołało nową falę łez i wściekłości u wadery. Zacisnęła w łapach śnieg i spojrzała na mnie spojrzeniem pełnym wyrzutu. Jednak nie chodziło o mnie, lecz o nią.
 - Gdybym nie odeszła... może by się tak nie stało - Dało się słyszeć cichy szept.
 - Nic nie dało się zrobić, przeciwnik był zbyt silny - Odpowiedziałem, powoli odzyskując zdolność kontrolowania siebie i tego, co mówię.
 - Nigdy tak nie mów. Widać, że nie znałeś swojej rodziny zbyt dobrze - Mówiła, tracąc panowanie nad swoim głosem. - Dla nich nie istniał przeciwnik zbyt silny. Pakowali się w walki niezliczoną ilość razy i zawsze wychodzili zwycięsko. Oni nie wiedzieli, co oznacza zdanie, które wypowiedziałeś. Nigdy, ale to nigdy więcej nie waż się nawet tak o nich mówić. Nie było przeciwnika silniejszego od nich. To jest podstawowa informacja, którą powinieneś o nich poznać, jednak jak widać nikt ci o tym nie powiedział.
 - Odkąd to się stało, wszyscy unikają tematu moich rodziców i wujostwa - Wytłumaczyłem. Podobał mi się sposób, w jaki wadera mówiła o mojej rodzinie, poczułem się w pewien sposób podbudowany, a jednocześnie coraz bardziej zdołowany. Nigdy nie będę taki, jak oni.
 - Ile miałeś lat? - Zapytała, przysiadając na śniegu. Spojrzałem na nią. Jej łapy drżały, ale bynajmniej nie z powodu mrozu.
 - Byłem paromiesięcznym szczeniakiem. - Odpowiedziałem. Spotkałem się ze spojrzeniem wadery po raz kolejny. Wyrażało jeszcze więcej emocji. Żal, nienawiść, smutek, złość, współczucie, być może nawet pewnego rodzaju szacunek. Sam nie wiedziałem, co widzę, ale czułem, że to wadera, którą powinienem respektować i jeśli widzę w jej szklanych oczach tyle emocji, jestem pewnie jednym z nielicznych.
 - J-Jak ci na imię? - Zapytała po dłuższej chwili ciszy.
 - Crow's Cry.

< Brokenheart? >

Od Silent Fear'a - C.D. Rathyen ''Dzień dla mordercy''


Zdziwiony wpatrywałem się w ziemię. Wadery, nigdy ich nie zrozumiem. Chce mnie zabić, ale nie może? Zakochała się? A może ktoś jej tak kazał? A może powód jest zupełnie inny.
 - Rath, poczekaj - Powiedziałem i dogoniłem wilczycę, która szybko przyspieszyła kroku, pokazując, że nie chce ze mną rozmawiać.
 - Nie mam ci nic do powiedzenia - Rzuciła chłodnym tonem.
 - Halo, mam prawo wiedzieć o co chodzi - Oburzyłem się.
 - Było, minęło - Wysyczała.
Zdenerwowałem się. Tym razem na poważnie. Nie dlatego, że przejmowałem się tym, co o mnie myśli. Nie, to nie interesowało mnie w ogóle. Nienawidziłem być ignorowany, zbywany, dla mnie było to mieszanie z błotem. A ja bardzo nie lubię błota.
Postanowiłem działać. Należałem do zwinnych wilków, więc szybkie przeskoczenie nad Rathyen i wylądowanie idealnie przed nią, nos w nos, nie należało do trudnych rzeczy.
 - Zostaw mnie w końcu, chcę zostać sama! - Wrzasnęła.
 - Mieszkamy w jednej jaskini, więc powiedz mi, gdzie do jasnego pioruna chcesz zostać sama? Zaszyjesz się w swoim pokoju jak zakompleksiony szczeniak i będziesz mieć focha?
 - Nawet jeśli, to co?!
 - Zakompleksione szczeniaki zamykające się w pokojach po wyjściu z nich bardo łatwo paplają o co poszło. Mam nadzieję, że z tobą będzie tak samo. - Mruknąłem niechętnie i zmyłem się czym prędzej, pozostawiając waderę samą z problemem. Miałem dosyć. Co się stało? Znaczy, nie przeszkadza mi, że już nie chce mnie zabić, ale jest jakiś wyraźny powód. I chciałbym się dowiedzieć jaki.

< Rath? Brak pomysłu trochę ;-; >

Od Patton'a - C.D. Mortimer'a ''Rozmowa z Wyrocznią Delficką i mój powrót do watahy narodzin''


Zlustrowałem basiora wzrokiem, gdzieś go już widziałem. Żyłem w tej watasze już tyle lat, przez całe jej istnienie przewinęło się mnóstwo wilków. Widziałem wiele śmierci, straciłem wielu przyjaciół... zdecydowanie nikt nie chciałby być mną. Jednak nie miałem czasu na użalanie się nad sobą, musiałem bowiem przypomnieć sobie w miarę szybko, kim jest wilk stojący tuż przede mną, wpatrujący się w pomnik Cheveyo.
 - Poczekam przy tamtej wydmie - Rzekłem. - Mortimer.
Przypomniałem sobie, kto go wtedy zabił. Jego syn był jedyną osobą, która mogłaby stać przy jego pomniku w tej chwili. Niczym syn marnotrawny, powrócił do swojego domu i do ojca. Mortimer nie odpowiedział nic, ja zaś udałem się spokojnym krokiem w stronę wskazanej wcześniej przeze mnie wydmy, próbując sobie przypomnieć jaki Mortimer był. Pamiętam, że nie był chyba zbyt przyjemny.
Czekając na niego, nie zastanawiałem się nad niczym szczególnym i nie przypomniałem sobie niczego, co mogłoby mi pomóc w kontakcie z basiorem. Patrzyłem jedynie jak Mortimer odbywa rozmowę z pomnikiem, prawdopodobnie prosząc o wybaczenie swojego zmarłego ojca. W pewnym momencie wyłączyłem się na chwilę i odzyskałem świadomość dopiero w momencie, gdy czarna postać pojawiła się tuż przede mną.
 - Możemy iść - Rzucił jedynie i skierował się w stronę jaskini Alf. Zaskoczyło mnie, jak dobrze pamięta tereny watahy. 
 - Nie wiem, czy ta wiadomość jakkolwiek tobą poruszy, ale nie nastawiaj się na to, że Gustaw przyjmie cię z otwartymi ramionami - Zacząłem rozmowę, aby nie było drętwo.
 - Na pewno, nigdy nie należał do ufnych wilków - Wymamrotał.
 - To nie dlatego - Odparłem, lekko opuszczając głowę.
 - A z jakiego powodu miałby mnie nie przyjąć? - Zapytał Mortimer, unosząc lekko głos.
 - Bo nie żyje - Uciąłem. Wilk przez chwilę nie odpowiadał, analizując jeszcze raz to, co powiedziałem, jednak ostatecznie nie przejął się zbytnio, a przynajmniej nie dawał tego po sobie zauważyć. Ostatecznie z jego ust padło pytanie:
 - To kto teraz rządzi watahą?
 - Syn brata Star, która była córką Gustawa. Nazywa się Crow's Cry i jest bardzo podobny do swojego dziadka, o czym się zresztą niedługo przekonasz. Jednak jeśli powiesz mu, że jesteś starym członkiem watahy, powinien ci odpuścić niewygodne pytania.
 - Mam rozumieć, że łatwo nie będzie?
 - Wszystko zależy od ciebie.

< Mortimer? >

sobota, 14 stycznia 2017

Od Castiel'a - C.D. Celty ''Wspólna praca?''


To była najpiękniejsza pobudka w moim życiu. Widok ukochanej był najpiękniejszym, co mogłem ujrzeć po otworzeniu zaspanych oczu. Stała pochylona nade mną i wpatrywała się we mnie z delikatnym uśmiechem. Wykorzystując jej brak uwagi objąłem ją łapami i przycisnąłem do siebie, wadera zaś straciła równowagę i osunęła się na mnie. 
 - Nie chcę wstawać - Mruknąłem cicho, przytulając ją do siebie.
 - Ale musisz Cassi - Odpowiedziała, delikatnie głaszcząc mnie po głowie. Jej dotyk był delikatny i bardzo przyjemny. Miałem nadzieję, że takich poranków będzie więcej. Pomimo, że byłem gotowy do rozpoczęcia dnia, stwierdziłem, że jeszcze chwilkę podroczę się z wilczycą.
 - Ale dlaczego? - Zapytałem z niewinnym wzrokiem.
 - Bo złapałam nam śniadanie - Odparła.
 - Jeśli mi powiesz, że to królik, to rozważę opuszczenie legowiska - Rzekłem z łobuzerskim uśmieszkiem. Celty uśmiechnęła się półgębkiem.
 - Nie jest to królik, lecz króliki - Powiedziała. Hm, czyli zgadłem bez problemu. No dobrze. Jest miło, ale faktycznie wypadałoby ruszyć tyłek.
 - Jesteś najlepsza - Ucałowałem moją partnerkę w nos. Chwilę jeszcze poleżeliśmy w ten sposób, jednak ostatecznie nareszcie wstaliśmy. 
 - Co będziesz dzisiaj robił? - Zapytała samica.
 - W sumie to nie wiem czy mam jakiekolwiek plany, ale mogę ci pomóc w przeniesieniu twoich rzeczy do naszej jaskini, co ty na to? - Zaproponowałem.
 - Dobry pomysł - Przytaknęła.
 - A ty masz jakieś plany? - Ciągnąłem temat.
 - Hm, oprócz tych przenosin to nie za bardzo - Odpowiedziała, na co uśmiechnąłem się.
 - To co powiesz na spacer dziś wieczorem?

< Celty? >

Od Ezrille - Śmierć Sheere i mój powrót do watahy

Jak zapewne część z Was już wie, kilkanaście miesięcy temu odeszłam z Watahy Krwawego Wzgórza z moją opiekunką Sheere, która pragnęła po stracie matki zacząć nowe życie w innej watasze. Ja zaś jako szczeniak musiałam oczywiście podążyć w jej ślady. Chociaż prawdę powiedziawszy, nawet, gdybym już wtedy była, tak jak dziś, dorosła, najprawdopodobniej również bym to zrobiła. W końcu była pierwszą osobą, która okazała mi więcej uczucia, przez co stała mi się bardzo bliska. 

***

Po około pół roku marszu dotarłyśmy na jeden ze szczytów Himalajów, gdzie stanęłyśmy na chwilę, rozkoszując się pięknem roztaczającego się przed naszymi oczami widoku. Jedynym dźwiękiem, który słyszałyśmy przez dłuższy czas był ten wydawany przez spadający ze skał wodospad za naszymi plecami. Nagle jednak powietrze przeszył głośny huk, a chwilę potem moja zastępcza matka zachwiała się i padła jak długa na ziemię, ciężko łapiąc oddech. Z jej boku zaś strumieniem leciała krew. Podeszłam do niej niepewnie i położyłam się obok niej, starając się stwierdzić, co mogło spowodować jej obecny stan. Kiedy wreszcie mi się to udało, okazało się, że w ranie znajduje się kula, a ona sama już wędruje po Krainie Wiecznych Łowów. Zdając sobie sprawę, iż nie mogę jej już pomóc, wstałam powoli i zaczęłam się oddalać z powrotem w stronę miejsca, z które wyruszyłyśmy. W końcu po raz drugi zostałam sama na tym brutalnym świecie i potrzebowałam innych wilków, wśród których mogłabym szukać pocieszenia i pomocy w razie potrzeby.

***

Droga powrotna zajęła mi tym razem prawie trzy razy więcej czasu, ponieważ teraz musiałam radzić sobie sama z wieloma przeciwnościami, którymi wcześniej zajmowała się Sheere, więc kiedy wreszcie udało mi się dotrzeć na miejsce wszędzie walały się kolorowe liście, a z nieba padał ulewny deszcz. Ta pogoda nie sprawiła jednak, ze wszyscy siedzieli w swoich jaskiniach. Bowiem, gdy przekroczyłam śnieżną granicę stada, zza pobliskiego drzewa wyszedł basior o szaro-czarnym, gęstym futrze, którego w ogóle nie kojarzyłam, co świadczyło o tym, ze musiał dołączyć tu w miarę niedawno. Aby, wiec nie zostać przez niego zaskoczona jakimś nieprzyjemnym dla mnie pytaniem, oświadczyłam szybko:
- Jestem Ezrille, kiedyś byłam członkinią tej watahy. To znaczy wtedy jeszcze używałam swojego rzeczywistego imienia, ale to nieważne. Chciałabym do Was powrócić. 

<Blame Soul?>

Ezrille (dawniej Nadzieja) wraca do watahy!

Ezrille wraca!
~
Kontakt z właścicielem wilka: | Howrse: WSTW |
Imię: Jej pierwotne imię brzmiało Nadzieja, ale teraz częściej przedstawia się jako Ezrille (Dla wybrańców Ez lub Rille) 
Hierarchia: Omega
Stanowisko: Szpieg wodny
Partner/ka: Poszukuje basiora, który będzie potrafił zaakceptować jej charakter.
~
Witaj z powrotem!

wtorek, 10 stycznia 2017

Od Brokenheart - Powrót do przeszłości

W pamięci wciąż mam dzień narodzin moich synów i córki. Pamiętam czułe spojrzenie Magnusa i jego uśmiech, pełen troski i dumy, tak znajomy, a jednocześnie tak różny od tego, którym obdarzał mnie każdego dnia. Chwile beztroski, radość całego klanu, kiedy ujrzeli moich potomków po raz pierwszy.
Może to dziwne, ale wyobraziłam sobie, że tak samo reagowała wataha mego ojca, gdy ja przyszłam na świat. Tamtego dnia czułam się nie tylko jak alfa, ktoś ważny i szanowany, ale w moim sercu narodziło się bezgraniczne szczęście. 
Niestety zostało mi ono odebrane wraz z życiem Sel'a i Estrelli. Nie chcę o tym myśleć. Nie znowu, nie teraz gdy w ciemnej jaskini mój jedyny ocalały syn, który każdej nocy walczy o przetrwanie spał spokojnym snem tuż obok. Obrzuciłam go dumnym spojrzeniem - nie potrafiłam patrzeć na niego inaczej, nie zależnie od tego co by zrobił. Podniosłam się i w zupełnej ciszy zbliżyłam do wylotu skalnego sklepienia. Poruszyłam na próbę skrzydłami po czym rozłożyłam je i oddałam się żelaznym ramionom koszmaru.
Potem nastał świt.
- Mamo, mieliśmy wyruszyć z samego rana. - Zacisnęłam mocnej powieki i podniosłam się z legowiska. 
- Co ci nagle tak śpieszno? - syknęłam trzepiąc łbem na boki. To była okropna noc, w połowie nieprzespana, w połowie przepełniona koszmarami. 
Loud wywalił język na wierzch i zrobił głupią minę. Trzepnęłam go skrzydłem w pysk.
- Ucz się kultury. - mruknęłam zupełnie niepotrzebnie. Savoir-vivre miał w małym palcu. Krzątałam się przez moment po jaskini, pakując najpotrzebniejsze rzeczy do torby. Loud natomiast stał na wyższym kamieniu i uporczywie poprawiał futerał gitary - no tak, oto jego "najpotrzebniejsza rzecz". Zarzuciłam lniany pakunek na grzbiet i z pomocą telekinezy zawiązałam rąbki na piersi. Wyminęłam syna i posłałam słońcu śmiałe spojrzenie. 
- Gotowy? - zapytałam z uśmiechem. Od lat nie musiałam się na niego silić. Miła odmiana, prawda?
- Zawsze. - odpowiedział i uniósł skrzydła. Wzbiliśmy się niemalże jednocześnie. Po wczorajszym wyścigu, który zresztą wygrałam Loud był w szczytowej formie. Ja byłam za to zmęczona. Mam nadzieję, że to nie wina wieku, a ostatniego wieczoru. - Daleka droga przed nami?
Zerknęłam w dół na bezkres lasu, który mijaliśmy lecąc ponad nim.
- Jesteśmy prawie na miejscu. - oceniłam. Od wczoraj usiłowałam opanować drżenie żołądka, które zapewne zwiastowało przestrach i radość związane ze spotkaniem dawnych... towarzyszy?
Wilczur uśmiechnął się promiennie i wyciągnął gitarę z futerału. Przekręcił się na plecy i rozpoczął pierwsze akordy "Let go". Kilka chwil później zaczął nucić, w co wsłuchałam się z przyjemnością. Już niedługo nieśmiałe nucenie przeszło w donośny tekst refrenu. Pofrunęliśmy dalej pozwalając, aby niosła nas tak głęboka melodia.

~*~

- Wyczuwam ich. - odezwał się w końcu samiec wyjmując pysk z zaspy. - Zwłaszcza jeden intensywny zapach, całkiem blisko.
- Być może to Flash. - odrzekłam analizując polanę. Nadal wyglądała tak samo - otoczona drzewami, ze ściętym pniem pośrodku. 
- Kim on jest? - spytał natychmiast zaciekawiony.
- Samcem Alfa. No chyba, że panowanie przejął któryś z jego potomków... - wzruszyłam skrzydłami i podążyłam dalej, za zapachem. Minęło wiele lat, to nic dziwnego, że nie do końca go rozpoznawałam.
- Czyli hipotetycznie mogliby być w moim wieku?
- Hipotetycznie owszem. Poszukujesz przyjaciół na nowym gruncie? - parsknęłam. Sama nigdy nie posunęłabym się do takiej głupoty. 
Loud ściągnął brwi i pokręcił głową.
- To chyba dobrze, że chcę udzielać się społecznie. - odpowiedział podobnym do mojego parsknięciem. 
- Twój ojciec by to pochwalił, ja nie wiem co powinnam o tym sądzić. - stwierdziłam zgodnie z prawdą. Loud obudził we mnie, a może stworzył coś na wzór... umiejętności prowadzenia dialogu. Sześć lat temu byłam w tej sztuce zupełną nogą.
- Nie mówimy teraz o tacie, tylko o naszej relacji. Matka i syn, a ty od opuszczenia Ziemi Wojny nie udzielasz mi konkretnych odpowiedzi. Zbywasz mnie.
Przewróciłam oczami. Dyskutant. Po tatusiu.
- Zatrzymajcie się! - rozległo się naraz za naszymi plecami. Przegapiliśmy kierunek? Przechytrzył nas?
Niczym pływacy synchroniczni obróciliśmy się w jednym momencie, z opanowaniem i podejrzliwością.
Przed nami stał rosły, skrzydlaty samiec o czarnym, gęstym futrze i jarzących, złotych oczach. W głowie zapaliła mi się czerwona lampka. Nie był Flashem, a pachniał bardzo intensywnie.Jedyne logiczne wytłumaczenie...? To musiał być alfa innej watahy. 
- Kim jesteś? - warknęłam robiąc krok do przodu.
- Jak śmiesz wdzierać się na teren mojej watahy i bezczelnie obarczać pytaniami?! - poczułam jakby uderzono mnie młotem. W jednej chwili mina mi zrzedła. Podbito watahę? Co tu się u licha wyprawia!?
- Imponujący ten Flash - szepnął zdezorientowany Loud. 
- Co on mamrocze? - zażądał odpowiedzi czarny wilczur. Odrzuciłam zszokowanie. Napięłam mięśnie i uniosłam ogon wysoko. Podwinęłam wargi i pozwoliłam sobie na długi, gardłowy warkot. Mierzyły się spojrzenia naszych złotych oczu. Wilk zrobił krok do przodu. Postąpiłam podobnie. Uniosłam pierwszą parę skrzydeł, która do tej pory skrzętnie zasłaniała drugą. Powoli rozłożyłam także drugą. Lotki zajaśniały w słońcu. W oczach basiora pojawiło się zdziwienie, a może i podziw?
Poczułam ciepło barków syna tuż przy moich. Stał w identycznej pozycji, ale głowę trzymał niżej, nie pewny swojej pozycji w sprzeczce.
- Zaprowadź nas do Star i Flasha lub przygotuj na pojedynek. - rzuciłam warunek. Ileż mnie nauczyło przywództwo w klanie! Żadna z moich cząsteczek nie czuła w tym momencie strachu. Absolutnie żadna.
W jednej sekundzie z twarzy wilka odpłynął gniew i buta. Opuścił nieco skrzydła. Chciał nas zdziwić?
- Powiedziałaś... - urwał na moment, żeby znowu się pozbierać. Ustawił się w poprzedniej pozie, ale ton jego głosu zupełnie się zmienił - Star i Flash? Znałaś moje wujostwo? 
Teraz to ja osłupiałam. Ścisnęło mnie w sercu niczym w imadle. Zadrżał mój oddech, a wraz z nim cały organizm. Dwie rzeczy sprawiły, że zabrakło mi tchu; forma przeszła w pytaniu o obecność Flasha i Star oraz... określenie jakim ich nazwał: wujostwo. A więc...
- Diesel. - szepnęłam bezwiednie, a ziemia się pode mną zapadła. Lotne kończyny opadły, jakby już nigdy nie miały się podnieść. Spuściłam głowę wstrzymując piekące łzy.
- Mamo? - Loud trącił mnie pyskiem. Odepchnęłam go z bólu i wściekłości. Rzuciłam pełne jadu spojrzenie czarnemu wilkowi, który zrezygnował z wojowniczej postawy.
- Co z nim? - krzyknęłam. - Co z Diesel'em? - ciężkie krople spłynęły z moich policzków. Z dwóch... dwóch palących niczym oszalały ogień powodów.
Samiec ruszył do przodu zaciskając usta w wąską linię. A co jeśli to żart? Jeśli zbłaźniłam się na oczach obcego wilka bo nie potrafiłam utrzymać uczuć na wodzy.
- Znałaś też mojego ojca? - usłyszałam cichy szept.
- Tak. - odparłam krótko i gniewnie. Bałam się tego co mogę usłyszeć. Strach - przed sekundą tak daleki, nagle uderzył ze zdwojoną siłą. - Znałam twojego ojca. Znałam Diesel'a, syna Gustawa i Ginewry, jednego z wielkiego rodu Alf rządzącej w Watasze Krwawego Wzgórza.

< Crow? Dramacik. >

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Od Talestii - Droga powrotna do watahy moich narodzin


Jak zapewne część z Was już doskonale wie po rozmowie z Mortimerem zdecydowałam się opuścić tereny Watahy Krwawego Wzgórza i udać się w samotną wędrówkę. Nikt jednak nie wie, dlaczego to uczyniłam.... Przecież mogłam spokojnie żyć w niej nadal, a może nawet założyć własną, szczęśliwą rodzinę, a tym samym przedłużyć linię mego drzewa geologicznego.... Przynajmniej tak to mogło wyglądać z punktu widzenia pozostałych członków stada. Oni bowiem nie zdawali sobie sprawy z tego, o czym dyskutowałam z Mo. To on bowiem zasiał we mnie ziarenko wątpliwości dotyczące właśnie kwestii familii, stwierdzając, iż droga, którą wtedy szłam, była bardzo podobna do jego, a przez to mogła wymknąć mi się w pewnej chwili spod kontroli. Chciał również, abym poprosiła Nicol o przepowiedzenie sobie przeszłości. Jeśli byłaby ona spokojna, miałam zostać w watasze, a w przeciwnym wypadku, opuścić ją, aby nikogo nie skrzywdzić. Ja jednak, mimo danej mu wcześniej przysięgi, zamiast pójść do wadery, poczekałam jeszcze parę dni i zwyczajnie odeszłam.

***

Przez kilka następnych lat błądziłam właściwie bez większego celu po wszystkich kontynentach, zatrzymując się najdłużej w Azji, a dokładniej Japonii, gdzie wstąpiłam na parę miesięcy do Watahy Perłowej Smugi. To właśnie wtedy niespodziewanie do moich uszu doszła wiadomość, iż Mortimer zdecydował się wrócić do miejsca naszych wspólnych narodzin. Nie zastawiając się długo, porzuciłam owe stado i ruszyłam w ślady mego kuzyna.

***

Tak oto po około czterech miesiącach niestrudzonego marszu dotarłam do leśnej granicy Watahy Krwawego Wzgórza. Obawiając się niespodziewanego ataku ze strony wilków, które dołączyły do niej już po moim odejściu, wyciągnęłam swój łuk i strzały z kołczanu, po czym nałożyłam strzałę na cięciwę i tak uzbrojona podążyłam dalej. Po przejściu paru metrów, usłyszałam dochodzący z lewej strony odgłos łamanych gałązek. Natychmiast podniosłam swą broń i przygotowałam się do strzału. W chwili, w której właśnie miałam wystrzelić, zza krzaków wyłonił się siwy basior o czerwonych oczach, który zamiast od razu się na mnie rzucić, zapytał spokojnie:
-Kim jesteś i co Cię tutaj sprowadza?
-Na imię mi Talestia, byłam kiedyś członkinią tej watahy i chciałabym powrócić do tego stanu.- odparłam, wypuszczając strzałę, której nie mogłam już prawdę powiedziawszy zatrzymać, w stronę jednego ze świerków. Przy okazji przyszpiliłam do niego małą wiewiórkę, więc podeszłam do drzewa i odciągnąwszy grot, chwyciłam przypadkową zdobycz i wrzuciłam ją do kołczanu.

<Kazan?>

sobota, 7 stycznia 2017

Od Celty - C.D. Castiel'a ''Wspólna praca?''


- A ja ciebie - ucałowałam go nieśmiało, na co niektóre wilki zawyły.
Castiel odwzajemnił pocałunek, śmiejąc się w ten uroczy sposób. Jeszcze kilka słów padło, zanim to wszyscy się rozeszli, łącznie z Alfą. Zostaliśmy sami, co było mi bardzo na łapę. Liznęłam go w policzek, tuląc się do niego. Castiel był dużym, silnym wilkiem, którego futro było gęste, a co za tym szło, niezwykle przyjemne i miękkie.
- Zmęczyłaś się? - uśmiechnął się wrednie.
 -Nie, po prostu lubię się do ciebie przytulać, od czasu do czasu mi przecież nie zaszkodzi, prawda?
- Prawda, prawda, po prostu lubię patrzeć, jak się denerwujesz. 
- A idź ty! - odepchnęłam go od siebie, udając wielce obrażoną. 
Widziałam, jak samiec katem oka kręci łbem, udając się w tym samym kierunku, co ja. Bingo.
- A pani gdzie się wybiera? - usłyszałam po kilku chwilach. - Nasza jaskinia jest w innym kierunku, bardziej w lewo.
- No tak... 
- Zapomniałaś, ze para mieszka razem? - wyprzedził mnie.
- No... tak jakoś.
Samiec pokręcił tylko głową, przybliżając się do mnie. Tak oto doszliśmy do jaskini, która była śliczna. Dosłownie zapadła mi dech w piersiach.
- Podoba ci się?
- Tak, jest prześliczna - zaczęłam się rozglądać. - Nawet nie wiedziałam, że taka się tutaj znajduje. - położyłam się ma ziemi.
- Nie wiedziałaś, bo nie pytałaś - zmrużył oczy.
- Ha, ha ha - skopiowałam jego gest, kiedy ten zajął miejsce tuż obok mnie.
- Dobranoc Celty - powiedział.
- Dobranoc, śpij dobrze - wtuliłam się w jego sierść.
Objęcia morfeusza zabrały mnie do swojej krainy strasznie szybko. Obudziłam się dopiero następnego dnia, kiedy to słońce zaczęło świtać na niebie. Castiel jeszcze spał, więc nie miałam serca go budzić. Uniosłam się powoli, oraz najciszej jak tylko mogłam. Zanim wyszłam z jaskini polizałam go delikatnie w policzek. Po przeciągnięciu się, ruszyłam poszukać czegoś do jedzenia dla nas obu. Szukałam dosyć długo, ale w końcu moje poszukiwania zostały nagrodzone w postaci nory królików. Po upolowaniu kilku sztuk, ruszyłam w drogę powrotną do jaskini. Ku mojemu zdziwieniu, Castiel jeszcze spał. Zaśmiałam się cicho, kładąc zdobyć niedaleko. Podeszłam do samca, szturchając go delikatnie łbem.
- Castiel, pora wstawać

<Castiel?>