środa, 19 września 2018

Halo, co z WKW?

Dobry.

Z racji, że część osób na czacie i w komentarzach pyta się co z WKW, postanowiliśmy uchylić rąbka tajemnicy, nad czym pracujemy i jaka jest przyszłość tego bloga.
Na początku chciałabym zaznaczyć, że to bardzo miłe, że ktoś nadal tu zagląda i pyta o nas, jednak zanim napiszcie coś w stylu "ta wataha umarła", "nic się nie dzieje" i inne tego typu frazy, pamiętajcie:

  • mamy w zespole administracyjnym osobę dorosłą, która ma pracę;
  • mamy w zespole dwie nieletnie uczące się osoby, poświęcające się również pracy, to w kebabie, to przy rysowaniu;
  • wszystkie osoby są w związku i mają życie poza internetem;
  • WKW zostało zawieszone między innymi przez takie ponaglenia.
Dodatkowo zbliża się najwspanialsza pora roku zwana czasem głębokiej depresji, kiedy zwyczajnie można nie mieć ochoty na pochylanie się nad blogiem. Chcemy zrobić wszystko jak najlepiej, a wiadomo, że jeśli jest się do czegoś zmuszanym, nie osiągnie się pożądanego efektu.

Teraz to, na co wszyscy czekali. Co się stanie z WKW?
WKW do końca roku (podejrzewam, że szybciej, ale uwzględniam wypadki losowe) zostanie ponownie otwarte z zupełnie nową koncepcją, nowymi wilkami i rzeczami. Zmieniamy wszystko.

A co za tym idzie:
  • szablon na formularz od nowa
  • fabuła od nowa (to już w sumie mamy, i mam nadzieję, że nowa koncepcja przypadnie Wam do gustu, na pewno będzie ciekawie)
  • opisy klanów, terenów, stanowisk od nowa
  • WSZYSTKO od nowa
Powiecie, że to nic, kilka godzinek roboty. Ja też WKW stworzyłam w niecały dzień, realizując i wymyślając wszystko. Tylko wtedy była to zwykła, szara, przeciętna strona. Proszę, spróbujcie zrobić coś więcej niż typowy, prosty blog, wpaść na jakiś pomysł, przy okazji ucząc się i pracując, nie zapominając o skraweczku życia prywatnego. Zobaczymy ile zajmie Wam takie coś.

Nie jest to atak w Waszą stronę. Chcę tylko pokazać, że opiekowanie się dość dużym blogiem, jakim jest WKW, nie należy do łatwych zadań. 
Jeśli ktoś śledzi "rynek" blogowy wie pewnie, że trwa jakiś wyścig na oryginalność, mało watah ma dużą siłę przebicia. Chcemy doprowadzić WKW do takiego stanu, w jakim nikt go jeszcze nie widział, przywrócić tej stronie dawną świetność. Ale to potrwa, niestety. 

Dziękujemy za cierpliwość i proszę, wygrzebcie jej jeszcze trochę, myślę, że warto!

~ KJK
jezu musze zmienic ten nick xd

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

*tytuł*

Czasem mam wrażenie, że widzicie we mnie TYLKO adminkę. Robota, któremu można coś zlecić w dowolnym czasie i wykona to od razu bez względu na wszystko. Niestety, wybaczcie, ale nie obchodzi mnie to, że ktoś chce coś zrobić akurat teraz, bo ma luźniejszy okres na studiach. Też się edukuję i kto ma za sobą pierwszą klasę liceum zgodzi się, że jest to prawdziwa rzeź. Oczywiście, dla studentów byłby to w tej chwili pikuś, ale punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, czyż nie? Tak czy inaczej, nie będę się dostosowywać do narzucanych mi terminów, ponieważ nie jestem robotem, a tym bardziej jeżeli mówię, że mam wobec danego aspektu jakieś plany i nie jest mi na rękę ciągnięcie starego systemu.
Jak wiecie, Szymon i Alex są zmuszeni odejść, nie przez brak czasu czy szkołę, tylko dużo poważniejsze problemy. I o wiele bardziej wolę wspierać ich w trudnych momentach, niż cokolwiek tu robić. Postawcie się w mojej sytuacji - przez kilka lat prowadziłam tego bloga albo sama albo z najbliższymi mi ludźmi, z którymi mieszkałam po sąsiedzku. Nie musiałam znosić niczyich humorków i byłam zorientowana o czym pozostała dwójka dyskutuje. Kiedy przychodził czas na WKW, podział był jasny. Lider i jego pomocnicy, żyjący w zdrowych, normalnych relacjach i w świetnej atmosferze.
Nie jestem nauczona pracy z ludźmi i nie przepadam za nią, starsi członkowie wiedzą, że bardzo długo nie chciałam niczyjej pomocy, nawet Szymona. Teraz tworzę tego bloga z osobami, które owszem - znam i lubię, jednak wiele się zmieniło w ich i moim życiu. Trudno odnaleźć nić porozumienia, a bez niej - prace nad WKW nie ruszą pełną parą.
Myślałam, że wrócenie i pisanie tutaj będzie czymś fajnym. Cóż, mam nauczkę, by jednak nie myśleć, gdyż powrót tu jest jak zimny prysznic. Tona opowiadań, których nie mam czasu czytać, więc wstawiam na ślepo. Pisanie? Nie jestem w stanie napisać nic własnego, więc pewnie za chwilę dostanę opierdol, że komuś nie odpisałam, a przecież właśnie ma luźniejszy okres i jest mu to na rękę. A questy, własne opowiadania? Mam wrażenie, że przyszłam jak z wygnania i szczerze, zupełnie nie cieszę się z powrotu... To będzie może lekka przesada, ale czuję, że WKW w ciągu ostatniego roku stało się dla mnie więzieniem, w którym niespecjalnie chcę być.
Ale nie chcę odchodzić. Może niektórych by to ucieszyło, może Zec i Then beze mnie ruszyliby ten blog, może tylko ograniczam możliwości WKW? Pięć lat to zbyt wielki kawał czasu, żeby odchodzić w taki sposób. Tasiemce z błędami czy chamskie zachowania nie przeszkodzą mi w kontynuowaniu tego, co było kiedyś całym moim życiem. Ale są wymagane modyfikacje. Usprawnienie systemu i pozbycie się opcji, z których i tak mało kto korzysta.
Jasne, nie wiem czego oczekuję mając tak wiele zajęć i obowiązków. Że będę mieć czas na pisanie opowiadań własnych wilków? Kiedyś umiałam to pogodzić. Ale to był czas, gdy nie musiałam się uczyć, nie chciałam mieć znajomych, a jedynym moim obowiązkiem było wychodzenie z psem. Nie miałam jeszcze dwóch kotów, chłopaka, przyjaciół, nie chodziłam do liceum i nie miałam tylu problemów, ile aktualnie się nawarstwiło. Było prościej. Cieszyłam się, kiedy po powrocie do domu czekało na mnie kilka opowiadań do wstawienia... teraz staram się nie patrzeć na cyferkę, która pokazuje liczbę nieprzeczytanych wiadomości. Nie czuję się znudzona czy wypalona, bardziej bezsilna i trochę... odrzucona?
Nie wiem jaka jest przyszłość WKW, na razie chciałabym - tak jak wspominałam - usunąć niepotrzebne opcje, ponieważ nie jest to gra, a BLOG, a na blogu głównie się pisze, a nie generuje tony pieniędzy czy wbija lvle, od tego są GRY.
Możecie chwilowo przystopować z wysyłaniem mi opowiadań, bo i tak nie będę ich wstawiała, dopóki nie wykopię się spod tej sterty różnych postów i innych rzeczy do zrobienia. Jeśli widzicie, że coś się zadziało i jakieś opowiadania są opublikowane, oznacza to ponowną możliwość ich wysyłania. Piszcie je między sobą, ale na razie nie wysyłajcie mi, bo nie chcę sytuacji, w której potem jakieś się usunie, a wiemy, że howrse lubi to robić.

Czuję się ciut lżej po napisaniu tego posta. Oczywiście, nie będę tutaj mówiła o każdym swym problemie, bo wątpię, aby kogokolwiek to interesowało (i dobrze), ale myślę, że w miarę wyjaśniłam sytuację. Nie będę tutaj niczego obiecywać i robić niepotrzebnej motywującej końcówki, więc po prostu zakończę mój wywód w tym miejscu.

Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali!
chyba adminka

sobota, 31 marca 2018

Od Lynn - C.D. Aleksandra "Ciekawość świata i nie tylko"


Aleksander musiał doskonale znać się z nieznajomą mi waderą. W czasie ich krótkiej wymiany zdań, przeskakiwałam między nimi spojrzeniami, starając się zdefiniować ich relację. Na samą myśl o tym, że mogła to być j a k a ś bliższa mu wilczyca, odczułam nieprzyjemne ukłucie zazdrości.
— Nie przesadzaj — sapnął basior, siadając na glebie i głośno wzdychając. 
Dopiero po dłuższej chwili opamiętał się, przypominając sobie najwidoczniej o mojej obecności, a także i obowiązku, który został mu z góry narzucony.
— Lynn, poznaj Talestię, należy do mojej dalszej rodziny — zwrócił się do mnie, a ja uspokoiłam swoje nerwy. — Tan, poznaj Lynn, moją znajomą. 
Spojrzałam na wilczycę i nagle zrobiło mi się bardzo głupie. Przez niewytłumaczalną zazdrość, myślałam o niej źle, co było niedorzeczne, bo kompletnie nie znałam Talestii. 
— Miło cię poznać. — Skinęła mi głową. — Aleksander od zawsze pakował się w kłopoty, nie było to zależne od jego woli, no ale cóż. — stwierdziła wilczyca, patrząc na niego zaczepnie. — Radziłabym ci uważać. 
Do moich uszu dobiegło wymowne westchnięcie.
— W sumie to był mój pomysł — oznajmiłam.
Nie chciałam, aby Talestia wyniła Aleksandra za moje namowy. Wadera przyjrzała mi się uważnie, a następnie uśmiechnęła.
— W takim razie tworzycie zgrany duet — stwierdziła.
Zamrugałam zaskoczona, a basior zmieszany odchrząknął. 
— Swoją drogą, jakie to niebezpieczeństwo o którym wspominałaś? — Basior płynnie zmienił temat.
— Aktualnie sama próbuję to ustalić — wyznała Talestia. — Wiem tylko tyle, że to coś rośnie w siłę i wytwarza wokół siebie mroczną i silną aurę. 
Aleksander pokiwał w skupieniu głową. 
— W takim razie trzeba coś z tym zrobić — pomyślałam na głos. — To może zagrażać wszystkim. 
Wilczyca zgodziła się ze mną, jednak basior wtrącił swoje trzy grosze.
— Może lepiej będzie udać się do Alf i poinformować ich o zaistniałej sytuacji? — zaproponował wilk. — Jeśli coś się nam stanie, nikt nie będzie mógł ich o tym wcześniej uprzedzić.
— Tu, mój drogi, muszę się z tobą zgodzić.
— Lynn. — Towarzysz zwrócił się do mnie. — Ty pójdziesz powiadomić Alfy naszego klanu, a my z Tanią spróbujemy zrobić coś w sprawie zagrożenia.
Pokręciłam szybko głową, nie mogłam zostawić ich samych.
— Nie! — zaprzeczyłam gwałtownie. — A jeśli coś się wam stanie?
— O to się nie martw, jesteśmy doskonale wyszkoleni — zapewniła mnie nowa znajoma. — Lepiej, jeżeli ty pójdziesz, nie obraź się Lynn, ale jesteś, mimo wszystko, przy nas świeżakiem. 
Trudno było mi zaprzeczyć. Spojrzałam zlękniona na Aleksandra. Widziałam w jego oczach spokój, a na twarzy zapewnienie, że wyjdzie z tego cało. Skinął mi głową, a w następnej chwili ruszyli z Tanią w stronę zagrożenia. Nie pozostało mi nic innego, jak powiadomić Alfy o ewentualnym zagrożeniu.

< Tania albo Aleks? >

Od Rhyana - C.D. Sierry "Czy potrafisz pokochać zabójcę?"


— Oczywiście — odparła zalotnie partnerka, patrząc na moje usta.
Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem żarliwie, a ona objęła mnie swoimi ciepłymi łapami. Bardzo brakowało mi jej bliskości. Każde ponowne spotkanie było ulgą, zimną wodą gaszącą gorący płomień. Odsunęliśmy się do siebie.
— Jak dzidziuś? — zapytałem z zainteresowaniem.
— Bardzo dobrze — odparła. — Dzisiaj nawet kopie. Sam zobacz.
Sierra chwyciła moją łapę i położyła ją sobie na brzuchu. Mówiła prawdę, bowiem mogłem wyczuć delikatne, aczkolwiek stanowcze ruchy w środku. Uśmiechnąłem się radośnie. 
— Mamy pewność, że jest silne — oznajmiłem.
— Najpewniej po mamusi — powiedziała zaczepnie partnerka.
— I najpewniej po tatusiu.
Uśmiechnęliśmy się do siebie. Uważnie otaksowałem spojrzeniem Sierrę. Widać było, że ciąża nie ma na nią pozytywnego wpływu. Martwiłem się o nią, nie chciałem stracić ani jej ani naszego dziecka. 
— A ty jak się trzymasz? — zapytałem cicho, poważniejąc.
— Wiesz, bywało lepiej — odpowiedziała, uśmiechając się uspokajająco.
Przytuliłem ją do siebie. 
— Ty mój silny skarbeńku — wyszeptałem jej do ucha.
Zaśmiała się, kiedy zacząłem ją łaskotać. Chciałem trochę ją odstresować, w końcu to mnie nie męczyła ciąża, a ją. Kiedy się uspokoiliśmy, padliśmy na ziemię i wtuliliśmy się w siebie.
— Wiesz, że bardzo cię kocham, prawda? — zapytałem cicho.
— Nie — wyszeptała, rzucając mi rozbawione spojrzenie, a przy tym drocząc się ze mną.
Pocałowałem ja w czubek głowy, a Sierra przymknęła oczy, zaciągając się moim zapachem. Oparłem swój łeb o jej, wpatrując się gdzieś przed siebie i zastanawiając nad tym, jak mogłem postąpić, aby dać jej ochronę. Jej i nienarodzonemu dziecku. 
— Jeśli będzie się dziać coś złego, to od razu mi o tym powiedzieć, dobrze?
— Dobrze. — Ukochana odpowiedziała po chwili milczenia. 
Zamknąłem oczy, wyobraziłem sobie mnie, Sierrę i dziecko. Nas jako szczęśliwą rodzinę, tą, która żyła z dala od trosk, tak idealną jak tylko to możliwe. A jednak rzeczywistość była inna. Otworzyłem oczy. Z dnia na dzień musieliśmy walczyć o nas związek, każdego dnia decydowaliśmy, że będziemy wciąż darzyć się uczuciem. Każdy decydowała się codziennie kogoś kochać. My nie byliśmy wyjątkiem od reguły, chociaż czasami czułem, że właśnie tak było. 

< Sierra? >

Od Sama - C.D. Ivy "Poza watahą"


Wpatrywałem się w nią dobrą chwilę, zastanawiając się intensywnie nad tym, jak odpowiednio uformować pytanie. Chrząknąłem, starając się wyzbyć wstydu, który mnie ogarnął.
— Myślisz, że podejmuje słuszne decyzje?
Ivy zmrużyła delikatnie oczy i zamrugała parę razy, wpatrując się z namysłem w moje łapy.
— Myślę, że tak — odparła ostrożnie. — Jestem pewna, że już jedną z trudniejszych decyzji masz za sobą. Chodzi mi o wybór twojego stanowiska — wytłumaczyła, napotykając moje pytające spojrzenie.
Pokiwałem głową w zamyśle.
— A na jakiej podstawie myślisz, że był to dobry wybór?
— Widzę jak się starasz Sam. W dodatku masz do tego duże predyspozycje — odpowiedziała, a mnie zrobiło się jednocześnie dziwnie, jak i przyjemnie na sercu. 
— Dziękuje, bardzo miło to słyszeć.
Ivy posłała mi ciepły uśmiech. Chciałem, żeby zawsze się tak uśmiechała. Nie potrafiłem wyobrazić sobie, aby to był jakiś inny basior. Na samą myśl o tym ogarniała mnie furia. A jednak ciekawiło mnie, czy wadera czuła do kogoś kiedykolwiek coś więcej, dlatego nie powstrzymałem pytania, które wypłynęło z moich ust.
— Ivy, miałaś kiedyś kogoś?
Wilczyca, wyraźnie zaskoczona, posłała mi niepewne spojrzenie.
— Nie. — Poczułem ulgę. — Dlaczego pytasz? 
— Ciekawiło mnie to.
Przyjaciółka nie odpowiedziała, po prostu odetchnęła pełną piersią. Obserwowałem ją w ciszy. Ivy nie od dzisiaj wiedziała, że podkochiwałem się w niej odkąd byłem szczeniakiem. Nigdy nie traktowała mnie chłodno ani nie wyśmiała tego, ale też nie dawała mi wyraźnego znaku, aby to odwzajemniała. 
— Zrobiło się trochę chłodno — mruknęła, a tym samym wyrwała mnie z własnych myśli. — Rozejrzę się za jakimś opałem. — Chciała wstać.
— Nie — wyrwało mi się gwałtownie. 
Posłała mi kolejne zaskoczone spojrzenie tego wieczoru.
Opanowałem nerwy, sam wstałem i ruszyłem wolno w jej kierunku. Czułem na sobie jej uważny wzrok, kiedy zatrzymałem się przed nią. Widziałem po niej, że jednocześnie była ciekawa, ale i lekko wystraszona, tego co chcę zrobić.
— Położę się obok ciebie, dobrze? — zapytałem łagodnie.

< Ivy? Wybacz, że tak długo. :< >

poniedziałek, 26 marca 2018

Od Isaaca - C.D. Heather "Sentymenty"


To co czułem, to było bardziej niczym duch, jakaś dziwna zjawa, dopiero później usłyszałem ten intrygujący szelest oraz dojrzałem jakiś ruch. Cóż zapewne nie jestem mistrzem "dobrego pierwszego wrażenia" jednak jak to mówią ostrożności nigdy nie jest za wiele! W moim przypadku niezbyt miłe odzywki były tą "ostrożnością'. Co, jakbym właśnie teraz spotkał Alfę czy coś takiego? Co jakby przybysz byłby kimś ważnym, a ja właśnie obraziłem jego dumę? Cóż, jakby rzeczywiście nieznajomy byłby Alfą zapewne nie kryłby się po jakichś krzakach, jeszcze na swym terenie! Wystarczy troszeczkę ruszyć mózgownicą, włączyć opcję chłodnej dedukcji. Niedługo po swych pierwszych słowach otrzymałem szczekliwą odpowiedź, a me niebieskie oczy spostrzegły niską, chudą, czarną sylwetkę.
- Wow, naprawdę? Nie spodziewałam się, że mówisz do mnie, wcale nie wiedząc, że tu jestem - Młoda, niezbyt silna, jej największą bronią może być cięty język, nieźle się skrada. Tak krótkie spotkanie, a dało mi tak wiele informacji, informacji, które mogą zostać wykorzystane przeciw niej, wbite w jej plecy gdy nadarzy się pierwsza okazja. No chyba, że ta będzie na tyle bezużyteczna, że nie będę zwracał na nią większej uwagi, nie zaznajamiam się z innymi od tak, bez większego celu. Teraz szukam nowego stada, może dlatego zapytałem się młodszej wadery jak jej na imię. 
- Kim jesteś i... dlaczego za mną leziesz? - Doprawdy, nie wierzę w to, że podążała za mną bez większego celu, zawsze jest jakiś cel, jakaś korzyść płynąca z naszych działań, bo inaczej cenny czas się marnuje. Nie żebym był wilkiem typu: czas tak szybko płynie, nim się obejrzysz wszyscy już będą martwi. Mogą mnie zabić w tej oto chwili, trudno, dla mnie życie jest jednorazową przygodą, jeśli się skończy nic się nie stanie... doprawdy, nie zależy mi na przeżyciu, nie zależy mi na dotrwaniu do podeszłego wieku, ważne jest osiągnięcie celu, a co dalej, cóż zobaczymy później.
- Każdy o to pytał - Nie spuszczając nieznajomej ze wzroku wysłuchiwałem jej odpowiedzi, oczywiście mej uwadze nie uciekła obandażowana łapa. Ktoś tutaj dostał to, na co zasługiwał - I wiesz co? Niektórzy się nie dowiedzieli. Z tobą nie będzie inaczej - doprawdy... bawimy się w kotka i myszkę? Ja nie powiem tobie nic o sobie, gdyż taki jest mój kaprys? Nie żeby jakoś bardziej mi na tym zależało, wolałbym się do niej zwracać po imieniu, skoro już postanowiła mnie śledzić, a ja uznałem, że warto by było z nią porozmawiać. I właśnie miałem już zacząć temat, który najbardziej mnie interesował, jednak ta lisopodobna istota postanowiła rozpocząć temat mego naszyjnika. Temat tabu.
- Tak swoją drogą, ładny masz wisior - oj mała, mała stąpasz po cienkim lodzie, a ja z pewnością nie będę cię wyciągać z lodowatej wody! Mając nadzieje, że ta zrozumie, że rozmowa o mej szyjnej dekoracji nie jest mi na łapę odbąknąłem szybko jakieś słowa, cóż gdzieś podskórnie czułem że to nie zadziała, że będzie musiał zadziałać. Czując pulsujący przypływ irytacji patrzyłem jak czarna gdyby nigdy nic trąca mój "dar na który z pewnością nie zasłużyłem". Chyba nie chce wywołać furii? Stanu w którym jestem jeszcze bardziej bestialski niż zazwyczaj? Kiedy to nie kontroluję nad sobą? Nieznajoma nawet nie zdążyła mrugnąć, a ja szybkim ruchem przyszpiliłem jej chude ciałko do pierwszego lepszego drzewa, zbliżając niebezpiecznie swój pysk do jej, celowo pokazując ostre kły, które nie jednego pokonały. Mogłem się jej pozbyć. Była przecież tylko jakiś lisem. To właśnie ja byłem kojotem. Kojoty górują nad lisami...
- Co ty robisz?! - zawarczałem, nie dając jej żadnej drogi ucieczki. Oczywiście zamiast ładnego "przepraszam, już nie będę" otrzymałem kolejny skowyt. 
- Odsuń się, bo swoim oddechem plączesz mi futro. Mówię ci, odsuń się - ojoj, jaka groźna. Wywróciłem swymi oczyma, które miały aktualnie kolor bardzo, ale to bardzo jasny. Gdzieś w tyle czaszki tak bardzo chciał powiedzieć "A jeśli nie to co? Odgryziesz mi nos"? Jednakże ta rozsądniejsza część mnie utrzymała wiecznego nastolatka na wodzy. Zamiast wzmianki o nosie dodałem... pouczenie? Cóż, jeśli to można tak nazwać.
- A co, jeśli nie? Nie powinnaś tykać nie swoich rzeczy - na co oczywiście usłyszałem;
- Tak, tak, teraz będziesz prawił mi to, co powinnam, a czego nie. Masz ostatnią szansę, żeby się odsunąć. - Nie żebym się jej bał czy coś, odstąpiłem kroku, tak że teraz obca miała więcej swobody. Mogła z pewnością uciec czy coś takiego, trudno, jeśli nie ona to znajdą się inne. Ta jednak jeszcze nigdzie nie zwiała. 
- Po prostu tak nie rób, zrozumiałaś? - Bo jeśli nie to mogę ci obiecać, że cię obedrę z twej skóry. Ku swej uciesze wadera w końcu powiedziała coś z sensem, coś co miało znaczenie, coś czego pragnąłem od samego początku. Czy to już nazywa się desperacja? Mam nadzieję, że nie. Nie jestem przecież... desperatem. 
- Szukam stada... chociaż, jeżeli mam codziennie widzieć twój pysk - odpowiedziałem uśmiechając się kąśliwie - Próbowałem odnaleźć wilki a nie takie coś jak ty - wywróciłem niebieskimi oczyma. Dokładnie wiedziałem, wj jakie karty gra nieznajoma, dlaczego by się troszeczkę nie zabawić? 
- I kto to mówi? Basior, który się boi, że ktoś dotknie jego naszyjnik, hmm? A co by się stało, jakbym go zabrała? - Odwarknęła, zwężając swe żółte oczy w szparki. Dźga w mój słaby punkt i myśli, że to coś da? No i dało, dało mi zwiększoną czujność. Wytworzyłem dookoła siebie płonący krąg, tak aby się upewnić, że czarna nie zrobi niczego głupiego. Usiadłem, patrząc pomiędzy iskrzące się jasno płomienie. Pierwsze wrażenie, czym ono jest? Najpierw musiałbym się nauczyć normalnej konwersacji, znaleźć kogoś kto nie będzie się mi ciągle wypytywał, wtykał nos w nieswoje sprawy. Niestety jak się okazało, nie tylko ja z chęcią używam swych mocy, nim się obejrzałem nieznajoma znalazła się w środku okręgu - zwyczajnie się teleportowała.
- To przezabawne, jak poważne wilki na chwilę zmieniają swą tożsamość tylko po to by udowodnić swe racje, lub by wygrać sprzeczkę słowną. Dlaczego nie uciekłaś? Potrafisz przecież domyślić się, kto by wygrał walkę. Czy nadal posiadasz... instynkt samozachowawczy? - Płomienie z sekundy na sekundę malały, a trawa ponownie przybierała swój ciemnozielony odcień. 

<Jezus przepraszam za końcówkę ąąą, Heather>

Od Heather - C.D. Isaac'a "Sentymenty"


Podczas spokojnej przechadzki do swojego nowego miejsca zamieszkania, zauważyłam jakiegoś samca plątającego się na terenach Klanu, do którego niedawno dołączyłam. Postanowiłam śledzić ów osobnika, ni to z braku lepszych rzeczy do roboty, ni z ciekawości, dokąd idzie. Od razu ruszyłam za wilkiem, tym razem jednak nie miałam zamiaru łazić po drzewach czy inne takie, więc po prostu trzymałam się ziemi. Ukryłam się gdzieś w krzakach i zaczęłam iść za nim. Po jakimś czasie, kiedy oddaliliśmy się od pustkowia i byliśmy w gęstym lesie, on najprawdopodobniej zauważył, że coś jest nie tak. Specjalnie zaszeleściłam jakąś gałęzią, aby dać mu szansę na zauważenie mnie.
- Nie kryj się, niczym jakiś szczur - powiedział odwracając się w stronę, gdzie się ukrywałam. - Wiem, że tutaj jesteś. - dorzucił jeszcze. 
- Wow, naprawdę? Nie spodziewałam się, że mówisz do mnie, wcale nie wiedząc, że tu jestem. - prychnęłam wychodząc zza krzewów. Usiadłam przed nim przyglądając mu się uważnie.
- Kim jesteś i... dlaczego za mną leziesz? - zlustrował mnie wzrokiem prostując się dumnie.
- Każdy o to pytał. - powiedziałam przyglądając się mojej wyciągniętej łapie i bandażu, ciasno na niej owiniętym. - I wiesz co? Niektórzy się nie dowiedzieli. Z tobą nie będzie inaczej. - mówiąc to, uśmiechnęłam się, na co basior tylko przewrócił oczyma.
- Tak swoją drogą, ładny masz wisior. - wyszczerzyłam się, już wcześniej dostrzegając błyszczący diamencik wśród futra samca. 
- Ta, khem... - odchrząknął, starając się na mnie nie patrzeć. Wyciągnęłam do niego łapę i podrzuciłam naszyjnik delikatnie do góry, a ten po chwili z powrotem opadł na klatkę piersiową właściciela. - Co ty robisz? - zapytał, warcząc, po czym przyszpilił mnie do bliższego drzewa.
- Odsuń się, bo swoim oddechem plączesz mi futro. - warknęłam, jednak ten nadal pozostawał w miejscu. - Mówię ci, odsuń się.
- A co, jeśli nie? Nie powinnaś tykać nie swoich rzeczy. - zmrużył oczy.
- Tak, tak, teraz będziesz prawił mi to, co powinnam, a czego nie. Masz ostatnią szansę, żeby się odsunąć. - ucięłam. Nie, żebym zrobiła mu coś szczególnego, ale po co nosić na sobie kilka dodatkowych ran od ostrych zębów jakiegoś cholernego lisa? Właśnie. Niepotrzebne.
- Po prostu tak nie rób, zrozumiałaś? - mruknął, patrząc na mnie spode łba.
- No. - przytaknęłam ze znudzeniem. - Skończyłeś? - skinął głową. - Świetnie. A teraz powiedz mi, co tu robisz. Raczej nie jest mile widziane łażenie po nie swoich terenach.

< Isaaaaaaaaaac? >

niedziela, 25 marca 2018

Od Samsawell'a - C.D. Clive'a "Śnieżka"

Poprzednie

Po słowach wypowiedzianych przez Clive'a zapadła dość krępująca cisza trwająca aż do czasu, gdy przekroczyliśmy granicę obu Klanów. To tam bowiem zdecydowałem się wreszcie odezwać, wiedząc, że tym razem nie weźmie mi za złe, jeśli przekieruję rozmowę na nieco inny temat:
- Musimy zachować najwyższą czujność, nie możemy być do końca pewni, co nas tu spotka. 
- Przecież nie przybyliśmy tu jako szpiedzy, ani nie jest to odłam watahy, w którym przebywają w głównej mierze mordercy. - zauważył, wyraźnie tak dobierając słowa, aby ominąć fakt,że miał na myśli między innymi mego ojca i przyrodniego brata. 
- Owszem, ale nikt oprócz nas tego nie wie, więc lepiej będzie dla nas obu, jeśli nie będziemy na siebie zwracać zbytniej uwagi. 
- Zdajesz sobie chyba sprawę z tego, że nie ma tu zbyt wielu wybitnych wojowników? - spytał, bardziej pewny siebie niżbym tego chciał.
- Aby wprowadzić niepotrzebne zamieszanie wystarczy zaledwie kilku, wierz mi na słowo... -odparłem, zaczynając powoli żałować, że na tę wyprawę nie zabrałem ze sobą Sealiah. Ta przynajmniej jako zawodowy szpieg zachowałaby w obecnej sytuacji całkowite milczenie. Nie mogłem jednak po nią zawrócić toteż westchnąłem tylko ciężko i przyśpieszyłem nieznacznie kroku. 
- Dobrze, niech już Ci będzie, postaram się całkowicie skupić na obserwowaniu otoczenia. - skapitulował, wywracając ledwie zauważalnie oczami. 
- Miło mi to słyszeć. - oświadczyłem z lekkim uśmiechem, a w głębi ducha zacząłem się zastanawiać, czy rzeczywiście po gwałcie dokonanym przez Mo na mojej ukochanej córeczce nie stałem się zbyt ostrożny.
- A tak w ogóle, to jak daleko mieszka cały ten wujek Sairy? - usłyszałem po jakimś czasie. 
- Wong Kar Wai osiedlił się... - nim zdążyłem dokończyć, coś zaszumiało w krzakach przed nami, a po sekundzie wyłonił się spośród nich... nie kto inny tylko obiekt naszych poszukiwań.
- Witaj, Well. - rzucił na powitanie. - Co Cię tu sprowadza?
- Chciałbym Cię prosić, abyś zgodził się na pełnienie funkcji jednego ze świadków na ceremonii, w trakcie której pobłogosławię związek Sar z Clive'em. - tu kiwnąłem głową w stronę czarnego basiora.
- Nigdy bym się nie spodziewał, że zdarzy się to tak szybko, ale oczywiście się zgadzam. Kiedy się ona odbędzie?
- Gdy tylko znajdziemy się z powrotem w mojej jaskini. - wyjawiłem.
- W takim razie ruszajmy już, bo nasza młoda panienka już pewnie nie może się doczekać. 

<Clive?>

sobota, 24 marca 2018

Od Ilii - C.D. Milo "Szczęście w nieszczęściu"


Przymknęłam oczy na krótką chwilę. Przeszłość jedną falą uderzyła, zalewając mnie wspomnieniami. Nie byłam pewna czy to dobry pomysł aby związać się z Milo. Owszem, był z niego naprawdę dobry wilk ale czy ja byłabym dla niego równie dobra jak on chciał być? Cóż. Tą decyzję należało przemyśleć gdy wszystko będzie już dobrze.
-Nie czuję się jeszcze gotowa na nowy związek. Przykro mi Milo, muszę odmówić- powiedziałam po chwili ciszy z mojej strony. Czułam jego zaskoczenie.
-Wyczuwam jakieś ale.
-Przemyślę to jak trochę się uspokoi parę spraw. Na tą chwilę jednak nie mogę odpowiedzieć tak, jakbyś tego chciał- powiedziałam wstając. Milo poszedł w moje ślady. Nie chciałam by czuł się winny. Przez ostatnie zniknięcie mojej kochanej Blue Dream, co dziś mi wyjawiła, nowy etap życia mógłby być ryzykownym krokiem. Wkrótce wyszliśmy z mojej jaskini do obowiązków.
Musiałam udać się do alf, ponoć miałam mieć ciekawe zadanie. Już następnego dnia wyruszyłam na obserwacje pewnej grupy wilków krążących w okolicy granic klanów, wyruszyłam jeszcze przed świtem. To miało być normalne i spokojne zlecenie.
Miało.
Z niemałym trudem dźwignęłam się stratowana na swoje łapy i chwiejnym krokiem udałam się w kierunku swojego klanu. Pierwsza zostałam powitana przez małą waderę, która zaraz z krzykiem rzuciła mi się na pomoc. Po drodze do lecznicy, ktoś pobiegł po alfy. Nie byłam pewna kto to miał być, ledwo widziałam na oczy, przez długie rozcięcie na czole z którego sączyła się krew w moje oczy. Usłyszałam stłumiony okrzyk Milo na mój widok i zaraz już starał się mną zająć. W tym czasie przyszła samica alfa.
-Matko, Ilia- chyba zakryła sobie łapą pysk.- Co ci się stało?
-Byłam śledzić tą grupę co kazałaś. Gromadzą się za neutralny ziemiami. Są bardzo, hm, porywczy.
-To oni ci zrobili? Te rany?- Zapytała się patrząc na mój stan. Podniosłam wysoko głowę, skoro już pozbyto się krwi z oczu.
-Tak, głównie jedna dzika wadera. To nie jest najgorsze. Nałożyli na mnie pieczęć- pokazałam im ukrytą część karku za włosami.- Nie mogę używać swoich mocy, wyłączyli je tym... W każdym razie jest ich jakaś dziesiątka ale są skubańce mocni. Przynajmniej jak się jest w pojedynkę- wysiliłam się na śmiech, ale wyszedł słabo i wymuszenie.


<Milo?>

Od Isaaca - Sentymenty

Otworzyłem powoli blado niebieskie oczy. Kolejna koszmarna noc za mną... koszmarna? Aż tak źle? Przecież przez tyle księżyców powinienem się przyzwyczaić do takiej kolei rzeczy, powinienem czuć smutek, żal, jakiekolwiek emocje które mogłyby świadczyć o tym, że naprawdę żałuje. Jednak tak nie było, nie żałowałem żadnego swego ruchu, żadnego lepszego lub gorszego występku. Należało się jej, tej podłej kreaturze, którą niegdyś nazywałem swą siostrą, od zawsze wiedziała, kto jest górą, kto powinien zostać Alfą... Ale nie rozmyślajmy dalej nad nią. Wypluwając zeschniętą krew ze swego pyska powoli wstałem próbując nie wdepnąć w maź, która w nocy wypłynęła z moich oczu, pyska, nosa i uszu. Kiedyś, gdy byłem młodszy zdarzało mi się zachłysnąć tą wydzieliną, jednak teraz nauczyłem się nad tym panować, nauczyłem się normalnie egzystować nadal jednak nie pokazywałem się nikomu podczas nocy. Wiem przecież, jak by się to skończyło, jak to się zdarzyło z Carterem i Izmą. Niewdzięcznicy, mogłem się pozbyć problemu, mogłem ich wtedy zabić wiele, wiele księżyców temu, jednak niee jakaś iskierka dawnej, dobrej duszy mną przemówiły, sprawiły, że zaopiekowałem się sierotami. To oni sprawili, że stałem się okropnie sentymentalny, to właśnie przez te sentymenty postanowiłem "zacząć życie od nowa" poszukać nowego stada, watahy. O ile nos mnie nie zawodzi gdzieś niedaleko jakaś się znajduje, czasem wieczorem słyszę ich wycie, z każdym dniem są coraz bliżej i bliżej. Wyjrzałem ze swej kryjówki i czym prędzej odszukałem jakiegoś zbiornika wodnego. Fakt, nie przepadałem za pływaniem, jednak nie mogę się u nich pojawić z całym zakrwawionym pyskiem, tak szlachcicowi nie wypada robić. Mimo iż od dłuższego czasu jestem zwykłą Omegą nadal czuję się niczym Alfa, wiem z jakiej rodziny pochodzę i wcale się tego nie wstydzę, no zazwyczaj zatajam informacje o tym, że zostałem jako tako wygnany. Nikt nie musi o tym wiedzieć, informacje tajne, pewna moja słabość. Wstrzymując oddech zanurzyłem szaro biały łeb w krystalicznej wodzie, czując dreszcze przechodzące aż do końcówki ogona, kiedy ponownie znalazłem się na powierzchni zimny wiatr obmiótł mą mokrą, iskrzącą się kropelkami wody sierść. Złotawy naszyjnik zwisał z mej szyi, czułem jak lekko się porusza. Nie było jeszcze takiego dna, w którym zdjąłbym go na dłużej niż 5 minut , bowiem o nie, nie to nie jest zwykła błyskotka, to coś więcej, to dar, na który zapewne nie zasługuje. Tak oto zaczął się kolejny dzień, dość wolnym truchtem pognałem w stronę zapachu, który świadczył o istnieniu stada wilków. 

****kilka godzin później****

Nawet nie wiedziałem kiedy bujny las zaczął rzednąć, a ja wkraczałem coraz bardziej w bezkresne pustkowie, które nieprzyjemnie piekło w łapy. Czy tutaj cokolwiek może tutaj przeżyć? Ze zmrużonymi ślepiami spojrzałem w nieboskłon, na którym nie było ani jednej chmurki, westchnąłem cicho przenosząc wzrok na zeschniętą ziemię, po każdym kroku wznosił się sypki pył. Jeżeli naprawdę ktoś tutaj mieszka będę musiał się przyzwyczaić do tego terytorium... albo szukać dalej (chociaż prawdę mówiąc jestem już trochę zniecierpliwiony tym całym łażeniem, szukaniem). Od dość dawna błądziłem po tym pustkowiu, ono musi się gdzieś kończyć, dlatego też użyłem jednej ze swych specjalnych mocy, moje oczy rozbłysnęły się lodowatym blaskiem, a ja próbowałem dostrzec jakiś lat, oazę, cokolwiek co by mi dało upragniony cień. Pewne zdziwienie mnie ogarnęło, gdy przekonałem się, że to już całkiem niedaleko. Zebrałem w sobie ostatki sił i pognałem w stronę lasu. Ciemnoniebieski. Cieszyłem się czując kojące cienie na swym karku, jednak euforia nie trwała długo, jakaś dziwna trwoga zawitała w moim sercu, jakieś przeczucie że ktoś mnie obserwuje. Coś tutaj było nie tak, ktoś tutaj był. Nastroszyłem szare uszy, wytężyłem wzrok. Jednak to nie była żadna żywa istota, to nie było nic takiego materialnego. Duchy, zjawy? Było tutaj cicho, zdecydowanie zbyt cicho, nie słychać było żadnych pisków, trzepotu skrzydeł. Zdawałem się błądzić między coraz większymi konarami drzew. Jednak ta ohydna cisza została przerwana, nie byłem już tutaj całkiem sam. Mój polepszony wzrok zdołał zarejestrować ruch gdzieś po mojej lewej stronie. 
- Nie kryj się, niczym jakiś szczur - powiedziałem, odwracając się w tamtą stronę - Wiem, że tutaj jesteś - odwarknąłem, próbując wypatrzyć przybysza. 

<Heather ;3>