niedziela, 31 maja 2015

Jason dokonuje zakupu!

Kupuje: Eliksir Szamanów
Kwota do zapłacenia: 300.000 Krwawych Piorunów
Stan konta: 700.000 - 300.000 = 400.000 Krwawych Piorunów
***
Jason wskrzesza Dividend.

Od Star - Oni wciąż czuwają...

Bycie alfą tej watahy... Ciekawe. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam po oficjalnym ogłoszeniu samej siebie przywódczynią tej watahy, było odnotowanie strat, które wynosiły równo 30 wilków. Co ciekawe, odnaleźliśmy jedynie 27 trupów, nie udało się znaleźć ciał członków mojej rodziny - zarówno brata, jak i rodziców. 
***
Tej nocy spałam niespokojnie. Słyszałam różne przerażające dźwięki, dochodzące z zewnątrz. Flash opowiadał mi o upiorach i różnych potworach, które wychodziły w nocy. Nigdy nie widziałam tu takich stworów...
Śniły mi się dwie wizje, obie jednocześnie niepokojące i pozwalające odetchnąć z ulgą. Pierwszy pojawił się mój ojciec.
 - Szukam jej... martwej lub żywej. Czekaj i nie zapominaj. - Powiedział, po czym zniknął. W miejscu, w którym stał, coś zabłysło i nagle sen przeniósł się do odległego lasu. Niebieski wilk, pokryty licznymi ranami, z kawałkiem skóry, zwisającej z grzbietu, przemierzał pokryte śniegiem ścieżki i co sto metrów wskakiwał na kamień, po czym wył żałośnie. 
 - Nawet on mnie nie zatrzyma. - Usłyszałam głos w głowie, po czym z piskiem obudziłam się. Rozejrzałam się po wielkiej jaskini, w której spali wszyscy ocaleli oraz nasz nowy towarzysz, Flash. Leżał on blisko mnie, wciąż bacznie mi się przyglądając.
 - Miałaś wizję we śnie? - Zapytał, kładąc się bliżej.
 - Tak. - Odpowiedziałam. - Nawet dwie. Umiałbyś je wyjaśnić?
 - Postaram się. - Odrzekł, więc opowiedziałam mu dokładnie cały mój sen.
 - Twój ojciec nie zareagował na wrzask i światło, gdyż uparcie szukał swojej partnerki. Prosi, abyś o nim nie zapomniała i trwała w nadziei, że odnajdzie Ginewrę i wrócą razem. A druga wizja jest banalnie prosta, otóż twój brat prawdopodobnie stoczył walkę z samym Dervish'em, przywódcą Watahy Górskiego Potoku. Mówi, że nawet on nie zatrzyma go przed odnalezieniem twojej watahy.
 - Dziękuję za wyjaśnienie. - Odpowiedziałam.
 - Polecam się na przyszłość. - Odparł. - Idź spać, będę czuwał.
 - Nie musisz.
 - Nie potrzebuję odpoczynku. Upomnę się o to, abyś mnie zmieniła, kiedy rzeczywiście będę zmęczony. Ale póki co kładź się i śpij, od jutra zacznie się ciężka praca.
 - Nie rozumiem...
 - Muszę cię zapoznać z prawami tego świata. Od jutra wszyscy zaczynacie trening pod moim dowództwem. Wybacz, jeżeli chwilami będę zachowywał się jak wilk rządzący, ale...
 - Dobrze, zrozumiałam. Porozmawiamy jutro. Dobranoc. - Rzekłam, po czym położyłam się plecami do Flash'a. Nie miałam ochoty dłużej słuchać jego gadania.
 - Dobranoc, księżniczko. - Rzekł, wstał i ruszył przed jaskinię. Było słychać szepty i wrzaski zbliżających się potworów. - Pora się zabawić.

Brokenheart - profil wilczycy

Imię: Brokenheart (ang. Złamane Serce)
Płeć: Samica
Wiek: 14 lat, nieśmiertelna
Hierarchia: Omega
Kierunek: Jastrząb
Stanowisko: Atakująca
Typ: Skrzydlaty
Rasa: Wilk Gwiezdny
GłosKelly Clarkson
*** 
Cechy charakteru: Jest to wadera nieufna, podchodząca do różnych spraw ze sporym dystansem. Ostrożna i względnie opanowana; większość twierdzi, że w Brokenheart wyschły wszelakie emocje - nic bardziej mylnego! Głęboko w środku, pod tą kopułą bólu i oschłości kryje się niezwykle empatyczna samica, która za swoich przyjaciół odda życie. Ona po prostu tego nie okazuje. Straciła chęć do życia, ma dość samej siebie i trudno powiedzieć, że jest ona wesoła; wręcz przeciwnie. Dawne życie wypaliło w niej radość i szczęście. Jej pysk wiecznie wykrzywiony jest w wyrazie bólu i ogromnej męki jaką przeżywa Broken. Choć pozornie wilczyca twardo stąpa po ziemi i jest niewzruszona, często odrywa się od codziennego życia i po prostu marzy o tym, jak cudownie byłoby ze sobą skończyć, żyć po za ciałem, w końcu uwolnić się od własnego ciężaru... Wydaje Ci się to przygnębiające? Owszem, takie właśnie jest - nie mówiąc już, że Broken uzależniona jest od alkoholu. Poznała wiele sposobów na wytwarzanie własnych trunków i to takich, które dają niezłego kopa. Nauczyła się, że tak naprawdę ktoś, kto może się wydawać najwspanialszą istotą na całym globie, może okazać się podłą, zdradziecką szumowiną. Ma talent psychologiczny; jest w stanie wysłuchać każdego, pomóc mu wziąć się w garść i uporać z jego problemami. O sobie natomiast nie mówi zbyt wiele - szczerze nienawidzi, gdy ktoś wtrąca się w jej sprawy i na "siłę" próbuje wybić jej z głowy próby samobójcze. Przyzwyczaiła się do wyzwisk i odtrącenia; choć w większości z nikim nie rozmawia, lubi towarzystwo wilków, które szanują jej poglądy i nie chcą jej zmieniać, bądź też osób, które same przeżyły coś takiego. Jest odwieczną ateistką; nie wierzy w żadne bóstwo, jej zdaniem istnieją tylko diabły, które urwały się z różnych religii i żyją w sercu każdej żywej istoty. Choć brak jej chęci i oczywistej radości z życia, Złamana nadal potrafi się śmiać; potrzebuje tylko odpowiedniej osoby. Jeśli ją rozjuszyć, staje się niezwykle agresywna i groźna dla otoczenia; jeśli ktoś zadrze z nią, może być pewien, że wykończy go w brutalny sposób. Owszem, Brokenheart nie boi się zabijać; czasem chętnie by komuś łeb ukręciła, ale jest na tyle silna, aby powstrzymać swoje impulsy. Stanowcza i zdecydowana; wie jak postępować i nie potrzebuje miliarda osób do zasięgnięcia porady. Dość ostra i złośliwa, chętnie się kłóci, bo po prostu ma do tego dryg. Jej zaawansowana depresja z czasem przerodziła się w stany lękowe oraz nadpobudliwość; często wydaje jej się, że zwykłe cienie przybierają postać samego Szatana i wielu jego diabelskich pomocników. Miewa dziwne i niezrozumiałe sny, po których najczęściej widuje się ją przerażoną. Wcale nie kryje się ze swoim nałogiem, który rzekomo "pomaga jej zapomnieć o bólu psychicznym"... niestety, kolejną męką jest dla niej moc regeneracji: jej organizm szybko pozbywa się "toksyn" przenoszonych przez alkohol i wadera z zadziwiającą prędkością trzeźwieje. Choć stara się upić do nieprzytomności, nigdy nie daje rady, choć potrzeba nawet kilkunastu godzin aby znów wytrzeźwiała, po tak ogromnej dawce alkoholu. Jest sympatyczna i ciepła - ale ukryła to głęboko w środku i nie prędko ktoś z niej to wygrzebie. Jeśli chodzi o samookaleczanie... masochistka jak mało kto! Niezwykle kreatywna jeśli chodzi o wynajdowanie nowych sposobów na zadawanie sobie bólu. Gustuje w dość głośnej i często strasznej muzyce jaką jest rock i metal, oraz różne odmiany ów gatunków. Sama ma piękny głos, choć uważa, że przez jego delikatność nigdy nie uda jej się zaśpiewać na "mocniejszych" tonach. Wiecznie poirytowana, ogromna zrzęda, choć przeważnie narzeka sama na siebie. Niezwykle inteligentna, dość trudno odgadnąć jej myśli - bardzo tajemnicza i nieprzewidywalna, w środku jest aż nazbyt krucha; bardzo często nocami płacze nie mogąc wybaczyć sobie własnych grzechów. Och, biedna Brokenheart... tak trudno jej żyć.
Cechy fizyczne: Głównym atutem Broken są jej potężne dwie pary skrzydeł. Dzięki treningom jakie codziennie praktykowała, ów kończyn nie używa tylko po to aby wzbić się w niebo; Brokenheart opracowała skomplikowaną technikę zwaną Skrzydlatą Rozpustą; na czym ona polega? Wadera uderza w przeciwnika przednią parą skrzydeł, podczas gdy druga para, szczelnie osłania najsłabsze punkty w ciele samicy. Choć może wydawać się to proste, Broken musi niezwykle panować nad mięśniami obu par skrzydeł. Jeśli chodzi o szybkość, Heart jest niezwykle prędka; jej łapy mają specyficznie długie stopy, dzięki czemu wadera nie traci przyczepności nawet na ostrych zakrętach - łatwo można więc powiedzieć, że jest w stanie konkurować z Pattonem choć na pewno nie jest od niego szybsza. Niestety; pazury Broken są dość krótkie i działają tylko w bezpośrednim kontakcie ze skórą przeciwnika. Siła jaką dysponuje Złamane Serce również godna jest podziwu: ta samica ma za sobą lata treningów, które pozwoliły jej wyćwiczyć łapy i utwardzić mięśnie w całym ciele. Na lądzie potrafi biec tak szybko, a co z powietrzem? O tak - na świecie nie ma, i nie będzie wilka bardziej zwrotnego i prędkiego  niż Brokenheart - co najważniejsze, wilczyca wcale nie musi wykorzystywać swych mocy aby dwukrotnie oblecieć górę i zmieścić się w czasie 2-3 minut. Po za tymi zdolnościami Złamana wspaniale poluje; posługuje się wydłużonym pyskiem aby wyciągać z nor różną zwierzynę. Ma wyostrzony węch i czuje o połowę lepiej od zwykłego wilka. Doskonale tropi ofiarę, preferuje ataki z zaskoczenia oraz w sposób fenomenalny porusza się nad powierzchnią ziemi; potrafi lecieć zaledwie kilkanaście centymetrów nad niczego nie świadomą zwierzyną.
Znak szczególny: Podwójne skrzydła (Jej skrzydła są ogromne i umięśnione, przez co wadera wydaję się być większa)
Słaby punkt: Pachy, podbrzusze
Boi się: Przyszłości, Szatana, poczucia winy
Waga: 45 kilogramów
Wzrost: 75 centymetrów
Najlepsi przyjaciele: Ostatnich przyjaciół straciła przez własną głupotę. Nie chce skrzywdzić innych osób.
Pochodzenie: Ziemia [Azja]
LubiCiemność, samotność - wyjątkowo towarzystwo wilków, które ją rozumieją, ból, alkohol
Nie lubi: Życia, wilków które ją wyśmiewają, przesadnego optymizmu
***
Żywioł: Powietrze, Czas, Muzyka i wszystkie inne [Amulet Władzy]
Moce: [16/20] Telepatia, ogniste fale, porażenie prądem, teleportacja, zmiana postaci pod czas furii, granie na instrumentach, porażenie prądem poprzez głos, ożywienie piorunów, ognista kula, ożywienie płomieni, zahipnotyzowanie, kula prądu, tornado dźwięku, latanie bez skrzydeł, chodzenie po chmurach, zamiana w wilka z magmy i wszystkie inne [Amulet Władzy]
Partner/ka: Magnus [poza watahą]
RodziceFrithgon [nigdy nie należał do Watahy, nie żyje] i Rosse [również nie należała do Watahy, nie żyje] 
PotomstwoLoud, zmarły syn Sel, zmarła córka Estrella
Inna rodzina: Brak
***
Data dołączenia: 31 maj 2015
Data urodzenia: 28 marzec
Upomnienia: 0/3
Krwawe Pioruny: 2.500.000
★★★★★★★★★★
Zdobyte osiągnięcia: #1 #2 #3
Poziom: 37
PD: | Ogólnie: 3700 | Wykorzystano: 2000 | Zostało: 1700
Umiejętności: | Walka: 550 | Instynkt: 300 | Umysł: 600 | Polowanie: 550 |
Jaskinia: numer 38
Ekwipunek: Amulet Władzy | Wilczy Nieśmiertelnik
Torba| 0 Wilcza Jagoda | 0 Czarna Krew | 0 Łza Wilczycy | 0 Niezapominajka | 0 Rumianek | 0 Liść | 0 Czaszka | 0 Czarna Perła | 0 Kość | 0 Chmiel | 0 Popiół | 0 Księżycowy Pył | 
Bronie: | Syrias |
Zbroja: Brak
Smok: Brak
Towarzysz: Brak
HistoriaNarodziłam się w Watasze Rozmytych Wspomnień gdzie od długiego czasu panowała wojna. Zawsze byłam "trochę inna". Większość swojego życia spędzałam na doskonaleniu umiejętności ściśle związanych z walką oraz wyścigami powietrznymi. Jednak po za tymi czynnościami, które były dla mnie jak obowiązek, dużo polowałam - tak. Na polowanie przeznaczałam każdą chwilę wolnego czasu. W wieku trzech lat w pełni odkryłam swe moce. Treningi jakie praktykowałam każdego dnia uczyniły moje ciało zręcznym i silnym. Mimo to, mój ojciec nie chciał abym zaczęła walczyć; byłam na niego zła, chciałam stanąć w obronie Watahy, ale on zawsze zabraniał. W końcu, większe stado z którym prowadziliśmy Wojnę, zaczęło przejmować dominację. Wtedy zaryzykowałam gniew ojca i poszłam szukać pomocy do sił zła. Kosztowałam wielu eliksirów, zdobywałam talizmany, jednak nic nie wskórałam. W końcu, na mojej drodze stanął diablik - była to niewielka istotka o zakręconych rogach i sinoczerwonym odcieniu skóry. Karzełek trzymał w łapach zakończonych długimi szponami papirus, zwany cyrografem. Obiecywał, że bój zakończy się, a moja Wataha będzie żyć w dostatku i nikt więcej nie będzie odczuwał bólu. Nie wahałam się... szybko podpisałam pakt własną krwią, a wówczas z tego pozornie słabowitego stworzenia wyłonił się prawdziwy demon. Jakaś jego część zamieszkała w mojej duszy, a cała reszta ruszyła szturmem w kierunku mojego domu. Byłam przerażona widokiem wybijanych wilków z obu watah. Błagałam, próbowałam walczyć ale demon, który obecnie przerastał mnie kilkaset krotnie wcale nie słuchał. Swoje krwawo dzieło uwieńczył wyrywając serca z piersi moim przyjaciołom - piątce wilków, która zawsze była blisko mnie, zawsze pomagali mi pogodzić się z faktem, że inne wilki nie akceptują mojego stylu bycia. Nigdy mnie nie skrzywdzili, wspierali mnie całymi sercami, a ten paskudny diabeł wydarł im je z ogromną brutalnością. Płakałam. Przez niespełna rok włóczyłam się po zgliszczach Watahy, odprawiałam pochówki wilkom z obu stad, aż w końcu, ziemia pozostała czysta. Krew wsiąkła w błoto, ale ból jakiego doświadczyły te istoty już zawsze panował będzie na terenach Rosji, w której pozostałam przez pewien czas kręcąc się koło siedzib ludzkich Przez długi czas nie mogłam zapomnieć widoku przerażonych pysków mych przyjaciół. Chciałam się zabić. Skończyć tą odwieczną mękę. Próbowałam wielu sposobów. Od ostrzy po ogień, od skoków z klifu po rzucanie się pod koła ludziom. Nigdy jednak nie spełniłam swego celu. Wędrowałam po świecie, zapominając o szczęściu i radości jakiej i tak mało było w moim dotychczasowym życiu. W wieku sześciu lat dotarłam na tereny Watahy  Krwawego Wzgórza, gdzie postanowiłam zamieszkać.
Kontakt z właścicielem wilka: | Howrse: Radża |

Ostatnia aktualizacja: 28.01.2017

Od Brokenheart - Trwając w zapomnieniu, czyli jak tu dotarłam?

Kiedy spadasz, nie dostrzegasz zmian, jakie zachodzą w świecie zewnętrznym. 
Wszystko, co dotąd zajmowało honorowe miejsca na liście najważniejszych rzeczy w moim życiu, teraz zdawały się być jedną wielką plamą bieli, majacząca gdzieś w oddali. Ból, który narastał w sercu przez tyle lat, zdawał się być jedyną ścieżką ku wolności... bo co jest w stanie równać się z potęgą cierpienia, które jest nieuniknione w życiu każdej istoty, która kiedykolwiek stąpała po ziemi? 
Teza, jaka narodziła się w moim umyśle, ujęła nie tylko mnie, a i każdą osobę, która ją usłyszała; ,,Ból można porównać do Boga. Jest niewidzialny, a jednak wielu ucieleśnia go w codziennych sytuacjach, często nawet w przedmiotach. Ból domaga się tego, aby go czuć. 
Jest istotą, a jednak zjawiskiem. Naszym Panem i podwładnym - wszystko zależy od tego, jak wielką władzę mu nadamy. Jego siła jest nieograniczona, a przecież, wydawałoby się, jest tylko monumentem, który można okiełznać. Cierpienia jednak, nie da się wyprzeć. Matczyne przestrogi, mówiące o niezbliżaniu się do ostrych przedmiotów, na nic się zdadzą, gdy ktoś wbije nam nóż w plecy. Zakaz przebywania w pobliżu wrzątku, okaże się niczym, gdy spalimy się w ogniu wstydu, który podsycać będzie tłum tych, których mieliśmy za przyjaciół. Bowiem największą krzywdą nie jest krzywda cielesna, a krzywda, która na zawsze odbije się na naszym umyśle. Wspomnienie tragedii będzie towarzyszyło nam do końca życia, i pomoże na to żadna maść, żaden wywar, i żaden zabieg. 
Psychika jest posłańcem Krzywd, Bólu i Strachu - jeśli raz zostanie naznaczona, już zawsze ciążyć będzie nam na duszy. Już zawsze pozostaniemy skażeni...
Co jest narzędziem w rękach ów Bezlitosnego Władcy?
Najgroźniejszym, zadającym największe rany, jesteśmy my sami. Tylko znając własne wnętrze, jesteśmy w stanie uśmiercić swą duszę. A czymże jest wilk bez duszy? Jedynie kolejną powłoką, która stara się uśmiechnąć, mimo Bólu wypalającego umysł z zaskakującą prędkością."
Jednak mimo strachu, który wiąże się z odczuwaniem Cierpienia, ja zawsze będę pamiętać, że ból, którym karmiłam swe ciało przez lata, pomógł mi choć na chwilę zapomnieć o krzywdzie, jaką sama sobie wyrządziłam. 
Nawet taka niewinna chwila zapomnienia, bywa wieloletnim ukojeniem, pomyślałam, w momencie, gdy pęd wiatru po raz kolejny wyciskał mi łzy z oczu. Cały świat zdawał się być jedynie zlaną w wielobarwny wir mazają, która tłumaczyła tak wiele, iż żaden umysł nie był w stanie pojąć, o czym szepcze wirujące powietrze.
Gdybym miała czas, zapewne starałabym się odnaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie od lat pytania; Dlaczego ja? Dlaczego ONI zginęli przeze mnie? Czy jest coś, co zaspokoi mój gniew? I czy istnieje istota, która zaleje bezdenną studnię rozpaczy?
Jeden przymiotnik skreśla całe zdanie pod względem stylistyki. Jest brana jako błąd rzeczowy, bo, jak można zapełnić coś, co nie ma dna?
Doskonale wiem, że się da. Nie wszystko trwa w zgodności z regułą, prawem, czy oczekiwaniami tłumu... Niektóre rzeczy, już zawsze będą płynąć pod prąd, i żadna istota nie zaradzi tej inności.
- Skoro Bóg mnie opuścił, czy istnieje szansa na zbawienie? - zapytałam sama siebie, spoglądając smutno w otaczający mnie błękit. Czułam, jak chłodne palce Wiatru odgarniają futro na moim grzbiecie i uderzają z zapamiętaniem w odsłoniętą skórę. 
Ciemnie pióra, którymi pokryte byłe moje skrzydła, świergotały na wietrze, unosząc się w górę. Musiałam spinać mięśnie z całej siły, aby moje skrzydła nie rozłożyły się, przez co okręciłabym się o 180°, a rozpostarte skrzydła skutecznie złagodziłyby upadek... 
W końcu zdałam sobie sprawę, że ziemia jest coraz bliżej, miałam szczerą nadzieję, że połamię sobie kręgosłup, albo dostanę krwotoku wewnętrznego i zdechnę na usianej pąkami kwiatów, opustoszałej łące. Zatrzepotałam rzęsami z przyjemności w momencie, gdy gałęzie zakończone ostrymi grotami, rozorały mi skórę, a drobne krople krwi przyozdobiły moje futro. Wpadłam między drzewa, raz po raz ocierając się o chropowatą korę, wywołując przyjemne uczucie pieczenia. Tylne skrzydło wyrwało się spod mojej siły fizycznej i zaczepiło się pomiędzy gałęziami klonu. Rozciągającym się mięśniom towarzyszyły odgłosy rozdzieranych chaszczy, o które zadarłam łapami, wisząc o jednym skrzydle. 
Ból rozbiegł się po wszystkich nerwach, serce zaczęło bić szybciej, przed oczami zamajaczyły mi niewielkie, ciemne kształty. Mimo przerażającego krzyku duszy, łez, spływających po policzkach, potrafiłam tylko uśmiechać się na myśl, o zakończonym Cierpieniu...

<Diesel?>

Ziemia Wojny - prolog

   Wszyscy już wiedzieli, że wataha zaczynała się wypalać, że alfy wkrótce stracą swoje tytuły i przywileje na rzecz swoich następców, że odejście starego pokolenia pozwoli watasze rozkwitnąć i zabłysnąć nowym blaskiem, jaśniejszym niż gwiazdy.
   Nikt jednak nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Sto pięćdziesiątego czwartego dnia roku terytorium watahy nagle ogarnął mrok. Śnieg sypnął z nieba nagle, niby grad, a dźwięki zaczęły cichnąć, aż w końcu wszystko zamilkło. Okrzyki przerażenia, wydawane przez wilki, zagłuszał dziki, pędzący na złamanie karku wiatr. W ciągu dwóch minut grunt spowiła biała i niewyobrażalnie zimna, śniegowa płachta, która w niedługim czasie pogrzebała w sobie wiele istnień.
   Wszystko to było zwiastunem nadchodzącej tragedii. Już wkrótce wilki dostrzegły pędzącą po niebie inną watahę, zwaną Klanem Wiecznego Lodu, która była postrachem wśród innych watach i stad, gdyż ich strategia walki i wojownicy znacznie przewyższali poziomem najpotężniejsze watahy na ziemi, a dodatkowo znani oni byli z faktu, iż nie zajmowali oni terytoriów, ale niszczyli je doszczętnie. Ich magowie sprowadzali wielowiekowe apokalipsy, którym towarzyszył śnieg, ciemność i cisza. 
   Wilki w panice rozproszyły się po terenach, co było ich największym błędem w życiu. Ich żałosne, tęskne wycia, gnane z lodowym wiatrem, odbijały się od wielkich gór, tworząc samotne echa. Nie umiały się wzajemnie odszukać. Ciała najsłabszych spoczęły w zaspach, bądź praca ich organizmu zatrzymała się z powodu braku pożywienia... Najgorszym i najniebezpieczniejszym przeciwnikiem wciąż pozostawał Klan Wiecznego Lodu, który przez dwa lata hulał po krainie w poszukiwaniu zbłąkanych wilków wciąż pozostających przy życiu. Gdy stwierdzili, że ostatni ocaleli nie mają już najmniejszej szansy na przeżycie, po prostu odbiegli dalej, by pustoszyć kolejne tereny.
   Przez trzy lata po terenach Watahy Krwawego Wzgórza szalał suchy, lodowy wicher. Kaniony, doliny, lasy, wszystko to, przepadło pod warstwą śniegu, który z każdym kolejnym dniem coraz bardziej przesiąkał wilczą krwią. 
   Po pięciu latach od pierwszego najazdu Klanu Wiecznego Lodu, przez tereny ogarnięte wieczną ciemnością i ciszą, przedarł się okropny wrzask. Osiem wielkich dębów nagle zapłonęło krwistoczerwonym ogniem, a na środku kręgu rozbłysło oślepiające światło. Wszystkie wilki, które wciąż walczyły z wiecznymi mrozami, zobaczywszy ognisty jęzor natychmiast ruszyły w stronę światła. Na środku owego okręgu leżał wilk, którego oblicze zdradzało wielkie zmęczenie, a ślady niedawnej walki dumnie zdobiło cały jego pysk. 
   Zbiegła się trzydziestka wilków, a wśród nich zabrakło głów watahy - Gustawa i Ginewry. Na tamten czas Star była zmuszona przejąć pieczę nad watahą, aby uchronić wilki przed ponowną zagładą. Kiedy tajemniczy przybysz otworzył oczy, na świecie wróciła jasność, a wszyscy cofnęli się, widząc, że nieznajomy najwidoczniej musi być potężny.
 - Gdzie ja jestem? - Zapytał, stając na chwiejnych łapach.
 - Na Mroźnym Pobojowisku... - Zaśmiał się któryś z wilków, oglądając się na wszystkie strony. Dopiero wtedy wilki spostrzegły otaczające je trupy swoich przyjaciół i rodziny. Wszyscy natychmiast zapomnieli o nowym przybyszu. Pokrzywdzeni stratą znaczących osób opłakiwali ich ciała, zaś wilki bez rodziny bądź przyjaciół, położyły się z rezygnacją pod drzewami. Jedynie Star stała niewzruszona, patrząc na tajemniczego wilka.
 - Kim jesteś? - Zapytała spokojnie.
 - Flash, syn Reventu i Lintu, pochodzę z innego świata. Nie posiadam tutaj żadnej konkretnej misji na tym świecie, a w zasadzie trafiłem tutaj przypadkowo. - Rzekł.
 - Mhm, a wersja mniej oficjalna? 
 - Flash. - Powiedział wilk lekko zmieszany, a jego szmaragdowe oczy zabłyszczały.
 - Dzięki tobie odnaleźliśmy się po pięciu latach rozłąki. 
 - Co tu się właściwie stało?
 - Długa, niewyjaśniona historia. - Westchnęła wadera. - Jestem Star. Dziś przejęłam władzę nad Watahą Krwawego Wzgórza, która należała moich rodziców, Gustawa i Ginewry.
 - A wersja mniej oficjalna? - Zaśmiał się wilk.
 - Nie czas na żarty. - Urwała wściekła. - Moi rodzice prawdopodobnie zginęli wśród zasp, bądź z łap naszych wrogów... - Dodała, po czym wskoczyła na niewielki kamień i zawyła krótko, przywołując do siebie ocalałe wilki. - Moi drodzy, nie płaczcie! Nie możemy siedzieć tu i lać łez na zamarznięte ciała naszych braci, nie ma czasu na rozdrapywanie ran, na retrospekcje, monologi i przeklinanie losu! Postawcie się w mojej sytuacji. Nikt z mojej rodziny nie przybył, jestem za was odpowiedzialna... Nie utrudniajcie mi wypełniania woli mojego ojca, proszę. Postaram się być dobrą alfą...
 - Star, w imieniu watahy, chciałbym wyrazić nasz szacunek do ciebie. Możesz na nas liczyć w każdej sytuacji. - Powiedział Patton, beta watahy.
 - Dziękuję Pattonie.
W tej chwili wilki usłyszały hałas, a oczy wszystkich skierowały się na zachód, skąd przychodził samotny wilk, ubrany w ozdobną zbroję, umięśniony i wyposażony w dobrą broń. Uśmiechnął się szeroko na widok stada.
 - Więc nasze przypuszczenia jednak nie były słuszne. - Zaśmiał się. - Jednak część z was przeżyła... Ale i tak wszyscy zginiecie! - Wrzasnął, po czym ziemia zaczęła się trząść. - Wasze piękne, dziewicze tereny przeniesiemy w inny świat, - mówiąc to wszystko zaczęło się unosić, łącznie z Klanem Wiecznego Lodu. - w którym już sobie nie poradzicie. Jesteście mało zaawansowani w dziedzinie magii, waszą główną bronią są kły i pazury! Nie znacie potworów, które grasują po tamtejszych ziemiach, ale już niedługo... - Tu głos urwał się, wilki zniknął, a tereny rozbłysły magicznym światłem, po czym zniknęły.
***
 - Co do kurwy nędzy się stało?! - Wrzasnęła Star, widząc zaistniałą sytuację. Wszędzie, po całych terenach włóczyły się inne stworzenia, których tamta ziemia nie znała i zapewne nigdy nie pozna. Ewidentnie nie byli już w swoim świecie.
 - Witajcie w moim świecie. - Wyszeptał Flash.
 - Możesz mi to wytłumaczyć?!
 - Klan Wiecznego Lodu przeniósł was na Ziemię Wojny. Panuje tu odwieczna wojna żywiołów, a jeden żywioł reprezentuje jedną watahę. Ostatnio jednak bogowie zesłali nowy żywioł, którym jest elektryczność... 
 - I znając życie...
 - Tak. Zostaliście wybrani na przedstawiciela tego żywiołu.
 - Opowiedz o tym miejscu. - Rzekła, po czym dodała głośniej. - Ale tak, żeby każdy słyszał.
 - Ziemia Wojny istnieje od wieków. Na początku były tutaj tylko dwie watahy, Ognia i Wody. Potem Woda dodała Powietrze, a Ogień Ziemię. Główne watahy wysyłały wilki na waszą Ziemię w poszukiwaniu nowych przymusowych sojuszników. Potem wszystko trafiło w łapy Bogów, którzy rozbili wszystkie sojusze. Od tamtej pory trwa tutaj chaotyczna, nieustająca wojna, w której póki co najaktywniejsze są klany Ognia i Lodu, zaś klan Magii ewidentnie dominuje. 
 - A ty?
 - Ja jestem wygnańcem z Watahy Ognia. Właściwie każda wataha ma swoją nazwę, ale skróty, takie jak Wataha Wody czy Ognia są dozwolone. 
 - Jakie nazwy mają określone watahy?
 - Są one przypisane do jakiegoś miejsca. Wataha reprezentująca ogień nazywana jest Watahą Głuchej Pustyni, wataha Lodu to Wataha Górskiego Potoku, wataha Ziemi to Wataha Dudniących Wulkanów, Wataha Powietrza to Wataha Mglistej Wyspy, wataha Mroku to Wataha z Walecznych Wodospadów, Wataha Światła to Wataha Zapomnianej Łąki, Wataha Natury to Wataha Pradawnego Boru, Wataha Wody to Wataha Lśniących Strumieni, Wataha Magii to Wataha Podniebnej Krainy, Wataha Miłości to Wataha Mrocznych Bagien, Wataha Muzyki to Wataha Kanionu Wielkiego Orła, no a Wataha Elektryczności...
 - To Wataha Krwawego Wzgórza... - Dokończyła Star.

DAM, DAM, DAM. TU PROLOG SIĘ URYWA, A RESZTY DOWIECIE SIĘ W PRZYSZŁYCH OPOWIADANIACH. CHCIAŁAM JESZCZE COŚ SPROSTOWAĆ - WSZELKIE WCZEŚNIEJSZE OPOWIADANIA ZOSTAJĄ ANULOWANE. JEŻELI JAKIEŚ WILKI NP. WALCZYŁY ZE SOBĄ BĄDŹ ROZMAWIAŁY, ICH INTERAKCJA ZOSTAŁA PRZERWANA PRZEZ NAGŁY NAJAZD NASZYCH PRZECIWNIKÓW. MOGĄ POWRÓCIĆ DO SWOICH POPRZEDNICH CZYNNOŚCI, LECZ MUSZĄ ROZPOCZĄĆ NOWĄ SERIĘ OPOWIADAŃ, GDYŻ WSZYSTKIE OBECNE ZOSTAJĄ ZAMKNIĘTE.

sobota, 30 maja 2015

Reaktywacja i zmiany = mindfuck gwarantowany

WKW, WKW... Kurna, jak ja zaniedbałam tą watahę... Brak chęci, brak pomysłów, czasu... Mogę się zakrywać wieloma płachtami, ale wy i tak znacie prawdę - po prostu miałam watahę w głębokim poszanowaniu. 
Uznałam, że blog jest na tyle zaniedbany, że nie da się go reaktywować w normalny sposób. Ale zacznijmy od początku.
Otóż kilka dni temu pisałam z MonAndKlau. Odchodzi ona z watahy z oczywistych powodów - brak czasu. Pragnę zaznaczyć, że pierwszy jej wilk dołączył tutaj tydzień przed powstaniem watahy, więc jej strata dotyka mnie bardzo mocno [łatwo się przywiązuję...].
Kolejna poszła Karo. Jej wiadomość przyszła do mnie wczoraj wieczorem. Nie były to długie akapity pełne sztucznych emocji, tylko krótka, prawdziwa wypowiedź. Bardzo mnie wzruszyła, więc postanowiłam ją tutaj wstawić:


''Chciałabym podziękować ci za to, że stworzyłaś tak wspaniałego bloga, w którym czułam się wspaniale. Tam właśnie poznałam ludzi, którzy sprawili, że zrozumiałam jak mam od nowa zacząć swoje życie. Mimo iż ostatnio wszyscy się od siebie oddaliśmy, będę mieć dobre wspomnienia. Nie ukrywając nic, pewne i tak o tym zapomnę, ale moja historia zostaje zapisana w postach w historiach moich wilków :) Mam nadzieję, że ty będziesz o mnie pamiętać. Twój blog jest wspaniały i z pewnością pomoże innym osobom ^^ Mi pomógł. Pewnie i tak nie utrzymamy ze sobą kontaktu, ale cóż...

Nie zaniedbuj go, bo dla niektórych może być ratunkiem i pracuj ciężko, wiedząc, że naprawdę niektórym ludziom pomagasz :) Pamiętaj, żebyś się nie poddawała w jego prowadzeniu. 
Tobie również życzę szczęścia, tak i zarówno innym. Odnajdź swoje zagubione ja :)
Ten rok, czy raczej ponad rok był dla mnie wspaniały c:
Nie będę pisać opa, ale jak chcesz to wstaw tą moją krótką przemowę.''


Pozwólcie, że nie będę komentować jej wypowiedzi, gdyż wolałabym zachować ten komentarz dla siebie... Powiem jedynie, że jej wypowiedź uratowała tą watahę. Gdyby nie te kilka słów... zapewne wciąż rozważałabym jej usunięcie...

Wracając, trzeci odszedł Zecor, który chciał tylko przekazać, iż Silence od tej pory staje się wilkiem Radży. Wielka szkoda, że odszedł, ale spójrzmy prawdzie w oczy - wszyscy już wiedzieliśmy, że ma w planach odejście...

Te trzy osoby zrobiły na tym blogu najwięcej, udzielały się najbardziej i pozostaną w mojej pamięci na długo. Zapisali się na internetowych kartach historii tej watahy już na zawsze.

A teraz, żeby nie rozczulać się zbytnio nad informacjami o kolejnych odejściach, pragnę przekazać, iż wataha oficjalnie zostaje wznowiona. Niestety większość opowiadań przepadła [wiadomo, poczta na hw kasuje wiadomości...], bądź właściciele wilków je piszących, postanowili odejść. 
Chciałabym, aby ludzie, którzy planują jeszcze cokolwiek pisać na tym blogu, napisali do mnie, które ich wilki mają zostać w watasze. Czas do 5 czerwca.

Jeszcze dziś ukaże się prolog, opowiadający o nowym rozdziale w Watasze Krwawego Wzgórza. Wszelkie plany dotyczące fabuły, które miały zostać wprowadzone w życie, zostają wycofane, ale możliwe, że kiedyś je wykorzystamy. 

Będziecie zaskoczeni nową odsłoną Watahy. Zmieni się jej wygląd, ale także cały system. Mniej rankingów, więcej ciekawych opcji rozgrywki, lepszy panel postaci. Te zmiany potrzebują jednak czasu na wdrożenie, więc tym zajmę się przez wakacje, natomiast zmiany w fabule i wyglądzie WKW zostaną wprowadzone już teraz.

Dziękuję za uwagę i liczę, że ktoś będzie chciał pozostać w naszej watasze. Obiecuję kurna, że wracam do pisania, koniec siedzenia na dupie i opierdalania się. Amen.

sobota, 23 maja 2015

Od Rity - Koniec cierpień, czyli jak tu dotarłam?

Pamiętam tylko to, że jakiś wilk wrzucił mnie do rzeki... Wtedy się zaczęło...
Obijałam się o kamienie, wystające z wody. Moja łapa zaczęła krwawić, a mi z oka spłynęła łza bólu, i samotności. Nagle nieco osłabłam. Zamknęłam oczy, a kiedy miałam uderzyć w potężną skałę, która miała mnie zabić, poczułam, że ktoś ciągnie mnie za kark. Wilk wyciągnął mnie z wody, a ja patrzyłam na niego swoimi dużymi oczami, nieco przerażona.
- Wszystko ok?- zapytał.
- Tak, dzięki... - odpowiedziałam.
- Nie ma sprawy... Kim jesteś? Co cię tu sprowadza?
- Skąd mam wiedzieć? Ktoś wrzucił mnie do wody i...i potem ty mnie uratowałeś. -szepnęłam.
- Ok... może chcesz dołączyć do jednej fajnej Watahy, co?
- Chciałabym! - powiedziałam patrząc na niego.
- Chodź! - krzyknął, i zaczęliśmy biec.
Jakoś z trudem nadążałam za nim, ale pędził jakby go ktoś gonił.
- Wolniej! - krzyknęłam.
- Co?!
- Wolniej!!!
- Dobra! - powiedział i się zatrzymał, a ja w niego uderzyłam.
- Sorki... - powiedziałam.
Teraz, gdy już szliśmy powoli, zaczęliśmy rozmawiać.
- Jak masz na imię? - spytał.
- Jestem Rita, a ty?
- Jorel. Jeżeli można spytać... jaki jest twój wiek?
- Mam... mam 6 miesięcy.
- Okej... pamiętasz może, kto cię wrzucił?
- N..nie za bardzo... Ale podejrzewam, że mój ojciec.
- Aha... a jesteś w kimś zauroczona?
- Heh...czemu pytasz?
- Nie wiem, tak? - mrugnął.
- Jeszcze nie...
- Yhm...
- Jorel?
- Tak?
- Mógłbyś zostać moim mentorem?

<Jorel? Co odpowiesz? ;3>

czwartek, 21 maja 2015

Od Levi'ego - C.D. opowiadania Karony "Wspólna historia"

- Karona, naprawdę cię przepraszam. - szepnąłem, a mój głos poleciał do jej uszu wraz z delikatnym powiewem wiatru. Wilczyca podeszła do mnie z niemym uśmiechem na ustach. Położyła głowę na moim ramieniu, wtulając się w nie.
- Nic nie szkodzi. - rzekła dobrodusznie. Uniosła swoje niebieskie tęczówki na moją postać. - Będę mieć jakąś pamiątkę po tobie. - zażartowała. Poczułem nieprzyjemny uścisk w żołądku. Ona naprawdę byłą niepoprawną optymistką jak ja. Może nie powonieniem z nią być? Może źle zrobiłem. Mówi się, że związki powinny się dopełniać, a tymczasem my byliśmy praktycznie tacy sami.
- Karona... Przepraszam cię, ale ja chyba popełniłem wielki błąd wdając się z tobą w związek. - szepnąłem cicho, spuszczając wzrok. Byłem takim tchórzem, że nie miałem odwagi spojrzeć jej prosto w oczy. 
- Co ty mówisz, Levi... - zaniepokoiła się. Uczyniła krok w moją stronę, a ja odsunąłem się nieco dalej.
- Nie podchodź do mnie! - zawołałem, co wywołało na jej twarzy szok. Odważyłem się podnieść moje złote tęczówki na jej postać. Te wszystkie blizny, które zdobiły jej ciało. Te wszystkie rany, które jeszcze się nie zagoiły. To wszystko było moją winą. Jak mogłem żyć przy niej ze świadomością, że ją skrzywdziłem.
- Przepraszam cię, ale nie możemy być razem. - powiedziawszy to, odszedłem w nieznanym mi kierunku.

< Karona? Wybacz, że tak długo :/ >

Od Leslie - C.D. opowiadania Alois'a "Jak tu dotarłam?"

Nie wiedziałam, co mam zrobić. Nie czułam zażenowania czy radości, ale okropny strach, któremu udało się zawładnąć moim drobnym ciałem. Nie przypuszczałem, że mojego towarzysza można tak łatwo wyprowadzić z równowagi. Zlękniona wycofałam się nieco do tyłu, jak to zawsze miałam w zwyczaju, gdy działo się coś złego.
- Skuj mordę! - odwarknął Alois, przybliżając się śmiałym krokiem do nieco zdezorientowanego wilka. Uśmiech z jego pyska zszedł, a został zastąpiony strachem. 
- Spokojnie, to było tylko żarty. - wytłumaczył się. W oczach mojego przewodnika dostrzegłam znajomy błysk. Taki sam widziałam w oczach ojca. Złapał nieznajomego wilka, którym cisnął o pobliskie drzewo. Jego ciało zjechało po pniu, pozostawiając za sobą smugę szkarłatnej cieczy.
- Tylko żarty! - zawołał Alois, uśmiechając się psychopatycznie. Przeraził mnie ten uśmiech. Podszedł do zwijającego się z bólu wilka. Nadepnął mu na brzuch, kręcąc w nim łapą. Wyraźnie sprawiało mu przyjemność fakt, że basior krzyczał z bólu.
- Alois! - postanowiłam się przełamać. Złapałam basiora w pasie, po czym go odsunęłam siłą od zranionego przeciwnika. Nie chciałam, aby zrobił coś gorszego. Towarzysz spojrzał na mnie kpiąco. Odepchnął mnie od siebie.
- Nie wtrącaj się, Leslie. - uprzedził mnie chłodnym tonem. - On musi za to zapłacić! - warknął, patrząc w stronę wilka, plującego krwią.
- Nie widzisz, że już go odpowiednio zraniłeś? - zapytałam cicho. - Chcesz go pozbawić życia? 
Alois nie odpowiedział. Złapał mnie za łapę, ciągnąc dalej w głąb lasu. Nie odzywał się do mnie słowem. Po prostu uznał, że będziemy dalej iść, jakby nic się nie stało. Jednak dla mnie nie było to takie proste. Gotowało się we mnie mnóstwo emocji, ale nie pozwoliłam wyjść im na wierzch.

< Alois? >

Od Alice - C.D. opowiadania Jason’a ''Jak tu dotarłam?''

Po objedzie wyszliśmy na zewnątrz.
-Masz wspaniałą rodzinę.
-Wiem.
Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie. Spacerowaliśmy przez chwilę podziwiając tereny watahy. Przemierzaliśmy polany a wszystko wydawało się być inne niż to co dotychczas widziałam. 
-Spójrz!- Podbiegłam kawałek do przodu i wzięłam do ręki kwiatek. Tym samym wkładając go za ucho. – I jak?
-Pięknie.
-haha –Zaśmiałam się cicho. Kocham kwiaty.
Mówiąc to basior podszedł do mnie bliżej i powąchał kwiat znajdujący się za moim uchem.
- Ładnie pachnie.
Odsunął się kawałek. Po czym zwróciłam uwagę na coś co wcześniej mnie nie zainteresowało… znaki… Wiem nie powinnam oceniać, ale było w nich coś… interesującego. Tak samo jego oczy… oczy są odzwierciedleniem duszy a w nich coś się kryło i nie myślę tu o dobroci to coś innego.
-Ucichłaś. Coś się stało?
-Nie skąd wszystko dobrze.
-Przecież widzę. Powiedz mi.
-To nic takiego. Po prostu chciałabym coś sprawdzić… Mogę?
Basior wyraził zgodę. Wzięłam go za łapę, spojrzałam głęboko w oczy a jego znamiona zaświeciły. Drzewa znajdujące się wkoło nas zaczęły kołysać się na wietrze, którego wcześniej nie było. Liście zaczęły fruwać we wszystkie strony.
Puściłam go i odskoczyłam o krok do tyłu. Odwróciłam się próbując ukryć tym samym moją magię, która nieco wyszła spod kontroli… W tej samej chwili pogoda wróciła do normy.
-Wiedziałam... –Powiedziałam cicho.
-Jak to? – Usłyszałam zbliżającego się do mnie Jasona.
-Czułam ją. Magię. Przepraszam… po prostu chciałam sprawdzić czy mam rację. Ja…- Mówiłam szybko, ale tak naprawdę nie wiedziałam co mam powiedzieć. 

< Jason. Co powiesz? :) >

poniedziałek, 11 maja 2015

Z ostatniej chwili: Szymek wypowiada się na temat obecnej sytuacji WKW

Ponieważ KJK nie lubi i nie chciała się przed wami tłumaczyć, ja usprawiedliwię nas oboje.
Owszem, nie da się ukryć, wieje tu ostatnio pustkami, ale oboje mamy nieco inne sprawy na głowie, niż wataha. Ja na przykład prowadziłem negocjacje z rodzicami, który uparcie chcieli się przeprowadzać do Niemiec. Ale na całe szczęście zostajemy w Polsce [tu powinny pojawić się wiwaty i piski].
KJK nie będzie zadowolona, ale pozwolę sobie usprawiedliwić również ją. Więc. Po pierwsze, ostatnimi czasy bierze ona udział w sporej liczbie konkursów na temat historii i czeba kuć. Po drugie, jeden koń z jej stajni znajduje się w szpitalu, więc dziewczyna troszku się podłamała. Dodatkowo niedawno urodził się źrebak, którego odwiedza regularnie. Po trzecie, amatorsko zajmuje się muzyką i poświęca temu sporo czasu. Dodatkowo chciałbym zaznaczyć, że obydwoje byliśmy na wyjazdach - ja we Włoszech, KJK w Anglii i teraz posypało nam się na łebki dużo zaległości, każde z nas ma kilka sprawdzianów do zaliczenia, rozprawki, wypracowania, pierdoły saskie. Kolejny istotny powód - kurde, ładna pogoda jest, zauważyliście? Założę się, że wy też wolicie sobie śmigać po dworku, niż wpatrywać się w ekran.
I wiem, że za chwilę ktoś powie nam, że on robi to wszystko powyżej i jeszcze milion innych rzeczy. Ok. Ale jesteśmy inni i różnie wszystko robimy. Przykładowo, ja sprzątam pokój 5 minut, a moja koleżanka 3 godziny i efekt jest taki sam. To zależy od wielu czynników.
Teraz tak, jeszcze parę ważnych spraw. KJK i Karoluna miały pomysł na cholernie ciekawy moim zdaniem temat, ale nie wiemy czy to pyknie... Całe wprowadzenie do tematu zostanie napisane po tym, jak zaliczymy wszystkie zaległe rzeczy, więc w przyszły weekend już na 100% będzie.
Myślę, że nie musiałem się tłumaczyć przed wami czemu nie było postów, a tym bardziej nie muszę przepraszać za ich brak. Bo jeżeli jesteście ludźmi [albo humanoidami], to zrozumiecie.
Amen.

Od Firefly - C.D. opowiadania Levi'ego "Jak tu dotarłam?''

Rozejrzałam się po okolicy zwlekając chwilę z odpowiedzią. 
-Wnioskuję, że ty również nic nie jadłeś. Nie mylę się prawda?-basior skinął głową, dając mi do zrozumienia, że on także był o pustym żołądku.-To nie dobrze. Potrzebujesz na dziś sporo energii. Nie zwlekajmy, więc... mamy jeszcze 48 minut, by coś upolować.
Po raz kolejny spotkałam się ze zgodą Levi'ego. Truchtem ruszyliśmy w stronę stada, które wcześniej udało mi się wypatrzeć. Dzieliło nas może pół kilometra, ale nie kryliśmy się zbytnio. Oboje mieliśmy tą przewagę nad ofiarami. Nasze futra zlewały się z kolorem suchej trawy, co pozwalało nam na nieco swobodniejszy ruch niż na zielonych łąkach.
-Teraz rozumiem, czemu wybrałaś to miejsce- zerknął na mnie z uznaniem.- Jaki mamy plan?
-Najpierw obierzmy cel.
-Hmmm... co powiesz na tą łanie?- wskazał na klępę odłączoną od stada.
Przyjrzałam się jej bacznie, wyszukując jej słabych punktów. Cóż... wyglądała na zdrową, silną, ale głupią. Co jakiś czas zerkała w stronę swojego stadka, po czym odchodziła jeszcze kawałek w poszukiwaniu soczystszej roślinności.
-Wydaje się w porządku. To teraz zróbmy tak. Jestem od Ciebie nieco mniejsza i wnioskuje, że lżejsza. Zakradnę się między nią, a jej stado, nie pozwalając jej dołączyć do reszty. Spróbuje odciągnąć ją jeszcze kawałek i wtedy wkroczysz ty. To jak ją złapiesz, pozostawiam Tobie. Będę cały czas za nią, więc pomogę Ci ją unieruchomić- mówiłam bez zastanowienia. Basior przekrzywił nieco łeb, ale zaraz na jego pysku pojawił się znajomy uśmiech. 
Eh... cóż za pozytywna istota. 
-Tak jest- zażartował, po czym odszedł kawałek ode mnie zajmując pozycję.

<Levi? Sorka za tak długi czas oczekiwania :)>

Od Notte - Koszmary

- Co się stało? - zapytał podchodząc.
- Nic... Nie sądzisz, że za długo tu jesteśmy?
- Nie wiem, ale wiem, że w nocy raczej z niechęcią będę podróżował.
- Yhym. - nie wiem czemu ogarnęła mnie straszna chęć wyjścia i powrotu na tereny watahy.
- Może pójdziesz spać?
- Dobrze, dobrze. Dobranoc.
Spojrzał na mnie zaniepokojony jednak pijany snem ułożył się na posłaniu. Zamknęłam oczy. Nie mogłam wytrzymać. Widziałam wilka rozszarpującego raz po raz członków naszej watahy. Był srebrno-czarny, a jego rozpalone białe oczy migotały pomiędzy tumanami kurzu. Krew zalała polanę na, której odbywała się wojna. Jednak on nie był sam. Było dużo innych wilków z grubsza podobnych do niego. Wszyscy przypominali bardziej duchy nie wilki. Najgorsze było to, że nie mogłam walczyć. Ja tylko leżałam na trawie nie mogąc się ruszyć. Po chwili podszedł do mnie ów koszmar. Uśmiechnął się diabelsko ukazując zakrwawione kły. Schylił się i poczułam jego zimny oddech. Z każdym uderzeniem serca coraz zimniejszy i bliższy. Jednak on stał w bez ruchu. Ja dalej nie mogłam się ruszyć. Wtedy zobaczyłam jednak coś jeszcze gorszego. Legenda ukazała się w mojej pierwszej wizji. Król cieni spoglądał z uwagą na wilki z naszej watahy. Jego wzrok zatrzymał się na pewnym basiorze. Miał czerwoną grzywę, puste oczodoły i cały pomalowany pysk. Jednak coś mi tu nie pasowało... To podobieństwo. Cień zeskoczył z pagórka i ruszył w stronę samca. Ów basior tylko się obrócił i zanim podbiegł do niego napastnik skoczył na niego. To była straszna walka. Duch stojący nade mną przebudził się z bezruchu.
- Tak to się może skończyć... - wyszeptał i odszedł w ciszy.
Wojna dalej trwała i cały obraz stopniowo zanikał. Detale już nie były widoczne, a cały teren tonął wręcz we mgle. Zlana potem otworzyłam oczy. Zmusiłam się do zaśnięcia. Rano dobrze wiedziałam, że trzeba już wracać. Tak też zrobiliśmy. To było nie lada wyzwanie. Jednak dla wilka właściwie było to do zniesienia. Gdy byliśmy już na terenach watahy pożegnałam się z Jekyllem i odeszłam w swoją stronę. Mój koszmar ukazał się i to z uśmiechem. Wilk, a raczej duch wychylił się zza drzewa i spoglądając na mnie martwo odbiegł. Stałam jak wyryta na leśnej ścieżce. Nie wiedziałam co to było. Koszmar czy prawda...?

Od Yuki Shiroi - C.D. opowiadania Caspra "Koniec życia, początek nowego czyli jak dotarłem"

- Owszem. - odparłam chłodno, lustrując wilka od góry do dołu lodowatym wzrokiem. Liczyłam na spokojny, jak zwykle samotny dzień, kiedy nagle zjawił się ten wilk. Wilk jakby lekko się uśmiechnął.
- W takim razie, może zacznę od tego, że się przedstawię. Na imię mam, Casper. - rzekł powoli. Skinęłam lekko głową.
- Yuki Shiroi. - odparłam. Nie byłam przyzwyczajona do częstej rozmowy. Praktycznie nie rozmawiałam z nikim, oprócz mojej przybranej matki, Alone oraz brata, Levi'ego. Niegdyś był Lonely, ale jego już nie ma. Zniknął wraz z moją miłością do niego. Ciągle przyłapywałam siebie na tym, że go wspominałam. Moje serce nie zdążyło jeszcze zasklepić w pełni starych ran, które pozostawiła ze sobą przeszłość. Powróciłam do rzeczywistości. Napotkałam przyjazne oczy basiora.
- Mogłabyś mnie zaprowadzić do Alf? - zapytał. 
- Tak. - odpowiedziałam zwięźle. Wiem, że może powinnam być bardziej przyjazna, ale moje serce było chłodne. Nie mogłam powiedzieć, że było skute lodem. To wina mojego dzieciństwa.
Szliśmy w kompletnym milczeniu, co mnie odpowiadało. Dla mnie milczenie było złotem, a cisza błogością. Cieszyłam się, że jaskinia znajdowała się niedaleko. Nawet z tej odległości można było dostrzec jej zarysy. Kiedy odprowadziłam basiora pod samo jej wejście, rzekłam:
- To tutaj. 
- Dziękuje. - odparł. Nie wiedząc, co mam dalej robić, po prostu usiadłam przed wejściem, wpatrując się w basiora, który znikł w ciemności. Sama nie wiedziałam, co mnie podkusiło, aby na niego zaczekać.

< Casper? Może chcesz popisać? ;p >

Od Lacrime Ombry - C.D. opowiadania Wilson'a ''Iluzja życia''

Nerwowo obróciłem się w jego stronę. Chwilę myślałem nad odpowiedzią. Przymrużyłem oczy i cały czas myślałem, żeby moja osobowość znów nie pomogła znaleźć mi nieprzyjaciół. Mianowicie nie chciałem palnąć nic głupiego.
- Niespotykane imię powiadasz? Tak, wiem. - basior lekko zdziwiony tą reakcją popatrzył się na moje oczy.
- A ta krew pod oczami...
- Nie to nie malunek. - wszedłem mu w słowo.
- To...?
- Ehm... Skutki walki. 
- Aha. 
Zapanowała niezręczna cisza.
- A z kim walczyłeś?
- Nieważne... To były dawne dzieje, ja byłem tylko głupim psem... Z resztą nieważne...
Basior nie był chyba pewny co do mojej osoby. Rozglądałem się cały czas to w prawo to w lewo, bo miałem przeszywające wręcz wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Błądziłem tak wzrokiem czasami spoglądając na wilka. Ten odpowiadał także krótkim spojrzeniem tak jakby zamyślony w ogóle nie zwracał na mnie uwagi.
- Czy tereny waszej watahy są rozległe? - rzuciłem pytanie nie mogąc wytrzymać tej ciszy.
- Dosyć... Tak są rozległe.
- A są tu jakieś potwory?
- Owszem są.
Szerzej otworzyłem oczy. Wyobraźnia naprawdę nie dawała mi spokoju. Już widziałem oczyma duszy ów monstra.
- A miałbyś może ochotę oprowadzić mnie po terenach tej ogromnej watahy? - Zapytałem. ponieważ doskonale wiedziałem iż sam nie odnajdę się szybko.

<Wilson? Zostaniesz moim przewodnikiem xd?>

Od Alois'a - C.D. opowiadania Leslie ''Jak tu dotarłam?''

- Alois... - zaczęła niepewnie. 
Spojrzałem na nią, a ona wbiła wzrok w ziemie.
-Możesz oprowadzić mnie po terenach?
Popatrzyłem na nią i wziąłem głęboki wdech.
- No dobrze, niech będzie. - Odrzekłem spokojnie. - Chodźmy jest tu wiele miejsc do obejrzenia.
Bez zwlekania ruszyliśmy w drogę. Co parę minut odwracałem się w stronę wadery, sprawdzając czy wszystko w porządku... . Weszliśmy do Lasu Dusz i na wejściu minęliśmy jakiegoś basiora. W pewnym momencie potknąłem się, nie zauważając wystającego z ziemi korzenia. Obejrzałem się za siebie. Leslie już leżała na ziemi, a basior którego minęliśmy kilka sekund temu uśmiechał się szeroko. Spojrzałem na niego i poczułem jak wzrasta we mnie gniew. Pomogłem waderze wstać i szybkim krokiem ruszyłem w stronę basiora.
- Co cię tak bawi?! - ryknąłem. - Takie to śmieszne, że się przewróciła?!
- Gościu wyluzuj... - odrzekł kpiąco basior.
Ton jego głosu rozwścieczył mnie do granic możliwości. Wyszczerzyłem kły, a moje futro zjeżyło się. Byłem gotów go rozszarpać...

<Leslie?>

Od Diletty - C.D. opowiadania Silence'a "Wyjawienie prawdy"

Otworzyłam oczy i zobaczyłam... Silence'a. Natychmiast wstałam, a serce zaczęło mi bić w zastraszającym tempie. Właściwie to nie do końca wierzyłam w to, co przed chwilą usłyszałam. Nie mogłam wydusić z siebie choćby jednego słowa... . Wreszcie oprzytomniałam. 
- Na...naprawdę? - wyjąkałam patrząc na basiora.
Ten nic nie powiedział tylko skinął twierdząco głową. W jednej chwili poczułam się szczęśliwa i wypełniona pozytywną energią. Ostatni raz czułam się tak, gdy byłam szczeniakiem. 
Nie za bardzo wiedziałam, co mam zrobić. Patrzyłam w oczy basiora... . Coś się w nich zmieniło. Kiedy pierwszy raz w nie spojrzałam były jakby pozbawione blasku i zimne, a teraz błyszczały jak dwie gwiazdy oraz tryskała z nich radość. Uśmiechnęłam się szeroko, a na policzki wylały się czerwone rumieńce. Wreszcie nie wytrzymałam... . Podeszłam szybkim krokiem do Silence'a i wtuliłam się w jego czarne, lśniące futro. Natychmiast przeszedł mnie dreszcz.
- Dziękuję... - wyszeptałam. - Nie spodziewałam się, że tak to się skończy... . Myślałam... wydawało mi się, że nie bardzo mnie lubisz.

<Silence? :3>

Damien odchodzi z watahy!


autor nieznany
Damien odchodzi.
~
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Piastowane stanowiska: Wojownik
Data dołączenia: 14 marzec 2015
Data odejścia: 11 maj 2015
Imię partnera: Brak
Ilość szans na powrót: Dwie
KLIKNIJ, ABY ZOBACZYĆ PEŁNY PROFIL
~
Żegnaj!

Kashu odchodzi z watahy!


autor nieznany
Kashu odchodzi.
~
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Piastowane stanowiska: Mag
Data dołączenia: 5 styczeń 2015
Data odejścia: 11 maj 2015
Imię partnera: Brak
Ilość szans na powrót: Dwie
KLIKNIJ, ABY ZOBACZYĆ PEŁNY PROFIL
~
Żegnaj!

Sasha odchodzi z watahy!


autor nieznany
Sasha odchodzi.
~
Powód odejścia: Decyzja właściciela
Piastowane stanowiska: Szamanka
Data dołączenia: 4 styczeń 2015
Data odejścia: 11 maj 2015
Imię partnera: Brak
Ilość szans na powrót: Dwie
KLIKNIJ, ABY ZOBACZYĆ PEŁNY PROFIL
~
Żegnaj!

Od Silence'a - C.D. opowiadania Patton'a ''Przedsionek piekła''

UWAGA, OPOWIADANIE ZAWIERA WYRAZY, OKREŚLANE MIANEM BRZYDKICH SŁÓW / PRZEKLEŃSTW.
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!

Bez zastanowienia wstałem i powoli ruszyłem przed siebie. Patton bez słowa podążył za mną. Do zachodu słońca mieliśmy jeszcze kilka godzin... nie byłem zadowolony z tego powodu. Uwielbiam łazić po zmroku... a jeszcze lepiej gdy nie wiem gdzie idę. 
- Silence... - Zaczął Patton. - Powiedz, dlaczego jesteś w tej watasze, dlaczego dołączyłeś akurat do niej? Miałeś tu może kogoś bliskiego? 
Przystanąłem... zacisnąłem łapy w pięści tym samym zbierając suchą ziemię. W kącikach moich oczu zebrały się krwawe łzy. 
- Dołączyłem przypadkiem... A co do drugiego pytania... wadera, którą kochałem nad życie pochodziła z tej watahy.
- Aha, powiedz mi jeszcze coś o sobie. 
- Serio chcesz o mnie słuchać? 
- Tak. Nie będę iść w ciszy. 
- Mam się rozgadywać czy wystarczy krótko i zwięźle? 
- Obojętne. 
- Eh... Jestem typem wilka, który upadł na samo dno. Przez wielu jestem uważany za zero... a raczej byłem uważany. Jeśli ciekawi cię dlaczego "byłem" to powiem krótko... ścięty łeb nie może myśleć. Interesuję się... wszystkim a za razem niczym. Ciężko rozmawia mi się z waderami... Ogólnie jestem realistą, chociaż czasami miewam głupie pomysły. 
- Na przykład jakie? 
- Mam ci przypominać ośrodek? Przecież słyszałeś nagrania... 
- W sumie... A muzyka? Masz jakiś ulubiony gatunek? 
- Mam. 
- Jaki? 
- Rap... 
- Nie będę cię prosił abyś dał jakiś mały popis... 
- Może kiedyś usłyszysz cokolwiek w moim wykonaniu. 
Na rozmowie mijały nam godziny. Dotarliśmy na coś w rodzaju stepu. Dawało się jednak wyczuć zające... słońce powoli wbijało się w horyzont... Zebraliśmy drzewo na ognisko. Ja zająłem się jego rozpaleniem, a Patton ruszył na polowanie. Nie zdziwiło mnie, że wrócił po kilku minutach. Po skonsumowaniu zajęcy siedzieliśmy przy przygasającym ogniu. 
- Silence... tak z ciekawości, wolisz rap agresywny czy raczej spokojny? 
- Spokojny, czemu pytasz? 
- Tak jak mówiłem z ciekawości. 
- Jasne, rozumiem. Idź spać, ja chwilę popilnuję. Zmienimy się o 3 rano. Wyruszymy... a z resztą zobaczy się o której. 
Wilk położył się i leżał tak przez jakiś czas. Po chwili jego oddech zwolnił, a sam Patton odpłynął w świat snów.
- *Sil...* - Odezwał się tępy głos w mojej czaszce - *Sil...*
- *Spierdalaj! Spierdalaj!* - Darłem się w myślach. - *Nie dostaniesz się do głosu!* 
Nie cierpiałem dawnego siebie. Ten biały wilk ze zlodowaciałymi oczami był słaby, głupi, naiwny! Nie chciałem dopuścić go do działań. Położyłem się na plecach, próbując ignorować ciągłe nawoływanie.

(Patton gdzie dojdziemy następnego dnia?)

czwartek, 7 maja 2015

Od Karony - C.D. opowiadania Levi'ego ''Wspólna droga''

Jęknęłam cicho.
- Levi... - szepnęłam.
- Przepraszam, Karona... - powiedział i mnie przytulił.
Z mojego oka spłynęła łza bólu. Czy Levi zrobił to celowo? Heh, na pewno nie. Nie zrobiłby tego... On... on chciał mi tylko pomóc...
Nagle wybiegła spłoszona para alf. Gdy zobaczyli nas, całych ubrudzonych krwią, przerazili się...
- Levi! Karona! Co się, do cholery, stało?! - Krzyknął Gustaw, a ptaki siedzące na pobliskim drzewie, odleciały.
- Ja... ja nic jej nie zrobiłem, ja jej tylko chciałem pomóc... - szepnął Levi.
- Ginewro? - szepnęłam cichutko, niemal niesłyszalnie.
- Tak? - odpowiedziała wciąż nieco przerażona tym widokiem.
- Czy... czy mogłabyś mi pomóc?
- Oczywiście... - Ginewra wzięła mnie do swojej jaskini, a Levi za mną patrzył. Chciał wbiec za mną, lecz Ginewra mu nie pozwoliła. Po jakiś trzech godzinach, wyszłam w lepszym stanie. Na moim pięknym, białym futrze, zostały okropne blizny. Obraz przed moimi oczami stał się wyraźny. 
- Karona! - krzyknął Levi i mnie przytulił. - Przepraszam!
- Nic się nie stało, to nie twoja wina. To ja chciałam polować i.. i.. i wtedy to się wydarzyło...
Nagle zauważyłam czołgające się duże zwierzę. To był ten jeleń!
Podeszłam do niego. On patrzył na mnie. Dobiłam go, i patrzyłam jak kona. Fakt, nie lubię zabijać, ale zemsta jest słodka.
Popatrzyłam na Levi'ego.

<Levi?>

Od Levi'ego - C.D. opowiadania Karony "Wspólna historia"

Z nienawiścią spojrzałem na potężnej budowy, jelenia, który obserwował się we mnie z czujnością, wyczekując mojego ruchy. Musiałem pomóc Karonie, ale nie mogłem przecież zostawić tego jelenia, bez osądzenia. Warknąłem cicho, aby nastraszyć stworzenie. W jego czarnych oczach widziałem przerażenie. Klatka piersiowa potencjalnej ofiary poruszała się szybko; zapewne z taką samą prędkością gotowała się krew w moim ciele. Tak bardzo pragnąłem zadać ból temu bydlakowi, który skrzywdził moją ukochaną.
- Levi. - usłyszałem cichy głos czarno-białej wadery. Przeniosłem wzrok z jelenia na nią. Od razu złagodniałem.
- Karona... - mruknąłem cicho, patrząc z uwagą na jej poczynania. - Nie ruszaj się! - poleciłem. Musiałem szybko wykończyć tego jelenia. Bez wahania skoczyłem do przodu, unikając jego poraża, którym się na mnie zamachnął, zatopiłem zęby w jego gardle. Pociągnąłem go do dołu, a on wydał z siebie przeciągły ryk.
Przerażone zwierzę zaczęło wierzgać kopytami, przy okazji kopiąc mnie jednym prosto w brzuch. Zacisnąłem mocno powieki, starając się zignorować narastające uczucie bólu. Zacisnąłem tylko mocniej szczękę, a zwierzę po dłuższej chwili zaczęło słabnąć.
Ku mojej radości padł na ziemię. Puściłem jego gardziel. Poczłapałem w stronę Karony. Na drzewie został krwawy ślad, a jej cały grzbiet był poraniony. Głęboka rana, z której cały czas ulatywały pojedyncze strużki krwi, wydawała się groźna. Przekląłem cicho pod nosem.
Przerzuciłem ją sobie przez grzbiet. Nie wydała nawet najmniejszego dźwięku, co mnie bardzo zmartwiło. Pobiegłem w stronę jaskini Ginewry, z taką prędkością na jako pozwolił mi organizm.
Z sekundy na sekundę obraz przed moimi oczami mi się rozmazywał. Postawiłem moją przednią łapę, nie tak jak trzeba. Przewróciłem się, a Karona poleciała nieco do przodu, upadając na ostre kamienie, które tylko jeszcze bardziej ją poraniły. 
Z moich oczu poleciały łzy. Nieco dalej znajdowała się jaskinia alf, a ja wyłożyłem się tuż przed nią. Naprawdę byłem słabeuszem. Nie umiałem ochronić siebie, a co dopiero mojej partnerki. Byłem żałosny, a więc taki mam umrzeć?

< Karona? >