Dzień był dżdżysty. Brrrr... Jak ja nie cierpię deszczu! Schowałem się w legowisku, w którym spędzam ostatnie dwa dni. Postanowiłem, że jak tylko przestanie padać wyruszę dalej. Od kilku tygodni wędruję szlakiem stad zwierzyny. Jestem wyrzutkiem, który przemieszcza się po terenach cudzych watach.
-*Może czas to zmienić?*-pomyślałem. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Pobudka nie była przyjemna. Deszcz lał jak z cebra. Chyba trochę tutaj posiedzę... Myliłem się na szczęście, bo po 15 minutach wyszło słońce. Ruszyłem dalej. Wędrówka przez takie bagno nie była dla mnie miła. Jednak coś się zmieniło... Wyczułem coś... To wilk! Szczęście? Nie! A może? Śmierć, bądź jej przeciwieństwo... Dwa możliwe skutki spotkania z obcym...
-Raz kozie śmierć!- wyszeptałem śmiało. Skradałem się do wadery, a raczej tak mi się zdawało po zapachu. Czas się dłużył, a ja nigdzie nie doszedłem. Ona też podróżowała. Nagle w oddali zobaczyłem czyjąś sylwetkę. Zamieniłem się w feniksa i poleciałem zobaczyć kto to. Po krótkich przeszpiegach postanowiłem się zbliżyć-oczywiście jako wilk. Nie skradałem się, ale też nie podszedłem zbyt śmiało.
Wadera mnie wyczuła.
- Skoro już wiesz, że tu jestem to może powiesz kim jesteś?
- A ty? - wadera nie zdradzała tożsamości.
- Fuego. Samotny wędrowiec.
(Jakaś wadera?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!