poniedziałek, 27 listopada 2017

Od Ivy - C.D. Sam'a "Wytrwały cel"

Poprzednie opowiadanie

Nie mam pojęcia dlaczego w taki a nie inny sposób postanowiłam poruszyć kwestię przyszłego "zawodu" obejmowanego przez Sama. To pytanie, które niezręcznie mógł odebrać... były to słowa dwuznaczne, a tak jak ustaliłam z samą sobą. nie miałam zamiaru dawać mu sprzecznych sygnałów. Widząc jego zaintrygowaną pozę, i domyślając się emocji panujących w jego głowie szybko sprostowałam swoją wypowiedź. 
- Wiesz, chodzi mi głównie o to stanowisko. - Zaczęłam powoli a za razem dokładnie dobierając słowa tak, aby nie zrazić młodego samca do decyzji, dość trafnej i o dziwo takiej, którą sam podjął. - Będąc Strategiem bierzesz na swoje barki ogromną odpowiedzialność. Jeśli źle wytyczysz pozycję może to pogrzebać wiele istnień... A najgorsze jest to, że praktyki nie nauczysz się z opowieści starych weteranów. Oczywiście, możesz wyrobić sobie pewne odruchy, nauczyć się szybciej myśleć, ale...
- Zdaję sobie z tego sprawę Ivy, mimo to uważam, że jestem w stanie podjąć się zarówno tego zadania, jak i odpowiedzialności za ewentualne porażki. - Mówił dość głośno i spokojnie, cóż, jak na szczenię brzmiał całkiem dorośle. 
- To dobrze, przepraszam, że wprowadzam tak... smętny nastrój. Nie powinnam podcinać ci skrzydeł. - Mówiąc to wstałam, i zaczęłam powoli zbliżać się w stronę jeziora. Piękne, wysokie drzewa uginały się w oddali, wiatr szumiał poruszając każdą z igieł na sosnach... pisał ich historie... niczym los piszący historie dla każdego z nas. Niektóre igły urwały się z gałęzi i poszybowały ku lekko zmrożonym, mchom. Przypominały wilcze, zabłąkane dusze opuszczające zwyczajny świat śmiertelników. Przemyłam pysk zimną wodą, mój oddech natomiast delikatnie zadrżał. 
Czułam jak młodzik siada obok mnie, jednak dystans między nami był znacznie mniejszy niż ten, który zachowywaliśmy w jaskini. Moje schłodzone łapy spowijało delikatne ciepło wydzielane przez organizm basiora. Zamyśliłam się na chwilę, mimo to dość szybko otrząsnęłam się z transu. 
- Często tak odpływasz Ivy? - Zapytał Sam z radością w oczach spoglądając w moją stronę. 
- Ostatnio zdarza mi się to coraz rzadziej, kiedyś potrafiłam "znikać" o wiele częściej i na dłużej...Swoją drogą, czasem mi tego brakuje. - Wyznałam po raz pierwszy uciekając od kontaktu wzrokowego. 
-Mhm, a nad czym tak intensywnie się zastanawiasz? - Zapytał, ponownie przysuwając się bliżej. Nieznacznie, choć w tym momencie mogłam spokojnie przyciągnąć go do siebie. 
- Serio chce ci się tego słuchać? - Pytanie było raczej stwierdzeniem retorycznym. Wiedziałam, ba, byłam pewna jaką odpowiedź uzyskam..
- Puki mówisz, to mogę słuchać. Gorzej będzie jak zamilkniesz. - Krótkie, ale jakże zabawne stwierdzenie wypłynęło z ust basiora, wywołało u nas delikatny śmiech tylko po to, aby po chwili zniknąć gdzieś w odmętach pamięci. 
Uniosłam łeb spoglądając na szare kontury chmur pełznących leniwie po niebie. Choć wiatr był dość srogi te kolosy wlekły się wręcz niewyobrażalnie. Zaciągnęłam duży wdech powietrza, czułam jak przez mój nos przebijają się tysiące zapachów... Po prostu rozkoszowałam się tym jakże pięknym, jesiennym dniem. 
- Zastanawiałeś się kiedyś jak wiele rzeczy teoretycznie dla nas dobrych potrafi sprowadzić na nas zgubę? - Zapytałam, przy okazji zaczynając mój monolog przemyśleń. Oczywiście nie dałam Samowi czasu na odpowiedź. - Dla przykładu weźmy ogień. Twór, który jest w stanie oświetlić najciemniejsze czeluści, dawniej bywały plemienia, w których wierzono, że jeśli spali się odpowiednie kombinacje ziół to "święty płomień" odpędzi złe duchy... coś, co jest dla większości gatunków swego rodzaju ostoją... wystarczy, że popełnisz jeden błąd.
- A coś co znasz wymknie się spod kontroli... - Dokończył Sam. 
- Dokładnie, życiodajne ciepło stanie się zbyt natarczywe, twoja sierść stanie w płomieniach... widzę, że rozumiesz o co mi chodzi. 
- Tak... a jak to ma się do nas? - Zapytał wyraźnie zaintrygowany. 
- Zapewne ufasz kilku waderom lub basiorom, powiedziałeś im wiele rzeczy... jeśli jednak nagniesz tą znajomość może czekać cię przykra niespodzianka... 
- Staną się zdrajcami, jeśli nasza wspólna znajomość wymknie się spod kontroli i pójdzie w złym kierunku... - Młodzik wypowiedział te słowa ledwie słyszalnym szeptem. 
- Dokładnie Sam. Jest tak jak z ogniem. Wciąż musisz trzymać łapę na pulsie aby reagować w odpowiednim momencie. Prawie tak jak strateg na polu walki.- Mówiąc to uśmiechnęłam się spoglądając w jego stronę. 
W międzyczasie wiatr lekko ucichł, co z pewnością ułatwi wiele treningów. Ćwiczenia w tak przeszywającym wietrze nigdy nie były, nie są i nie będą przyjemne... ponownie wzięłam głęboki wdech. 
- Mam do ciebie kolejne pytanie Sam. - Zaczęłam, a basior ponownie lekko przekrzywił łeb. Uwielbiałam kiedy to robi, wyglądał wtedy co najmniej uroczo. - Co byś zrobił, gdybym przeszła na stronę Cecidisti Stellae?

<Sam?>

niedziela, 12 listopada 2017

E k h i

''Nie obwiniaj się za nic.''
podstawowe informacje
Imię: Ekhi
Pseudonim: Jeszcze nikt takowego nie wymyślił. Może będziesz pierwszy?
Klan: Luminosum Iter
Przydomek: SailorMemory
Płeć: Samiec
Wiek: 24 księżyce
Ranga: ★
Stanowisko: Atakujący
Typ: Wilk Gwiezdny
Rasa: Wilk Eteru
GłosX [Starsailor]

***

opis wilka
CharakterZagubiony, stara się znaleźć własną drogę. Nie ma pojęcia co to znaczy żyć, pragnie poznać definicję tego słowa i znaleźć w życiu coś w rodzaju kotwicy. Z reguły spokojny, wydaje się nieobecny myślami. Powściągliwość jest świadomą decyzją, wynikającą z jego przeświadczeń. Zahamowany w reakcjach i słowach przez co sprawia wrażenie oziębłego. Potrafi trzymać język za zębami. Ograniczony w kontaktach, bowiem nie poznał czym jest zażyłość i nie ma pojęcia zielonego pojęcia jak budować relacje. Ostrożny, nie jest natarczywy i stara się przestrzegać granic wyznaczonych przez innych. Zazwyczaj to nie on odzywa się pierwszy czy oferuje spotkania. Ciężko mu się przemóc, nie potrafi zaufać, a myśl o tym, że mógłby go ktoś zranić skutecznie blokuje go przez wyżalaniem się. Wiecznie smutny, pogrążony w myślach dotyczących egzystencji. Mało co potrafi wzbudzić jego zainteresowanie, podobnie jak trudno go czymkolwiek zaskoczyć. Unikany przez inne wilki przez wzgląd na jego wpływ na nich, bowiem istoty czują się przy nim gorzej, jego nastrój przechodzi na nich. Ekhi czuje się osamotniony, nie radzi sobie z owym odczuciem. Podejmuje w pełni świadomą decyzję o wycofaniu się oraz życiu w cieniu, z dala od społeczności. Niezauważony, utożsamiany jest z cieniem, o którego istnieniu wie niewiele istot. Trudno o to, żeby na jego ustach zagościł uśmiech oprócz wiecznej maski. Emocjonalny, lecz niestabilny, nie wierzy w siłę umysłu. Jego nastrój zmienia się od czapy, nigdy nie wiadomo jaki będzie miał za chwilę. Słucha tylko i wyłącznie serca. Łatwo go zranić czy sprawić, że poczuje się odtrącony, a także będzie się starał o to, żeby tego po nim nie widać. Warto uważać na to co do niego się mówi. Koszmarnie zły kłamca, nieudolnie stara się to ukryć. Jedno jest pewne, Ekhi pragnie znaleźć kogoś kto przekieruje go na dobry tor, pomoże znaleźć znaleźć sens życia, a przede wszystkim potrzebuje pomocy.
Sprawność: Nie można powiedzieć, że jest totalną łamagą. Doskonały z siebie myśliwy, jak i zabójca. Dynamiczny i szybki, z łatwością potrafi dopaść ofiarę. W walce radzi sobie całkiem nieźle, dopóki przeciwnik nie jest od o wiele masywniejszy, ale grunt, że może się obronić. Posiada doskonałą orientację w terenie, a także świetny węch.
Aparycja: Pospolity szary wilki z prześwitami bieli na puszystym futrze. Głęboko osadzone piwne oczy definiowane są słowami: ciepłe oczy o zimny spojrzeniu. Szczupły, średniej postury z długimi łapami. Nie można powiedzieć, że nie jest wysportowany.
Znaki szczególne: No cóż, nie wyróżnia się niczym szczególnym. Od tak, po prostu kolejny wilk jakich wiele. 
Lubi: Ukojenie, ciszę, spokój ducha.
Nie lubi: Samotności, bólu psychicznego. 
Inne: Ekhi często biega, bowiem pozwala mu to zapomnieć o problemach.
Pochodzenie: Europa, Finlandia
Historia: Pierwszy oddech zaczerpnął w finlandzkiej tundrze. Po komplikacjach związanych z porodem jego matka zmarła. Obciążany za jej śmierć przez ojca żył w ciągłym przeświadczeniu, że to jego wina. Dzieciństwo miał trudne, wychowywał się sam, dopóki pod skrzydła nie wzięła go stara, osamotniona wilczyca i nie nauczyła podstawowych rzeczy. Zmarła dosyć szybko, a Ekhi po raz kolejny obwinił się za czyjąś śmierć, ponownie zostając samemu. Jego ojciec w niedługim czasie związał się po raz kolejny, a na świat przyszedł Nolan. Basior dzień po jego narodzeniu, odszedł z watahy i zawędrował tutaj.

***

zdolności magiczne
Żywioł: Woda, Mrok
Żywioł dodatkowy: -
Moce główne: Panowanie nad wodą, zmiana stanu wody, wodny pocisk, panowanie nad mrokiem, zmiana w cień, mroczna kula.
Moce specjalne:
  • Telepatia - komunikacja za pomocą myśli.
  • Szare widmo - kontrola nad mgłą. 
  • Ciemny księżyc - czerpanie mocy z księżyca. Potrafi kontrolować podczas księżycowych nocy ciała innych niczym marionetki.
Moc dodatkowa: -

***

relacje z innymi
Partner: Trudno zdobyć jego zainteresowanie, ale jednej to się udało.
Rodzice: Desmond x Muriel (inna wataha)
Rodzina: Tutaj nie posiada.
Potomstwo: Nie posiada.
Najlepszy przyjaciel: Ciężko będzie.
Przyjaciele: Kto wie.
Wrogowie: Stara się nie posiadać, ale z tym różnie bywa.
Mistrz: Joa, stara wilczyca.
Uczeń: | Dawny: Brak | Obecny: Brak |
Wybawca: Ciekawe kto chciałby go ochraniać?
Oprawca: W sumie jest mu to obojętne.

***

statystyki
Miejsce zamieszkania: Szlak nad Szklaną Taflą - jaskinia jednokomorowa. Ekhi spędza w niej większość dnia.
Data dołączenia: 12 listopad 2017
Urodziny: 16 dzień zimy
Kamienie Mocy: 50.000
LVL: 2 [do lvl up zostało: 100]
EXP: | Ogólnie: 200 | Wykorzystano: 150 | Zostało: 50 |
Umiejętności: | Walka: 10 | Polowanie: 105 | Magia: 20 | Umysł: 15 |
Ekwipunek: Brak
Osiągnięcia: Brak
Stan: Bardzo dobry [100 HP]
Choroby/uczulenia: Aktualnie brak.
Zbroja: Brak
Broń: Brak
Towarzysz: Brak
Kontakt: | Howrse: Norah | email: norahvolf@gmail.com |

sobota, 11 listopada 2017

Chase odchodzi!

Imię: Chase
Klan: Viridi Agmen
Stanowisko: Szczeniak
Partner/ka: Brak
KontaktHowrse: Norah | email: norahvolf@gmail.com |
Powód odejścia: Decyzja właściciela/zaginięcie
PEŁNY PROFIL

Chase był szczeniakiem z ogromnym potencjałem i każdy wróżył mu wspaniałą przyszłość, jednak niestety, zgubiła go zwyczajna dziecięca ciekawość: któregoś dnia wyszedł na spacer i już nie wrócił. Liczymy, że kiedyś odnajdzie drogę powrotną do rodzinnego Klanu.

niedziela, 5 listopada 2017

Avalon odchodzi!

Imię: Avalon
Klan: Viridi Agmen
Stanowisko: Zwiadowca
Partner/ka: Brak
Kontakt| Howrse: Lуяα | Doggi: IdealnaKsiezniczka | email: szal000nykr000lik@gmail.com |
Powód odejścia: Decyzja właściciela
PEŁNY PROFIL

Poza tym, że był świetnym wojownikiem i łucznikiem, niewiele wiadomo o jego osobie. Nikt nie znał go za dobrze, rzadko był widywany w Klanie. Pewnego dnia spakował się i odszedł w poszukiwaniu celu. Liczymy, że jeszcze kiedyś do nas wróci...

Arcun odchodzi!

Imię: Arcun
Klan: Fortis Corde
Stanowisko: Łucznik stopnia I
Partner/ka: Brak
Kontakt| Howrse: Malavia |
Powód odejścia: Decyzja właściciela/odejście po stracie Ilii
PEŁNY PROFIL

Zamiast uroczystych pożegnań dodaję pożegnalną wiadomość właścicielki:
Moi kochani,
Z tej strony Arcun. Byłam tutaj... Od maja? Załóżmy, że tak. Wataha Krwawego Wzgórza była pierwszą moją watahą, a tak właściwie blogiem po długiej przerwie. Zżyłam się jak z blogiem, tak i z wami bardzo, jeszcze niedawno nie wyobrażałam sobie życia bez WKW. Niestety, niespodziewanie straciłam ochotę j wene, a bez tego ani rusz. Dziękuję wam za wszystko, wszystko i jeszcze raz wszystko. Nie zapomnijcie o mnie...

Senshi odchodzi!

Imię: Senshi
Klan: Fortis Corde
Stanowisko: Dziedzic przywódców, Szczeniak
Partner/ka: Brak
Kontakt| Howrse: Malavia |
Powód odejścia: Decyzja właściciela/porwanie przez dzikie zwierzęta
PEŁNY PROFIL

Zamiast uroczystych pożegnań dodaję pożegnalną wiadomość właścicielki:
Moi kochani,
Z tej strony Arcun. Byłam tutaj... Od maja? Załóżmy, że tak. Wataha Krwawego Wzgórza była pierwszą moją watahą, a tak właściwie blogiem po długiej przerwie. Zżyłam się jak z blogiem, tak i z wami bardzo, jeszcze niedawno nie wyobrażałam sobie życia bez WKW. Niestety, niespodziewanie straciłam ochotę j wene, a bez tego ani rusz. Dziękuję wam za wszystko, wszystko i jeszcze raz wszystko. Nie zapomnijcie o mnie...

piątek, 3 listopada 2017

Od Milo C.D. Ilii "Drastyczne zmiany"


Dzień spędzony w towarzystwie Ilii był wspaniały. Podekscytowanie nie pozwoliło mi szybko zasnąć i właśnie przez to na drugi dzień wstałem później niż zwykle. Nie miałem pacjentów, więc mogłem w spokoju zająć się sobą. Postanowiłem wysprzątać jaskinię. Myślami byłem gdzie indziej, więc nie zorientowałem się z obecności niezapowiedzianego gościa.
— Mogę? — zapytał Arcun, rozglądając się po mojej jaskini.
Skinąłem głową, nie kryjąc mojego zdziwienia.
— Widziałem cię z Ilią — zaczął, patrząc mi prosto w oczy z pewnego rodzaju zaciętością. — Co was łączy?
Jego pytanie wytrąciło mnie z równowagi.
— Nic ci do tego — warknąłem cicho, mrużąc oczy.
Arcun uśmiechnął się kpiąco.
— Masz rację — mruknął. — Ale chyba powinienem wiedzieć kto zajmie moje miejsce, nie sądzisz?
— Nie jestem pewien — odparłem groźniej.
Atmosfera zgęstniała. Wpatrywaliśmy się w siebie z Arcunem, dopóki ten nie podniósł łap w geście poddania się i nie wycofał się z mojej jaskini.
— Nie szukam zwady — powiedział łagodnie. — Czuję się odrzucony i pragnę wyjaśnić pewne kwestie — wyznał. 
— Nie obraź się, ale to sprawa między tobą a Ilią — powiedziałem oschle. — A z tego co wiem ona już zostawiła ciebie za sobą.
Może i nie chciałem go tak potraktować, ale z drugiej strony nie miałem ochoty nawiązywać z nim jakieś komitywy. Tylko i wyłącznie interesowała mnie Ilia.
— Lepiej już idź stąd — powiedziałem. 
Arcun tak też uczynił. 
Były partner Ili najwyraźniej nie mógł pogodzić się ze stratą ukochanej. Z drugiej jednak strony może po prostu chciał do końca wyjaśnić pewne kwestie, a ja potraktowałem go źle, nie dając mu na to szansy? Nikt oprócz niego nie mógł mieć o tym pojęcia.

Od Sierry - C.D. Arcady'ego "Czy potrafisz pokochać zabójcę?"


Na początku byłam pewna siebie, kiedy ochoczo przeskakiwałam przed biednego, przysypanego śniegiem Arcady'ego, jednak z czasem zaczęłam czuć nie tyle co strach, a niepokój. Przypomniała mi się pewna sytuacja, kiedy razem z bratem utknęliśmy w ogromnym tunelu, a za nami zasypał się śnieg. Kiedy wilki zwlekały by zbyt długo, by nas odkopać, raczej umarlibyśmy tam. I od tamtej pory starałam się przezwyciężyć swój "lęk", jednak cały czas powracał.
Postanowiłam jednak nie poddawać się i iść dalej.
- Sier, naprawdę, możemy zawrócić. - powtórzył samiec.
- Nie. Jest dobrze. Chodźmy dalej. - powiedziałam, po czym zaczęłam ostro kaszleć. Arcady spojrzał na mnie z troską. No, co ja poradzę na to, że kiedy czuję się nieswojo i niepewnie, to zaczynam kasłać?
- Na pewno?
- Tak, na pewno. - mówiąc to, ruszyłam dalej przed siebie truchtem, a moje znaki ponownie się zaświeciły, jednak bardzo blado. 
Szliśmy spokojnie co chwila się rozglądając. Było tu pełno lodowych kryształów, usłyszałam też strumyczek, powinien być gdzieś niedaleko. W końcu moim oczom ukazała się wartko płynąca woda, w której zamoczyłam łapę. Była przyjemnie ciepła, czego się nie spodziewałam. Arcady podszedł do mnie i wepchnął mnie tam.
- Co? W ogóle nie jest zimna? - spytał zaskoczony widząc, że nie trzęsę się, ani nie próbuję uciekać, czy coś i nachylił się nad wodą.
- Nie. Wcale. - powiedziałam z kpiącym uśmieszkiem i skorzystałam z okazji, łapiąc basiora obiema łapami i wpychając go do wody, sama odbijając się od niego i lądując na brzegu.
Otrzepałam się szybko i patrzyłam na pływającego w kółko Arc'a. Mimo, że strumyk był dosyć płytki, możliwe było w nim pływanie.
- Chodź, rybo, idziemy dalej. - powiedziałam pewniej, powoli stąpając i oddalając się od strumyka. 
Samiec po chwili mnie dogonił, aż znaleźliśmy się przed czymś w rodzaju szerokiego ołtarza. Dotknęłam wyrzeźbionych na nim run. Spojrzałam na środek, gdzie zostało coś wyryte pismem runicznym. Zaczęłam czytać, jednocześnie cicho szeptać, z każdą chwilą coraz bardziej marszcząc brwi.
- Cholera. - syknęłam cicho, kiedy po przejechaniu dalej, na mojej opuszcze łapy pojawiło się małe pęknięcie z którego poczęła lecieć bordowo-czerwona krew.
- Co się stało? - zapytał Arc podchodząc bliżej.
- Nic. - powiedziałam oglądając swoją łapę. - A było tego nie dotykać... - dodałam cicho i spojrzałam w kierunku ołtarza.
- Co ci jest i co to w ogóle jest? - spytał podchodząc do stołu i wyciągając łapę przed siebie.
- Nie dotykaj! - powiedziałam, odpychając go lekko. - Z starą magią runiczną nie ma żartów. - westchnęłam, po czym spojrzałam mu w oczy. - Natychmiast musimy znaleźć wyjście.
- Ale dlaczego? Sier, co jest? - zaczął znów zadawać pytania.
- Arca- - w tym momencie coś mi przerwało, a mianowicie głośny wstrząs.

< Arcady? >

Od Inez - C.D. Anais "Niczym raj"


Noc postanowiłam spędzić u boku przyszywanej córki. Zrozumiałam bowiem, że nie mogę jej opuszczać bez słowa, tak, jak robiłam to do tej pory. Próbwałam zasnąć, jednak nie byłam w stanie tego zrobić. Nawet, gdybym bardzo się starała. Było kilka spraw do wyjaśnienia, spraw, o których Anais musiała się dowiedzieć prędzej czy później. Jednak nie chciałam odbierać jej dzieciństwa. To nie leżało w mojej naturze. Fakt, bardzo chciałabym jej przysiąc, że nigdy jej nie okłamię. Jednak nie potrafiłam tego zrobić. Było zbyt wiele spraw, których ona jeszcze nie rozumiała, i które nie powinny mieć miejsca. Niestety losu nie da się zmienić za nic.
Było kilka myśli, które po prostu nie dawały mi spokoju. Nie potrafiłam przestać myśleć nad nimi. Nawet nad ranem nie potrafiłam zasnąć, byłam kłębkiem nerwów. Anais przebudziła się nieco wcześniej, niż miała w zwyczaju. Była taka radosna i pełna energii. Od razu zaczęła biegać dookoła mnie, widząc, że nie śpię. 
- Mamo, a kiedy poznam tatę? - Zawołała radośnie przeskakując z łapy na łapę. To pytanie było jednym z trudniejszych, jakich mogłam się spodziewać. Pomyślałam chwilę nad odpowiedzią.
- Nie wiem, Anais... Nie wiem.. - Rzekłam po chwili ciszy. Szczenię obdarzyło mnie zaintrygowanym i jednocześnie zawiedzionym spojrzeniem.
- Jak to nie wiesz?
-To trudne.. - Powiedziałam z wymijającym uśmiechem. Wiedziałam, że nie zrozumie, była jeszcze zbyt młoda. - Twój możliwie przyszły tatuś jest bardzo zajęty. - Dodałam, widząc jej domagający się wyjaśnień wzrok. Zaczęłam używać tego określenia tylko po to, aby nie podejrzewała kłamstw. Chociaż nie wiedziałam, czy jej marzenia odnośnie ojca się spełnią. Tylko czas mógł to pokazać...

środa, 1 listopada 2017

Od Lost In Dreams - Noc spadających gwiazd

W Luminosum Iter wilki są zawsze bardzo zgrane i atmosfera panująca w Klanie jest naprawdę wspaniała, ale tylko dla wilków o ekstrawertycznych osobowościach. Odkąd Simon odszedł, nie wiedziałam co ze sobą robić, czułam się bardzo zagubiona i przygnębiona. Wszyscy mówili, że muszę się z tym w końcu pogodzić, bo mam przed sobą jeszcze całe życie i pewnie jeszcze okrutny los odbierze mi niejedną ważną dla mnie osobę. A ja miałam nadzieję, że śmierć najpierw zabierze mnie. Naprawdę, miałam dosyć. Czułam, że moje otoczenie staje się coraz bardziej toksyczne.
Czułam, że już nikt mnie nie dostrzega. Simon dawał mi siłę. Bez niego byłam nikim. W sumie, nawet kiedy żył miałam takie wrażenie. Jednak ostatnio to zaczęło się nasilać.
Wilki rozmawiały ze sobą o deszczu spadających gwiazd, który miał być połączony z wielką bitwą na śnieżki. Wszyscy wzajemnie się zapraszali i umawiali się, a mi nikt nie raczył o tym powiedzie, pomimo że czasami stałam bardzo blisko dyskutujących o tym wilków. Czułam się po prostu ignorowana, tak jakbym nie istniała. A może myśleli, że po co mają mnie zapraszać, skoro wiadomo, że i tak się nie pojawię? Prawda była taka, że brakowało mi innych i chciałam zacząć odbudowywać stare kontakty i nawiązywać nowe. W tego typu sprawach byłam bardzo opóźniona. Wilki w moim wieku miały już swojego partnera, szczenięta i masę przyjaciół. A ja? Wciąż mieszkałam sama, mając jedynie gitarę i żyletki. 
Nie odpowiadało mi to. Miałam już dość swojej samotności, tej smutnej aury, którą roztaczałam wokół siebie. Ale co miałam zrobić, aby się zmienić? Nie miałam na to najmniejszego pomysłu. Chciałam jakoś zaistnieć, być wyjątkowa w jakiejś kwestii. Być podziwiana, szanowana i lubiana. Dlatego stwierdziłam, że pójdę na tą imprezę. I pokażę, że już się nie boję. Że dam radę. Przełamię swoje problemy społeczne. Chciałam pokazać, że nie jestem taka, jak wszyscy myślą. Że też potrafię mieć zdanie na jakiś temat, a nie tylko przytakiwać. Że nie jestem jedynie uległym emosiem, ale też wilczycą, która potrafi walczyć o swoje i wcale nie ma lęku przed innymi wilkami.
Jednak bycie porażką chyba jest mi po prostu przeznaczone.
Zjawiłam się o odpowiedniej godzinie. Było już ciemno i bardzo zimno, niebo było pełne gwiazd i bez ani jednej chmurki. Wilki zgromadziły się w kręgu przy sporym ognisku i rozmawiały ze sobą, robiąc niesamowity szum. Bardzo bolała mnie od tego głowa, ale wiedziałam, że muszę przezwyciężyć ból i słabości, jeśli chcę, by ktoś mnie zauważył.
Siedziałam dosyć blisko Zera, więc postanowiłam, że się do niego odezwę. Najpierw jednak musiałam przysłuchać się rozmowie jego, Echo, Estranged i Clive’a. Rozmawiali chyba o muzyce, swoich ulubionych gatunkach i zespołach. U mnie był to temat rzeka, muzyka stanowiła ogromną część mojego życia.
 - Ja najbardziej lubię wszelkie odmiany metalu – Wtrąciłam się do rozmowy, kiedy nastała chwilka cisza.
 - O, Lost, nie zauważyłam cię – Uśmiechnęła się Estranged. – Jesteś taka niziutka i czarna, nie widać cię na tle tego nieba. – Wracając, uważam że alternatywa to naprawdę fajny rodzaj muzyki.
 - Też tak uważam – Ponownie wtrąciłam, jednak szybko zostałam zagłuszona przez Clive’a, który zaczął pytać Estranged o jej ulubionych wykonawców. Wszyscy śmiali się wzajemnie ze swoich żartów, ale kiedy ja mówiłam coś, co moim zdaniem było śmieszne, wszyscy na chwilę przestawali mówić. Nie wiedziałam, co sobie myśleli, ale raczej nie było to nic przyjemnego. Wiedziałam, że pewnie nie chcą źle, w końcu byliśmy Klanem. Ale jak widać, zbłaźniłam się przed nimi. Nieważne jakiej rangi byłam, czułam się okropnie. Jak jakiś odmieniec, wygnaniec, osoba potępiona albo niepełnosprawna umysłowo.
Z trudem powstrzymywałam cisnące mi się do oczu łzy. Chciałam, by wyszło dobrze, chciałam się otworzyć i nawiązać kontakt. Simon powiedział mi, że ze stanów depresyjnych ma się dwa wyjścia: albo popełnia się samobójstwo, albo szuka pomocy u innych. Jak widać, dla mnie nie było wyboru.
Czułam, że nie jestem w stanie już dłużej powstrzymywać łez, więc odeszłam z miejsca spotkania. Nikt nawet nie zauważył mojego wyjścia, podobnie zresztą jak przybycia. W lesie, ciemnym i gęstym, odpuściłam. Biegłam przed siebie płacząc i z trudem mijając drzewa ze względu na pole widzenia ograniczone łzami i ciemnością. Wreszcie wywróciłam się o korzeń.
 - Nawet biegać nie umiesz jak należy! – Wrzasnęłam do siebie, dopowiadając przy okazji wiązankę i parę obelg na swój własny temat. Pozbierałam się i wtedy zauważyłam jakiś cień, który wpatrywał się w księżyc. Po figurze widziałam, że to raczej wadera. Zaczęłam się niepewnie zbliżać. – Hej… A ty czemu nie jesteś na nocy spadających gwiazd? - Zapytałam, lekko łamiącym się głosem.

< Endless? >

Od Ilii - C.D. Milo "Drastyczne zmiany"


Przyjrzałam się badawczo drzewu. Czasami przechodziłam tą drogą i jeszcze ani razu nie zauważyłam tej huśtawki. Może coś ze wzrokiem, ale przysięgam, nie widziałam jej jeszcze. Była szansa, że ktoś bywał tu wcześniej i chował sobie ją na własność, prawda? Przy okazji popytam się o nią innych członków klanu...
Podeszłam bliżej niej i już byłam bliska dotknięcia jej, kiedy usłyszeliśmy nawoływanie. Słysząc ten głos natychmiast wyprostowałam się sztywno, a uśmiech wygasł. Oto Arcun biegł w naszą stronę, nie powiem, nastroje trochę zepsuł. Zatrzymał się i popatrzył na nas.
- Nie przeszkadzam?
- Co jest? - Zapytałam o konkret jego przybycia do nas. Nie powiem, głos mi zmienił się na lekko oschły.
- Przechodziłem w pobliżu i chciałem pogadać. Możemy iść na stronę? - To powiedziawszy spojrzał wymownie na Milo. W duchu odniosłam wrażenie, że stężał. Dodał jednak do mego towarzysza - To nic osobistego.
- Zajęci jesteśmy - westchnęłam, jednak basior lekko kiwnął głową, że może odejść kawałek. Nim zaczął, w oddali ktoś zaczął wzywać właśnie Milo. Wymieniliśmy się spojrzeniami i nieszczególnie szczęśliwy, ruszył biegiem ku nawołującemu. Arcun podążył za mną, a ja za naszym uzdrowicielem wzrokiem. Gdy znikł, odezwał się.
- Nasze relacje nie uległy zmianie?
- Powiedziałam to, co miałam ostatnio. Nie zmieniłam zdania - odparłam. Czując, że nic nowego nie wniesie do tej rozmowy, minęłam go bez słowa i będąc pewna, że w sumie można już zabrać Dream, robiło się powoli późno. W samą porę przybyłam, bowiem szczeniaki się zaczęły rozchodzić do swoich rodziców. Blue uradowana potruchtała do mnie.
- Jak było? - Zapytałam się ją głaszcząc po głowie.
- Super! Bawiliśmy się w wiele zabaw, chciałabym dłużej zostać!
- To się ciesze kochanie. Ale wiesz, jest już późno, a pewnie jesteście zmęczeni. Nie bój się, na pewno wkrótce będzie powtórka - dodałam, po czym nagrodziła mnie chichotem. Właściwie chciałam od razu wracać, jednak zmieniłam zdanie, kiedy na horyzoncie pojawiła się jedna z wader, która była tu znacznie dłużej niż ja i Blue razem wzięte. Szybko wymieniłyśmy się uprzejmościami i z czystej ciekawości zapytałam o huśtawkę. Zaraz jej zainteresowanie wzrosło.
- Ach tak? Z kim byłaś?
- Czy to ma znaczenie? - Zapytałam się nie wiedząc. Wadera wzruszyła zadowolona ramionami.
- Ponoć tak. Huśtawka pojawia się tylko czasem. - Zniżyła głos do szeptu. - Ponoć jest przekonanie, że jest widoczna tylko dla bratnich dusz, ale kto tam wie...
Zaraz znikła mi z oczu, w zaskoczeniu nie zdołałam zapytać się o więcej. Tymczasem za nami zmaterializował się Milo ze skruchą w oczach.
- Ilia, wybacz za przerwane popołudnie... - zaczął.
- Nie musisz przepraszać, pilne wezwanie miałeś - pocieszyłam go. Blue zaraz zaciekawiła się, ale wiedziała, że to nieładnie przerywać rozmowę, zwłaszcza dorosłych. My jednak zbierałyśmy się do siebie. - Na nas już pora, robi się późno. 
- Tak... Hej, Il?
- Tak?
- Może kiedyś dokończymy dzisiejszy wypad albo co... - dodał z wahaniem. 
- Wkrótce na pewno - uśmiechnęłam się do niego po namyśle. - Dobranoc.

<Milo?>

Od Milo - C.D. Ilii "Drastyczne zmiany"


— Już dobrze? — Spojrzałem na Ilię, starając się stwierdzić po jej twarzy jak się czuje. 
Kiwnęła pewnie głową, co mnie uspokoiło. 
— Teraz twoja kolej — powiedziała z entuzjazmem, kiedy wyszliśmy z wody, a ja otrzepałam się z wody. Kropelki skapujące z jej sierści przykuły moją uwagę, a ona to zauważyła. — Gdzie się gapisz? — Nachyliła się tak, aby spojrzeć mi w oczy.
Zamrugałem zaskoczony, a następnie uśmiechnąłem się.
— Tak łatwo mnie nie zawstydzisz, moja droga — oznajmiłem. 
— A szkoda — mruknęła cicho, tym razem sama otrzepując się z wody.
Zastanowiłem się chwilkę czy miejsce, które wybrałem jako kolejny punkt docelowy spodoba się jej. Ku temu miałem pewne wątpliwości, lecz ostatecznie stwierdziłem, że Ilia nie jest jakąś wymagającą wilczycą. Wydawała się być prostolinijna, a także szczera. To podobała mi się w niej najbardziej.
W czasie marszu rozmawialiśmy. Opowiedziałem jej o swoim dawnym życiu: o tym jak rodzice się mnie wyparli poprzez to, że postanowiłem zostać uzdrowicielem, a w późniejszym okresie jak udałam się na poszukiwania nowej watahy i odnalazłem tą. Wspomniałem jej o Zefirze — moim byłym Mistrzu, którego traktowałem jak ojca. 
— Trochę to przykre, że własna rodzina cię odrzuciła — stwierdziła Ilia, zastanawiając się jakby się mogła czuć w takiej sytuacji.
— Wiesz, jakoś niezbyt się tym przejmuje — odparłem zgodnie z prawdą.
Może na początku mnie to bolało, ale z czasem zrozumiałem, że rodziną nie zawsze określa się osoby, z którymi jesteśmy związani więzami krwi. To relacje definiowały, kto jest rodziną. Trzymałem się tej opinii bardzo mocno. 
— Miałeś jakieś rodzeństwo? — zapytała z ciekawością wilczyca.
— Nie, ale Zefir miał córkę, Andorę — odpowiedziałem. — Była sporo starsza ode mnie i często zajmowała się mną. Niestety zmarła, bowiem nie dysponowała dobrym zdrowiem. Dlatego też Zefir został uzdrowicielem — pragnął znaleźć lekarstwo na jej chorobę i ją uzdrowić. 
— Yhym — mruknęła w zadumie Ilia. Najpewniej pomyślała o Blue Dream.
Na miejsce doszliśmy w ciszy. Delikatne wzniesie, na którym rósł potężny i rozłożysty dąb, mogło zdawać się zwyczajne, gdy nie fakt, że na najgrubszej gałęzi nie zawieszono huśtawki. Najprawdopodobniej było to ludzkie dzieło. Nie wiedziałem tylko jaki stosunek do dwunożnych miała Ilia. Może nie chciała przebywać w miejscu, w którym byli kiedyś oni?

< Ilia? >

Od Ilii - C.D. Milo "Drastyczne zmiany"


- Pytam z ciekawości - delikatnie się uśmiechnęłam po uzyskaniu odpowiedzi. Nie powiem, zastanawiała mnie ta kwestia. Nie czułam się zbyt dobrze by nawiązać na nowo kontakt wzrokowy, chyba brakowało mi wówczas odwagi. Niemniej, zastanawiał mnie całokształt tego siedzącego naprzeciw wilka. Dlaczego był taki a nie inny, dlaczego tak się starał? Nie byłam już pewna, co jest słuszne. Myślałam, że odseparowanie się od kwestii ponownego związku będzie dobrą decyzją, ale patrząc na Blue Dream było pewne, że potrzebowała kogoś w roli ojca, ponieważ ja na pewno nie dałabym z tym rady. 
Jednak pojawił się taki Milo i raczej psuje nowe idee. Tak właściwie był dobrym i porządnym wilkiem, wywnioskowane po wcześniejszych obserwacjach. W dodatku najwyraźniej chciał się o mnie zatroszczyć, w wiadomy sposób. Nie chciałam robić czegoś bez pewności na wszystko lub znaczną większość. Wolałam to później omówić, najlepiej jeszcze dziś, ale nie w tej chwili.
Tymczasem łódź dobiła do brzegu. Po wyjściu na ziemię, basior zostawił mi wolną rękę.
- Teraz ty wybierz miejsce, gdzie się udamy. Potem znowu moja kolej - powiedział z ciepłym uśmiechem. Zastanowiłam się. On coś dalej miał w zanadrzu, czułam to podświadomie. Dlatego zaproponowałam spore wzniesienie, skarpę będącą bezpośrednio nad jeziorem przy nas.
- Myślę, że na górze jeszcze nie byłeś - pokazałam łapą na punkt szczytu. Przekręcił głową na znak zaprzeczenia. - Zatem ja prowadzę.
- Naprawdę widać stamtąd sporo? - Zapytał się na początku trasy.
- Przy dobrej pogodzie i braku utrudnień, widać znaczną część terenów klanu - odparłam monitorując trasę. Kiedy dotarliśmy do celu, usiedliśmy w bezpiecznej odległości od skarpy obserwując krajobraz.
- Miałaś rację, widoki są niezłe - zgodził się Milo rozglądając się.
- Pogada przyjemna, ciepło też jest, a woda w jeziorze w sam raz... Mam pomysł - wstałam i podeszłam kawałek bliżej ku jeziorze. Milo natychmiast poszedł w moje ślady, głównie po to, aby mnie asekurować. Posłałam mu uspokajający uśmiech, zaraz spojrzałam w dół. Wydawało mi się, że jak byłam tu ostatnim razem to było wszystko wyżej. Cóż... A może?
- Hej Milo - ponownie odezwałam się. - Masz ochotę na trochę rozrywki?
- Zależy co proponujesz - odezwał się zainteresowany.
- Niespodzianka, tylko musiałbyś być spokojnym i pozwolić mi działać - innymi słowy, musiałby mi zaufać. Kiwnął głową na znak zgody. - Skaczemy do wody, ale wiatr się o nas zatroszczy i po harcach bezpiecznie zniesie nas na grunt.
- Brzmi ciekawie.
Jednak nim wykonałam ruch, na samym skraju ujął mnie za łapę. Nic nie powiedziałam, nie miałam na to czasu, bo zaraz już spadaliśmy. Aktywowałam moc wiatru, silnego podmuchu, by nami się zajął. Kiedy poczuliśmy różnicę w ciśnieniu, zawołałam do wilka, że możemy się puścić. Zrobił to z niechęcią, ale widział, że wiem, co robię. Zaczęliśmy szybować i wygłupiać się na całego.
Dopiero wtedy poczułam jak na sercu robi mi się lżej na widok beztroski u Milo. Odnosiłam wrażenie, że kajdany okalające zranione serce puszczają. Jakby część mnie wróciła. Chciałam się tym podzielić, nie wiem co ani jak. Po prostu dałam się ponieść wichrowi wzwyż i wykonując piruet ze łzami w oczach roześmiałam się na głos z pełnej szczerości. Jak za dawnych lat. Wkrótce po tym byliśmy na dole a te łzy nie przestawały spływać. Milo zaniepokoił się tym jak razem wylądowaliśmy.
- Co jest? - Zapytał się z obawą w oczach podchodząc bliżej. Spojrzałam na niego uśmiechając się z czystego serca.
- Dziękuję - szepnęłam, po czym wtuliłam się w niego z wdzięcznością. Mimo tych obaw o nowe związki, on powoli przywracał dawną mnie. Ale nie powinien o tym wiedzieć, jeszcze nie.
- Za co?
- Nie wiem, ale dziękuję - powiedziałam rozbawiona. Mój entuzjazm i jemu się udzielił. Podniósł łapę i otarł mi łzy, ponieważ drugą lekko mnie obejmował.
- Więc nie musisz płakać.
- To łzy radości - dodałam sama ocierając kilka nowych uciekinierów. Zaraz przestały.

<Milo? c: >

Od Milo - C.D. Ilii "Drastyczne zmiany"


— Dziękuje. — Zareagowałem radosnym śmiechem na jej stwierdzenie. — Musisz jednak wiedzieć, że twoje oczy są piękniejsze — dodałem cicho, wykorzystując chwilę.
Ilia zamrugała zaskoczona, trzepocząc długimi i czarnymi rzęsami jakby chciała odgonić coś natrętnego. Rumieńce goszczące na jej policzkach obrały większe rozmiary. Kiedy chciała odwrócić spojrzenie, położyłem łapę na jej policzku i zmusiłem, żeby ponownie przeniosła na mnie wzrok pięknych tęczówek.
— Chcę być dla ciebie oparciem Ilia i chcę, żebyś o tym pamiętała — szepnąłem, nawiązując do kryształów, które widzieliśmy. Wilczyca zrozumiała aluzję. 
— Dobrze — odszepnęła. — Naprawdę ci dziękuje Milo. — Uśmiechnęła się niepewnie, aczkolwiek szczerze.
Jej serce zostało złamane, a po czymś takim trudno jej zaufać komuś innemu. Nie miałem pojęcia jak naprawdę mogła się czuć Ilia, lecz dokładnie widziałem jaki to miało na nią wpływ. Pragnąłem, abym był osobą, która odbudowała jej serce, chciałem być dla niej lekarstwem. 
Ilia odchrząknęła i szybko wstała. Jej nagły ruch spowodował kolejny ruch łódki, tym razem utrzymała równowagę łapiąc się krawędzi środka transportu. Wstałem, chwytając w łapy wiosło i wracając do poprzedniego, nieco nużącego zajęcia, ale przynajmniej mogłem napatrzeć się na Ilię.
Unikała mojego spojrzenia. Widać było, że biła się z myślami, a każda spędzona ze mną chwila niszczyła postawiony przez nią mur obronny. Chciałem go rozebrać — cegiełka po cegiełce i wydobyć z niej wnętrze, które zdecydowała się ukryć przed innymi. 
Im bardziej myślałem nad towarzyszką, tym bardziej dochodziłem do wniosku, że się w niej bardzo zadurzyłem. 
— Milo... — zaczęła, ale postanowiła się równie szybko z tego wycofać. — Albo w sumie nieważne.
— O co chciałaś zapytać? — Zainteresowałem się. — Śmiało.
Zachęciłem ją delikatnym uśmiechem, kiedy zerknęła nam nie przelotnie.
— Byłeś kiedykolwiek w związku? 
— Nie — odparłem zgodnie z prawdą. — A do czego ci ta wiedza?

< Ilia? >

Od Ilii - C.D. Milo "Drastyczne zmiany"


Pierwszy raz zostałam w ten sposób zaskoczona. Nie wiedziałam jednak jak to się potoczy, co z tego wyniknie także. Kiedy Milo zaprzestał korzystać z wiosła, byliśmy mniej więcej na środku wody i tak nagle jak przestał, tak również szybkim ruchem położył wiosło do łódki. Spojrzałam na niego z pytaniem w oczach. W odpowiedzi uśmiechnął się ciepło.
- Jeśli przestaniemy zakłócać spokój, zobaczymy wyjątkowy występ tutejszych ryb, które rzadko się ukazują, a akurat mają swoją porę. Liczę, że ci się spodobają, są pełne życia i barw.
- Czyli musimy zachować ciszę i nie kołysać łodzią? - Zapytałam się dla pewności. Kiwnął głową i przysunął się bliżej mnie. Wpatrywałam się w taflę, była bardzo wzburzona. Nie mogłam dostrzec swojego odbicia. Z chwilami gdy się coraz bardziej naturalne zwierciadło neutralizowało, zaczynałam dostrzegać siebie. 
Kiedy tak bardzo się zmieniłam? Co się stało z tamtą wesołą, pełną szczęścia i optymizmu waderą? Ta nowa ja była przeraźliwie wyciszona, osowiała, a oczy... Oczy nie były już tymi wcześniejszymi iskierkami, zmatowiały, można by rzec. Czy tak musiało być? 
Z drugiej strony, kątem oka spojrzałam na towarzyszącego mi basiora. Chociaż był spokojny, miał w sobie ten optymizm, który z kolei ja zgubiłam. Czy to możliwe, że gdyby on...? Zamrugałam starając się nie myśleć o tym. Nie chciałam sobie znowu narobić wielkich nadziei na długotrwały i silny związek, nie chciałam wodzić za nos Blue Dream i stawić przed nią potencjalnego nowego ojca po dokonanym już fakcie. Chciałam, żeby i ona miała w tym swój głos wyboru.
- O czym myślisz? - Zapytał cicho Milo. Po naszym odbiciu zauważyłam jak wpatruje się we mnie. Podniosłam wzrok nawiązując kontakt wzrokowy.
- Że patrzę w życiu głównie na innych i ich szczęście. Zawsze starałam się każdemu pomagać - wyznałam szczerze. Wówczas poczułam jak lekko mnie obejmuje po przyjacielsku, tak mi się wydawało.
- Może już czas, żebyś pomyślała o sobie? Nie twierdzę, że masz zaraz przestać się innymi interesować, tylko żebyś zajęła się sobą i swoimi potrzebami - wyjaśnił miło.
- Milo... - chciałam coś dodać, ale naszą uwagę pod wodą przykuły szybko śmigające żywe kolory. Och, no tak. Jezioro się ustabilizowało, to i szukane ryby zaczęły swoje harce. Można by rzec, że wręcz tańczyły. Przez ten czas wpatrywaliśmy się w nie jak urzeczeni. Milo miał rację, te widoki były miłe dla oka. Spektakl trwał dobre kilka minut, może dziesięć i nagle znikły w głębokich odmętach.
- Skoro skończyły, my płyniemy dalej - oznajmił basior poruszając znowu łodzią.
-Wydawało mi się, że tylko je chciałeś mi pokazać - odezwałam się zaskoczona. Przez jego oczy przemknął błysk.
- To dopiero początek tego, co zaplanowałem. Pamiętaj, nie zaskoczę cię niczym przykrym, nie zamierzam nawet - dodał widząc moją minę. Tym razem płynęliśmy do znacznie oddalonego brzegu jeziora, do którego dostęp był jedynie właśnie od strony wody, nie inaczej. Wyskoczył jako pierwszy podając mi swoją łapę w wiadomym celu pomocy. Przyjęłam gest, by zaraz stanąć obok niego. Bez obaw kroczył ku małej jaskini, którą dopiero teraz zauważyłam. Nie była widoczna z oddali, to by wyjaśniało, czemu niezbyt znałam to miejsce, chociaż byłam tu dłużej.
- Słyszałem, że lubisz kryształy - bardziej stwierdził niż zapytał przekraczając próg. Przytaknęłam. Jak tylko weszliśmy głębiej, skręciliśmy w małą uliczkę i doznałam tam szoku. Cała sala była w kolorowych kryształach, gdzie się nie spojrzało, tam misterne wzory stworzone z nich. Moją uwagę przykuły te w małym zgromadzeniu na uboczu. Podeszłam do nich, a zaraz i Milo. Moim oczom ukazał się niecodzienny widok. Oto średni biały kryształ został zniszczony przez sąsiadującego go czerwonego, trochę większego. Posmutniałam na to zjawisko.
- Co się stało? - Zapytał zaniepokojony wilk widząc moją reakcję. Westchnęłam rozbawiona powodem.
- Spójrz na to. Jeden zniszczył drugiego - kiedy to zauważył, pokiwał głową, ale się uśmiechnął.
- Prawda, ale zobacz co się dzieje po drugiej stronie - podążyłam za jego wskazówką wzrokiem. Inny kryształ wolno otaczał ten poraniony. - Ten obok jakby chce pomóc zniszczonemu. Gdybym był na jego miejscu, pragnąłbym ochronić nieszczęśnika. Wkrótce jak go otoczy zmienią się w jedną całość i staną się wyjątkowym, silnym kryształem. Pytanie tylko czy poszkodowany by go zaakceptował?
Zaraz po tych słowach nastawił uszy i cofnął się wpatrując się w nieznany punkt na otwartym terenie. Może to dziwnie zabrzmieć, ale ta sytuacja z kryształami wręcz obrazowała ostatnie wydarzenia. Gdybym miała zgadywać, to niszczący kryształ symbolizował Arcun'a, złamanym byłam ja, ale kim jest ten otaczający? Milo?
- Jak myślisz? - Zapytał się nawiązując do rozmowy z chwili wcześniej. Wstałam z delikatnym uśmiechem.
- Czas pokaże. Niemniej myślę, że niedługo przyjmie on pomoc. Tylko trzeba trochę poczekać.
- Byłem pewien, że tak powiesz - ponownie uśmiechnął się ciepło. Cofnęłam się krok w tył cały czas patrząc na tą chwilę. Niestety, niezdarność wkrótce dała o sobie znać. Kiedy tylko weszliśmy na łódź, coś w nas od spodu mocno uderzyło. Łódka zakołysała się niebezpiecznie, a my upadliśmy. To znaczy ja upadłam na Milo, przypadkiem. Włosy całkiem opadły mi na oczy, jednak Milo delikatnym ruchem je odgarnął, patrząc na mnie badawczo. Dopiero wtedy, po raz pierwszy spojrzałam mu głębiej w oczy.
- Coś ci się stało? - Zaniepokoił się.
- Nie. Tylko patrzę ci w oczy - przyznałam z rozbrajająca szczerością. Uśmiechnął się szeroko.
- Ach tak? A dlaczego?
- Bo są piękne - przyznałam. Zaraz poczułam jak się lekko rumienię.

<Milo? c: >