Słońce od zawsze kojarzyło mi się z czymś co przynosiło szczęście, a przede wszystkim radość. Dzięki niemu cała fauna i flora... Ogółem cały świat budziły się do życia. Na prawdę kochałem naturę i lubiłem swoje życie, lecz od zawsze czegoś mi w nim brakowała. W sercu czułem wielką pustkę spowodowaną brakiem drugiej połówki.
Tak naprawdę to nigdy nie zakochałem się szczerze, chociaż po świecie chodziłem już siedem lat. Pragnąłem poznać te uczucie, ale jeszcze nie trafiłem na waderę, która wywołała by u mnie coś takiego. Gdzieś tam kłębiły się we mnie nadzieje, lecz z dnia na dzień, stawały się coraz bardziej nikłe.
W głębi serca chciałem z kimś dzielić moje uczucia. Dawać je i odbierać od kogoś jednocześnie. Przynajmniej według mnie na tym opierała się miłość. Zawsze marzyłem, że moja wybranka będzie podobna do mnie i będę musiał w pewien sposób chronić ją przed tym całym światem.
Odetchnąłem głęboko. Rzuciłem ostatnie spojrzenia na swoje odbicie w wodzie. Słyszałem kilka razy, że byłem przystojny, ale zaczynałem w to wątpić. Ruszyłem wzdłuż rzeki, jakby myśląc, że jeśli pójdę jej brzegiem, znajdę kogoś na końcu. Ku mojemu zaskoczeniu, tak też się stało. W prawdzie nie doszedłem do końca, ale napotkałem waderę. Wyglądała na nieco smutną. W jej oczach widziałem jakby rozpacz i nieszczęście. Domyślałem się co czuła, gdyż ja to samo miałem wypisane na twarzy. Czuła się samotna.
Gdy podszedłem bliżej, podskoczyła do góry przestraszona. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z mojej obecności. Uśmiechnąłem się do niej nieśmiało i przysiadłem obok.
- Jestem, Liyen. - przedstawiłem się, wbijając wzrok w wodę. Czułem się lekko spięty. Sądziłem, że jeśli mnie zauważyła, to niegrzecznie było by obok niej przejść bez przywitania, a ja należałem do kulturalnych wilków.
< Diletta, masz ochotę popisać? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!