I wtedy obudził się wilk. Jego wściekłe, pełne nienawiści spojrzenie świdrowało moją duszę. Unosił wargi raz po raz ukazując rzędy bielutkich, ostrych kłów. Zdawał się wytykać mi błędy, które popełniłam w przeszłości. Choć starałam się z całych sił, nie byłam w stanie odwrócić wzroku od ów rażącego spojrzenia złotych ślepi. Postać warknęła z cicha, jakby chciała udowodnić mi swoją rację, chciałam wykrzyczeć jej prosto w pysk jak bardzo żałuję swojego postępowania. Jak bardzo chciałabym odwrócić bieg czasu i wziąć się do roboty - obronić ojca i Stado, ukazać, że również jestem silna... Na to jednak było już za późno. Na pysku wilka przysiadł zielonożółty liść: przy jego delikatnym dotknięciu, tafla dotąd niezwykle spokojnego jeziorka, które w sekundę pomarszczyło się i rozmyło wściekły pysk. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że ta twarz była moją twarzą. W rykiem uderzyłam łapą w wodę po czym odbiegłam bijąc się z myślami. Szybkim krokiem zagłębiłam się w las nie patrząc w twarze zasępionych drzew. Brązowozielony mech zwisał z ich gałęzi przypominając brody starych mędrców.
*Jesteśmy tu... Pomóż nam!* - to był jeden pojedynczy krzyk. Pojawił się w moim umyśle w jednej sekundzie, tak nagle - bez ostrzeżenia.
Ktoś zbliżał się w moją stronę, słyszałam przedzierającą się przez krzewy istotę. Uniosłam głowę i starałam się określić kierunek z jakiego przybywała ów postać, niestety - nadchodził z południa, a wiatr wiał mi w pysk co świadczyło tylko o jednym: wyczuwał mnie. Skoczyłam między drzewa naruszając przy tym jakieś paprocie. Roztrzęsiona rzuciłam się na jakieś drzewo.
Zadarłam pazurami o korę i objęłam pień tylnymi łapami; po wykonaniu tej czynności spięłam mięśnie i posuwając się do góry, szybko umościłam się w koronie. Wstrzymałam oddech, złapałam łapami gałęzie i przez długą chwilę wyczekiwałam nadejścia mego "gościa". W końcu, kiedy niemalże brakowało mi tchu na ścieżce pojawił się wilk; Nie był to ogromny basior, choć pod warstwą ciemnego futra widać było potężne mięśnie. Łypał na każde drzewo z osobna, raz po raz strzygąc uszami.
- Wiem, że tu jesteś - wilk był wyraźnie zdenerwowany. Pytanie, czy mną?
Zdałam sobie sprawę, że nie ma sensu się kryć. Jeśli będę musiała walczyć z ów basiorem - zabiję go w obronie własnej. Szanse były wyrównane, o ile samiec nie dysponował jakimiś mocami, które mogły mi poważnie zagrozić. Biorąc głęboki oddech zeskoczyłam z potężnej lipy i stanęłam zaledwie o skok od wilka.
- Owszem, jestem - rzuciłam stając w rozluźnionej pozycji; opanowałam każdy gest, spowolniłam oddech a co za tym idzie - rytm serca. Z opanowanym wyrazem pyska przyglądałam się wilkowi.
- Bezprawnie naruszasz teren Watahy Krwawego Wzgórza. W jakim celu? - ostry ton, tłumaczył jasno, że samiec nie będzie sobie pogrywał z wrogami.
- W nijakim. Włóczę się szukając domu. - uniosłam łapę i przyglądałam się uważnie skapującym po niej kropelkom wody.
- To nie jest nijaki cel. - zaoponował. Spojrzałam na niego hardo.
- Jesteś patrolującym czy komisją powitalną? - burknęłam przechodząc obok niego. - Liczna ta wasza Wataha?
- Spora, jeśli faktycznie cię to interesuje.
- Interesuję. Chcę wiedzieć jakie mamy szanse w wypadku wojen. - wzdrygnęłam się na słowo "wojna"
- Wojny? Zamierzasz jakąś wszcząć? - rzuciłam w jego stronę błagalne spojrzenie co nieco zbiło wilka z tropu. Opanował swój złowrogi ton i choć nadal doszukiwał się u mnie jakiegokolwiek gestu wyzywającego go do walki, zmienił temat - Zapytam krótko; chcesz dołączyć do Watahy?
- Czemu nie? - starałam się być obojętna, jednak perspektywa dołączenia do silnego stada bardzo mi odpowiadała. Biorąc głęboki wdech spojrzałam mu prosto w oczy. Ten jednak od razu odwrócił wzrok i szybkim krokiem ruszył w kierunku, z którego przyszedł.
Z tym wilkiem było coś nie tak. W jego spojrzeniu malował się strach, złość i rozpacz.
Czyli łatwo nie będzie...
< Silence? Wybacz, mało weny >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!