piątek, 31 lipca 2015

Od Path'a - C.D. Amaranth ''Rysy na szkle, czyli jak tu dotarłam?''

UWAGA, PONIŻSZY TEKST ZAWIERA WYRAZY, OKREŚLANE MIANEM BRZYDKICH SŁÓW / PRZEKLEŃSTW. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!


Wadera stała kilka metrów ode mnie i cała się trzęsła. Zimno i woda to nie jest dobre połączenie, o czym właśnie się przekonała. Strzała dalej wisiała na mojej skórze... co trochę mnie irytowało. Jednym szarpnięciem wyciągnąłem ją. Krew powoli ściekła po białym futrze i zatrzymała się dopiero na białym puchu. 
- Dobrze wykonana strzała, pewnie Ci na niej zależy... - Powiedziałem oglądając bełt. 
- Oddawaj ją. Ciesz się, że nie trafiłam Cię w serce, tylko okazałam litość. 
- Co okazałaś!? Obserwowałem Cię od jakiś dwudziestu minut przed tym jak się o mnie dowiedziałaś! Mogłaś zdechnąć wiele razy... nie wiem czemu Cię nie zabiłem. 
- Basiory zawsze zachowują się powierzchownie. - Odpowiedziała unosząc wciąż drżący łeb.
- Co jak co, ale z sukami nie mam zamiaru się zadawać. Gdzie masz swoją smycz? Powinnaś być gdzieś przypięta, a nie biegać swobodnie. 
- Jak Ty śmiesz...? 
- A właśnie, to już nie będzie Ci potrzebne. - Mówiąc to przełamałem strzałę na pół, po czym rzuciłem obydwiema częściami w rozwścieczoną waderę. Od razu utworzyłem też wodny pancerz na całym ciele i wysłałem wiadomość telepatyczną informującą o całej sytuacji do Star. Nieznajoma zacisnęła zęby po czym skoczyła w moją stronę. Poruszała się bardzo szybko. W ułamku sekundy zobaczyłem lśniące ostrze sztyletu, które mknęło w stronę mojego gardła . Gdy tylko odczułem uderzenie w mój pancerz utworzyłem kolejną falę, którą posłałem idealnie w pysk wadery. Ta przesunęła się po śniegu kilka metrów po czym znowu zaatakowała. Tym razem nawet nie dałem jej do siebie dojść. Mnóstwo wody w ułamku jednej sekundy znalazło się w jej płucach. Spowodowało to brak możliwości zaczerpnięcia dużej ilości powietrza. Wadera padła na śnieg łapczywie próbując złapać oddech. 
- Już wiesz jak mogłem cię zabić, teraz popisz się gadaniną i przekonaj mnie, żebym tego nie zrobił. 
- Pierdol się! - Wydusiła wadera wciąż próbując złapać oddech. 
- Oj, przymknij się... - Mówiąc to jeszcze dodałem trochę wody co jeszcze bardziej utrudniło łapanie resztek powietrza. 
- Path, przestań! - Usłyszałem za sobą głos Star i Diesel'a. Bez słowa upuściłem całą wodę umożliwiając złapanie oddechu, z czego wadera od razu skorzystała. 
- Co tu się dzieje!? - Zapytała lekko zmieszana alfa. 
- Ta oto osóbka to intruz, który naruszył nasze tereny. Z tego co zrozumiałem gdy byłem przybity do drzewa za pomocą jej strzały, chce dołączyć do tej watahy. 
Stai i Diesel popatrzyli na mnie lekko zszokowani. 
- Zaatakowałeś kogoś kto chciał dołączyć? - Zapytała Star. 
- Zostałem przez nią zaatakowany. - Mówiąc to pokazałem ranę na grzbiecie. - Działałem w obronie własnej oraz terenów. 
Diesel machnął łapą w moją stronę, sugerując, żebym do niego podszedł. Star natomiast zaczęła zajmować się waderą. Ostatnie słowa Star, które słyszałem to pytanie czy może sama iść. 

<Amaranth? >

Od Sheiry - Wspaniałe Miejsce

Dziś był smutny dzień dla mnie, miałam jedną, wielką obawę. Nagle przyszedł do mnie partner i zapytał.
- Sheira, dlaczego jesteś tak smutna?
- Mam dość wielką obawę. - Odpowiedziałam.
- Jaką? - Spoważniał.
- Mogę pochodzić z Klanu Wiecznego Lodu, większość się zgadza, mam żywioł lodu. - Powiedziałam, patrząc w jego oczy.
- Spokojnie, prędzej z Watahy Górskiego Potoku. - Odpowiedział, próbując mnie pocieszyć.
- Też źle, ta wataha jest dla nas wrogo nastawiona, a co jeżeli jestem wrogiem nawet o tym nie wiedząc?! - Zaczęłam płakać.
- Może z Watahy Lśniących Strumieni? Ja stamtąd pochodzę. - Odpowiedział.
- Masz rację, nie powinnam się przejmować. - odpowiedziałam ocierając łzy.
- Chodźmy! - Krzyknął ciągnąc mnie za sobą delikatnie za skrzydło.
- *Ale i tak lepiej władam mocami lodu, mam ich także więcej niż wody... Skąd pochodzę?*
- Zamknij oczy. - Szepnął.
- Ale po co? - Zapytałam.
- Coś ci pokażę. - Powiedział, prowadził mnie przez kilka godzin. - Jeszcze kilka kroków, otwórz oczy i przejdź tym korytarzem. - Powiedział. Posłuchałam go i przeszłam przez ciemny i straszny korytarz, lubię takie miejsca, ale gdy doszłam do końca zobaczyłam coś niesamowitego. Wspaniały i wielki księżyc oświetlał delikatnie całe miejsce, było też sporo świetlików, nigdy ich nie widziałam na własne oczy. Było tam wspaniałe jezioro koloru mych oczu, to wymarzone przeze mnie miejsce. - To tutaj. - Powiedział.
- Gdzie to miejsce się znajduje? - Zapytałam.
- Pomiędzy Watahą Lśniących Strumieni a Watahą Krwawego Wzgórza, ale jest na terytorium naszej watahy. - Powiedział.
- Dwa światy... Połączone, to uczucie jakbyśmy je łączyli... Kocham cię tak bardzo... Jak nikt inny w twoim i mym życiu... Zain... - Zaczęliśmy się całować. 


***Kilka minut później***



- Chciałbym cię o coś zapytać... Znasz Kiro? - Powiedział, nie oczekując odpowiedzi.

- T-tak... 
- Co o nim wiesz?
- On... Walczył z jakimś Jax'em, byli rywalami. Walczyli o waderę imieniem Lily, Jax zabił Kiro i chciał nic o tym nie mówić Lily i oszukiwać ją przez całe życie, ja na to nie pozwoliłam, powiadomiłam Lily. Byłam jeszcze wtedy szczeniaczkiem. - Opowiedziałam, odjęło mowę memu partnerowi.
- Wiedziałem! Wiedziałem że ona mnie okłamała! - Mówił.
- Kto? - Zapytałam.
- Moja matka! Kiro był moim bratem... Nikt w watasze prócz niego nie zwracał na mnie uwagi, tylko on się ze mną bawił i rozmawiał...
- Masz jeszcze jakieś pytania? - Zapytałam.


<Zain, dokończ.>

środa, 29 lipca 2015

Amaranth - profil wilczycy

zdjęcie usunięte
Imię: Amaranth [Amy]
Płeć: Samica
Wiek: 4 lata
Hierarchia: Omega
Kierunek: Jastrząb
StanowiskoŁucznik stopnia wyższego
Głos: Avril Lavigne
Cechy charakteru: Wadera o wyjątkowo złośliwym usposobieniu: poza najbliższą rodziną jaką są dla niej siostry, okazuje wiele negatywnych cech, jak to mówił jej tatuś. Wyjątkowo chełpliwa, nigdy nie okazująca skruchy wojowniczka, nienawidząca zniewagi; jeśli poczuje się urażona czy znieważona, nie omieszka zrobić ogromnej awantury pełnej zaciekłych wyzwisk i wyrafinowanych przekleństw, które na końcu wieńczy bójką z tym, który ośmielił się ją urazić. Często uszczypliwa, lubiąca igrać z poznanym wilkiem. Non stop rzuca kąśliwymi uwagami, mającymi na celu - nie urazić - a sprawdzić cierpliwość danego osobnika: jeśli test zostanie ukończony nagłym wybuchem agresji, Amaranth nie będzie zawracać sobie głowy wilkiem, który nie umiał okazać cierpliwości. Jest inteligentna, doskonale wykształcona i sprytna - wiele miesięcy spędziła na czytaniu książek, poznawaniu sztuki i poznawaniu swych mocy. Mimo tego powierzchownego zachowania, które góruje cechami: chłodna, złośliwa, dumna, chełpliwa i arogancka, Amy skrywa także drugą ze swoich osobliwości. Osobę kochającą, pogodną i opiekuńczą, która tak naprawdę przez cały czas martwi się o osoby drogie jej sercu, bo taka jest właśnie Amaranth: na zewnątrz wredna w środku zabawna i pełna uczuć, które okaże temu, kto zda jej test...
Cechy fizyczne: Poza niezwykłą zręcznością, wadera może pochwalić się wielką siłą drzemiącą w ukrytych pod skórą skrzydłach. Nigdy nie potrafiła pływać czy wspinać się, posiada także zaskakująco krótkie pazury, które nadrabia jednak potężnym zaciskiem szczęk oraz sokolim okiem: najpotrzebniejszą rzeczą w fachu wspaniałego łucznika.
Znak szczególny: Puszyste futro, intensywnie fioletowe oczy i zgrabna sylwetka (ogólnie - bardzo kobiecy wygląd)
Słaby punkt: Podgardle
Boi się: Śmierci (zawsze chciała długo żyć)
Waga: 45 kilogramów
Wzrost: 70 centymetrów
Najlepsi przyjaciele: Genevieve, Ellen, Melania
Pochodzenie: Ziemia Wojny [Wataha Podniebnej Krainy]
LubiKsiężyc; gwiazdy; ciepłe noce; rap; roztropne wilki; lot ponad chmurami; polowania; swój wyjątkowy łuk; strzelectwo
Nie lubi: Uziemienia; rozkazów; kłótni z Mel; gdy Genevieve jest niedoceniania; gdy ktoś ją upokarza
***
Żywioł: Magia, Elektryczność
Moce: [11/20] Telepatia, zdolność ukrywania skrzydeł pod skórą, możliwość podwojenia siły ciosu, pobieranie energii z piorunów, telekineza, ciskanie ładunkami elektrycznymi, lewitacja, wywoływanie omdleń, możliwość zadawania bólu przeciwnikowi za pomocą umysłu, umiejętność nadawania swoim strzałom kursu, niezwykle wyostrzony wzrok.
Partner/ka:  Po stracie swego ukochanego, stała się wyjątkowo złośliwa dla otoczenia, co tak naprawdę ma odpędzić od niej wszystkie basiory... obawia się jednak, że prędzej czy później ktoś dostrzeże w niej dawną dobroć.
RodziceLiliana i Rus (matka nie żyje, ojciec pozostał w dawnej Watasze)
PotomstwoZawsze chciała mieć syna, któremu dała by na imię Russel
Inna rodzina: Melania i Ellen - siostry, Genevieve - przyrodnia siostra (niedługo w Watasze)
***
Data dołączenia: 29 lipiec 2015
Data urodzenia: 19 maj
Upomnienia: 0/3
Krwawe Pioruny: 160.000
★★★★★★★★★★
Zdobyte osiągnięcia: #1
Poziom: 0
PD: | Ogólnie: 60 | Wykorzystano: 0 | Zostało: 60
Umiejętności: | Walka: 0 | Instynkt: 0 | Umysł: 0 | Polowanie: 0 |
Jaskinia: numer 39
Ekwipunek: Brak
Torba: Brak
Bronie: Brak
Zbroja: Brak
Smok: Brak
Towarzysz: Brak
HistoriaMoje życie nie powinno interesować nikogo poza mną samą, moje dzieciństwo było szczęśliwe, zakochałam się młodo i dwa lata spędziłam u boku najwspanialszego basiora jakiego przyszło mi poznać - kiedy mój ukochany zmarł, straciłam humor i ciepło, które we mnie rozpalał. Jednaak nawet moja pasja, jaką jest strzelectwo nie pozwoliło mi zapomnieć o istnieniu codziennych problemów... Widząc, jak męczona jest moja najmłodsza siostra uciekłam z Watahy mając nadzieję, ze i reszta mojego rodzeństwa zmądrzeje i podąży moim śladem.
Kontakt z właścicielem wilka: | Howrse: Radża |

Od Amaranth - Rysy na szkle, czyli jak tu dotarłam?

UWAGA, PONIŻSZY TEKST ZAWIERA WYRAZY, OKREŚLANE MIANEM BRZYDKICH SŁÓW / PRZEKLEŃSTW. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!

"Jesteś jak rysa na szkle, Genevive, rysa na szkle należącym do mojej rodziny!" - te właśnie słowa sprawiły, że wrząca wewnątrz mnie wściekłość uwolniła się i powiodła do kroków gorszych niż drastycznych. 
Mimo faktu, który jasno mówił, że Gen nie jest naszą rodzoną siostrą, nasza grupa zawsze trzymała się razem, ojciec zawsze cenił nas sobie tak samo, nigdy nie pozwalając aby jedna z nas poczuła się odtrącona - tak było aż do dnia, gdy zginęła mama...
Moja matka była aniołem w wilczej postaci, uosobieniem dobroci i miłości, którą dzieliła po równo dla naszej piątki. Mama zginęła w pożarze, ratując Genevieve, którą odurzył czad. Cała historia ów piekielnej nocy jest dla mnie zagadką, bowiem jakim cudem w gęstwinie drzew do połowy zasypanych śniegiem można wzniecić ogień? Gaz? Lawa? A skąd. 
Chodź nigdy nie miałam okazji przeprowadzić dogłębnego śledztwa, w głębi duszy czułam, że to nie był wypadek. Ktoś chciał naszej śmierci, tego jestem pewna. 
Po śmierci mamy, ojciec bardzo się zmienił: niegdyś promieniał energią i odwagą, a dziś jest jedynie opuszczonym, zrzędliwym basiorem, który znieważył własne dziecko. Matka kochała Gen jak swoje, a tata podzielał tą relację. 
Przez ostatnie miesiące wszyscy czuliśmy się nieswojo w swoim towarzystwie, każde z nas było rozbite, zagubione, zupełnie jak dziecko wkraczające w tłum. W tłum, w którym nie mogą odnaleźć znajomej twarzy. I właśnie wtedy, kiedy przyśpieszony rytm serca, zatracony wzrok i narastające ogłupienie powodują przełamanie wszelkiej bariery strachu, zdajesz sobie sprawę... że jesteś sam.
Wszystkie te myśli krążyły po mojej głowie, powodując niezdrowe uczucie lęku. Zmusiłam się do opanowania emocji, powolnego zniżania lotu aż w końcu, do kilku kroków na stabilnej, choć nadal przerażająco zimnej ziemi, pokrytej wieloma warstwami twardego śniegu. Skryłam skrzydła pod skórą, powodując lubiane przeze mnie uczucie łaskotania w okolicach pachwin. Ta jedna rzecz nieco mnie rozweseliła.
Noc była zimna i ciemna, jednak nieminione uczucie oswobodzenia zdawało się wypierać czynniki zewnętrzne. Usiadłam ciężko pod krzewami ogołoconymi z liści, czując przyjemne drapanie ich ostrych gałęzi. Zdecydowanie zbyt bardzo bolała mnie głowa, aby zmuszać się do lotu w nieprzeniknioną, mroźną noc, gdzie każdy kształt bywa zdradliwy. 
W takich chwilach nawet ględzenie Mel było bardziej pocieszające niż cisza jaka panowała w lesie. 
Oh, jak wiele bym dała, żeby Ellen wygłosiła jedną z tych swoich mądrości... żeby postraszyła nas inteligentną gadką na temat przeziębień, albo zapuszczania się w samotności do lasu - zwłaszcza, kiedy jest się waderą. 
Bojaźliwe dygotanie Genevieve zapewne dodałoby mi odwagi, sprawiło, że sama poczułabym przypływ brawury i chęć do bronienia jej. Czy źle postąpiłam, odchodząc z Watahy? Czy powinnam była jednak zostać, i razem wymyślić coś z siostrami? 
Na pewno nie!
Gen; choć w sumie to o jej dobro chodziło, nie ośmieliłaby się z własnej woli odejść od ojca, Mel byłaby zbyt zirytowana taką ideą, rzecz jasna aby się zgodzić musiałaby przejąć inicjatywę i sama zostać liderem tej akcji, Ellen natomiast bałaby się zostawić swoich podopiecznych. 
Ucieczka była jedynym rozwiązaniem.
I właśnie wtedy, jakiś dźwięk przypominający pękniecie niezwykle grubej gałęzi rozległ się tuż za moimi plecami. Podskoczyłam, przestraszona i opadając na sztywne łapy, z ledwością powstrzymałam krzyk. Gwałtownie obróciłam głowę, chcąc zbadać sytuacje, jednak za mną nie było nic poza krzewami i cieniami drzew. Instynkt podpowiadał mi jednak, że spore kije nie pękają same z siebie.
- Kto wpadł na tak idiotyczny pomysł straszenia mnie? - zapytałam, przez sekundę mając nadzieję, że to jedna z moich sióstr zechciała mnie odwiedzić. 
Żadnej odpowiedzi.
- No słucham? Wiem, że tam jesteś i nie zamierzam uciekać. - dodałam zdecydowanie. Gdzieś w głębi lasu, rozległo się stłumione westchnięcie. To wystarczyło, aby namierzyć cel. Uśmiechnęłam się pod nosem, wygięłam szyję sięgając po łuk, wyszarpnęłam strzałę z kołczanu, przewiązanego na plecach. Moja ulubiona, z drzewcem ozdobionym zielonymi piórami... nigdy nie chybiła. Naciągnęłam cięciwę, mrużąc lewe oko. Wyostrzone zmysły pozwoliły skupić mi się na niewidzianym dotąd celu, uspokając łomoczące w piersi serce, powodując, że nawet najbardziej niepokorne płatki śniegu zastygły, w oczekiwaniu na perfekcyjny strzał.
I wtedy go zobaczyłam. Pas białego futra przemknął między drzewami z prędkością godną najlepszego gońca. Skierowałam strzał trochę w lewo, tam, gdzie drzewa rosły rzadziej, w miejscu, gdzie jego ciało stanie się w pełni widoczne. Jeszcze sekunda... oddech zamierający w piersi...
Wypuściłam strzałę. 
Grot wirował w powietrzu, lecąc po linii prostej, nie zahaczając o żadną z wystających gałęzi - w połowie drogi, w momencie, gdy ciało białego basiora wyłoniło się w skoku spomiędzy drzew, zielony płomień zatlił na krawędzi piór, obiegł strzałę i uderzył. 
Strzał był bezbłędny. Sekundę przed tym, jak łapy wilka miały dotknąć ziemi i porwać jego ciało w dalszy bieg, bełt zawadził o skórę na jego karku, po czym pociągnął go kilka metrów w tył, przygważdżając do pnia drzewa.
- Tak! - zaśmiałam się, zadowolona z tak trudnego strzału. Wprost nie mogłam uwierzyć, że trafiłam! Nie, wróć, ja wiedziałam, że trafię. W końcu, taki bezbłędny strzelec nigdy nie chybia! Z triumfalnym uśmiechem na pysku, zbliżyłam się do mej "zwierzyny", która szarpała się przybita do drzewa.
- No, przyznaje, nie łatwy byłby z ciebie jelonek do upolowania - parsknęłam, unosząc usta w nonszalanckim uśmiechu
- Bardzo zabawne, cholerny intruzie. Powinienem cię był od razu rozszarpać, a nie okazywać litość i dawać moment do ucieczki!
- Chwila, chwila, wojowniku - zmarszczyłam brwi - kto tu mówi o rozszarpywaniu? I jaki zaś intruzie?
- Celne oko, mylny węch? Jeszcze się nie zorientowałaś, że naruszasz teren Watahy?!
- Watahy...? - zamyśliłam się - jakiej konkretnie?
- Watahy Krwawego Wzgórza, no chyba nie Podniebnej Krainy! - warknął, kłapiąc paszczą
- Ah, więc to wy jesteście ci nowi... Lepiej nie mogłam trafić! W sumie, powinnam ci podziękować, gdyby nie ty poleciałabym dalej, a tu otwierają się drzwi do całkiem nowych możliwości! - zawołałam uradowana, ale zaraz zmieniłam ton, w jednej sekundzie zbliżając podręczny sztylet do jego gardła - Lepiej uważaj, mówisz o moim dawnym domu.
- Ale fajnie, że mnie oświeciłaś - zaintonował śpiewnie - a teraz mnie wypuść, bo zaraz się zmoczysz!
- Coś mi sugerujesz? - prychnęłam, mrużąc oczy nienawistnie. Dokładnie w tej chwili, na moją niewinną głowę runęła ściana wody. Wilgoć i uderzenie chłodu zmusiło mnie do krzyknięcia. Wiszący wilk zaśmiał się, szarpnął głową z całych sił, wyrywając strzałę. Zadygotałam jak osika, cała ociekając wodą. A basior śmiał się, kręcąc głową i powodując, że krew gotowała mi się w żyłach.

< Path? Słabo, ale jest >

wtorek, 28 lipca 2015

Od Crystal - C.D. Demona ''Pełnia''


Z początku zanudzające i irytujące pytania mojego partnera zdawały się nie kończyć i być bezsensownymi, ale z czasem nie chciałam, by ta miła, poranna konwersacja kiedykolwiek dobiegła końca. Szliśmy przed siebie, nadal rozmawiając, a po mojej ostatniej pytającej wypowiedzi śmialiśmy się i bawiliśmy jak szczeniaki. Turlaliśmy się, biegaliśmy, skakaliśmy i tarzaliśmy się po ziemi. Płakaliśmy ze szczęścia. Bawiliśmy się tak dobrze, tak dobrze było nam razem. Gdy tylko go nie widziałam brakowało mi go, brakowało mi jego bliskości, jego miłości. Bez Demona nie istniałam, nie miałam dla kogo żyć. Kochałam go. Wpadłam na pewien pomysł.
- Demon! - krzyknęłam radośnie turlając się w śniegu.
- Co takiego? - spytał radośnie.
- Mam pomysł!
- Jaki?
- Ścigamy się?
- Dokąd?
- Do Jeziora Życzeń.
- Ok. Jak chcesz.
- Start! - krzyknęłam, po czym zaczął się wyścig. Biegliśmy wycieńczeni przed siebie śmiejąc się bezlitośnie. Naszym celem było oczywiście Jezioro Życzeń. Było daleko od naszej aktualnej lokalizacji, więc musieliśmy się namęczyć aby dobiec do celu, bez użycia skrzydeł. Przemierzaliśmy góry, równiny i zbiorniki wodne, tylko po to, aby dotrzeć do celu i rozładować energię. Biegliśmy nadal się śmiejąc. Na drodze napotykaliśmy różne wilki. Nagle na swojej drodze spotkałam czerwoną waderę, poznałam ją, była to Aurelia. Krzyknęłam do niej podczas biegu. - Witaj, Aurelio!- krzyknęłam głośno dysząc. Ta spojrzała się na mnie jakby chciała coś powiedzieć, ale ja jedynie na chwilkę odwróciłam się w jej stronę po czym pobiegłam dalej. Chciałam prześcignąć Demona i jak najszybciej dotrzeć do celu. Idealnie mijałam wszystkie przeszkody nie zważając na ryzyko, przykładowo wpadnięcia na drzewo. Nawet nie wiedziałam jakim cudem udawało mi się unikać tych wszystkich stłuczek. Po prostu biegłam przed siebie. Demon mnie doścignął, a nawet kilka razy prześcignął, ale ja nie dałam za wygraną i przyspieszyłam z całych sił. Wszystko mijało bardzo szybko. Po chwili zorientowałam się, że biegnę z prędkością 99 kilometrów na godzinę. Na sekundę spojrzałam za siebie, aby sprawdzić gdzie jest mój partner, ale dostrzegłam jedynie małą czarną kropkę w oddali. Biegłam tak szybko, że spotkałam nawet betę tej watahy, Pattona. Szedł pierwszy, a za nim podążały dwie wadery, jego partnerka Makka i biała wilczyca w skarpetkach imieniem Nina. Kiwnęłam im tylko łbem na przywitanie po czym pomknęłam dalej. Napotkałam stado jeleni, ale biegłam tak szybko, że gdy chciały uciekać zaczęły biec, a ja w celu uniknięcia stłuczki przeskoczyłam nad jednym. Po około 45 minutach szybkiego biegu zwolniłam i dotarłam na miejsce, czyli nad Jezioro Życzeń. Zaczekałam tam na Demona, który dotarł dopiero po 20 minutach.

<Demonie, dokończysz?>

Od Path'a - C.D. Pandory ''Jak tu dotarłam?''


Do moich uszu dobiegł głos niedawno poznanej wadery. A myślałem, że uda mi się uciec od rozmów z wilczycami dzisiejszego dnia. Poczułem jak gardło się zaciska... zacząłem lekko dyszeć i z coraz większym trudem przychodziło przełykanie śliny. Usiadłem i poczekałem aż Pandora do mnie podbiegnie. Chciałem stamtąd uciec, ale jak by to wyglądało...? Pierwszego dnia jakiś wilk miałby ją zostawić...? Nie, nie mogłem tak postąpić.
- Hej, Pandora. - Wydusiłem z siebie gdy wadera była dostatecznie blisko. 
- Cześć, załatwiłeś już sprawy, które miałeś do załatwienia? 
- Tak, byłem na polowaniu i odwiedziłem kilku znajomych. 
- To dobrze, a masz teraz chwilkę? 
- Mogę wiedzieć po co?
- Star oprowadzała mnie po terenach... ale nie pokazała mi żadnego romantycznego miejsca. Takiego, wiesz, tylko dla dwójki wilków... 
- Wiem o co ci chodzi, a raczej o jakie miejsce. Jeśli chcesz je zobaczyć dziś to chodź, jest kawałek stąd. 
Postanowiłem zabrać nową na Plażę Dnia i Nocy. Jest to specyficzne miejsce... własnie dlatego je wybrałem. Szliśmy blisko trzydzieści minut. Z każdym krokiem czułem jak nerwy zaczynają narastać. Byłem... przerażony, rzadko spędzałem tyle czasu z waderą. 
- Daleko jeszcze? -Zapytała Pandora wyrywając mnie z przemyśleń.
- N... Nie, tu jest zejście. - Powiedziałem wskazując łapą na wydeptaną ścieżkę. Po kilku chwilach już byliśmy na plaży. Wilczyca wybiegła kawałek do przodu, po czym przysiadła. Spojrzała się na mnie, po czym klepnęła kilka razy w ziemię obok siebie sugerując mi żebym się przysiadł. 
- Jak Ci się podoba? - Zapytałem odwracając wzrok i próbując uspokoić drżące łapy.

< Pandora? >

Od Demona - C.D. Crystal ''Pełnia''


Podczas tego niezwykle długiego spaceru u boku partnerki, czułem się wspaniale oglądając słońce. Rozmawialiśmy z Crystal dokładnie o wszystkim. Żywiołach, mocach, planach i dalszym życiu. W pewnej chwili rozmowa zaczęła się od mojego pytania.
- Emm... Crystal?
- Tak?
- Jakie są twoje żywioły?
- Ogień, Elektryczność, Woda. Czemu pytasz?
- Z ciekawości. Ja mam Naturę, Elektryczność i Wodę.
- Świetnie!
- Masz może stan furii?
- Tak.
- Ja też mam!
- Super!
- Czego się boisz najbardziej? - wciąż zadawałem pytania
- Walki.
- Ja boję się stracić ciebie. A co najbardziej lubisz?
- Latać, biegać, skakać, polować, poranki skąpane w słońcu, no i oczywiście ogień
- Ja kocham walczyć, ale tylko w obronie watahy, wilków i honoru. Nie lubię nienawiści, nieszczęścia, przymusu, Klanu Lodu, a ty?
- Gdy ogon podczas polowań plącze mi się między łapy, pesymistów, wrogów, chaosu i takie tam...
- Aha... a jaki masz słaby punkt? - spytałem nie przekonany poprawnością tego pytania.
- A po co ci te wszystkie informacje?! - krzyknęła zirytowana Crystal.
- Jesteśmy parą, więc chyba powinniśmy wszystko o sobie wiedzieć- powiedziałem głośno przełykając ślinę.
- No tak, myślałam, że chcesz mnie oszukać, czy coś takiego. - powiedziała spokojnie.
- Nie, nie mam złych zamiarów, kochanie. Jesteś moją partnerką więc muszę cię chronić, więc powinienem znać twój czuły punkt i inne tego typu szczegóły.
- Cieszę się, że się tak o mnie troszczysz, a więc moje czułe punkty to: podbrzusze i podgardle.
- Już wiem gdzie najłatwiej cię zranić i gdzie muszę cię najbardziej chronić. Mój czuły punkt to opuszka tylnej lewej łapy.
- Świetnie! Jeszcze jakieś pytania?- zażartowała Crystal.
- Tak, całe mnóstwo! - odparłem także żartując.

<Crystal? Dokończ proszę>

poniedziałek, 27 lipca 2015

Od Cloud - Odkrywanie niezwykłych mocy

Długo wyczekiwana lekcja mocy z Flash'em, jak na moje nieszczęście, została przełożona jeszcze o dwa dni później, gdyż wilk miał jakieś ważne sprawy, a Lost In Dreams zachowywała się dziwnie i również chciała przełożyć moje lekcje. Chyba miała mnie dosyć, ostatnio często gdzieś wychodziła i wracała późno, praktycznie cały czas miała słuchawki, nie rozmawiała ze mną i nosiła w jednej z kieszeni jej pokrowca jakąś czarną, dziwną, zniszczoną książkę, której tytuł zawierał cztery człony, z czego trzy napisane na czarno i jeden na biało, o wiele mniej widoczny. Często miała też łzy w oczach... Postanowiłam jednak, że nie będę się mieszać w sprawy mojej ''starszej siostry'' i pozwolę jej żyć własnym życiem. Sama pobiegłam więc wczoraj do Flash'a z zapytaniem, czy pasuje mu lekcja, na co on odpowiedział, że nie ma najmniejszego problemu i z chęcią mnie pouczy.

***

Wstałam późno, była godzina dziesiąta lub nawet wpół do jedenastej. Nie jedząc śniadania pobiegłam do Flash'a, który miał mnie uczyć dzisiaj mocy. Wiedziałam, że jednym z moich żywiołów jest z całą pewnością Elektryczność, ponieważ należę w końcu do Watahy Krwawego Wzgórza. Drugim moim żywiołem była Woda, gdyż wywodziłam się z Watahy Lśniących Strumieni. Ale jaki będzie mój trzeci żywioł? Lost In Dreams mówi, że będzie nim Muzyka, ale ja nie jestem o tym do końca przekonana. Nagle minął mnie jakiś wilk, będący uskrzydloną, białą waderą, przez co zapragnęłam latać tak jak ona i wówczas z mojego grzbietu wyrosły piękne, duże, białe skrzydła z czarnymi lotkami. Byłam zachwycona, jednak gdy chciałam wzbić się w powietrze, nie udało mi się i jedynie śmiesznie podskoczyłam. Przyspieszyłam więc i pędziłam do jaskini Flash'a, który musiał mnie nauczyć latać. Wiedziałam, że posiada on malutkie skrzydła, które nie są wyposażone w pióra. Wreszcie dobiegłam do jaskini wilka i zahamowałam gwałtownie tuż przed jego łapami.
 - Witaj. - Powiedział i usiadł, po czym popatrzył na mnie, schylając głowę.
 - Flash! Musisz mnie nauczyć latać! - Krzyknęłam, pomijając przywitanie, które w tamtym momencie nie było istotne, a wilk w odpowiedzi westchnął ciężko.
 - Chodź za mną. - Rzekł, a ja bez problemu wykonałam jego prośbę. Gdy byliśmy na miejscu, czyli na drobnej górce gdzieś na polanie, Flash pokazał mi swoje skrzydła i nauczył mnie całej teorii, a także budowy moich skrzydeł. Potem przeszliśmy do praktyki.

***

Wzięłam rozbieg i niepewnie skoczyłam, rozbijając skrzydła. Tym razem udało mi się wzbić w powietrze i machać skrzydłami, przez co nie upadałam w śnieg, tak jak robiłam to przez ostatnią godzinę treningu. Udało mi się nawet zapikować i znów wzlecieć wyżej. Po następnych trzydziestu minutach umiałam już praktycznie wszystko, co powinnam umieć. 
 - Brawo! - Krzyknął Flash. - Teraz zejdź na ziemię. Z całą pewnością odkryjesz jakąś moc podczas polowania. 
Wylądowałam z gracją na miękkim puchu i uśmiechnęłam się przyjaźnie do wilka, po czym pokiwałam głową. Niedaleko nas znajdowały się dwa osobniki z gatunku jelenia wirgińskiego, więc były to szybkie i czujne zwierzęta. Samiec niedawno musiał zrzucić rogi, bo nie miał ich wcale, a samica była dość młoda, gdyż była jeszcze gdzieniegdzie pokryta białymi plamkami, które mają tylko młode jelonki. Białe fragmenty sierści z czasem zanikają, wówczas jeleń ma jednolity kolor. 
 - Mogę to zrobić sama? - Zapytałam, patrząc na mojego nauczyciela.
 - Dobrze, będę cię obserwował. - Odpowiedział i usiadł po drzewem, wlepiając we mnie swoje ślepia, a ja postanowiłam dać mu mały pokaz moich umiejętności, o które nie spytał. Mała, otwarta przestrzeń, pokryta śniegiem była moją sceną na której miało rozegrać się niezwykłe widowisko, którego główną atrakcją były moje moce. Wskoczyłam w krzewy będąc wilkiem z ogonem pantery śnieżnej, czyli pod moją normalną postacią. Przemieniłam się w zwykłego wilka i pognałam w stronę zwierzyny, wskakując w każdy krzew po drodze i robiąc to wszystko w miarę jak najciszej, momentami bezszelestnie.
Evening by LewKat
art by LewKat on dA
Ukradkiem podczas dłuższego odcinku biegu, spojrzałam na Flash'a, który przyglądał mi się ze zdziwieniem i silnie wytężał wzrok, aby mieć pewność, że to naprawdę jestem ja i zapewne miałby wątpliwości, gdyby nie mój niebieski, świecący język. Zwierzęta usłyszały szumy dobiegające z odległości pięćdziesięciu paru metrów i uniosły pyski, rozglądając się uważnie i z niepokojem wodząc wzrokiem dookoła.
 - *Żeby tylko nie zaczęły biec...* - Pomyślałam, czując, że to ten czas, kiedy moją optymistyczną duszę musi opanować powaga i to czas, by duchem stać się na ten moment dorosłą wilczycą, która pragnie upolować zwierzynę. Miałam już ciekawy plan na zakończenie mojego przedstawienia, które na razie spodobało się Flash'owi - pokazałam mu się w całej okazałości jako wilk, a nie tylko jako hybryda, którą byłam zazwyczaj. Ukryłam się za ostatnimi krzakami, które dzieliły mnie od drzewa, na którym miałam zamiar dokonać końcowej przemiany. Kiedy schroniłam się w nich, stając się niewidoczna dla Flash'a, stałam się śnieżną panterą i z gracją, jednym, mocnym susem wskoczyłam na drzewo, gdzie mogłam obserwować swoje niedoszłe ofiary bez obawy, że mnie zauważą.
Commission 3: Ivestro by EveryRoseHasThornz
art by EveryRoseHasThornz on dA
Jelenie zdążyły już powrócić do swojego poprzedniego zajęcia, jakim było grzebanie racicami oraz pyskiem w śniegu, poszukując jakiejś zdrowej i sycącej zieleniny, która stanowiła główne źródło ich pożywienia. Trawa znajdująca się pod śniegiem nie była jednak taka dobra w smaku i zdrowa jak ta, która rosła na wiecznie zielonych łąkach w starym świecie, który również te zwierzęta pozostawiły za sobą, przenosząc się wraz z wilkami z Watahy Krwawego Wzgórza na Ziemię Wojny. Nie znałam tamtego świata, ale umiałam go sobie bardzo dobrze wyobrazić dzięki opowiadaniom innych wilków. Za cel upatrzyłam sobie ani nie łanię, ani nie byka, tylko oba zwierzęta. Wiedziałam, że jestem w stanie zabić je za pomocą ogłuszającej fali, jeżeli tylko skupię się mocno. Zamknęłam oczy i wyłączyłam myśli, a jedynym słowem, jakie wypowiadałam, było polowanie. I stało się - fala dźwięku o minimalnym zasięgu rozniosła się, a ogłuszone zwierzęta padły na ziemię martwe. Atak na szczęście nie dotknął Flash'a, który obserwował wszystko z odległości przekraczającej dwieście metrów. Zaczął do mnie biec, gdy zobaczył, co się stało.

***

- Cloud, zaczekaj! - Krzyknął, kiedy zeskoczyłam z drzewa i zaczęłam odlatywać w nieznane mi dotąd strony, gdzie rozpościerały się piękne, malownicze góry, wyglądające tak zachęcająco, że nie byłam w stanie się im oprzeć i musiałam tam polecieć. Czułam, że to miejsce poruszy mnie na tyle, że odkryję tam nowe umiejętności, które we mnie drzemią i o których nikt nigdy nie miał pojęcia. - To było świetne!
 - Wiem! A teraz mnie złap! - Odkrzyknęłam mu z oddali, śmiejąc się przy tym.

< Flash? Co ty na to? ;3 >

Od Silence'a - C.D. Liesel ''Jedna z ostatnich lekcji, czyli nauka do przyszłego zawodu''


Walczyła mądrze, jednak popełniła jeden, podstawowy błąd. Znała swojego oponenta, a mimo to nie stosowała wyraźnie efektywnych ataków. Dotknąłem lian, które krępowały moje ruchy. Dotyk spowodował zamianę ich w lód. Jednym szarpnięciem rozłamałem skostniałe rośliny. Uśmiechnąłem się i zniknąłem. Wadera utworzyła dookoła siebie siatkę" z roślin. Skutecznie uniemożliwiła mi podejście do siebie. Jednak nie chciałem atakować z bliska, przynajmniej na razie. Podszedłem do wadery do tyłu, wiedziałem, że wie o mojej aktualnej pozycji. Dokładnie obserwowała wgłębienia pojawiające się w śniegu. W jednej sekundzie puściła w moją stronę kolejne pnącza. Nie przypuściła jednak, że potrafię budować lodowy pancerz. Pnącza oplotły moje łapy, po czym ześlizgnęły się z nich. Pędziłem wprost na moją uczennicę. Liesel zrobiła unik i cisnęła czymś na wzór gromu w mój bok krusząc przy tym prawie cały pancerz. Została mi resztka na łapie. Wadera ponownie utworzyła siatkę z pnączy. Znalazłem już na to sposób. Z resztek na łapach utworzyłem dwa sztylety i za ich pomocą przedarłem się przez zaporę. Podciąłem waderę i stanąłem nad nią. 
- Mam dla ciebie dobrą wiadomość. 
- Słucham? 
- Nie mogę powiedzieć, że jesteś zła. Walczyłaś z wilkiem doświadczonym, a mimo to twój styl walki sprawił mi sporo problemów. Gdybyś zniszczyła cały pancerz, wygrałabyś. 
- Serio? 
- Tak, jesteś bardzo dobra. Nie mogłem sobie wyobrazić lepszej uczennicy. I mam dla Ciebie dwie propozycje. 
- Zamieniam się w słuch. 
- Po pierwsze jeśli skończę wykonywać mój "obowiązek" mentora, a Ty staniesz się jeszcze lepsza niż jesteś teraz... to proszę, przyjdź do mnie i pokaż co potrafisz. Chcę zobaczyć pełnię Twoich możliwości. 
- Przemyślę to. - Odpowiedziała spokojnie, jak zwykle z kamienną twarzą. 
- A teraz, co powiesz na mały rewanż? 

< Liesel? >

Od Irand'a - C.D. Ayoko ''Historia mego dotarcia tutaj''


- Chcesz, abym Cię na chwilę z nimi zostawiła? - zapytała Ayoko. 
- Nie, nie trzeba. Zadam im tylko jedno pytanie, aby zorientować się w sytuacji i możemy iść dalej. - odparłem i zwróciłem się do szczeniaków. - Która z Was zamierza w przyszłości zostać kimś ze stanowisk broniących lub walczących albo jakimś w tym stylu?
- Ja! - wykrzyknęły wszystkie młode chórem, co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło.
- W takim razie czeka nas wiele wspólnych zajęć. - stwierdziłem i oddaliłem się razem z waderą.
- Najmniej pracy będziesz miał z Liesel, bo zarówno jej mentor, jak i matka zdążyli ją już dużo nauczyć.
- Mogłabyś mnie zaprowadzić do opiekunów ich wszystkich? - zapytałem.
- Jasne, ale musisz wiedzieć, że jedynie Liesel i Trick mają rodziców w tej watasze. I to w dodatku tylko po jednym.
- W takim razie muszą czuć się bardzo samotne. - stwierdziłem.
- Nie dopóki są pod czujną opieką wyznaczonym do tego celu członków stada. - zapewniła mnie wilczyca, kierując się na północny zachód.
- To dokąd mnie teraz prowadzisz? - zainteresowałem się. 

<Ayoko, trochę bark weny.>

Od Liesel - Jedna z ostatnich lekcji, czyli nauka do przyszłego zawodu


Dzisiejszego ranka matka znów wyrwała mnie z głębokiego snu, w którym to właśnie wspinałam się po ośnieżonych szczytach za kozica górską i oświadczyła:
-Za pół godziny ma Cię zabrać Silence na jedną z ostatnich lekcji, więc lepiej się pośpiesz.
Czym prędzej przetarłam, więc oczy, wyciągnęłam się i pognałam jak zawsze do pobliskiego strumyka, aby się trochę orzeźwić. Następnie szybko połknęłam śniadanie, tym razem składające się z białozora i małej miseczki mleka zmieszanego z miodem i wyszłam przed jaskinię, gdzie już czekał na mnie mój mentor.
- Gotowa? - zapytał na mój widok.
- Jak zawsze! - wykrzyknęłam, oblizując resztki biało-złotej cieczy, ściekającej mi po brodzie.
- To dobrze. Dzisiaj wybierzemy się do Zapomnianej Tundry, gdzie sprawdzę jak radzisz sobie z połączeniem tego, czego nauczył Cię do tej pory Diesel z umiejętnościami, które zdobyłaś u mnie.- oświadczył i ruszył żwawo na przód, a ja za nim.

***

Po niecałej godzinie drogi dotarliśmy na miejsce, gdzie basior zwrócił się do mnie:
-Rozmawiałem już z Diesel'em i wiem od niego, że potrafisz niezwykle dobrze posługiwać się naturą, ale w ogóle elektrycznością. Zgadza się?
- Chyba kryje się w tym ziarno przesady. - stwierdziłam, spuszczając lekko wzrok.
- Zaraz się to okaże. Na początek pokaż mi, czego do tej pory się od niego nauczyłaś.
Wykonałam, co kazał i czekałam na reakcję.
- Jesteś niezła, a teraz wykorzystaj to w walce ze mną. Oczywiście postaram się dostosować do Twoich rozmiarów i siły. - to mówiąc, zaczął krążyć powoli wokół mnie, powarkując co jakiś czas. Ja jednak tylko uważnie go obserwowałam i czekałam na odpowiedni moment do ataku. W końcu, gdy znalazł się dokładnie na przeciwko mnie, wysłałam w kierunku jego łap parę długich, wijących się, śliskich pnączy. Wilk jednak odskoczył i znalazł się poza ich zasięgiem. Spróbowałam, więc na chwilę odwrócić jego uwagę, udając, że coś stało mi się w bark, a kiedy zbliżył się do mnie, ponowiłam atak. Tym razem się udało, samiec bowiem zaplątał się w rośliny i runął jak długi. Czym prędzej rozkazałam im ściśnienie się i mocniejsze zaplatanie, aby nie dać mu szans na łatwe rozplątanie i odsunęłam się o kilka metrów.

<Silence?>

Od Silence'a - C.D. Patton'a ''Przedsionek piekła''


Dość szybko zeszliśmy z pola widzenia Pattona. Gdy tylko byłem pewny, że nas nie widzi doskoczyłem do młodego, złapałem go za gardło i przycisnąłem do ściany. 
- Nie pomagasz sobie wypytując nas o powód odejścia. Zawsze robiłeś problemy i teraz też zaczynasz?! Na cholerę wyskakiwałeś wcześniej! Przecież mówiłem Ci, że dam znak. 
- Oj tam... Mógłbyś mnie puścić? 
- Nie! Dopóki nie zrozumiesz swojego postępowania! 
- A co takiego niby zrobiłem?! 
- Zaczynasz irytować Betę watahy do której chciałeś dołączyć! Widzę po jego zachowaniu, że z wielką chęcią po prostu by ci przypierdolił. Jesteś jeszcze głupszy niż pamiętałem. 
- Jaskinia... 
- Co?! 
- Nad nami, na półce skalnej. Ale ma mieszkańców. Nie są to jednak wilki.
- Coś za dużo wiesz! 
- Zaklęcie działa, więc o co chodzi? 
- Mag... z tego co pamiętam byłeś wojownikiem, a nie magiem. 
- Myślisz, że spotkałem tylko was od tamtego dnia? A właśnie, wiesz może co z Wi...? - Przerwałem jego wypowiedź odcinając mu dostęp powietrza. 
- Nie wymawiaj jej imienia! 
- Uraz z przeszłości? - Wydusił wilk. Zaciskałem łapy na jego gardle coraz mocniej... i mocniej. Zapewne bym nie puścił... W jednej chwili poczułem uderzenie w bok po czym wylądowałem na śniegu. Mirror osunął się na ziemię ciężko łapiąc powietrze, a Patton przysiadł przy nim upewniając się, że nie zrobiłem mu nic złego. Po chwili podszedł do mnie i spojrzał na mnie karcąco. Nie musiał nic mówić, wiedziałem, że przegiąłem. - Na górze jest jaskinia, a w niej niedźwiedź. - Zwrócił się do Pattona . - Jeśli mi nie wierzysz mogę go wywabić i sam zobaczysz. 
Beta spojrzał na mnie, wydawał się niezdecydowany. 
- Można mu zaufać, proszę uwierz mi Pattonie. -Wydusiłem z siebie wstając. - Zajmij się tym niedźwiedziem Mir, my idziemy po ofiarę, a potem po nasze rzeczy. 
Po chwili byliśmy już przy martwym zwierzęciu . Stanęliśmy obok siebie i zarzuciliśmy zwierzę na grzbiety. Szybkim krokiem ruszyliśmy przed siebie, w kierunku znalezionej jaskini. W chwili gdy tam dotarliśmy, widzieliśmy końcówkę zmagań z niedźwiedziem. Otumanione zwierzę wyszło przed jaskinię. Była ona dość wysoko. Mir wyszedł za nim... ruszył lekko łapą, a zwierzak rzucił się w dól upadając na łeb. Dźwięk łamanych kości rozszedł się delikatnym echem, a biały puch zabarwiła czerwona ciecz. 
- Gdybym puścił go wolno mógłby tu wrócić. Miał tu swoje legowisko. - Wyjaśnił Mirror. Bez słów zostawiliśmy zwierzę przed wejściem do jaskini, a sami ruszyliśmy po nasze rzeczy. 

***

Byliśmy już w jaskini i kończyliśmy zbierać manatki, kiedy Patton podszedł do mnie. 
- Co zamierzasz zrobić z tamtym szczeniakiem? 
- Mir nie jest taki głupi. 
- Znam go około dwóch godzin, nie mogę tego stwierdzić. 
- Rozumiem, w każdym razie nie chcę żeby z nami lazł. Posiedzi z nami przez dwa dni, a jak skończy się mięso z polowania wskażemy mu drogę do watahy. Chciałbym pójść jeszcze dalej, nie wiem jak Ty.

< Patton? Brak pomysłu... >

Od Zain'a - Dziwne zdarzenie

Dziś przespałem cały dzień, obudziłem się w nocy. Tej nocy nie było pełni, była wczoraj. Ale stało się coś dziwnego.
- Zain! Zain! - Wołała przerażona Sheira.
- Co się stało? - Zapytałem.
- Spójrz, przemieniłam się nie chcąc tego, choć nie ma dziś pełni. Co mam zrobić? A co jeśli tak będzie każdej nocy? A może mi tak zostanie do końca życia i będę w tej postaci nawet w dzień?! - Krzyczała.
- Spokojnie, nic ci nie jest. - Chciałem ją uspokoić.
- Nie masz racji, ty się nie przemieniłeś! - Krzyczała trochę ciszej.
- Spokojnie, nie wiem jak działa na ciebie ta noc ale nie warto się denerwować.
- Masz rację. - Powiedziała Sheira.
- Co tu się dzieje? - Spytała Crystal.
- Crystal? Czemu ty nie śpisz? - Zapytałem.
- Nie da się spać jak wy tak krzyczycie... - Powiedziała.
- Ale...
- Słyszałam was - przerwała moją wypowiedź.
- Rozumiem... a możesz nam pomóc? 
- Jak Mam wam pomóc? - Zapytała Crystal.
- Przemieniłam się! - Krzyknęła przerażona moja partnerka
- Dziwne... rozumiem twoje przerażenie, niestety ja nie pomogę, Ale Demon byłby w stanie to wytłumaczyć, zgadzasz się? 
- Nie wiem...
- Dobrze, Zaraz go obudzę...
- C-co...? - Powiedział bardzo zaspany Demon. - Co tu się dzieje? - Zapytał.
- Nie wiemy, ale z Sheirą dzieje się coś dziwnego... - Powiedziała Crystal. Nagle Sheira zemdlała, gdy się obudziła jej oczy miały dziwny kolor, kolor morza...
- Sheira co się dzieje? - Zapytałem. Ona nie odpowiedziała, nagle podniosła się i pobiegła. Nie mogłem jej dogonić, szukałem jej. - Gdzie jesteśmy? - Zapytałem Crystal, jest tu z nas trzech najdłużej.
- Chyba znam to miejsce... Znalazłam tu Sheirę gdy byłyśmy jeszcze szczeniakami. Była mocno pokaleczona. - Czego może tu szukać...?
- Najprawdopodobniej pamiątki z watahy swojego pochodzenia. - Dodał Demon.
- Masz rację! Tylko co to może być...
Nagle znaleźliśmy ją, była w jaskini na Wiecznie Zimowych Szczytach. Miała na sobie błękitny naszyjnik. Nagle zaczęła opowiadać.
 - Gdy uciekałam z mojej watahy, zdołałam zabrać ze sobą jedyną pamiątkę, ale przez to wrogie wilki chciały mnie zabić. Widać, naszyjnik miał wielką wartość, nawet jeśli będę musiała, nie oddam go nikomu, będę od dziś nosić go zawsze. To naszyjnik mojej matki, podarowała mi go przed śmiercią.
Po tym znów upadła, przemieniła się. Ale jej nie poznałem, była... Inna, spokojna, nie była tak wesoła i nerwowa jak wcześniej.
- Chodź, musisz odpocząć. - Powiedziałem.
- Nie muszę, jestem pełna energii. - Odpowiedziała Sheira.
- Niczego nie pamiętasz? - Zapytałem.
- Co mam pamiętać? Spokojnie, wstałam dziś rano.
- Nieważne... chodź. - Odpowiedziałem.
- A więc wracajmy! - Wykrzyknął Demon.

***Kilka godzin później, gdy nadeszła noc***

- Zain, muszę ci coś wyznać... - Powiedziała.
- Mów.
- Dopóki nie powiedziałam tego nikomu czułam się nieswojo, teraz już mi lepiej. Dziękuję ci. - Powiedziała, po czym pocałowała mnie.
- Nie ma za... - Odpowiedziałem, ale nie zdołałem dokończyć.
- Jest za co... - Powiedziała. Po tym poszliśmy spać obok siebie.

niedziela, 26 lipca 2015

Od Crystal - Pełnia

Podczas pięknej pełni wyszliśmy z jaskini i całą gromadką zaczęliśmy wyć. Cudowna pieśń niosąca radość i szczęście unosiła się w powietrzu niczym chmura radości. Ta pieśń płynęła po niebie zarażając inne wilki śpiewem. Po chwili wszyscy zaczęli wyć. Melodia unosiła się w powietrzu przepełniając całą watahę radością i szczęściem. Wszyscy wyli wspaniale, a głosy dobywały się nie z płuc ani krtani, tylko prosto z serca. Wszystkie głosy łączyły się i stanowiły jedność i melodię przyjemną dla ucha. Część wilków śpiewała żałobnie i nieszczęśliwie, ale gdy głosy się połączyły powstała wspaniała muzyka. Piękny, srebrny, okrągły księżyc oświetlał całą dolinę pięknym szaro-błękitnym delikatnym światłem. Niektóre wilki wyły w samotności, ale wątpię, żeby był jakikolwiek wilk który nie wył. Takiej pięknej nocy nie dało się przegapić. Wspaniała, ciemna dolina okalana nikłym księżycowym światłem aż prosiła o spacer i uwagę. Wszystkie wilki wyły do wielkiej srebrnej tarczy. Ta noc była cudowna. Światło księżyca oślepiało i przeszkadzało we śnie. Żaden z wilków nie spał. Po śpiewie i wsłuchiwaniu się w piękną wilczą pieśń, poszłam z Demonem o świcie na spacer. Po drodze rozmawialiśmy o różnych rzeczach.

<Demonie, dokończ>

Od Patton'a - C.D. Makki ''Mroźne szczyty''


Uśmiechnąłem się do partnerki, która wtuliła się w moją sierść, przymykając lekko powieki i zasłaniając nimi swoje piękne, szmaragdowe oczy. Zastanawiałem się, co ciekawego przyniesie jutro i czy odnajdziemy coś ciekawego. Zawsze myślałem, że tereny Ziemi Wojny składają się tylko z terenów watah, jednak wiele terytoriów było niezależnych i nikt się nimi nie interesował - to była idealna okazja dla nas.
 - Jutro musimy odnaleźć nowy teren. Nie wiem... Jezioro, wodospad, cokolwiek. - Rzekłem.
 - Musisz mieć siłę na szukanie. Lepiej wracajmy. - Odparła Makka i wstała.
 - Mhm, chodźmy. - Powiedziałem i również wykonałem tę czynność, dodatkowo chowając skrzydła pod skórę. Truchtem ruszyliśmy w stronę jaskini, gdzie Nina rzekomo spała.
 - Gdzie byliście? - Zapytała śpiąco, gdy oboje przekroczyliśmy próg jaskini.
 - Chcieliśmy powyć trochę do księżyca. - Odrzekła Makka i ułożyła się na jednej ze skór.
 - Aha, rozumiem. - Rzekła Nina. - Dobranoc.
 - Mhm, dobranoc. - Powiedziałem i położyłem się na moim kawałku skóry. Zastanawiałem się przed zaśnięciem, kiedy natrafimy na teren którejś z watah i nawet nie spostrzegłem, kiedy otuliła mnie senność i zmęczenie. Miałem sen o tym, jak na swoich wielkich skrzydłach wzlatuję na najwyższy szczyt w piekle i zasiadam obok Lucyfera, zdobywając tytuł Namiestnika Piekieł oraz wielkie wojsko, o którym ziemskie watahy mogą tylko pomarzyć. Wtedy mógłbym poprowadzić Watahę Krwawego Wzgórza do zwycięstwa. Zasnąłem się ostatni, a obudziłem pierwszy i od razu pomyślałem, że gdy tylko zakończy się nasza wyprawa, będę musiał odstąpić od moich zasad i zacząć oszukiwać w tej grze, a także wyciągać lepsze karty, pozbawiając życia kolejne wilki starające się o ten tytuł i przywileje.
 - O czym tak rozmyślasz? - Zapytała Nina, uważnie mi się przyglądając.
 - O niczym ważnym. - Uciąłem.
 - Czemu mi nie ufasz?
 - Mam swoje powody. - Powiedziałem i ruszyłem w stronę wyjścia z zamiarem sprawdzenia pogody na dzisiejszy dzień. - Powinnaś to zrozumieć.
 - Mhm. - Odparła nieco obrażona. Przecież nie mogę jej mówić wszystkiego, nawet się dobrze nie znamy, a ona myśli, że może sobie tak po prostu ingerować w moje życie i będę jej mówił wszystko? Taki przywilej miała, ma i mieć będzie jedynie Makka, która właśnie w tamtej chwili obudziła się.

< Nina? Brak pomysłu. >

sobota, 25 lipca 2015

Od Makki - C.D. Niny ''Mroźne szczyty''


W tamtej chwili nie mogłam uwierzyć w swoje nieszczęście. Tuż przed wejściem do jaskini złapało mnie coś podobnego do yeti, tylko nieco mniej przypominające człowieka. Wydałam z siebie pisk i próbowałam się wyrwać, jednak wówczas kreatura zaciskała swoje szczęki jeszcze mocniej, a ja czułam, jak powoli miażdży moje kości, pastwiąc się nade mną. W tamtej chwili nie umiałam użyć żadnej mocy, gdyż byłam na to za słaba - stwór czerpał ze mnie energię poprzez kontakt z moim ciałem.
 - Makka! - Usłyszałam wrzask i po chwili zauważyłam mojego partnera, z obnażonymi kłami, latającego nade mną i zarazem nad śnieżnym stworem.
 - Użyj... użyj jakiejś mocy ognia! - Krzyknęłam, mówiąc Patton'owi co ma robić i odzyskując na chwilę zdrowy rozsądek, który utraciłam podczas doznania szoku. Patton wykonał moją prośbę, a właściwie polecenie i wystrzelił ognistą kulę prosto w oko giganta, wypalając mu oko. Ten puścił mnie, a ja z piskiem upadłam w śnieg. Patton zaczął atakować go mocami ognia i w końcu powalił giganta, podczas gdy ja zdążyłam już zajść do jaskini, gdzie czekała Nina, która nie mogła w żaden sposób pomóc, nie mając mocy tak silnych i efektywnie działających na tego potwora.
 - Patton o ciebie dba. - Powiedziała. - To ciekawe, przecież jest...
 - Nie szufladkuj go. - Poleciłam i odwróciłam się w stronę wejścia, aby sprawdzić, czy już idzie. - I nie interesuj się tak jego życiem prywatnym, to sprawa jego i moja.
 - Dobrze, uspokój się. Czyżbyś była zazdrosna?
 - Nie, nie mam o co. Ostrzegam cię tylko. Mnie nic nigdy nie zrobi, bo mi ufa i wie, że nikomu nie wyjawię jego sekretu, ale ty musisz zdobyć zaufanie jego oraz moje. Powodzenia.
W tej chwili do jaskini wszedł Patton, a jego oczy płonęły niebieskim kolorem.
 - Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Nie był zbyt silny, ale to nie zmienia faktu, że stanowił spore zagrożenie. - Powiedział, siadając na ziemi. Jego oczy znów stały się pomarańczowe.
 - Bohater z ciebie. - Mruknęła Nina.
 - Miałaś już szansę się wykazać. - Rzekł. Nie wiedziałam o czym mówili i chyba wolałam nie wiedzieć. Zapewne Nina w jakiś sposób pomogła Patt'owi i wówczas odkryła również jego sekret, który, jak się niedługo okazało, zna również Silence. - Poza tym, to normalne, że partner ratuje swoją ukochaną i chce jej zaimponować.
 - Nie musisz mi imponować, robisz to zawsze. - Odparłam i pocałowałam go lekko w policzek. - Ale z tym ratowaniem to już inna sprawa... - Zaśmiałam się.
 - Chodźmy już spać, późno się robi. - Rzekła Nina i położyła się. - Dobranoc.
 - Miłych snów. - Odparłam i uśmiechnęłam się do partnera, który z mojego spojrzenia wyczytał wszystko, co miałam mu do przekazania. Położyliśmy się, a kiedy uznaliśmy, że Nina zasnęła, wyszliśmy z jaskini przewietrzyć się. Po burzy śnieżnej wszędzie było mnóstwo śniegu, nawet truchło mojego niedoszłego oprawcy było niemalże całkiem zasypane. Usiedliśmy na niewielkim pagórku, z którego dobrze było widać okolicę.
 - Mówiłem już, że nienawidzę zimy? - Zapytał.
 - Ale właściwie dlaczego? Chyba nie z powodu klimatu?
 - Po części... Ale głównie dlatego, że słabo widać księżyc.
 - Po burzy śnieżnej niebo jest takie czyste, nie ma ani jednej chmurki.
 - Nie można przegapić takiej okazji. - Rzekł i zabrał się do wycia, a ja dołączyłam do niego. Patton według mnie miał przepiękny głos, niczym anioł. Miałam wrażenie, że nie pozostawałam mu dłużna. Wspólne wycie zbliżało nas i praktycznie za każdym razem kończyło się namiętnym pocałunkiem - i tym razem nie zapomnieliśmy o naszej tradycji.
 - Kocham cię. - Szepnęłam mu do ucha.
 - Ja ciebie też. - Odpowiedział i pocałował mnie prosto w czoło, po czym otulił swoimi czarnymi jak smoła skrzydłami. - Pamiętaj, ze mną zawsze będziesz bezpieczna.
 - Uwielbiam, kiedy to mówisz...

< Patton? >

Od Ayoko - C.D. Irand'a ''Historia mego dotarcia tutaj''


Cieszyłam się na wieść o tym, ze mamy nowego nauczyciela, gdyż z powodu braku wilków zajmujących takowe stanowiska, większość obowiązków spadała na mnie, Gustawa bądź mentorów szczeniąt, którzy również nie zawsze mieli czas na zajmowanie się szczeniętami i uczenie ich wszystkiego. Nabrałam chęci na oprowadzenie go po Słonecznej Polanie, gdzie szczenięta brały lekcje i bawiły się.
 - Za jakąś godzinę powinny zacząć zbierać się szczeniaki, czyli idealnie, bo droga w tamto miejsce chwilę zajmuje. - Powiedziałam.
 - Mhm. Chodźmy. - Odparł i podążył za mną, podczas gdy ja byłam już kilka metrów od niego i truchtałam spokojnie, rozkoszując się pięknem mojej ulubionej pory roku, zimy. W zasadzie, nie była zima, tylko lato, ale panowała zima z powodu anomalii pogodowych. Droga do wyznaczonego przeze mnie celu przebiegała w ciszy, zapewne z tego względu, że wilk miał za sobą wywiad u Star.
 - Pytała cię o historię? - Zapytałam.
 - Nie. - Odpowiedział wilk zdziwiony. - A co?
 - To znaczy, że jeszcze się z nią spotkasz i to w najbliższym czasie. Może była zajęta i miała coś ważnego do załatwienia...? Zazwyczaj wszystkich pyta również o to.
 - Cóż, chyba mi się upiekło.
 - Nie liczyłabym na to. Chociaż, może wspominałeś coś o twoim celu dołączenia do watahy?
 - Tak, mówiłem. - Powiedział.
 - Ach, więc wszystko jasne. - Uśmiechnęłam się. - Nie mam więcej pytań. Jesteśmy na miejscu. To Słoneczna Polana, lepiej prezentuje się bez tej śnieżnej pokrywy. A to szczeniaki!
W tym momencie podbiegła do nas czwórka uroczych, puszystych kulek.
 - Kto to? - Pytały zaciekawione, młode wilki.
 - Wasz nowy nauczyciel walki, Irand. - Odpowiedziałam. - Pozwólcie, że was przedstawię. - Rzekłam i zwróciłam się do Irand'a, kolejno wskazując szczenięta. - To Liesel, która ma 9 miesięcy; Cloud, która ma 3 miesiące; Trick, będąca w tym samym wieku oraz Nani, kolejna wilczyca mająca 3 miesiące. 
 - Miło mi was poznać. - Powiedział mój towarzysz.

< Irand? >

Mamy w watasze nową parę!

Sheira i Zain są parą!
~
Para w watasze: 5
Właściciele wilkówSheira / Sheira
Ilość wspólnych opowiadań: 2
Status związku: Para
Planowana data ślubu: Brak
~
Gratulacje na nowej drodze życia!
autor nieznany