środa, 31 maja 2017

Od Moon'a - C.D. Kristin "Jak tu dotarłam?"


Przechadzałem się razem z moim dziadkiem a zarazem mistrzem, Jason'em i poznawaliśmy wilki w Klanie. Wiedziałem już o nich wiele. W zasadzie moja rodzina stanowiła nieco ponad połowę Klanu, tylko kilka wilków było spoza jego terenów. Dziadek powiedział mi, że w Viridi Agmen mieszkają tylko cztery wilki, które nie należą do mojej rodziny i których nie znałem. Najpierw odwiedziliśmy Savior'a, czyli wilka, który odebrał nasz poród. Był on również Alfą Klanu.
Kolejnymi wilkami, które poznałam były Inez i Roxette, czyli dwie dosyć nowe w Viridi Agmen wilczyce, nie posiadające żadnych rodzin i w sumie nie wyróżniające się niczym szczególnym. Bardzo je polubiłem, chociaż wydawało mi się, że raczej nie będziemy mieć za dużo wspólnego poza wspólnym Klanem. Dziadek uczył mnie, że mam dwie rodziny. Pierwszą jest moja biologiczna rodzina, czyli Castiel i Celty, Tomoe, Jason i Alexis; a także drugą Klanową, czyli cała reszta wilków. Została jeszcze jedna wilczyca, która dołączyła podobno dosłownie chwilę temu. Zastanawiałem się, skąd dziadek otrzymał informację o nowej członkini.
 - Dziadku, a skąd wiesz, że nowy wilk dołączył do Klanu? - Zapytałem.
 - A słyszałeś wycie Savior'a? - Odpowiedział, na co pokiwałem głową. - Tak więc, poinformował mnie tym o nowej członkini, jaką jest Kristin, tęczowa wadera.
 - Tęczowa? - Spytałem, widząc na swojej drodze właśnie taką wilczycę. Kiedy nas zobaczyła, podeszła do nas z uśmiechem i przywitała się, a my odpowiedzieliśmy tym samym. Uznała, że jestem uroczy, co mnie trochę zezłościło, bo nie lubię jak wilki mi tak mówią. Mimo wszystko, po minucie rozmowy już polubiłem Kristin. 
 - Jesteś tu nowa? - Zapytałem.
 - Tak, dołączyłam bardzo niedawno - Odpowiedziała. - Niewiele mi wiadomo o tutejszym Klanie.
 - Możemy ci nieco opowiedzieć - Uśmiechnąłem się. - Sam niedawno go poznałem.
 - Jestem za, dowiemy się czego się nauczyłeś.
 - Tak więc, mój dziadek jest Betą razem ze swoją partnerką, Alexis. Ich syn, czyli Castiel i Celty również są parą i piastują stanowiska stróżujące i dotyczące opieki nad szczeniętami. W Klanie jest jeszcze jedno szczenię, Tomoe, a także dwie inne wilczyce. Savior'a, Alfę pewnie znasz.
 - Dziękuję za opis wilków z Klanu - Zaśmiała się Kristin i poczochrała mnie po głowie. Podziękowaliśmy jej za miłą rozmowę i ruszyliśmy dalej, pozostawiając waderę na polanie.

< Kristin? >

Od Arcun'a - Czy to koniec?

Po tragicznej nocy nie potrafiłem dojść do siebie. Czemu? Czemu tam nie zostałem?! Obroniłbym ją! To tylko moja wina. A co teraz? Do kogo pójdę gdy będę w rozsypce? Kto mnie pocieszy nawet w środku nocy? Kto zostanie matką moich dzieci? Nie dowierzałem. Chciałem skończyć ze sobą. Nie miałem po co i dla kogo żyć. Tylko ona mnie rozumiała. A ten wieczór? Miałem ochotę po prostu iść na najwyższą skałę i skoczyć. Zakończyć tą męczarnię. Chciałem być z nią, w niebie. Przynajmniej razem. Jednak ona kazała ułożyć mi życie. Stwierdziła, że jestem młody, mam przed sobą całe życie. Ale ja chciałem wszystkie wspomnienia wiązać z nią! Być z nią na co dzień. Witać z rana. Mieć dzieci, wnuki. Całować codziennie. Usiadłem w kącie i zacząłem płakać. Nie zorientowałem się nawet kiedy Avalanche i inne wilki przyszły do mnie. Słyszałam przeróżne słowa pocieszenia typu: 
- Dasz radę!, 
- Jesteśmy z Tobą, 
- Nie poddawaj się. 
Jednak już się poddałem. 
- Arcunie, chcemy złożyć Ci kondolencje - Powiedziała Avalanche, na co ja westchnąłem.
- Nikt nie zastąpi mi Last - Płakałem. - Nie ma drugiej takiej samicy. Kochałem ją - Żaliłem się.
- Staramy się zrozumieć Ciebie.
- To nie jest możliwe - Szeptałem. - A... Będzie jakaś uroczystość pogrzebowa?
- Nie jestem pewna - Usłyszałem.
Czułem pustkę. Czułem, że zaraz zemdleję. Runę jak długi. Jedynym moim pragnieniem było umrzeć. Nie potrafiłem ułożyć sobie życia bez kochanej Last. Nie widziałem innego wyjścia. Czułem, że nigdy nie dojdę do siebie.

***

Dnie spędziłem w jaskini wypłakując sobie oczy. W końcu nadszedł dzień ostateczny. Wszedłem na wysoki klif. Z prawej i lewej plaża. Z przodu kamienie. O tak. Bez zastanowienia wziąłem rozbieg. Nagle pojawiła się Hope. 
- Nie rób tego - Szepnęła. - Ułóż sobie życie!
- Wybacz, nie potrafię - Przepraszałem ją nie zatrzymując się. 
- NIE RÓB TEGO!
- Chcę być z Tobą. Tylko - Płakałem.
Skoczyłem. Zamknąłem oczy. Ostatnie co usłyszałem to donośny krzyk Last. Gdy otworzyłem oczy ujrzałem światło. 
- Wracasz na ziemię. Niebo to nie miejsce dla Ciebie! - Słyszałem szepty.
Zamknąłem ponownie oczy. Gdy otworzyłem ponownie ujrzałem waderę. Leżałem na plaży. Łudziłem się, że to Last. Ale jednak nie.

<Wadera jakaś zaadoptuje Arcuna?>

Last Hope odchodzi!

Imię: Last Hope
Klan: Fortis Corde
Stanowisko: Goniąca
Partner/ka: Już prawie był to Arcun, jednak nie było im dane być razem...
Kontakt| Howrse: BlueCheese |
Powód odejścia: Zabita przez Silent Fear'a z Klanu Cecidisti Stellae.
PEŁNY PROFIL

Last Hope była złotą wilczycą o wspaniałym sercu i niesamowitym talencie do polowania. W Fortis Corde posiadała jednego znajomego, a zarazem niedoszłego partnera, Arcuna, któremu składamy najszczersze kondolencje. Hope zawsze będzie wśród nas.

Od Last Hope - C.D. Arcun'a "Cień wątpliwości"


Zanim Silent Fear zadał mi ostateczny cios, a właściwie zanim nie dobił mnie jedną ze swoich mocy, ledwie świadoma tego, że jeszcze żyję, powiedziałam Silent'owi, że chciałabym się jeszcze ostatni raz zobaczyć z Arcun'em. Nie wiedziałam ile będzie trwać moje życie jako duch, ale ponieważ był już ranek, liczyłam, że za chwilkę mnie odwiedzi. Gdyby wtedy ze mną został... albo mój oprawca zebrałby dwie ofiary, albo nie miałby tamtego wieczora nic do roboty  nie zabiłby nikogo. Niestety jednak, nie dawałam mu żadnych znaków, że ma zostać, więc wrócił do siebie. Będąc już martwa, nie mogłam nic z tym zrobić. Arcun, mój ukochany podszedł do mnie i nie wiedząc, że jestem duchem, zapytał się mnie o odpowiedź na jego pytanie, chociaż szczerze mówiąc wydawało mi się, że pocałunek jest dostateczną odpowiedzią... Jak widać myliłam się, a teraz było już za późno, by zrobić cokolwiek.
 - Niestety - Zaczęłam. - Ktoś nam przeszkodził.
 - O czym ty mówisz? - Zapytał, wyraźnie zmartwiony i zaskoczony.
 - Wczoraj w nocy, kiedy poszedłeś, przyszedł do mnie wilk z Klanu Cecidisti Stellae z zamiarem uśmiercenia mnie - Oznajmiłam. Chciałam płakać, jednak jako duch nie byłam do tego zdolna.
 - Ale przecież żyjesz, stoisz przede mną... - Mówił złamanym głosem.
 - Jako duch - Ucięłam, równie drżącym tonem. Cun spróbował mnie przytulić, jednak jego łapy przeszły przez moje ciało. - Przykro mi Arcun.
 - Na pewno jest jakiś sposób! - Krzyknął, a w jego oczach pojawiły się łzy. - To nie może się tak skończyć, rozumiesz?!
 - To już koniec - Odpowiedziałam, próbując zachować spokój. - Mnie już nie ma, kochanie... Teraz istnieję już tylko w twojej pamięci. Jesteś jeszcze bardzo młody, ułożysz sobie przyszłość na nowo. Ale pamiętaj o mnie.
Arcun nie potrafił mi nawet odpowiedzieć. Był w szoku. Czując, że powoli się rozpływam, szepnęłam jeszcze:
 - Kocham cię...
I rozpłynęłam się w powietrzu już na zawsze.

Od Silent Fear'a - C.D. Last Hope "Zabawę czas zacząć"


Poczułem się naprawdę bosko, kiedy zobaczyłem, jak Last Hope ucieka w popłochu w stronę wyjścia, a następnie wybiega z jaskini wpadając prosto z drugą z moich pułapek. Mgła nie była pozostawiona przed jej jaskinią jedynie w celach zasłony dymnej, ale również na wypadek, gdyby udało mi się wypuścić moją malutką ofiarę. To oznaczało prawdziwą zabawę w chowanego, a ja uwielbiałem się bawić, więc gdy tylko minął czas, który pozwalał waderze na pomyślenie sobie, że może odpuściłem, wskoczyłem radośnie we mgłę i skakałem jak puchaty, różowy jednorożec pośród chmur z waty cukrowej wyobrażając sobie scenę jej śmierci.
Wodząc we mgle, czułem jej oddech. Powietrze było brane łapczywie i nierównomiernie, starała się go brać jak najwięcej z każdym oddechem, tak jakby miał to być jej ostatni. Skubana przyjęła bardzo dobrą taktykę, bo faktycznie, któryś kiedyś będzie ostatnim. Robiła jednak przy oddychaniu kategoryczny błąd, gdyż wdychała wszystkie chemikalia w niej zawarte. Pewnie już wypalały ją od środka, ale była zbyt zszokowana i przerażona, aby to czuć. Nie chciałem jednak, aby umarła przez moją mgłę, miałem na jej śmierć ciekawszy plan. Już tak dawno tego nie robiłem, na samą myśl miałem ochotę zatańczyć. Wyobrażanie sobie tego, jak wpuszczam w nią soki trawienne i zostaje z niej tylko mokra plamka było bardzo podniecające. Nie mogłem się doczekać.
Byłem odporny na swoją moc i dobrze przygotowany. Światło i poświata emanujące z moich oczu i ciała było dla mnie latarką, zaś dzięki w miarę odpornemu organizmowi nie musiałem martwić się, że chemikalia coś mi zrobią. Poza tym, generalnie nie umiałem zrobić sobie krzywdy używając własnej mocy, co było zdecydowanie bardzo dobre, ponieważ sytuacja taka jak ta nie była pierwszą tego  typu, już wilka wilków w ten sposób zabiłem.
Wydawało mi się, że przez chemikalia powoli przedziera się wyraźna woń wadery i starałem się za nią iść. Choć węchu nie miałem wybitnego, każdy głupi byłby w stanie określić mniej więcej jej położenie. Biegała powoli po całym terenie, wyraźnie zagubiona, na co wskazywała chaotyczność jej trasy, która była naprawdę ogromna. Musiała się bardzo, bardzo bać... Przykre.
 - Nie chowaj się gwiazdeczko, już i tak jesteś moja! - Krzyknąłem i od razu zacząłem węszyć. Analizując to, w jakiej linii znajdowały się ślady jej zapachu, można było spokojnie wywnioskować, że chyba już nawet nie patrzyła dokąd biegła, patrzyła tylko za siebie. Błąd. kategoryczny błąd. Słyszałem jej kroki, czułem, że za chwilę tutaj będzie. Wypuściłem więc moje wspaniałe pnącza, które pokazywałem jej na początku naszej małej przygody. Skłamałem wtedy, kiedy mówiłem, że to tylko demonstracja. Od początku planowałem użyć właśnie tych mrocznych cierni, aby położyć kres wesołemu życiu Last Hope.
Rozłożyłem pnącza w taki sposób, aby wadera mogła nadziać się na któreś z nich, biegnąc jak oszalała przed siebie. Okazało się to dobrą taktyką. Patrzyłem przed siebie, a ciernie były rozłożone tak, że nieważne z której strony by nadbiegła, ucierpiałaby, nabijając się lekko na któreś z nich. A jeśli jeden poczuje bodziec dotyku, wszystkie owijają się wokół źródła bodźca, czyli mojej ofiary. Nie widziałem tego, jak umiera, gdyż przybiegła z tyłu i właśnie tam moje ciernie ją wykańczały. Słyszałem tylko jej syki. Jęki. Płacz. Zawsze zastanawiałem się, jak to jest rozpuszczać się od środka. Kiedy nie miała już możliwości poruszania się, puściłem ją na sekundkę i odwróciłem się. Wilczyca straciła całą barwę w oku, pluła krwią i wymiocinami, miała drgawki na całym ciele. Mmmmm...
 - Masz jakieś ostatnie życzenie? - Zapytałem, nie wyrażając żadnych emocji. 
 - Pozwolisz mi jako duch zobaczyć się ostatni raz z Arcun'em - Wydukała. Wypowiedzenie tych kilku słów zajęło jej więcej, niż minutę. Skinąłem głową.
 - Dobranoc Last Hope - Uśmiechnąłem się i dokończyłem dzieła radioaktywną wodą. Z wilczycy nie pozostało nic więcej, niż kałuża kwasu i jakieś resztki. Nie było to nawet warte sprzątania, dlatego po prostu wróciłem na tereny Cecidisti Stellae, wesoło pogwizdując.

Od Clive'a - C.D. Estranged "Lodowa kraina"


— Clive, mam pytanie — rzekła. Zwróciłem na nią swoją uwagę. — Gdybyś mógł władać jakimś Klanem, jak go sobie wyobrażasz? Jak byś rządził? Widzisz się w ogóle w roli Alfy?
Pytanie wilczycy wywołało u mnie mieszane uczucia. Było trudno, ale jeszcze trudniejsza wydawała się być odpowiedź. Zatrzymałem się, a ona również to uczyniła.
— Nie wiem — odparłem. 
Nie mogłem, o tym wiedziałem z góry. 
— Zastanów się dobrze, Clive — naciskała wadera, skubiąc nerwowo wargę. Widać było, że bardzo zależy jej na odpowiedzi. 
— Estranged. — Pierwszy raz zwróciłem się do niej po imieniu i było to zdecydowanie dziwne uczucie. — Daj mi czas, proszę.
Wilczyca zarumieniła się, po czym skinęła głową. 
Podczas zwiedzana oboje stwierdziliśmy, że nie ma sensu kontynuować wędrówki pod górę, ze względu na moją łapę. Ruszyliśmy doliną, aż dotarliśmy do lasu zwanego, Lasem Lodowych Igieł. Wchodząc w głąb, równocześnie wkraczało się w inny świat, jakby odcięty od rzeczywistego. Panowała tu przerażająca cisza, nie można było w ogóle wyłapać w pobliżu żadnych dźwięków, a także ciemność, tworząca swoistą, tajemniczą atmosferę, która od razu mi się spodobała. 
— Dziwnie się tutaj czuję — powiedziała cicho Estranged, rozglądając się uważnie w koło. Zupełnie jakby spodziewała się ataku z czyjeś strony. 
— Nie rozumiem twojego niepokoju, mnie tu się bardzo podoba — Wygiąłem usta w rozmarzonym, niezbyt trzeźwym uśmiechu.
Wyłapałem po chwili spojrzenie, była przerażona tym co zobaczyła na moim obliczu. 
Zdarzało mi się czasem odlatywać, a moja natura przejmowała nade mną kontrolę. Tak było tym razem. Musiałem to jakoś wyprostować. Chciałem coś powiedzieć, ale z mojego gardła nie wydostały się żadne słowa. 
— Ciekawe, bardzo ciekawe — Usłyszałem czyjś głos.

< Estranged? >

Od Arcun'a - Cień wątpliwości

Całe to zdarzenie dało mi do myślenia. Hope również coś do mnie czuje. Stałem przed jej jaskinią. Nie chciałem nalegać. Pozostawiłem ją i wróciłem do siebie.

***

Miałem okropny sen.... Po prostu, Hope odrzuciła mnie. Nie wiedziałem gdzie się podziać. Chciałem skończyć swoje życie, jednak Last mnie wyprzedziła. Nie rozumiałem niczego. Ona? Z jakiego powodu?... Obudziłem się przerażony, że samica, którą naprawdę kocham odeszła. Pobiegłem do jej jaskini. Na szczęście była tu. Również nie spała. Przytuliłem ją.
- Jak dobrze, że jesteś - Szepnęła. 
- A co się stało? - Zapytałem.
- Miałam straszny sen...
- Ja też - Powiedziałem i wziąłem ją za łapę. - Myślałem, że odeszłaś...
- Nie zrobiłabym tego - Obiecała. - Mam przecież dla kogo żyć. 
- Nie zasnę - Mruknąłem.
Wadera pokiwała głową. Patrzyliśmy sobie w oczy. Miałem wrażenie, że chce abym ją przytulił ponownie. Jednak zamiast tego, pocałowałem ją. Trochę mocniej niż ona mnie wcześniej. Zamurowana spojrzała na mnie.
- Nie myśl, że sobie odpuszczę... - Szepnąłem do niej. 
- Wiem, że tego nie zrobisz - Zaśmiała się delikatnie. 
Trąciłem ją nosem. 
- Mam już wrócić do siebie? - Zagadnąłem po chwili.
- A chcesz?
- Nie, chciałbym zostać tu z Tobą. I tak rozmawiać - Uśmiechałem się. - Jednak chyba pójdę. Chyba, że zdecydowałaś...
Hope przymknęła oczy. Po chwili otworzyła je i powiedziała:
- Powiem Ci jutro - Stwierdziła. - Znaczy... rano.
- Okay - Zgodziłem się.

***

Było już południe. Wahałem się, czy iść do Last, czy nie. Jednak wyprzedziła mnie i przyszła do mnie. 
- Last Hope...
- Cześć Arcun - Powitała mnie.
- I...jak? - Dopytywałem.

<Last? >

Od Last Hope - C.D. Silent Fear'a "Zabawę czas zacząć"


Byłam pewna, że to już mój koniec i to uczucie bardzo mnie załamywało, odbierało wolę walki. Zyskałam miłość i już będę musiała zostawić ją samą. Zyskałam Klan i przyjaciół i już będę musiała opuścić ich szeregi. Ta jaskinia, ta Rzeka, to miejsce, te tereny - to wszystko było jakie magiczne, a jakiś wilk nagle bezpodstawnie postanowił mi to odebrać wraz z życiem. Choć byłam zdruzgotana, widziałam jeszcze ten promyczek nadziei prześwitujący przez gęstą mgłę na dworze, która pewnie była sprawką mojego przeciwnika. Była ona gęsta i nic nie widziałam, jednak wiedziałam, że nawet jeśli pobiegnę przez nią na oślep, to w końcu znajdę kryjówkę. Gdyby tylko dało się wyjść z jaskini... Niestety, mój przeciwnik pilnował wejścia, mało tego - szykował się do ataku, więc zaczęłam gorączkowo szukać mocy, która mogłaby mieć na niego jakikolwiek efekt. Z tego, co zdążyłam zauważyć, jego żywiołami były Woda i Mrok, zaś moimi Ziemia i Lód, więc miałam marne szanse na zrobienie czegoś, co by mnie uratowało. Wilk przybrał pozycję do ataku, a ja zrobiłam to samo i skoczyliśmy sobie do gardeł po krótkiej wymianie zdeterminowanych spojrzeń.
Nastąpiła szarpanina i krótka wymiana ciosów. Już wtedy mogłam się zorientować, że mój przeciwnik jest o wiele silniejszy i raczej na pewno nie mam z nim szans, jednak to mnie nie powstrzymywało. Chciałam wygrać tę walkę, bo wiedziałam, że mam dla kogo żyć. Starałam się chuchnąć na przeciwnika swoim Lodowym Oddechem, jednak za każdym razem, gdy nabierałam powietrza do ust, mój przeciwnik wymierzał mi cios w pysk. Aby mój oddech był lodowy, musiałam się skoncentrować i takie przerywanie było skuteczne w uniemożliwieniu mi obrony. Zastanawiałam się jednak, skąd on wie jakie mam moce. Najpewniej skoro był w stanie wkraść się do mojego snu i narobić tam bałaganu, wkradł się też do mojego umysłu czy historii i wie już o mnie wszystko. Byłam prawie pewna, że to właśnie stąd znał moje imię.
Podczas szarpania się i próby wywrócenia drugiego wilka, podkurczyłam przednie łapy i odbiłam się od jego brzucha, po czym trafiłam pod ścianę swojej jaskini. Spojrzał na mnie groźnym wzrokiem i wykonał kolejny ruch. Radioaktywna ciecz powędrowała w moją stronę z dużą prędkością, jednak udało mi się jej uniknąć, tworząc Lodową Ścianę. Wiedziałam, że zamknięcie się za nią nie było dobrym pomysłem, okazałam się tchórzem, ale wtedy się tym nie przejmowałam. Chciałam po prostu przeżyć, nieważne czy honorowo, czy nie. Po prostu żyć. 
Niestety wilk użył mocy, której się nie spodziewałam. Choć go nie widziałam, byłam pewna, co zrobi. Przewidziałam to, jaką ma moc. Zamienił się w cień i pod tą postacią bez problemu przedostał się przez moją zaporę. Zanim zdążył się zmaterializować, usunęłam ją i widząc otwarte wyjście z jaskini, ruszyłam ich stronę. Wilk, z którym przyszło mi się mierzyć, zdążył jedynie złapać mnie za tylną łapę, przez co lekko się potknęłam, jednak mimo wszystko, uciekłam mu i wbiegłam w mgłę. Byłam uratowana. A przynajmniej tak mi się wydawało. 
Biegłam prosto przed siebie, jak na złamanie karku, jednak mgła była bardzo kołująca. Byłam pewna, że jest w niej zawarty jakiś składnik, który powoduje otumanienie i senność, a może nawet i narkotyzuje. Im dłużej biegałam we mgle, kaszląc i wywracając się, tym bardziej czułam się zagubiona, jednak nie miałam zamiaru się poddawać. Wiedziałam, że on gdzieś tu jest. Czułam jego obecność, miałam wrażenie, że jego ciepły, wstrętny oddech przechodzi powoli na mój kark, powodując dreszcze. Na pewno to sobie przemyślał i rozważył taką możliwość jak ucieczka, dlatego wykonał tą mgłę. Powoli zaczynałam się dusić, jednak wciąż brałam powietrze do ust i krzyczałam o pomoc. Wiedziałam jednak, że to na nic. Mimo wszystko część mnie miała nadzieję, że już go nie spotkam i jakimś cudem uda mi się wyjść z tej mgły...

< Silent Fear? >

wtorek, 30 maja 2017

Od Silent Fear'a - C.D. Last Hope "Zabawę czas zacząć"


Wszystkie reakcje wilczycy sprawiały mi ogromną radość. To, jak się rzucała, jak próbowała coś zrobić, krzyczeć... naiwna suka myśląca, że ma ze mną jakiekolwiek szanse i wyjdzie z tego cało - tyle miałem do powiedzenia o niej. Kochałem to robić. Kochałem męczyć swoje ofiary, więzić je w małych przestrzeniach, najlepiej gdy jest to ich własny dom i zabijać w męczarniach, bawiąc się długo. Miałem zamiar spędzić przynajmniej dwie godziny na zabawie z moją nową przyjaciółką w kotka i myszkę. Największą frajdę sprawiała mi świadomość, że jest to świeżo upieczona partnerka jej sąsiada z naprzeciwka, który jest święcie przekonany, że jego dama serca właśnie śpi, śniąc naturalnie o nim To się rano zdziwi, ha.
 - Oj, niegrzeczna dziewczynka - Parsknąłem śmiechem, kiedy wilczyca ledwo przede mną wyhamowała. Wyrwała się z mojego uścisku i popędziła w panice w stronę wyjścia, co wyglądało dość komicznie. Miałem wrażenie, że za chwilę pogubi nogi w tym biegu. Wystarczył jeden sus i już nie miała jak uciec. Nie wiedziałem czy jest bardziej rozgniewana, że jakiś przygłup wybudził ją z jej pięknych miłosnych snów, czy też przerażona faktem, iż ten przygłup jest jednym z najlepszych morderców, jakich spotkała w swoim życiu. I bynajmniej ten przygłup nie był mordercą biednych białych zajączków, a wilków, szczególnie pięknych wilczyc, takich jak ona. Niby przygłup, ale jak przyjdzie co do czego, strach się bać. 
 - Pobawmy się!
Wadera totalnie nie wiedziała co ma robić, ciągle próbowała w jakiś sposób ominąć mnie i wydostać się na zewnątrz. Pewnie od razu dałaby nura do rzeczki i wskoczyła do jaskini swego kochasia jak oparzona. Niestety, ja miałem troszeczkę inny pomysł na jej najbliższą przyszłość. Moja wizja podobała mi się o wiele bardziej, jeśli mam być szczery. Stwierdziłem, że dosyć gry wstępnej i pora zająć się sprawą na poważnie.
 - Dlaczego nic nie mówisz, Last Hope? - Zapytałem. Jej imię poznałem oczywiście dzięki mojej mocy Shinigami, więc teraz byłem już pewien, że jednak nie jest tak bezużyteczna, jak mi się wydawało i naprawdę może coś zrobić. I tak uważałem, że mogli mi zostawić jakąś lepszą moc, kiedy od nich odchodziłem. - Mowę ci odjęło? Wiem, że jestem przystojny, ale żeby aż tak?
 - Jesteś paskudny - Wysyczała, przybierając bojową pozę. Wyglądała bardzo zabawnie.
 - Och, dziękuję, aż się zarumieniłem - Uśmiechnąłem się, delikatnie kłaniając się w stronę mojego celu.
 - Jesteś popaprany! - Wrzasnęła. W tamtej chwili naprawdę zrobiło mi się cieplej na serduszku. 
 - Powiedziałaś moje ulubione słowo! - Zakrzyknąłem. - Chociaż wiem, że chciałaś powiedzieć co innego... Powiedziałaś to w myślach... Będę musiał cię za to ukarać.
 - Łapy z daleka! - Krzyknęła niemal na całe gardło, wytrzeszczając przy tym oczy.
 - A kto tu mówił o łapach? - Zapytałem unosząc jedną brew i pokazałem jej moje ukochane mroczne ciernie, moje kochane roślinki. Wyrosły one z moich pleców i rozłożyły się dumnie. Im większe były, tym bardziej wadera wytrzeszczała oczy i otwierała pysk. - Zabiją cię w ułamku sekundy. Ale spokojnie, to tylko demonstracja. Nie zabiję cię.
 - To niby po co tu przyszedłeś?!
 - Już mówiłem - Prychnąłem obrażony. No jak ona śmiała mnie nie słuchać?! - Chcę się pobawić! Ach, czekaj... Zabijanie, zabawa, zabijanie, zabawa... Ach, no tak, przecież to to samo. Wybacz. To co, miejmy to już może za sobą, nie?

< Last Hope? >

Od Last Hope - C.D. Silent Fear'a "Zabawę czas zacząć"


Nie mogłam uwierzyć, że pocałowałam Arcun'a i tak po prostu sobie poszłam, zostawiając go. Normalnie chyba nie umiałabym zasnąć przez całą noc, ponieważ emocje i obawy targałyby mną jak szalone, niestety tak się nie stało. Powodem była cała ta przygoda, którą dzisiaj przeżyłam z wilkiem, w którym byłam zakochana. Po prostu padłam na posłanie i zasnęłam w momencie. Być może dla niektórych wszystkie te wydarzenia, latanie i próby wyjścia z pułapki oraz całowanie nie są zbyt męczące, jednak dla mnie były. I to niesamowicie.
Na początku mój sen był bardzo spokojny, widziałam w nim Arcun'a całującego się ze mną o zachodzie słońca. Czułam, że mimowolnie się uśmiecham, miałam dosyć płytki sen, jednak z czasem odpływałam coraz bardziej i bardziej, powoli tracąc kontrolę i świadomość tego, co się dzieje. Nie widziałam już nic przed swoimi oczami, im głębiej zapadałam się w sen, tym mniej widziałam, aż w końcu nie widziałam już niczego. Tylko czerń.
Nie wiedziałam ile spałam, jednak zaczęło się dziać ze mną coś niedobrego. Czułam, że nie jestem sama w jaskini, a tym bardziej w swoim śnie. Ktoś się tu wkradał i chciał zakłócić mój spokój, jednak nie potrafiłam się obudzić. Znowu zaczęłam śnić, a przynajmniej tak mi się wydawało, jednak był to koszmar... Koszmar, z którego chciałam się jak najszybciej obudzić. Widziałam przed oczami jakiegoś wilka, słyszałam dziwne odgłosy. Chciałam się wyrwać. I mi się udało.
Odruchowo rozejrzałam się po jaskini i wtedy spostrzegłam jego. Czarny wilk z trzema bliznami na oku, otaczała go dziwna, zielona poświata. Jego oczy patrzyły wprost na mnie, uśmiechał się szeroko, a z jego pyska kapała ślina.
 - Kim jesteś?! - Wrzasnęłam, w odpowiedzi na jego "przywitanie".
 - Wydaje mi się, że nikim ważnym - Mruknął. - Przynajmniej na razie.
 - Odejdź stąd! - Krzyknęłam najgłośniej jak umiałam, licząc, że Arcun mnie usłyszy.
 - Oj, to nic nie da skarbie - Wyszczerzył się. - On cię nie usłyszy. Pewnie teraz smacznie śpi. Ale spokojnie, nie masz się o co martwić, jesteś w doskonałych łapach.
Wstał i zaczął chodzić po jaskini. Cała ta sytuacja wydawała mi się coraz bardziej okropna. Wiedziałam, że jeśli nikt mi nie pomoże, marnie skończę. Byłam również pewna, że mam do czynienia z członkiem Cecidisti Stellae.
 - Nie zbliżaj się! - Krzyczałam. - Pomocy!
 - Cichutko - Uśmiechnął się wrednie i jednym ruchem łapy przycisnął mnie do ściany. Nawet nie wiedziałam kiedy znalazł się na tyle blisko, aby to zrobić. - Tutaj nikt nie usłyszy twoich krzyków.
Delikatnie podgryzł moje ucho, co wydawało mi się skrajnie obleśne. Nie miałam zamiaru zostać wykorzystana jak przedmiot. Kopnęłam wilka, przesunął się trochę i dałam radę mu zwiać. Chciałam wybiec przez drzwi i uciec jak najszybciej, jednak obcy skoczył i w momencie zataranował mi drogę.

< Silent Fear? >

Od Inez - C.D. Savior'a "Wybawienie? Czyli jak tu dotarłam"


Wiedziałam, że mogę nie zostać zaakceptowana, jednak musiałam spróbować. O dziwo, udało się. Tak jak przypuszczałam, natknęłam się na Alfę. Czyli jednak moje przeczucia mnie nie mylą. Przedstawić się ciężko nie było, jednakże gorszy był problem z pytaniem o moją przeszłość. Oczywiście mogłam się spodziewać, że o to właśnie spyta. Był to jednak dla mnie trudny okres w życiu, o którym niespecjalnie lubię rozmawiać, dlatego chwilę wahałam się nad odpowiedzią. Jednak jeśli chciałam zostać w tym miejscu na dłużej, musiałam odpowiedzieć. Odparłam krótko, opowiadając tylko najgłówniejsze wydarzenia z życia, czyli odrzucenie rodziców, dołączenie do watahy, wojnę i ucieczkę. Więcej z nich nie wydawało mi się aż tak istotne. Były to tylko jakieś małe rozdziały i przygody ze szczenięcego życia, normalka. Wilk podsumował, że łatwo w życiu nie miałam. No... czysto teoretycznie nie. Ale jak to mówią, co cię nie zabije, to cię wzmocni. Dlatego też nie zwracam jakoś za bardzo uwagi na moją przeszłość. Ważne jest to, co jest teraz. Po krótkiej wymianie zdań ograniczającej się tylko do mojego miejsca narodzin, mojej przeszłości i stanowiska jakie chcę posiadać, basior zaproponował mi pokazanie terenów. Ba, Alfa. Odmawiać nie warto. Ale nie czułam się zbytnio na miejscu. Wiedziałam, że zmarnowałoby mu to trochę czasu, a w tym samym momencie ktoś mógł się wkraść na teren Klanu i sporządzić porządne krzywdy. A ja nie chciałam mieć na sumieniu dobra osobników mających na tym terenie swój schron.
- Przepraszam, ale... ja chyba jednak pójdę. Nie będę przeszkadzać i dziękuję - skłoniłam się lekko w ramach wyrażenia wdzięczności. 
Naprawdę nie chciałam przeszkadzać, a przecież teren mogłam poznać sama. Akurat był zmrok, więc sporo mi to ułatwiało. Żeby nie wzbudzać więcej podejrzeń, zwyczajnie się wycofałam. Kątem oka dostrzegłam jeszcze delikatny, zrozumiały uśmiech na pysku osobnika, który pokierował się z przeciwną stronę. Byłam wdzięczna, ponieważ dzięki niemu znalazłam swoją ostoję, i mam nadzieję, że nie na tak krótki czas, jaki spędziłam w poprzednich dwóch watahach.
Przechadzając się trasą jaką pokonałam w tą stronę, rozmyślałam nieco nad tym i poprzednim dniem. Nie za bardzo na łapę było mi zwiedzać tereny sama, ale czy też miałam jakieś inne wyjście? Może i tak, jednakże w tamtym momencie takowego nie widziałam. Bądź co bądź, postanowiłam wrócić do mojej "kryjówki". W połowie drogi jednak przypomniałam sobie o Acrunie. Ciekawe co może teraz robić? Zapewne smacznie śpi w swojej jaskini. Z jednej strony nie chciałam mu przeszkadzać, ledwie go znam i nie powinnam o nim myśleć, jednakże jakaś część mnie, ukryta głęboko w podświadomości, mówi mi, że powinnam mu zaufać, poznać bliżej. Może jutro uda mi się z nim spotkać, albo ewentualnie jeszcze dziś. Teraz chciałam przejść się po terenie. Tak też zrobiłam. Ruszyłam w pierwszym lepszym kierunku, dokładnie pilnując, żeby nie dosięgnął mnie wschód.

Od Altheny - C.D. Fallen'a "Chantaje"


- Wiem... Ja też jestem twoja – odpowiedziałam, nie do końca wiedząc, co innego mogę powiedzieć. Pierwszy raz byłam taka szczęśliwa. Nareszcie miałam kogoś, komu ufam... Komu mogłam wtulić się w sierść i zapomnieć o tym wszystkim, co było. Stwierdzam, że to bardzo przyjemne uczucie...Oboje potrzebowaliśmy kogoś takiego. Nie spodziewałam się, że to wszystko rozwinie się tak szybko, ale cieszyło mnie to. Bardzo. Czułam, że mogę być przy nim wolna. Nie muszę już uważać na każdy swój ruch. Po prostu ja kochałam jego, a on kochał mnie. Tutaj nie mogło być żadnych zasad, reguł, granic. Może i gadałam coś głupiego, przechodziłam ze skrajności w skrajność. Ale nie obchodziło mnie to. Nie obchodziło mnie, jak będzie wyglądać nasza miłość w oczach innych. Dla nich to może być coś popapranego, ale nam to bardzo pasowało – w końcu wariat kocha najbardziej, i odnosi się to w obie strony.
Czułam, że pokłady energii wręcz buzują wewnątrz mnie. Jeszcze nigdy nie czułam czegoś takiego, tak... intensywnego... Napawałam się tą chwilą, chcąc aby trwała w nieskończoność, niczym wciąż przewijany film.
W końcu jednak wbrew sobie znienacka naparłam na niego całym swoim ciężarem, wywracając go. Cicho się zaśmiał, po czym namiętnie go polizałam. Chyba mu się to podobało, bo odwzajemnił gest
- Nigdy mi nie wystarczysz, ty mały wariacie... Nigdy nie będę miała cię dość – szepnęłam, patrząc mu w oczy. Ma takie dzikie, przenikliwe spojrzenie, które uwielbiam. Uśmiechnęłam się wrednie, chcąc zamaskować całe to podniecenie spowodowane odwzajemnionymi uczuciami Fallena.
Nie mogłam się doczekać, aby zobaczyć, co nas czeka... Jak będzie wyglądać nasz związek, o ile będzie chciał to tak nazywać. Kiedy – i czy w ogóle – to wyjdzie na jaw, czy to coś zmieni... Co prawda, nie przejmowałam się opinią innych klanów, po prostu ciekawiła mnie ich reakcja. Na razie jednak myślałam, aby zachować to w tajemnicy. Nadal obawiałam się, czy kiedyś nie dojdzie do sytuacji, gdy coś spaprzę i przeze mnie Fallen nie będzie musiał stanąć przed ciężkim wyborem. Kochałam go cholernie, ale nie mogłam pozwolić aby przekładał mnie ponad Klan. Oczywistym jest, że tego chciałam – chciałam mieć go na wyłączność, ale Klan jest ważniejszy ode mnie. Ja mogłam zawsze poczekać, byłam na to gotowa. Zawsze i wszędzie, tyle ile będzie trzeba. Nie mogłam opuścić kogoś takiego jak on. Był dla mnie wszystkim, najwyraźniej jedynym sensownym powodem, dla którego nadal tu jestem. Klan może nie rozumieć tego co on czuje do mnie, ale ja mogę rozumiem, że ta walka sama się nie wygra...
Ale... Dlaczego teraz myślę akurat o tym?! Przecież nie musieliśmy się tym teraz przejmować. To był czas dla nas. Zero spraw „z zewnątrz”, tylko my dwoje. Mogliśmy rozmawiać o czym chcieliśmy, wydurniać się... Robić wszystko, co nam przyszło do głowy...
Po chwili bezruchu wstałam, uwalniając Fallena z dość niewygodnej pozy i położyłam się tuż obok niego. Nie wiem dlaczego, ale poczułam się dość... Dziwnie. Delikatnie opuściłam głowę, a w tym samym momencie poczułam ciepło na pysku. Nim się zorientowałam, moje znaki w pobliżu oczu zaczęły lekko płonąć
- Then...? Co ci jest? – zapytał Fallen, dziwnie na mnie patrząc
- Potraktuj to jako rumieniec – wydukałam, minimalnie unosząc głowę, jednak nadal na niego nie spojrzałam. Ciekawiło mnie, jak na to zareaguje...

< Fallen? Stęskniłam się XD >

Od Silent Fear'a - Zabawę czas zacząć

Od dłuższego czasu nikogo już nie zabiłem, co było dla mnie bardzo frustrujące, powiedziałbym nawet, że miałem przez to niezłe humorki i byłem nieznośny. Tak więc, kiedy już wszystko sobie zaplanowałem, ruszyłem bez powiadamiania kogokolwiek w stronę terenów pozostałych Klanów, by znaleźć sobie jakąś szybką ofiarę. Chciałem, aby był to w miarę doświadczony osobnik, ponieważ lubiłem mieć jakieś wyzwanie, a nie uganiać się za płotkami, które i tak prędzej, czy później zdechną z łapy kogoś innego lub z powodu własnej głupoty.
Pierwszym i ostatnim Klanem, jaki odwiedziłem, był nasz największy wróg, czyli Fortis Corde, Klan słodziutkiej siostrzyczki Fallen'a. Zacząłem rozglądać się za członkami tego Klanu. Część z nich znałem od dawna, na przykład Patton'a i Makkę. Wiedziałem, że zabicie ich graniczy niemal z cudem i nie jest proste. Avalanche nie mogłem zabić, bo Fallen kazał jej nie tykać pod żadnym pozorem, podobnie jak reszty swojej rodziny. Chyba jego rodzeństwo musiało naprawdę nieźle przeskrobać, by obudzić w nim taką nienawiść.
Zacząłem więc poszukiwać przypadkowej ofiary, w której mógłbym zatopić kły bez żadnych konsekwencji. Powinna być ona w miarę możliwości blisko granicy i nie odznaczać się niczym specjalnym wśród innych wilków. Średnie umiejętności. Chciałem, aby łączyły ją również bliskie relacje z kimś z Klanu, by dodatkowo doprowadzić jej kochasia do załamania. Nie byłem jednak pewien, czy w innych Klanach powstały jakieś pary. Wiedziałem, że Fallen ma taką informację, jednak jeśli zapytałbym się go, czy jest jakaś para na terenie całej Watahy, zacząłby coś podejrzewać. A tu chodziło o to, by nikt nic nie wiedział.
Wreszcie u schyłku pierwszego dnia moich poszukiwań, udało mi się odnaleźć to, czego szukałem. O zachodzie słońca byłem nad jeziorem i znalazłem tam dwójkę rozmawiających wilków. Oba były szare lub brązowe, takie zwykłe, bez żadnych ciekawych odznaczeń. Idealnie. Obrałem sobie za cel wilczycę, ponieważ była bardzo ładna, a przecież takie ciałko nie może się zmarnować, w grobie będzie wyglądało pięknie. Śledziłem ich aż do jaskini wadery, potem musiałem przeżyć całuśne pożegnanie i tak oto, kiedy samiec poszedł, zostałem sam na sam z wilczycą. Ale czy aby na pewno sam na sam?
Trzy razy uważnie sprawdziłem, czy nikogo nie ma w pobliżu. Najbardziej bałem się Patton'a, cholerny szpieg mógł dostać się do jaskini w ułamek sekundy, a szans zbyt dużych z nim nie miałem. Demonik o wiele przerastał większość wilków w Watasze, w końcu należał tutaj od początku i zdążył dorobić się majątku i doświadczenia. 
Zacząłem zabawę. 
Na pierwszy ogień poszła mgła, która szybko przykryła całą okolicę wadery. Robiło mi to za zasłonę dymną, jeśli ktoś zobaczy mgłę tak gęstą, z pewnością nie wejdzie w jej głąb, a nawet jeśli to zrobi, istnieje duże prawdopodobieństwo, że umrze po drodze i i tak nie zdąży nic zrobić w kwestii wadery. Zawsze warto się zabezpieczać. Zmieniając się w cień, bezszelestnie dotarłem do wnętrza jaskini i ułożyłem się w kącie przeciwległym do miejsca, w którym spała sobie spokojnie moja ofiara.
Użyłem Remember Me, mocy, która działa także na wilkach, które znajdują się w spoczynku. Połączyłem tę moc z Bloody Smile, aby wkraść się w umysł wilczycy i wywołać halucynacje. Chodziło o to, by się obudziła. Oczywiście mógłbym ją zabić śpiącą, jednak miałem swój honor i unikałem tego typu rozwiązań.
Wilczyca dzięki wszystkim mocom zaczęła się powoli miotać, jej sen stawał się coraz bardziej niespokojny. Byłem pewny, że za chwilę się obudzi, jednak nie robiłem z tym absolutnie nic, przecież to zabawa! Wreszcie wadera obudziła się z wrzaskiem. Zaczęła panicznie rozglądać się po pomieszczeniu, nie umiejąc złapać oddechu. Wreszcie jej wytrzeszczone oczy spojrzały prosto na mnie.
 - Witaj - Mruknąłem z lekkim uśmiechem.

< Last Hope? Niespodzianka! >

poniedziałek, 29 maja 2017

Od Last Hope - C.D. Arcun'a "Jak tu dotarłem?"


Znałam już uczucia Arcun'a i byłam pewna, że je odwzajemniam, jednak nie wiedziałam, czy to już czas na powiedzenie mu o tym. Postanowiłam pozostawić go w niepewności, jednak nie ze względu na to, że miałam taką zachciankę, po prostu chciałam wszystko jeszcze raz dokładnie przemyśleć, w końcu nie znam do długo, choć wydaje mi się, że znam go za to bardzo dobrze. Jednak mimo wszystko potrzebowałam kilku chwil na zastanowienie się dokładnie nad swoimi uczuciami.
 - Odprowadzisz mnie do jaskini? - Spytałam, po raz kolejny zmieniając temat. Arc czuł się chyba lekko zawiedziony, że psuję romantyczną chwilę i nie daję mu odpowiedzi. Chciałam go przeprosić za mój analityczny umysł, który musi to przekalkulować, jednak nie zrobiłam tego.
 - Dobrze - Odparł po chwili ciszy i ruszyliśmy w drogę. 
Kurde, przecież ja wiedziałam co do niego czuję i jaka jest odpowiedź, więc dlaczego nie mogłam mu tego powiedzieć od razu, tylko trzymać go w niepewności? Co mną kierowało? Odpowiedź na te i inne dręczące mnie pytania miałam uzyskać dopiero przy mojej jaskini. Całą drogę szliśmy w miarę cicho, odzywając się jedynie raz na jakiś czas. Arcun chyba również zadawał sobie wiele pytań. Jaka będzie odpowiedź i czemu nie udzieliłam jej od razu? Obiecałam, że zrobię to dzisiaj i byłam pewna, że w końcu zbiorę się na odwagę.
Byliśmy już pod moją jaskinią. Zerknęłam na Arcuna i weszłam do środka, chcąc pożegnać się z nim u progu. Stał na zewnątrz i patrzył na mnie.
 - Last... - Zaczął. - To jaka jest twoja odpowiedź?
Serce zaczęło mi bić bardzo szybko, nie wiedziałam co mam zrobić. W tamtej chwili nie umiałam wypowiedzieć ani jednego słowa, czułam jak wielka gula rośnie w moim gardle i uniemożliwia mi powiedzenie czegokolwiek. Dlatego też złapałam wilka za sierść na klatce piersiowej i przybliżyłam jego pysk do swojego, po czym pocałowałam delikatnie. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, uśmiechnęłam się do wilka.
 - Dobranoc Arc - Szepnęłam i zaczęłam odchodzić w stronę swego posłania, zostawiając basiora samego na dworze, lekko zaskoczonego całym zajściem. Chciałam jednak pobyć trochę sama. Liczyłam, że jutro się z nim zobaczę.

Od Arcun'a - C.D. Last Hope "Jak tu dotarłem?"


Ta rozmowa była bardzo ciekawa. Jak widać, interesowała i mnie, i Hope. Jednak temat miłości chyba lekko onieśmielił moją towarzyszkę. 
- Pytasz jakie wadery mi się podobają, tak? Odważne i stanowcze, a za razem otwarte i przyjacielskie - Snułem. - Takie indywidualistki. Jednak ta cała Avalanche nie kręci mnie ani trochę. 
Co zdanie zatrzymywałem się, aby skupić waderę. Po mimice oraz zachowaniu chciałem przekazać jej, że mowa o niej. Co prawda znamy się dwa dni, jednak od początku czułem, że czuję coś więcej. Jakby... zauroczenie? Teraz nie zauroczenie, a zakochanie. Moja łapa mimowolnie dotknęła, a następnie położyła się na łapie Last. Po chwili niezręcznie ciszy samica chyba mnie rozgryzła i zarumieniona szepnęła:
- Arcun... Czy ty...?
- Eee... Co? - Zapytałem udając idiotę. 
- Ty mówisz o mnie?
Zaczerwieniłem się. Jak głupi zmieniłem temat, chcąc wywinąć się z niezręcznej sytuacji, którą w sumie sam wywołałem. 
- Em... Ładny zachód słońca, nieprawdaż, Hope?
Pokręciła głową.
- Powiedz coś, bo pójdę sobie - Zażądała. 
- Od kiedy cię zobaczyłem... - Zacząłem. - Byłem pewny, że się zaprzyjaźnimy, Jednak później... Zakochałem się - Tłumaczyłem mętnie. - Znamy się od dwóch dni. Jednak to tylko...
- Liczby... - Dokończyła i spojrzała na mnie.
- Dokładnie. Dlatego przylecieliśmy właśnie tu. Wiedziałem, że tu jest pięknie - Uśmiechałem się. - Proszę, odpowiedz dzisiaj, ponieważ nie będę mógł spać - Zaśmiałem się. - Jednak gdy powiesz "nie"... Liczę, że zostaniemy przyjaciółmi. Myślałem, że ta rozmowa powinna zastąpić ci te godziny myślenia. 
Zarumieniona spojrzała na słońce. Później na mnie.

<Last? Jestem za szybka...Tak wiem. Ale ciii xd>

Od Last Hope - C.D. Arcun'a "Jak tu dotarłem?"


Bardzo cieszył mnie fakt, że uwolniliśmy się z tej okropnej pułapki i moje plecy nareszcie mogły odpocząć. Trzymanie na sobie basiora przez dłuższy czas zdecydowanie nie wpływa dobrze na ich kondycję, a Arcun jest dość dobrze umięśniony. Jak wiadomo, mięśnie swoje ważą. Cieszyłam się, również z faktu, że zdążyliśmy akurat na jedno z moich ulubionych i zarazem również bardzo romantycznych wydarzeń w dniu. Kochałam zachody słońca, choć bardziej podobały mi się wschody, a ten był szczególnie piękny, jednak świadomość, że niedługo trzeba będzie wracać do domu nieco psuła cały efekt - nie można było się w pełni skupić na oglądaniu go. Chociaż, nawet gdybym miała jeszcze czas, i tak nie oddałabym się w pełni relaksowi. Powodem był oczywiście mój towarzysz, którego wzrok zdecydowanie spoczywał nie na zachodzie, lecz na mnie. Czułam to, jednak starałem się ignorować ten fakt. Podobała mi się ta rozmowa z Arcunem, była pełna szczerości i pozwoliła mi dowiedzieć się nowych informacji na jego temat. Niestety później zaczęliśmy schodzić na tematy, przy których ciężko było się nie rumienić, szczególnie, że rozmawiałam o tym właśnie z nim. Takie tematy powinnam zostawić sobie na spotkania z przyjaciółkami, jednak nie miałam takich. Nie byłam jakimś starym członkiem Fortis Corde, należałam tutaj dopiero kilka dni i Arc był w sumie moim jedynym przyjacielem. Wreszcie rozmowa zeszła na bardzo nie odpowiadający mi tor... Chciałam jakoś obejść jego pytanie, dlatego postanowiłam zażartować i powiedziałam:
 - No w sumie Avalanche wydaje się niezła.
 - Nie mów, że kręcą cię wadery - Zaśmiał się.
 - Nie no, żartuję - Odpowiedziałam z uśmiechem. - Nie czuję do niej nic, jednak bardzo ją podziwiam. Dobrze rządzi Klanem i jest bardzo ładna. Chciałabym być jak ona.
 - Czy ja wiem... - Rzekł Arcun, myśląc. - Są ładniejsze wilczyce. Poza tym, nie powinnaś się zmieniać. Jesteś wspaniała taka, jaka jesteś.
 - Na przykład? - Spytałam, rumieniąc się na każde jego słowo. Dlaczego chciałam, aby powiedział o mnie? Przecież to tylko przyjaciel, nikt więcej.
 - Hm?
 - Jakie wadery podobają ci się bardziej, niż Avalanche?
 - Powiem ci, jeśli odpowiesz mi na moje wcześniejsze pytanie. Nie wywiniesz się.
 - Ktoś mi się podoba.
 - Ale kto? - Arcun nie chciał ustąpić.
 - Pomyśl z iloma basiorami rozmawiałam odkąd tu dotarłam - Mruknęłam.
 - Nie wiem - Odparł.
 - Z jednym - Wypaliłam i natychmiast zmieniłam temat. - To jak z tymi waderami?

< Arcun? >

Od Castiel'a - C.D. Celty "Patrząc w przód"


Dla wilka z takimi żywiołami jak moje, temperatura nie stanowiła jakiegoś dużego problemu, jednak biorąc pod uwagę moją długą grzywę i futro, również się gotowałem, podobnie jak Celty. Nasze rosnące coraz szybciej dzieci nie miały tego problemu. Nieważne jak wysoka była temperatura, one i tak miały siłę, by się bawić i wariować. Kochałem moich synów. Kochałem Celty. Cała moja rodzina była wspaniała. Kiedy patrzyłem na siebie sprzed kilku lat, dostrzegałem całkiem innego wilka.
 - Zaraz wymyślę jak nas ochłodzić - Powiedziałem.
Kiedyś w życiu bym tego nie zrobił. Odburknąłbym jej coś niemiłego i zaszył się w kącie, pogrążając się w smętnych przemyśleniach. Taki kiedyś byłem. Zepsułbym wszystkim zabawę, każdego zgnoił i siedział zadowolony, patrząc na smutne twarze wilków. Kiedyś nie lubiłem swojej rodziny. Miałem rodzeństwo, z którym raczej się nie trzymałem i rodziców, których miałem w sumie gdzieś. Jednak z czasem zacząłem doceniać to, co mi zostało. Nie mam już ani brata ani siostry, zostali mi Jason i Alexis. Nauczyłem się dbać o to, co mam i pielęgnować relacje z wilkami. Dbam o Celty. O chłopców też. Mam dobry kontakt z rodzicami, mieszkamy wszyscy pod jednym dachem, jak prawdziwa wilcza rodzina.
 - Dobrze, że można na ciebie liczyć - Uśmiechnęła się moja wybranka. - Trzeba będzie zawołać chłopców, aby zeszli ze słońca, bo może się to dla nich źle skończyć.
 - Myślisz, że nas posłuchają? - Zaśmiałem się. - Wątpię.
 - Powiemy im, że za parę minut będą mogli pójść się znowu pobawić - Spojrzała na mnie TYM spojrzeniem. Już wiedziałem, że coś kombinuje i chce mnie w coś wkręcić. - A ty oczywiście pobawisz się z nimi.
 - Jasne - Uśmiechnąłem się. - Uwielbiam się z nimi bawić.
 - Wiem - Rzekła. - Czasem mam wrażenie, że bawisz się lepiej od nich.
Zaczęliśmy się śmiać, a kiedy już się opanowaliśmy, zawołaliśmy naszych chłopców.

< Tomoe? >

Od Fallen'a - C.D. Altheny "Chantaje"

Poprzednie opowiadanie

Pomimo tego, że myślenie o Althenie i sama Althena zajmowały ostatnio większość moich myśli i czasu, nie mogłem zapomnieć o swoich obowiązkach. Przy tak małym Klanie jak mój może się to wydawać łatwe, jednak wilki żyjące w Cecidisti Stellae mają dosyć nietypowe charakterki. Trudno czasem upilnować tak niestabilne osobniki, jak na przykład Silent Fear. Zauważyłem, że o wiele mniej kłopotów mam przez wadery. Withered Rose dopiero aklimatyzowała się w nowym otoczeniu, Then zaś jeśli już robiła coś niezgodnego z prawami Klanów, potrafiła to doskonale ukryć. Mortimer pewnego dnia opuścił tereny mojego Klanu i udał się do Luminosum Iter, jednak o niego się nie martwiłem. Za to Silent Fear'a nie widziałem od kilku dni. Chociaż o wiele bardziej chciałem być z Then, musiałem sprawdzić, co się dzieje. Zastałem go siedzącego przed swoją jaskinią. Wylądowałem przed nim i zwróciłem się do wilka oschle:
 - Gdzie byłeś przez te parę dni?
 - Szukałem swojej potencjalnej ofiary - Uśmiechnął się. - Coś tutaj nudno... Szukałem na terenie Klanu twojej ukochanej siostrzyczki.
 - Znalazłeś kogoś? - Zapytałem, bardzo zaciekawiony tym planem.
 - Owszem, jednak plan jest jeszcze we wczesnej alfie - Rzekł. - Powiem, gdy już będzie martwa.
 - Czyli spodobała ci się jakaś wadera...
 - Można tak powiedzieć, jak na nią patrzę to mam wrażenie, że jej krew będzie idealna. A jak tam twoje sprawy z waderami?
 - Jesteś gnojkiem - Skwitowałem, nie zdradzając nic więcej, po czym odleciałem.
 - Wiem! - Zakrzyknął wilk, śmiejąc się. Pewnie domyślił się, o co mi chodziło. Po prostu miał rację w sprawie Altheny. Straciłem dla niej głowę. 
Wracając do jaskini, w której ją zostawiłem, miałem głowę pełną myśli. Nie wiedziałem czego się spodziewać po wejściu. Pewnie ona również o tym myślała. Zastanawiałem się, czy nie zdziwił ją fakt, że zostawiłem ją całkowicie samą w mojej jaskini. Doskonale wiedziałem, dlaczego to zrobiłem. Po prostu ufałem tej wilczycy jak nikomu innemu i wiedziałem, że nie mam się o co martwić. Poza tym, może jakimś cudem uda nam się zamieszkać tam razem, jako Alfy Klanu. Jak to dziwnie brzmi. Fallen i Althena, para Alfa Klanu Cecidisti Stellae. Pierwszy Klan, w którym panuje więcej, niż jeden wilk, nie licząc cholernego Luminosum Iter, w którym rządzą moje słodziutkie siostrzyczki.
Nigdy nie leciałem tak szybko do domu. Serce łomotało mi szybko nie tylko z powodu dużej prędkości i zmęczenia, powodem były raczej różne uczucia, budzące się we mnie. Przede wszystkim strach i niepewność, niepokój i pewnego rodzaju smutek. Nie mogłem wymyślić, co wadera może powiedzieć...
Jednak już po chwili dowiedziałem się. Ledwo co wylądowałem, a już usłyszałem słowa, których szczerze mówiąc nie spodziewałem się ani trochę. Wydawało mi się, że mogę jej w ogóle nie zastać. Jednak to, co powiedziała, długo odbijało się echem w mojej głowie, przyprawiało mnie o dziwne uczucie w żołądku. Powiedziała to. Ktoś powiedział, że chce być przy mnie... Przy mnie. Przy dziecku, które nigdy nie zaznało miłości swoich rodziców ani rodzeństwa. Przy szczenięciu, które odeszło w zapomnienie, a potem powróciło jako dorosły wilk, natychmiast okrzyknięty zdrajcą. Pierwszy raz w moim życiu nie byłem samotny, ba, ktoś powiedział, że chce być przy mnie! I to nie byle ktoś... Powiedziała to Althena, pierwsza osoba, którą pokochałem. Pierwsza, której zaufałem.
 - Nic nie powiesz? - Zapytała po chwili, lekko złamanym głosem.
 - Nie wiem co powiedzieć... - Szepnąłem. - "Kocham cię jak wariat" wystarczy?
 - Widać, że nie masz pojęcia o miłości - Zaśmiała się.
 - Bo ty niby jakieś masz - Mruknąłem, trącając ją delikatnie nosem
 - Na pewno większe niż ty - Odparła, delikatnie się do mnie tuląc. Chyba nie była pewna, czy może to robić... Normalnie inny wilk już leżałby martwy, jednak Then nie musiała się hamować. Mogła robić ze mną co tylko chciała. Przytuliłem ją więc mocniej, aby pokazać jej, że nie musi być tak zdystansowana.
 - Nigdy cię nie wypuszczę - Szepnąłem. - Zawsze będę gotowy, aby skryć cię w moich objęciach. Przyjąć na siebie twój ból. Już na zawsze będę tylko twój, Then... 

< Althena? Sorki że tak długo ;-; >

Od Estranged - C.D. Clive'a "Lodowa kraina"


Idąc czułam się trochę głupio, bo nie umiałam zacząć z tym basiorem tematu. Nie da się ukryć, Clive bardzo mnie onieśmielał. Starałam się unikać kontaktu wzrokowego, ponieważ automatycznie rumieniłam się, kiedy w nie spoglądałam. Nie miałam nigdy dłuższego kontaktu z basiorem i prawdopodobnie z tego wynikało moje zmieszanie. Przynajmniej tak sobie wmawiałam, aby czuć się chociaż trochę pewniej. Na szczęście Clive po chwili ciszy ponownie mnie wyręczył i zaczął rozmowę.
 - Dobrze, znasz mniej więcej moją historię. Teraz ja chcę się dowiedzieć czegoś o tobie.
 - Nie ma za wiele do opowiadania - Zaczęłam. - Urodziłam się tutaj. Mam czwórkę rodzeństwa, dwie siostry i dwóch braci. Na początku wszyscy żyliśmy normalnie, jednak kiedyś okazało się, że jesteśmy wybrańcami i spieramy się o Sola Animarum, latającą wyspę. 
 - A wilki w pozostałych Klanach? Masz z nimi tak dobry kontakt jak z siostrą?
 - Nie. O ile z Avalanche i Savior'em staramy się utrzymać pokojowe stosunki, o tyle z Fallen'em jest to z pewnych względów niemożliwe.
 - Fallen?
 - Jest to Alfa zdradzieckiego Klanu, Cecidisti Stellae - Wyjaśniłam. - Nie utrzymuje dobrego kontaktu z żadnym z nas, najgorsze są natomiast jego kontakty z Avalanche, która przewodzi Fortis Corde. Nikt właściwie nie wie, o co im poszło, jednak Ava szczerze go nienawidzi.
 - Może nie ma powodu? - Próbował kombinować Clive, jednak szybko go zgasiłam.
 - Jeśli Avalanche pała do kogoś taką nienawiścią, musi mieć powód. Znam ją.
 - Hmmm... Macie dosyć ciekawe relacje między sobą. A nie myślałaś kiedyś o założeniu osobnego Klanu?
 - Widzisz, to jest tak, że ja i Echo osobno jesteśmy za słabe, by utrzymać się na pozycji przywódczyń. Razem jesteśmy o wiele silniejsze i mamy szanse w starciu z innym Klanem.
 - Teraz macie też mnie.
 - Cieszy mnie to - Wyznałam z uśmiechem. - Wydajesz się miłym wilkiem.
 - Dzięki... - Odparł lekko zagubiony Clive. Hm, to chyba nie był zbyt dobry ruch z mojej strony.
 - Clive, mam pytanie - Rzekłam, a basior spojrzał na mnie. - Gdybyś mógł władać jakimś Klanem, jak go sobie wyobrażasz? Jak byś rządził? Widzisz się w ogóle w roli Alfy?

< Clive? Wybacz, że takie krótkie ;-; >

Od Arcun'a - C.D. Last hope "Jak tu dotarłem?"


Byliśmy w pewnym sensie w pułapce. Żadna nasza moc nie mogła pomóc. Hope narzekała na ból pleców. Nie szło się wydostać. Wołać o pomoc? 
- Może zawołajmy o pomoc? - Zaproponowałem.
- Tak, niech nas tak zobaczą. I jeszcze te plotki...? - Snuła. - Bardzo głupi pomysł, Arcun.
Przytaknąłem. Mój pysk był tak blisko... Za blisko pyska Last. Lada moment coś mogłoby się stać i nasze pyski... Eh. Nie. Zapadłbym się pod ziemię. Ukrył się przed samicą i nie pokazywał się. Mi nie było szczególnie niewygodnie. Wadera miała wybitnie miłe futro. Mogłem tak leżeć i leżeć, jednak to dwuznacznie wyglądało. Wymienialiśmy spojrzenia.
- Poczekajmy trochę, pogadajmy - Powiedziała towarzyszka.
- A wiesz, znamy się dzień, półtora, a już leżymy na sobie - Zaśmiałem się.- Żartuję, jednak to, że już tyle się wydarzyło...
- Szczerze nie myślałam, że będziemy mogli się tak zaprzyjaźnić - Dodała. - Nie jesteś złym wilkiem, jeśli chodzi o przyjaciela.
- Wiem, ty również. Bardzo przyjemnie się z Tobą rozmawia.
Zarumieniła się. Wyglądała bardzo słodko. Wgłębienia w policzkach dodawały jej uroku.
- Mogę Ci coś zdradzić? Tylko Tobie - Zapytałam.
- Oczywiście - Uśmiechnęła się. - Słucham!
- Wiesz chyba, że nie mam ojca, prawda?
- Tak, mówiłeś.
- Widziałem jak go mordują. Nic nie zrobiłem - Zasmuciłem się.
Wadera wyraziła współczucie. Ja musiałem wygadać się komuś.
- Obiecujesz, że nikomu nie powiesz? - Zapytałem.
- Obiecuję.
Uśmiechnąłem się. Czas tak szybko mijał. Był już zachód. Cudowny. Nagle, podniósł się poziom wody. Hope spłynęła w dół. Ja też. Nie posiadaliśmy się z radości. 
- Usiądźmy na brzegu, przyjrzyjmy się temu cudownemu słońcu - Zaproponowała towarzyszka.
Zaskoczyła mnie tą propozycją. Ale bardziej zdziwiło mnie to, że powiedziała to ONA. 
- OK - Zgodziłem się i razem wyczołgaliśmy się na brzeg.
Rozmawialiśmy o wszystkim. I o niej, i o mnie. O mojej rodzinie, jej rodzinie. W końcu doszliśmy do sympatii i o partnerstwie.
- Miałaś kiedyś partnera? - Zagadałem.
- Nie. Nie - Zarumieniła się. - A ty?
- Nie, ja też nie - Przyznałem. - Jednak jestem serio ciekaw, jak to jest.
Przytaknęła. Uśmiechnąłem się samowolnie. Spojrzeliśmy na zachodzącą kulę słońca. Mój wzrok skupiła na sobie samica, która podziwiała to samo co ja. Miło spędza się z nią czas. Naprawdę miło.
- Przepraszam, że tak dopytuję, jednak chcę wiedzieć coś o Tobie - Próbowałem rozpocząć rozmowę.
- Ok, pytaj - Zgodziła się.
- Czy ktoś z watahy podoba ci się?
Zmieszała się. Zdałem sobie sprawę, że to pytanie było zbyt intymne. 
- Przepraszam... Nie chciałem... - Przepraszałem.
- Nie, nie. Nic się nie stało - Szepnęła.
- To... odpowiesz mi?

<Last Hope? Wybacz, chciałem rozkręcić akcję (;>

Od Moon'a - C.D. Alexis "Pierwsze kroki"


Wycieczka nad Rzekę Nieskończoności była wspaniałym pomysłem, choć bardzo chciałem już zacząć trenować z dziadkiem. Tomoe wyglądał jakby w ogóle się tym nie przejmował. Jego beztroska i spokój mnie zadziwiały. Starałem się łapać z dziadkiem kontakt wzrokowy, jednak wiedziałem, że dzisiaj nic z tego. Poza tym, nie chciałem zabijać tej wesołej atmosfery, która panowała wśród naszej, jak na tą Watahę chyba licznej rodziny. 
Kiedy babcia wchodziła do wody, wszyscy zamarli, ponieważ z tego co słyszałem, był to pierwszy raz od bardzo dawna, kiedy miała styczność z tą ochładzającą cieczą. Była wyraźnie podekscytowana. Bardzo ją lubiłem, bo choć była już starsza - w końcu nazywałem ją babcią - i tak duchem ciągle była młoda i wesoła, witalności również jej nie brakowało. Podobnie było z dziadkiem, który ruszał się jeszcze więcej od Alexis. Kiedy stanęła wszystkimi łapami w wodzie i weszła głębiej, wszyscy zaczęli bić jej brawo i wiwatować.
 - Udało ci się! - Krzyknął mój ojciec, Castiel. Podobne okrzyki było słychać z ust wszystkich członków, nawet Alexis coś tam krzyknęła. Ale tylko ja zauważyłem, że w babcią dzieje się coś niedobrego. Potem zauważyli to też inni. I wreszcie sama Alexis.
Woda znajdująca się najbliżej niej zaczęła bulgotać, a rozbijające się bąble ochlapywały inne wilki znajdujące się tam, w tym też mnie. Alexis nie kryła zaskoczenia, w jej oczach dostrzegłem również przerażenie. Następnie skrzydlata wilczyca powoli uniosła się ponad ziemię. Ja i Tomoe nigdy nie widzieliśmy takiego zjawiska, więc patrzyliśmy tylko na unoszącą się Alexis z otwartymi szeroko ustami i wytrzeszczonymi w zdziwieniu oczami. Jednak potem musieliśmy je zamknąć, gdyż wilczyca zaczęła świecić oślepiającym blaskiem. Do moich uszu dochodziły bardzo dziwne dźwięki, które niezbyt mi się podobały. Następnie wilczyca opadła na ziemię, a właściwie do wody, jednak była zupełnie inna. Straciła skrzydła i była cała niebieska.
 - Co to było? - Spytałem szeptem Tomoe, nadal patrząc na Alexis.
 - Przemiana - Wyjaśnił. - Babcia zmieniła wygląd. 
Cieszyłem się, że mam takiego mądrego brata, i że Alexis przeszła przemianę, choć nie wiedziałem, czy ona się z tego cieszy. Jednak gdy przeglądała się w Rzece i widziała kolor niebieski, wyglądała na szczęśliwą. Popatrzyłem na innych.


< Jacyś inni? Jak zareagowaliście? >

niedziela, 28 maja 2017

Od Last Hope - C.D. Arcun'a "Jak tu dotarłem?"


Po prostu utknęliśmy. Sytuacja była bardzo niezręczna, a kiedy zobaczyłam pysk Arcun'a tak blisko swojego, musiałam zarumienić się jak burak, bo czułam ciepło na policzkach. Nie zostało mi nic innego, jak szukać wyjścia z tej pułapki, Arcun również wyglądał, jakby zastanawiał się nad rozwiązaniem naszego problemu. Nareszcie wpadłam na pewien pomysł...
 - Arc, cholera, przecież możesz latać! - Krzyknęłam na tyle głośno, że basior musiał odsunąć na chwilę pysk. - Możesz wznieść się w górę.
 - Muszę być chociaż trochę rozpędzony, nie da rady tak z miejsca - Oznajmił.
...który niestety okazał się klapą.
Dlatego myślałam dalej. W sumie, to co się stało ni było złe, jednak nie czułam się zbyt komfortowo, szczególnie, że podłoże nie było jakieś super miękkie i bolał mnie grzbiet, dodatkowo czułam się osaczona z każdej strony. Po bokach przez skały, od góry przez Cun'a. Chwila, skały!
 - Już wiem! - Zakrzyknęłam.
 - Wybacz, że psuję ci marzenia, ale żadna z moich mocy się nie przyda - Odpowiedział Arcun.
 - Spokojnie, tu chodzi o moją moc - Uśmiechnęłam się.
 - W takim razie słucham.
 - A więc, mam moc telekinezy, nie? Ale ona działa tylko na kamienie. Skały też się zaliczają. Więc jestem w stanie je w jakiś sposób podnieść lub rozstąpić, aby udało nam się wydostać.
 - Powtórzę się, nie chcę ci psuć marzeń, ale wątpię, że telekineza pomoże. Te skały wyglądają na dosyć ciężkie i mocno osadzone w podłożu...
 - No nie, Arc, dlaczego mi to robisz - Zaśmiałam się. - Już się cieszyłam, że wpadłam na jakiś dobry pomysł.
 - Aż tak ci źle? - Odpowiedział z uśmiechem.
 - No... nie - Spuściłam wzrok, po czym dodałam po chwili milczenia: - Ale boli mnie już grzbiet.
 - W życiu trzeba być twardym.
 - Ciekawe czy mówiłbyś tak na moim miejscu - Odparłam, śmiejąc się. 

< Arcun? Sorki, że takie krótkie ;-; >