Z ociąganiem uniosłem łeb do góry. Tej nocy spało mi się wyjątkowo smacznie. Nie czułem się tak wypoczęty od bardzo dawna. Pokręciłem łbem, co miałem w zwyczaju kiedy się budziłem. Zamrugałem kilka razy, aby moje oczy przyzwyczaiły się do światła, wpadającego przez szczelinę w skale. Odruchowo spojrzałem w bok. Posłanie mojej współlokatorki świeciło pustką.
Zapewne Tacita Anima gdzieś już poszła. Zauważyłem, że należała do rannych ptaszków. Przeciągnąłem się, a moje myśli zaczęły krążyć wokół jej osoby. Z początku żałowałem, że zgodziłem się mieszkać z tą waderą, lecz wkrótce okazała się nawet przydatna. Była cicha i nie wdawała się ze mną w bezsensowne rozmowy. Witaliśmy się skinieniem głowy, a między nami zdarzały się małe spięcia raz na ruski rok. Dzięki niej, jak na razie nie musiałem dzielić jaskini z jakimś irytującym wilkiem, pełnym życia.
Westchnąłem ciężko. Wyrzuciłem z głowy waderę, a postanowiłem iść na krótki trening. Lubiłem trenować, gdyż dla mnie był to wypoczynek. Zresztą nie lubiłem tracić całego dnia na niepotrzebne czynności. Należałem do wilków treściwych i ściśle trzymających się swojego planu dnia.
Stanąłem przed jakąś skałą i przymknąłem oczy. Wyobraziłem sobie, że owy kamień to mój wróg. Wraz z wydechem, zaatakowałem skałę pełnią mojej mocy. Ciemność przenikała w głąb ciała stałego i rozsadziła go na miliony kawałków.
- Całkiem nieźle. - usłyszałem za sobą kobiecy głos. Odwróciłem się powoli i odparłem beznamiętnie:
- Dziękuje.
< Tacita Anima, chcesz popisać? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!