Wilczyca była ładna, reszta na pewno również to zauważyła. Sylwetka wskazywała na to, że jest dobra w zabijaniu i może się przydać. Widać było, że nie jest miłą wilczycą, która piskliwym głosikiem przytaknie ci nawet, jeśli mówisz totalne bzdury. Gdyby taką była, już by nie żyła.
Zacząłem powoli analizować wszystkie za i przeciw. Nie patrzyłem po moich "towarzyszach", bo wiedziałem, że mi nie pomogą, a nawet jeśli, nie chciałem ich pomocy. Znając ich opinię, zrobiłbym dokładnie to samo, co zrobię nie znając jej. Jeśli pójdzie do innych Klanów, wspomoże wszystkich naszych wrogów jednocześnie, jednak jeśli taki będzie jej wybór, płakać bynajmniej nie będę. Nasz Klan jest mały i przydałby nam się ktoś nowy. Irytuje mnie jednak jej styl bycia, już od pierwszych sekund. Czuje wyższość stawiając mnie między ścianą, a trudnym wyborem. Ale bez ryzyka nie ma zabawy. Jeśli będzie się zachowywać źle, zajmę się nią.
- Zamknij już swoją buźkę i chodź - Mruknąłem przez zęby - Pomożesz nam w polowaniu.
- Dopiero dołączyłam, a ty już wydajesz mi rozkazy? - Mruknęła, leniwie wstając.
- Od tego tu jestem - Rzuciłem i odwróciłem się, a reszta poszła za mną. Kierowałem moją grupę do Lasu Umarłych, który był najlepszym terenem do polowań. Szedłem z przodu i nie odwracałem się, słysząc jedynie jak Silent i Mortimer zamieniają ze sobą kilka zdań.
- Tylko tyle was jest? - Zapytała.
- Idź sprawdzić czy nie ma cię gdzie indziej - Warknąłem.
- Czyli jestem wam bardzo potrzebna - Uśmiechnęła się. Widziałem błysk w jej oku.
- Ty to powiedziałaś - Odparłem. - Poza tym, bez ciebie też sobie poradzimy. Niezbędna nam nie jesteś.
Dalej szliśmy w ciszy, łącznie z Silent Fear'em i Mortimerem. Wszyscy pogrążyli się we własnych myślach. Moje oscylowały jedynie wokół posiłku, miałem potrzebę wbicia kłów w żywe stworzenie, stając się powodem jego śmierci. Już od dziesięciu minut brnęliśmy w lesie, nadal nie wyczuwając żadnego zapachu. Wszyscy szli zwartą grupą, jedynie Fear biegał trochę dalej, węsząc.
- Jakieś trzysta metrów stąd jest stado - Oznajmił nagle Mortimer. - Na północny wschód.
- Silent i Althena, biegniecie w tamtym kierunku i zaganiacie stado w naszą stronę, Mortimer atakuje z ziemi, ja z powietrza. Zabijemy dwójkę osobników, każdy dostanie połowę jednego.
- Nie lepiej żeby każdy zabił dla siebie? - Zapytała Then. Teraz to już była przesada, jeśli mówię, że atakujemy wszyscy, to tak ma być.
- Nie uważasz że pierwszy posiłek warto zjeść razem? - Odparłem na spokojnie. - Jeśli mówię, że jemy razem, to tak robimy. Normalnie możesz sobie zabijać ile chcesz, ale wspólne polowania opierają się na moich warunkach.
- Jak dla mnie to za łatwe zadanie - Mruknęła, wnerwiając mnie z każdą chwilą coraz mocniej. Miałem ochotę rozszarpać ją na strzępy i po prostu skonsumować. Przynajmniej nie byłbym głodny.
- Skoro to dla ciebie za łatwe, to idź sama. Zobaczymy jak sobie poradzisz - Odpowiedziałem. - Tylko jak już się fatygujesz, upoluj dla wszystkich.
Rzuciłem wilczycy władcze spojrzenie i czekałem na odpowiedź.
< Althena? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!