środa, 3 maja 2017

Od Altheny - Chantaje

Trwał kolejny dzień mojej wędrówki... Aktualnie przemierzałam ciche, wręcz martwe stepy. Myślałam o tych wszystkich miejscach, w których już byłam – zielonych łąkach... Lasach pełnych zwierzyny... Nie miałam pojęcia, dlaczego się tam nie zatrzymałam. Wydaje mi się, że po prostu tam nie pasowałam. Po tym, co mnie spotkało, zdecydowanie zgorzkniałam. Takie „miłe i przyjemne” miejsca nie były dla mnie. Czułam potrzebę udowodnienia samej sobie, że potrafię wiele znieść... Że potrafię dać sobie radę.
Niewiele później moim oczom ukazał się dość mroczny wodopój. Zdecydowałam się na chwilę zatrzymać. Miejsce to przypadło mi do gustu. Woda była czysta i świeża. Wiele wilków zapewne wzięłoby teraz kąpiel, ja jednak nie przepadałam za taką formą rozrywki czy odpoczynku. Zdążyłam ułożyć się w trawie i odetchnąć, gdy dostrzegłam w oddali dwoje neonowych oczu. Były zwrócone wprost na mnie...
Nie przejmowałam się tym zbytnio. Nie obchodziło mnie już, czy ten ktoś mnie skrzywdzi, czy nie. Po prostu nie ruszałam się z miejsca i również wpatrywałam w tajemniczą postać
Minęło kilka minut, zanim „ktoś” ruszył w moją stronę. Dostrzegłam wtedy, że jest to dobrze zbudowany basior ze skrzydłami... A za nim szła kolejna dwójka kruczoczarnych wilków. Mi to jednak nie przeszkadzało i wciąż im się przyglądałam. Zainteresowali mnie...
Grupa coraz bardziej się zbliżała. Zatrzymali się około 5 metrów ode mnie. Wszyscy lustrowali mnie morderczym spojrzeniem, a ja poczułam wtedy dziwne uczucie... Nie był to strach. Raczej taka jakby... Dzikość, albo coś w tym stylu. Od dawna nie widziałam żadnego wilka, a jeśli już, to nie były to miłe spotkania. Na pierwszy rzut oka to również tak się zapowiadało, ja jednak czułam się w miarę swobodnie. A na pewno...
- Kim jesteś?! – warknął skrzydlaty basior, przerywając moją myśl. Wstałam, okazując szacunek i w pełni odpowiedziałam na jego pytanie
- Nazywam się Althena. Pochodzę z odległej krainy zwanej Holandią. Jestem tutaj sama, moja rodzina nie żyje. Nie mam tutaj żadnych interesów, po prostu wędruję szukając swojego miejsca – gdy skończyłam swoją wypowiedź, usłyszałam warczenie. Lekko najeżyłam sierść, pokazując, że nie dam sobie mimo wszystko w kaszę dmuchać. Czuć było w powietrzu irytację, jednak widziałam, że „przywódca” jest trochę zaintrygowany moim zachowaniem
- Zdajesz sobie sprawę, że jesteś na terytorium naszego Klanu...? – zapytał, a ja wywróciłam oczami.
- Teraz tak. Ale skąd miałam to wiedzieć wcześniej...? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, z lekką nutą ironii.
- Zaczynasz działać mi na nerwy. Powinniśmy cię zabić albo przepędzić – prychnął, a ja nadal zgrywałam niewzruszoną. Wiedziałam, że jeśli dobrze poprowadzę tą rozmowę, mogę nieźle na tym wyjść...
- To dlaczego jeszcze tego nie robicie...? Choć, z drugiej strony macie rację... Nie opłaca wam się to – odparłam, zbijając go lekko z tropu. – Logicznym chyba jest, że skoro powiedziałeś „naszego klanu”, są tutaj jeszcze inne... I mogłabym pomóc im, zamiast wam... Niekorzystne, prawda?
- Do czego dążysz?!
- Wiesz... Nie jestem bezużyteczna. Mogę wam się przydać, ale... – uśmiechnęłam się nonszalancko – Nic za darmo. Chciałabym tu zostać, dołączyć do Klanu – dodałam, po czym zapadła cisza. Spróbowałam wymusić szybszą decyzję – Więc, jak...? Mam iść pobawić się w zdrajcę, czy...?

< Fallen? >

Jeśli chodzi o tytuł - jakby co, to specjalnie. Z hiszpańskiego - Szantaż

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!