Przez kilka ostatnich nocy miałam dziwne sny. Szłam przez las, sama nie wiedziałam gdzie. Nie kojarzyłam tamtego miejsca, jednak wydawało się, że nie ma końca. Co kilka kroków w pobliżu mojej ścieżki widziałam wijące się za mną węże. Ciągle się zmieniały... Widziałam pytony, grzechotniki, kobry... Gdy jeden znikał, pojawiał się kolejny, nowy. Wyglądały, jakby chciały mnie zaatakować, ale nie mogły. Ja wciąż jednak szłam dalej... I tak, dopóki się nie budziłam.
Zastanawiało mnie to. W końcu przypomniała mi się również inna rzecz – kiedy walczyłam z tamtym basiorem, przywołałam do siebie ogniste węże. Nie wiedziałam dlaczego akurat te stworzenia... Mogłam stworzyć coś większego, silniejszego... Ale nie. Może to był jakiś znak? Bo nie wierzyłam w taki przypadek. Myślałam nad tym już jakiś czas, aż w końcu zdecydowałam się na dość dziwny ruch.
Szłam właśnie poszukać Fallena. Ponieważ założył ten Klan, musiał się znać na terenach... Spojrzałam w górę i obejrzałam się, jednak nie widziałam go nigdzie w powietrzu. Ehhhh... Będę musiała go szukać po całym terytorium. Wpierw skierowałam się nad Opustoszałe Mokradła. Ku mojej uciesze, znalazłam go tam. Powoli do niego podeszłam
- Co? – zapytał, nawet na mnie nie patrząc. Wszystko po staremu...
- Znasz się na terenach, nie? – zapytałam, a on wywrócił oczami. Nie odpowiadał, więc uznałam to za potwierdzenie – Wiesz... Ostatnio mam dziwne sny. I chcę coś wiedzieć... Są na tym terytorium jakieś miejsca, gdzie żyją węże?
- Są... – odpowiedział przeciągle, zdziwiony powodem mojego przyjścia. Spojrzałam na niego wyczekująco, ale chwilę mu zajęło, zanim znów się odezwał – Często widuję je na Martwych Pustkowiach...
- No to żeś mi pomógł... Ale mimo to dzięki – powiedziałam, odbiegając w stronę wskazanego miejsca. Te pustkowia to prawie cały teren klanu. To jak szukanie igły w stogu siana, jednak byłam zdeterminowana. Zaczęłam poszukiwania jakichkolwiek znaków obecności węży od południa, kierując się na północ. Dokładnie przeglądałam rzadkie kępki trawy, a także włączyłam podczerwień.
Szukałam już kilka godzin. Zbliżał się zachód słońca, a ja nadal byłam zdeterminowana... W końcu jednak moje poszukiwania się opłaciły. Znalazłam ślad węża. Podążałam za nim, aż dotarłam do małej nory „wykopanej” w piasku. Zajrzałam tam z daleka i dostrzegłam jedno kremowe jajo. Dookoła niego były tylko suche szczątki „skorup”. Dokładnie się rozejrzałam, i nie widząc nigdzie dorosłego osobnika, zabrałam jajo. Trzymałam je w pysku bardzo delikatnie, aby nic się nie stało i ruszyłam w stronę swojej jaskini...
Na szczęście, po drodze nikogo nie spotkałam. Wcisnęłam się do mojego domu i położyłam jajo w bezpiecznym miejscu. Nie wiedząc, w jakich warunkach muszą być, znalazłam miejsce w bezpiecznej odległości od ognia, jednak takiej, aby było czuć ciepło. Miałam nadzieję, że to wystarczy i wszystko jest w porządku. Co prawda, nie naruszyłam delikatnej skorupy, która była bardziej jak błonka. Ale dziwiło mnie, dlaczego zostało tam tylko to jedno jajo... Może było z nim coś nie tak...?
Ciekawiło mnie, jak będzie wyglądać istota, którą „przygarnęłam”. Chciałam z niej uczynić swojego towarzysza, podopiecznego. Najbardziej ucieszyłabym się, gdyby to było jakieś majestatyczne, silne i niebezpieczne stworzenie. Takie, które mogłoby nam pomagać w walce, które trzymałoby innych z daleka od naszych terenów. Przydałby się nam taki „sojusznik”... Miałam nadzieję, że nikt nie będzie miał mi tego za złe... A nawet jeśli, to oni będą mieć problem...
Spojrzałam jeszcze niepewnie na moją zdobycz, myśląc, czy jednak jej nie wyrzucić. Ostatecznie jednak nic nie zrobiłam i zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!