wtorek, 16 maja 2017

Od Ivy - Żywa dla siebie, martwa dla innych, część 1

Dziesiątki par oczu skierowanych w moją stronę bacznie obserwowały każdy krok postawiony na skalnym podłożu. Odwzajemniałam te spojrzenia... pełne nienawiści, dumy, obrzydzenia, pychy... strachu, chęci upodlenia i poniżenia. Jednak moje oczy nie wyrażały żadnego z wyżej wymienionych uczuć. Były nieobecne, wpatrywały się w wyjście, przez które przebijało się światło słoneczne... blask, który od dzisiaj miał zastąpić grobowe ciemności. Czerń, w której poruszałam się perfekcyjnie, która zawsze służyła mi za swego rodzaju opokę. Słyszałam bluzgi, krzyki, wyśmiewania i wyzwiska, jednak wszystkie one dudniły gdzieś w tle. Byłam skoncentrowana na wspomnieniach. Wspomnieniach, które za kilka chwil nie miały już nic znaczyć. 
***
- Mamo, dlaczego te dzieci wychodzą z jaskini? Przecież nie są jeszcze dorosłe... - Zapytałam spoglądając przejętym wzrokiem na moją rodzicielkę.
- To nasza tradycja, Ivy. Roczne szczenięta są wypuszczane na tydzień poza tą jaskinię. Na świat spaczony przez naszego stwórcę. Tam, na powierzchni... jest wiele rzeczy szerzących anarchię, zło... Jeśli uda im się ich uniknąć, będziemy mieć pewność, że nasza Matka nad nimi czuwa. 
- Kim jest ta cała "Matka"? Ty jesteś moją mamą... - Wyszeptałam. 
- Wiem skarbie, jednak gdzieś tam, gdzieś w ścianach tej jaskini jest coś na wzór bytu. Coś, co utrzymuje tą jaskinię w bezpiecznej strefie, strefie zbawienia i pokoju. A aby w pełni do niej należeć, trzeba przejść taki właśnie test - Jej wypowiedź skończyła się idealnie w chwili opuszczenia jaskini przez ostatniego młodzika. 
***
- Nie chcemy cię tutaj! - Krzyk jednej z samic zgrał się z bólem spowodowanym przez kamień rzucony gdzieś z tłumu... 
- Naznaczona przez diabła! - Wołał kolejny, tym razem basior. 
- Jest spaczona, zostawił na niej swój ślad...
- Nie zasługujesz na doświadczenie oświecenia! 
- Od teraz módl się do tego, który wykonał ten symbol bluźnierstwa, niech on prowadzi cię przez życie!
To były tylko niektóre obelgi, pomijając opluwanie mnie, rzucanie kamieniami, błotem, celowe wywracanie, kopanie... przy pierwszej lepszej okazji dowiedziałam się również, że oddałam zdrajcy stada oświeconego nie tylko duszę, ale i ciało. Tak bardzo chciałam wrócić do zdarzeń, które miały miejsce nie tak dawno temu. Mimo iż wiedziałam, że wydalenie mnie ma związek z tym czymś, co dosłownie weszło w moje oko, nie potrafiłam pojąć tej decyzji. Przecież przeżyłam, zaliczyłam próbę... 
Łzy zaczęły skapywać na i tak już dostatecznie wilgotną ziemię, jedynym plusem był fakt, że nikt z tłumu tego nie zobaczył. 
***
- Na pewno sobie poradzisz Ivy, poprzednim razem nie wrócił tylko jeden samiec - Wadera, której wyglądu nie chcę pamiętać poczochrała mnie pomiędzy uszami. 
- Naprawdę tak sądzisz? Boję się... co jeśli spotkam jakąś spaczoną bestię? 
- Walcz kochanie, musisz okazać swoją miłość do Matki. Jeśli przeżyjesz w tym splugawionym, lesie, to będziesz mieć pewność, że dostaniesz się do kręgu oświeconych. Poza tym... z tego co wiem Bloodfrost również idzie. 
- On też, ale przecież... miał kandydować na zastępcę... 
- Wiem, jednak jego opiekunka zdecydowała, że podejmie próbę. Chyba nie chcesz być od niego gorsza. 
***
Bloodfrost... jedyny wilk, któremu mogłam w pełni ufać. Znałam jego historię, jednak nigdy nie usłyszałam jej od niego samego. Wszystko, co wiedziałam, opowiedziała mi opiekunka... na jednym z ognisk. Pewnym było to, że nie miał łatwego dzieciństwa. Jego rodzice byli badaczami ruin, zginęli próbując przywrócić coś zwanego zasilaniem, w całej zajmowanej przez nas placówce. Coś ich usmażyło... główna szamanka stwierdziła, że chcieli za wcześnie poznać oświeconą prawdę. Od tamtej pory nikt nie grzebał przy kablach, czy skrzynkach z nimi wewnątrz. Osieroconego basiora przygarnęła najstarsza wadera w stadzie, miała znajomości... przez co mój przyjaciel mógł prawie od razu starać się o posadę pomocnika Samca Alfa. Samca, po którym to właśnie jego pomocnik przejmował dowodzenie nad watahą. 
***
- Wlaź na podest suko... - Wysyczał strażnik, trzymający kawal ściętego pod ostrym kątem metalowego pręta. 
Postąpiłam zgodnie z poleceniem, miałam dość bycia poniżaną... nie chciałam dawać im więcej powodów. Gdy już weszłam na ostatni stopień spostrzegłam, że stoję pomiędzy dwoma innymi wilkami, które w kilka sekund bardzo skutecznie mnie obezwładniły. Spostrzegłam grupkę "wilków olśnionych łaska Matki", moją rodzicielkę oraz basiora piastującego stanowisko Alfy...
***
- Kim jesteś, hej, stój! - Krzyk rozbrzmiewał za moimi plecami. - *Tu żyją inne wilki, dlaczego one nie są w jaskini?! Dlaczego on mnie goni... może jest spaczony? Może...* - Coś ciężkiego przygniotło mnie do ziemi. 
- Nie uciekniesz mi na terenach łowieckich... znam ich każdy skrawek! 
- Zostaw mnie, zostaw mnie w spokoju! - Krzyczałam, próbując się wyrwać spod nacisku ogromnego basiora. 
Walcz kochanie... 
Musisz walczyć... 
- Zaprowadzę cię do przywódcy naszej watahy, on z decyduje co z tob... Kurwa! - Warknąl samiec w chwili, gdy moje szczęki zacisnęły się na jego łapie. Błyskawicznie podniosłam się, gotowa do dalszej konfrontacji. Poważnie jednak przeceniłam swoje umiejętności. Wilk był szybszy, zdecydowanie miał większe doświadczenie w walkach... przez co siódmego dnia mojej próby odniosłam tą pieprzoną ranę! Coś na wzór pająka zbudowanego z dymu przyssało się do mojego pyska dosłownie wymieniając wnętrze gałki ocznej. Zerwałam ten twór, po czym spróbowałam otworzyć oko... spotkało się to z ogromnym bólem. 
Znałam swoje umiejętności... w krwi tej nieczystej istoty krążyła już trucizna. Musiałam tylko grać na czas, okazało się, że właśnie takie rozwiązanie było najlepsze, basior padł po wyprowadzeniu kilkunastu ataków dysząc ciężko i bezskutecznie próbując złapać oddech. Ja również osunęłam się na ziemię, przysłaniając świeżą ranę przed promieniami słońca. Odczekałam tak kilkadziesiąt minut, po czym ruszyłam w stronę otwartego już wejścia do jaskini. 
***
- ...oczywiście przez ten fakt nie możesz już być członkiem naszej watahy, co zresztą samo społeczeństwo ukazało ci dość dobitnie - Alfa prowadził swoją przemowę, monolog, z którego nie potrafiłam pojąć ani jednego słowa. - Mimo iż przeżyłaś próbę, skazuję cię na wygnanie... Czy jest jeszcze ktoś, kto chciałby nawiązać kontakt, z potępieńcem? 
- Ja... - Znajomy głos rozbiegł się pomiędzy wilkami, które zamilkły pierwszy raz od kilkunastu minut. - Pragnę osobiście się z nią pożegnać. 
Samiec o lazurowej sierści powoli wkraczał na podest. Doskonale wiedziałam kim jest, jednak nie mogłam podnieść wzroku. Nie byłam w stanie przeżyć takiej hańby... nie w jego oczach. 
- Ivy... - Wyszeptał siadając przede mną. 
- Bloodfrost... - Mój głos drżał, z tego wszystkiego to własnie jego strata bolała mnie najbardziej. 

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!