Było już koło 10. Wyszłam ze swojej jaskini i rozejrzałam się trochę zaspana. Nic się nie działo. Totalna cisza, nie licząc szumu liści. Przerwało to jednak nagłe skrzeczenie jakiegoś drapieżnego ptaka. Nie wiem dlaczego, ale zdziwiło mnie to. Zdecydowałam sprawdzić, co się dzieje.
Zaczęłam biec w stronę, z którego dochodził dźwięk. Po drodze jednak ujrzałam coś zupełnie innego – czerwoną różę. Przyjrzałam się jej, a gdy uniosłam głowę, dostrzegłam kolejną. Podeszłam do niej, po czym zorientowałam się, że przede mną pojawiła się kolejna, a poprzednia zniknęła. Nie miałam pojęcia, o co tu chodzi. To miejsce wydawało mi się coraz bardziej dziwne, jednak podobało mi się to. Uwielbiałam róże, więc... Dlaczego nie? A może to jest...?!
Nie, koniec przemyśleń. Musiałam iść dalej. Coraz bardziej ciekawiło mnie, co będzie na końcu tego szlaku. Róże bowiem nadal pojawiały się i znikały. Wolałam ich jednak nie dotykać, aby nie zniszczyć lub zakłócić „drogi”
Cały czas wędrowałam przez Las Dusz. Nie szłam slalomem, więc dziwiło mnie, że jeszcze z niego nie wyszłam. Najwyraźniej wcale tak dobrze nie znałam terenu tego klanu... Znów się zamyśliłam, i prawie wpadłam w stertę róż. Nawet nie próbowałam ukryć zdziwienia – skąd ktoś wziął tyle róż?! I po co...? Obeszłam dookoła „górkę” i z jednej strony dostrzegłam rozkopaną ziemię. Już na pierwszy rzut oka dało się dostrzec, że coś jest tam „schowane”. Kawałek papieru. Czy powinnam go wziąć? Na razie nie. Zdecydowałam, że wpierw przejrzę ten stos róż
Po 5 minutach okazało się, że nic tam nie było, a szlak się nie pojawiał. Każda róża, którą wzięłam do pyska – znikała. Tak więc ten kawałek papieru był celem. Ostrożnie go odkopałam i okazało się, że była to mapa. Zdziwiło mnie to. Wyglądała na starą, jednak wcale nie była w złym stanie. Kolejną zaskakującą rzeczą było to, że zaznaczone na niej były 3 miejsca. Jedno w Lesie Dusz, drugie w pobliżu Wodopoju Grzeszników, a trzecie na Opustoszałych Mokradłach. Ciekawiło mnie, dlaczego mapa pokazywała jedynie tereny tego klanu...
Teraz stanęłam przed wyborem. Czy iść w miejsca wskazane przez mapę, czy może to olać? A może to czyjaś własność i nie powinnam tam chodzić? Cóż, wygrała ciekawość. Zdecydowałam się podążyć w tamte strony. Najpierw chciałam pójść nad Wodopój Grzeszników, ponieważ dziś wyjątkowo doskwierała mi temperatura – jedyny minus tych terenów. Mogłam się tam choć trochę ochłodzić. Co prawda, mogłam najpierw iść do punktu w Lesie Dusz, jednak zostawiłam go na koniec, bo wydawało mi się, że był blisko mojej jaskini. Nie musiałabym się wracać
I wtedy zdałam sobie sprawę, że nie wiem, gdzie konkretnie jestem. I chyba się zgubiłam... Po cholerę tu szłam...! Las wszędzie wyglądał tak samo, jednak nie chciałam tu zostać. Wzięłam mapę do pyska i pobiegłam w pierwszym lepszym kierunku, a po pięciu minutach już udało mi się opuścić las. Ku mojemu zadowoleniu, znów dostrzegłam tą samą zieloną trawę, co ostatnio. Już wiedziałam, gdzie jestem. Szybko zawróciłam, i pędem puściłam się nad wodopój. Nie mogłam jednak długo biec. Ten „rodzaj”wysokiej temperatury wyjątkowo mnie dobijał. Nie byłam stworzona do takich warunków, pomimo mojego żywiołu. Musiałam zwolnić.
Po jakimś czasie dotarłam na wskazane miejsce. Odłożyłam mapę i od razu zaczęłam pić zimną wodę. Mogłabym do niej wejść, jednak się bałam. Miałam fobię do wody... Gdy wystarczająco się ochłodziłam, znów przyjrzałam się mapie. Potrafiłam orientować się w terenie, więc nie zajęło mi dużo czasu, aby znaleźć się we wskazanym miejscu.
Byłam pewna, że jestem tam, gdzie powinnam. Nic tu jednak nie było. Lekko się zirytowałam. Zaczęłam odgarniać trawę i wtedy coś dostrzegłam. Fragmenty skorupy jakiegoś jaja. Były one bardzo twarde i ogromne. Zdecydowanie, nie należały do pierwszego lepszego ptaka. O ile w ogóle należały do ptaka... Zostawiłam je jednak i ruszyłam w kierunku Opustoszałych Mokradeł. Dotarcie tam nie zajęło długo, więc od razu spojrzałam na mapę. Wiedziałam już w którą stronę iść, lecz gdy uniosłam głowę, dostrzegłam coś dziwnego. W oddali poruszała się pewna ciemna postać. Trawy mi ją zasłaniały, jednak dostrzegłam wykrzywiony róg na pysku postaci. To mogło być tylko jedno...
Co jednak robiło tu Kelpie?! Przecież on tutaj nie występuje! Wiedziałam, że gdy tylko spotkam Fallena będę musiała mu o tym powiedzieć. Teraz jednak wzięłam mapę do pyska i szybko odbiegłam, aby Kelpie mnie nie zobaczyło...
Zostało więc tylko miejsce w Lesie Dusz. Moja dzisiejsza wyprawa wcale nie wydawała mi się długa, jednak już się ściemniało. Na miejsce dotarłam o zachodzie słońca. Tym razem jednak nie musiałam długo szukać. Moim oczom ukazało się wejście do jakiejś jaskini...
Nie była ona ani w pełni na powierzchni, ani w pełni pod ziemią. Z daleka wyglądała jak zwykłe, małe wzniesienie... Wejście było słabo widoczne, jednak nie ukryte i bez problemu każdy by się tam zmieścił. Spojrzałam na nie krytycznie, ale ostatecznie zdecydowałam się tam wejść
Było dość stromo, ale spokojnie zeszłam na dół. Było tu tylko jedno pomieszczenie do którego prowadził krótki, ciemny korytarzyk, jednak jaskinia całkowicie mnie zaskoczyła. Ściany były z naturalnie chropowatego kamienia w odcieniu pastelowej szarości, a porastały je pnącza, które pięły się nawet po górnej części jaskini, jednak nie opadały w dół, przez co całość wyglądała estetycznie. Podłoga z tego samego kamienia, jednak jej połowę pokrywał miękki mech. Po prawej stronie pomieszczenia płynął mały strumyk, który wyglądał, jakby brał się znikąd. Nie wiedziałam jednak, czy woda z niego jest zdatna do picia...
Największym zaskoczeniem zaś był duży, pojedynczy, fioletowo-różowy kryształ w centralnej części jaskini. Coś kazało mi do niego podejść. Całkowicie pochłonięta prostotą i pięknem tego miejsca, zbliżyłam się do niego i zaczęłam się mu przyglądać. Był źródłem światła dla całej jaskini. Ostrożnie zbliżyłam swoją łapę. Jednak gdy tylko go dotknęłam, rozpadł się na małe kawałki. Przez dwie sekundy jeszcze lśniły, po czym zaczeły przemieniać się w najzwyklejsze, szaro-brązowe kamienie. W tym samym momencie w jaskini zapadła całkowita ciemność... Rozpaliłam więc ogień w miejscu, gdzie wcześniej znajdował się kryształ. Ku mojemu zaskoczeniu, kamieni ani jakichkolwiek znaków po krysztale już nie było... Nie przejmowałam się tym jednak zbytnio... A może to nawet wyjdzie mi na dobre i otrzymam nową moc...?!
Nie miałam pojęcia, co się stało. Usiadłam więc przy ogniu i nadal rozglądałam się po jaskini. Strasznie mi się tu podobało. Wyglądało na to, że nikt wcześniej nie był tu przede mną. Mogłabym więc chyba się tu przenieść... Nie mogłam jednak zostać tutaj od razu. Nie wiem dlaczego, ale wolałam pozbyć się śladów mojej obecności z poprzedniej jaskini. Odłożyłam więc tutaj mapę, ugasiłam ogień i spróbowałam się wydostać z jaskini. Poszło mi dość szybko, i od razu pobiegłam do mojego poprzedniego „domu”. Okazało się, że to było dość spory kawałek stąd...
Wyrzuciłam szybko wszystko, co zdążyłam uzbierać na posłanie i inne rzeczy, po czym spojrzałam na tą najzwyklejszą w świecie jaskinię. Teraz była mi ona zbędna...
Zapadł już zmrok, więc wróciłam do mojego nowego „miejsca zamieszkania”. Ponownie rozpaliłam ogień, i znalazłam sobie wygodnie miejsce do spania. Zorientowałam się również, że mapa także zniknęła. Lekko mnie to zdziwiło, ale co mogłam z tym zrobić? Nic... Zamknęłam więc oczy i spróbowałam zasnąć. Byłam ciekawa, o co z tym wszystkim chodziło, jednak z braku pomysłu na powód całego tego zamieszania, porzuciłam te myśli. Wtedy przypomniało mi się, że przecież nikt nie wie o tym, że zmieniłam swoje miejsce. Cóż... Chyba nic się nie stanie. Nie jestem im na razie potrzebna... Na razie mogę spokojnie spać...
QUEST ZALICZONY!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!