sobota, 6 maja 2017

Od Silver'a - C.D. Avalanche "Na skrzydłach nadziei"


Nie potrafiłem znieść tego dziwnego uczucia, nie odnosiło się ono w żaden sposób do tego, jak potoczyły się wydarzenia, a do samej reakcji samicy. Dlaczego miałem wrażenie, że się nade mną ulitowała... Dlaczego tak bardzo zaskoczyła mnie jej decyzja... może liczyłem na śmierć? Sam nie wiem czego oczekiwałem, stałem patrząc na Avalanche, próbując ułożyć swoje myśli w coś na kształt rozsądku. 
- Pytaj o co chcesz - Powiedziałem głosem jak najbardziej stanowczym i pewnym. Nie miałem zamiaru niczego ukrywać. 
- Dobrze, więc zacznijmy od historii. Skąd pochodzisz i dlaczego tu jesteś? - Jej pytanie było jasne, jednak odpowiadając na nie, rozdrapywałem już prawe zabliźnioną ranę. 
- Pochodzę z Finlandii, kraju słynącego z klimatu umiarkowanego oraz najdłuższej pory roku jaką jest zima. Wataha, w której się wychowywałem zajmowała jedne tereny od pokoleń, wilki dołączały, a jeśli odchodziły, to tylko do dołu zasypywanego piaskiem. Zwierzyny nie brakowało, a pozostałe stada były zbyt małe, aby rzucić się na nas. Nawet gdyby połączyły siły. 
- Coś nie chce mi się wierzyć, że opuściłeś taki "raj" - Avalanche wcięła się w wypowiedź. 
- Nie zrobiłem tego z własnej woli. Miałem nawet pewne plany co do jednej samicy z owego stada... z tego, co wiem, to samo tyczyło się mnie. Jednak życie jak w Edenie nie może trwać wiecznie. Ludzie, tylko dlatego jestem tutaj. Zagarnęli nasze tereny łowieckie pod budowę swojego miasta. Przy okazji wybili sporą ilość zwierzyny łownej. Zaczęło brakować pożywienia, wilki poczęły odchodzić, a żeby wydostać się z terenów naszego stada trzeba było przejść przez obszary zajmowane przez inne watahy. Któryś ze zbiegów wygadał się... i... - Po moim poliku popłynęła łza. - Dostaliśmy to, co kumulowało się przez lata. Trzy watahy uderzyły na nas w tej samej chwili, zostaliśmy odcięci, a walka trwała dobre dwa tygodnie. Po tym czasie nasze stado było albo pojmane... albo martwe. Trafiłem jako "łup wojenny" do stada, gdzie rząd obejmowała bardzo młoda alfa. Nie wiem czy miała chociaż rok... W ataku, który przeprowadzili zginął jej ojciec, a matka zmarła przy porodzie. Zostałem zaprowadzony przed jej oblicze jako "ten który pozbawił ją opiekuna". Nie wiem czy tak było, czy po prostu wybrali pierwszego lepszego. To... to dziecko wyszło z jaskini z kawałkiem szmatki, otarło mój zakrwawiony pysk, po czym wyszeptało tylko dwa słowa. Brzmiały one "Wybaczam ci...", po czym wstała, aby krzyknąć najgłośniej jak mogła "Wybaczam im wszystkim!". Sznury nas krepujące zostały rozcięte, a każdy z jeńców rzucił się w szaleńczy bieg, często raniąc się o przeszkody znajdujące się na jego drodze. To był ostatni raz, kiedy widziałem moje stado. Później, bez większych przeszkód... łapy mogą zanieść mnie na drugi koniec ziemi, jeśli zajdzie taka potrzeba. 
Skończyłem mój wywód spoglądając na waderę, która nie okazywała żadnych emocji. Nie mogłem od niej niczego oczekiwać... to była moja własna batalia. Walka, którą toczyłem wewnątrz swojego umysłu. 
- Twoje żywioły i moce - Rzuciła oschle. 
- Moimi żywiołami są Ziemia i Natura, natomiast do moich umiejętności mogę zaliczyć... Wywołanie trzęsienia ziemi za dowolnym obszarze, wciągnięcie przeciwnika pod ziemię, utwardzanie skóry we wskazanych miejscach. Potrafię również pozbawić energii życiowych każdy funkcjonujący organizm, zmienić swój wygląd na godzinę... posiadam jeszcze moc zwaną Adaptacja... mówiąc krótko, mogę używać różnych części ciała martwych wilków jako elementy zamienne. Do mocy specjalnych należą dwa poziomy Berserka oraz moc o nazwie Blokada. Umożliwia mi ona zatrzymanie dowolnej funkcji życiowej. 
- Jakie stanowisko chciałbyś objąć? 
- Jeśli jest taka możliwość, chciałbym być obrońcą rannych. 
- Obrońca, który sam rzuca propozycję walki? - Avalanche zaśmiała się cicho. - Dobrze, pozostało nam tylko zwołać resztę Klanu i przedstawić nowego osobnika. 
Wzdrygnąłem się na samą myśl...
- Nie możemy tego pominąć? - Zapytałem z nadzieją w głosie. - Nie za bardzo lubię... występy formalne. Jeśli można to tak nazwać... 
- Owszem, możemy, tylko nie gwarantuję ci, że jeden z moich zabójców nie pomyli przypadkowo celów. 
Pogodziłem się z faktem...
- Dobrze, niech więc tak będzie. 

<Avalanche, możesz zakończyć?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!