Samica, która właśnie delektowała się moim posiłkiem była jakaś inna. Mimo, iż nie widziałem jej nigdy wcześniej, przeczuwałem, że mogę mieć kłopoty... i to spore. Jeśli wierzyć jej wypowiedziom... była samotniczką. Mimo to nie szukała watahy. Nie wyglądała jednak na waderę pokrzywdzoną przez życie.
Jeśli wierzyć jej wypowiedzi...
Jeśli...
"Królowie nigdy nie kłamią, twierdzą, że to świat się myli..."
***
Zacząłem powoli wkraczać na pierwszy poziom Berserka, jednak nie miałem zamiaru atakować, robiłem to tylko po to, aby mieć ewentualne szanse z zabójcą... Tak, dokładnie tak! Nie wiedziałem, czy jest z Klanu Fallen'a, nie potrafiłem określić, czy wodzi mnie za nos, jednak jeśli miałbym wskazać jej miejsce na ziemi... byłoby ono zaraz u boku głównego oponenta Avalanche, a przez to także i mojego. Każde spostrzeżenie budowałem w oparciu o informacje otrzymane w moim stadzie... jednak zawsze wolałem zachować pewien odstęp, nawet do własnych domysłów. Postanowiłem jednak sprawdzić tą szaloną tezę... Tezę mówiącą o spotkaniu jednego z wrogów na terenach granicznych...
- Nie za bardzo obchodzi mnie czy chcesz, czy nie. Znalazłem cię na terenach należących do mojego stada. I to własnie jednostka sprawująca pieczę nad tymi terenami zadecyduje, czy przyszłaś tu tylko dla jedzenia -Powiedziałem i powoli zacząłem kierować się w stronę obszaru należącego do Cecidisti Stellae.
Byłem ciekawy jej reakcji, jeśli bez wahania poszłaby za mną miałbym pewność, że ma powiązania z wrogiem pozostałych klanów.
- Co się stanie jeśli nie pójdę?! - Zapytała, a znaki na jej ciele zaczęły buchać żarem. Posłała mi spojrzenie godne najbardziej niebezpiecznego osobnika, jednak nie zrobiła tym na mnie większego wrażenia. Wykonałem szybki doskok, mimo to zaobserwowałem brak agresywnej reakcji.
- Jeśli nie pójdziesz... - Wkroczyłem na drugi poziom Berserka, tym razem wadera wyczuła to bez problemu. Nie chciałem jej atakować... jedynie sprowokować. - Obiecuję ci, że znajdę cię i potraktuję jak zdrajcę.
Staliśmy w miejscu przez dłuższą chwilę. ale nawet ta chwila wystarczyła, coś się zmieniło. Wadera przestała płonąć, jej oczy nie wyrażały już takiego dziwnego "zagubienia", a łapy troszkę mocniej wbiły się w grunt. Teraz bylem pewny, stałem oko w oko z zabójcą. Samicą, która w ciągu kilku chwil potrafiła skakać pomiędzy nastrojami... Patrzyłem w oczy wroga, dla którego byłem jedynie ofiarą, kolejnym obiektem przeszkadzającym w osiągnięciu upatrzonego celu. Cała moja pewność siebie, każde wzmocnienie... w tym momencie wyglądały jedynie na coś, przez co życie wydłuży się o kilka minut. Byłem przerażony, jednak nie postawą czy wyglądem samicy. Zszokował mnie fakt, iż nic nie musiała robić. Moje głupie teorie, próby prowokacji, zbliżyły mnie do niej na długość szczęki i pazurów... Momentalnie osłabłem, a w moim umyśle zapanowało coś na wzór pustki. Patrzyłem na jej sylwetkę, gotowe do ataku ciało, oczy śledzące każdy mój ruch, łapy oraz szczęki gotowe posmakować nie tylko kolejnego kęsa zdobyczy, ale również krwi osobnika tego samego gatunku. Jedyne, co mi pozostało to wzmocniona skóra na gardle oraz brzuchu. Gwarantowała, że nie zginę przy pierwszym uderzeniu...
- Należysz do klanu Cecidisti Stellae. Nie okłamałaś mnie... gdy pytałem cię o watahę... - Podniosłem wzrok. - Jeśli chcesz walczyć, to proszę... jednak miej na uwadze wynikające z tego konsekwencje.
Miałem nadzieję, że w końcu ją rozszyfrowałem... jednak mogła to być tylko kolejna złudna nadzieja.
<Then?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!