Już minął tydzień od momentu, gdy sprowadziłam jajo do jaskini. Nic jednak się nie działo... Błonka nadal była nienaruszona, jednak nie chciałam się go pozbywać. Miało zapewnione ciepło, było bezpieczne... Nie wiedziałam, dlaczego nie chce się wykluć. Aż do dziś.
Gdy się obudziłam, zobaczyłam, że jajo jest wręcz zniszczone. Szybko się rozejrzałam, i w pobliżu dostrzegłam dwoje bursztynowo-czarnych, wpatrzonych we mnie oczu. Od nich ciągnęło się czarne i lśniące niczym onyks podłużne ciało pokryte małymi łuskami. To najwyraźniej było stworzenie, które sprowadziłam do domu...
Nie wydawało się agresywne, wręcz przeciwnie – emanowało spokojem, ale widać było, że jest pełne dystansu. Nie zbliżałam się do niego jednak, aby go nie przestraszyć. Po chwili otworzyło paszczę, jakby ziewając. Nie wiedziałam, co to ma oznaczać, ale gdy dostrzegłam jego czarną paszczę, zrozumiałam, z czym mam do czynienia – to była czarna mamba.
Wtem coś kazało mi wrócić do mojego snu. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie było tam ani jednego osobnika tego gatunku. Było to najwyraźniej zaplanowane z góry... Bo przypadkiem raczej bym tego nie nazwała.
Po chwili ów stworzenie się do mnie zbliżyło. Nie bałam się jej jednak. Właśnie... Nie wiedziałam skąd, ale przeczuwałam, że to jest ona. A dokładniej, miała na imię Alert. Najwyraźniej musiało to być magiczne stworzenie. Cieszyło mnie to. Jeśli uda mi się ją oswoić, na pewno będzie dobrym sojusznikiem.
Nie chciałam traktować jej jak zwierzę, pupila. Musiałam zdobyć jej zaufanie, wzbudzić szacunek. Każde stworzenie w którym była choć odrobina magii myślała inaczej i była bardziej świadoma swojej wartości. Nie mogłam jej zlekceważyć, ponieważ prawdopodobnie pomimo młodego wieku jej inteligencja była na poziomie przeciętnego osobnika dorosłego.
Ona chyba też nie wyczuwała zagrożenia z mojej strony. Delikatnie uniosła swoje ciało tak, że miała łeb mniej więcej na wysokości mojej klatki piersiowej. Wtedy dopiero zdałam sobie sprawę, jaka jest ogromna. Nie miałam pojęcia, jak zmieściła się w tamtym jaju...
- Witaj. Mam na imię Althena. To ja cię tu sprowadziłam. Nie chcę cię skrzywdzić, a jedynie poznać – odezwałam się w końcu, mając nadzieję, że uda mi się porozumieć z Alert. Ta wyglądała na zaciekawioną, i delikatnie się przybliżyła, regularnie wysuwając swój czarny język – Poszukuję towarzysza. Mój Klan prowadzi wojnę z trzema innymi. Przez jakiś czas miewałam dziwne sny i w końcu zdecydowałam się poszukać jakiegoś rozwiązania. Tak trafiłam na ciebie, więc najwyraźniej powinno nam się dobrze współpracować. Mam nadzieję, że będziesz chciała spróbować...?
Alert lekko przekręciła swoją głowę, dokładnie mi się przyglądając. Lekko odchyliła swoje ciało do tyłu, ale po chwili ułożyła je z powrotem na ziemi. Starałam się być miła, ale powoli traciłam cierpliwość. Szkoda, że nie umiała mówić... Albo nie uraczyła mnie okazaniem tej umiejętności
- Widać jest w tobie duży potencjał. Mogę pomóc ci nauczyć się twoich mocy, ponieważ na pewno takowe posiadasz. Pomagając nam, będziesz miała zapewnione względne bezpieczeństwo na naszych terenach, jednak tak jak mówiłam, będziesz potrzebna przy walce. Zgadzasz się? – zapytałam, oczekując odpowiedzi od razu. Nie chciałam się bawić w zgaduj zgadula. Ku mojemu zaskoczeniu jednak Alert po chwili pokiwała głową na potwierdzenie. Uśmiechnęłam się triumfalnie. Kolejny odniesiony sukces. Teraz tylko należało wywiązać się z danych obietnic...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!