Obejrzałem się z ciekawością za siostrą Samsawell'a, u której boku kroczyła śnieżnobiała kuleczka. Sealiah różniła się wyglądem od mojego towarzysza — dysponowała bowiem białym futrem z granatowymi pasami. Zawsze uważałem, że rodzeństwo powinno być do siebie bardziej podobne. W mojej watasze zazwyczaj dbano o to, aby rodziły się jedynaki, więc trudno było mi sobie wyobrazić jak rodzeństwo mogło wyglądać, a tym bardziej jakie było uczucie posiadania go.
— Idziemy — oznajmił basior, rzucając ostatnie spojrzenie oddalającej się siostrze i córce. Podążyłem za nim.
Szliśmy bark w bark przez zimową tundrę. Widziałem jak kątem oka jak jego naprężone i wyćwiczone mięśnie pracują. Ukłucie zazdrości, które raptownie mnie ogarnęło, zdenerwowało mnie nieco. Niegdyś sam mogłem poszczycić się dobrą sylwetką. Ba! Nawet byłem jednym młodych basiorów, którzy byli najlepiej wyćwiczeni. Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Spojrzałem oświecony na Samsawell'a i wypaliłem entuzjastycznie:
— Chciałbyś mnie trenować?
Wilk spojrzał na mnie zaskoczony. Był wyraźnie zaskoczony i zmieszany moją nagłą propozycją i z początku nie wiedział co powiedzieć.
— Pozwól, że najpierw zobaczymy, czy zostaniesz przyjęty do Klanu — Ostatecznie udało mu się całkiem zgrabnie z tego wybrnąć.
Entuzjazm nieco podupadł i skinąłem jedynie głową. Rzeczywiście musiałem najpierw zostać przyjęty, a także nie mogłem wymijać tego faktu. Zaraz ochrzanił mnie mój rozsądek, mówiąc, że nie powinienem się tak wychylać.
Droga się dłużyła, a moja lewa łapa, zaczęła już nieco drętwieć. Już chciałem zaproponować, żeby zrobić przerwę, ale uprzedziły mnie słowa wilka:
— Już prawie jesteśmy. Widzisz tamtą skałę? — Wskazał na nią pyskiem. Była to samotna skała umiejscowiona pośrodku nieskończonej tundry rozciągającej się za Górami. — Zwą ją Samotną Iglicą, tam znajduje się jaskinia Alf.
Stwierdziłem, że nazwa idealnie pasowała do tego miejsca.
— Rozumiem — mruknąłem.
Myślałem, że jest to zaoponowaniem do pożegnania, ale wilk skierował się w jej stronę. Zaskoczony tym faktem, sam również poszedłem w jej kierunku. Spokojny marsz nie zajął nam długo. Do moich nozdrzy dosyć szybko dobiegła nowa woń, o dziwo dwóch samic. Jedna z nich wyłoniła się z mroku i powitała mnie uśmiechem, choć w jej oczach czaiła się niepewność, a była to iście mieniąca się fioletem i różem w oczach, wilczyca.
< Estranged? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!