Wiedziałam, że Mortimer jest dziadkiem Sairy i ojcem Samsawell'a i byłam pewna, że dojdzie między nimi do pewnego rodzaju wojny, jednak nie przypuszczałam, że to Mo zaatakuje pierwszy i to jeszcze tak szybko. Przekroczenie przez niego granicy mogło skutkować poważnymi konsekwencjami, jednak on zdecydowanie się tym nie przejmował - przyszedł tutaj po Sairę i bez niej nie miał zamiaru się ruszyć. Mała wilczyca, z którą przed chwilą kończyłam lekcję walki, natychmiast przybrała pozę obronną. Po treningu czuła się pewna siebie, jednak Mortimer nie był kukłą treningową ani nauczycielem, a groźnym wilkiem z równie groźnego Klanu. Innymi słowy, mała była w tym momencie bezradna, natomiast łącząc ze mną siły mogłyśmy jakoś odeprzeć basiora, co i tak byłoby bardzo trudne.
- Nagle zachciało ci się spacerów z wnuczką? - Parsknęłam i kontynuowałam. - Wydaje mi się, że jeszcze niedawno nie chciałbyś jej nawet znać, a teraz chcesz ją zabrać? Niedoczekanie.
- A gdzie się podziała ta cicha chudzinka sprzed kilku miesięcy? - Zaśmiał się Mortimer. To był cios w czuły punkt. Moje życie parę miesięcy temu wyglądało jeszcze nieco inaczej, powoli otwierałam się na inne wilki i nabrałam pewności siebie. Nie mogłam pozwolić, by Mortimer przeszkodził mi w mojej drodze do wyjścia z tego całego bałaganu, którym było moje życie.
- Spadaj Mo, nic tu po tobie - Ucięłam, jednak na basiorze nie wywołało to wrażenia. Byłam pomiędzy nim, a jego celem, więc logicznym było, że chciał mnie usunąć ze swojej drogi. Najlepiej tak, abym już więcej mu na niej nie stawała. Nie miałam jak skontaktować się z Well'em lub ciotką Sairy, nie mogłam liczyć na czyjąkolwiek pomoc. Ja i moja uczennica byłyśmy same przeciwko ciemnemu jak noc basiorowi.
Zawsze czułam, że nie można mu do końca ufać i nigdy tego nie robiłam, chyba jak każdy w Watasze. Teraz, kiedy dołączył do najgorszego z możliwych Klanów, byłam pewna, że dobrze robiłam. Ten wilki nie zasługiwał na czyjekolwiek zaufanie i szacunek, choć widząc go, nie można było tak po prostu chamsko się do niego odezwać, słabe wilki były zmuszone go respektować, bo inaczej mogły źle skończyć. Ja na całe szczęście nie uważałam się za słabą i byłam gotowa walczyć o dobro Sairy.
- Lepiej zejdź mi z drogi - Zagroził wilk. - Przecież nic nie zrobię mojej wnusi.
- Nie zbliżaj się - Zawarczałam, kiedy ten postawił krok. - Nie pozwolę ci jej tknąć.
- Nie pytałem cię o pozwolenie - Odpowiedział. - Mam do niej większe prawo, niż ty i to ja decyduję, gdzie i z kim przebywa.
- Ty?! - Wybuchłam. - Ty nie masz żadnego prawa, by o tym decydować!
- Więc nie pozostawiasz mi wyboru - Mortimer przewrócił oczami, cofnął się o krok i przybrał pozycję do ataku, ja zaś starałam się rejestrować nawet najmniejszy jego ruch, aby wiedzieć, w którą stronę mam skoczyć, by go odepchnąć. Kątem oka dostrzegałam Sairę, która przyglądała się swemu dziadkowi zza mojej nogi, czujnie obserwując każdy nasz ruch. Wiedziała, że będzie musiała albo mi pomóc, albo uciec i była gotowa zrobić to w każdej chwili. Miałam nadzieję, że jej pomoc nie będzie tutaj potrzebna.
Mortimer skoczył mi do gardła, a ja skutecznie wykonałam unik i zamieniliśmy się miejscami. Biorąc pod uwagę fakt, że stało za mną szczenię, było to dość ryzykowne. Jednak po dzisiejszym treningu byłam pewna, że Saira skoczy zaraz za mną i również wykona unik. Uczyła się w końcu od wadery, której strategia właśnie na tym polegała.
- Nie dostaniesz jej! - Krzyknęłam, kiedy basior ponownie ustawił się przede mną. W duchu liczyłam, że zaraz na miejscu pojawią się posiłki, jednak wiedziałam, że tak się nie stanie. Ja i Saira zostałyśmy same przeciwko Mortimerowi.
< Mortimer lub Saira? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!