piątek, 5 maja 2017

Od Altheny - C.D. Fallen'a "Chantaje"


Nie spodziewałam się, że tu przyjdzie. Próbowałam się powstrzymać, ale cieszyło mnie to. Byłam jednak na tyle opanowana, że nie okazywałam tego. Moje postanowienie nie mogło legnąć w gruzach!
Gdy wszedł, zadał pytanie, które zupełnie mnie zbiło z tropu. W mojej głowie było tylko jedno, wielkie „CO?!”... Zacisnęłam zęby i spojrzałam za niego, w stronę wyjścia z jaskini. Mogłam wybiec, ale to byłoby bardziej podejrzane, niż jakbym tu została. Możliwe, że odebrałby to jako strach, albo niepewność... Nie mogłam się bardziej ośmieszyć, więc przez chwilę jeszcze siedziałam cicho
- Mowę ci odebrało? – zapytał, trochę zniecierpliwiony. Ale co ja miałam powiedzieć?! Jak wybrnąć z tego z głową?!
- Muszę się dostosować do was charakterem, tak? – zapytałam ironicznie, jednak coraz trudniej było mi ukryć skrępowanie, niepewność i zmieszanie
- Jasne... – mruknął – Nie gadaj do mnie jak do dziecka. Nie jestem idiotą, nie oszukasz mnie.
- Skoro wszystko tak dobrze wiesz, to po co pytasz?! – uniosłam się, a moje znaki na sierści lekko zjaśniały. Jeszcze chwila, i zapłoną...
Zachowuję się jak jakaś wkurzona nastolatka... Nie mogłam. Na pewno nie przed nim...
Formalnie, to nic nie mogłam. Musiałam być jak twardy, zimny głaz. To najlepsze wyjście, jednak mimo wszystko tak trudne do uzyskania... Miałam wrażenie, że nie powinnam była tu przychodzić. Przynoszę sobie tylko wstyd.
- Już nie jesteś taka odważna jak wtedy, co...? – zadrwił, a ja poczułam się dziwnie. Z jednej strony wcale nie czułam gniewu, ale moje znaki... One już nie wyglądały jak sierść... To był ten moment, na który tylko czekałam – płonęły. Fallen lekko się zdziwił i obserwował mnie uważnie, mi jednak dodało to odwagi.
- Może nie jestem taka „odważna” jak ty, ale sobie poradzę... – rzuciłam, po czym jakimś cudem przygasiłam płomienie na moim pysku – Jeśli chcesz wiedzieć prawdę, jest na tylko jeden sposób... Później zrób co chcesz: zabij mnie, zrań lub nie rób nic... Nie obchodzi mnie to.
Po tych słowach zamknęłam oczy i ostrożnie się do niego zbliżyłam. Spodziewałam się jakiegoś warczenia, ataku, afery... Czegokolwiek. Nic jednak nie nastąpiło. Gdy tylko byłam wystarczająco blisko, wyciągnęłam szyję i delikatnie go polizałam. Powoli się odsunęłam, i spojrzałam na niego.
Nie zdradzał żadnych uczuć, i to mnie na pewien sposób martwiło. Wolałabym, aby zrobił cokolwiek. Rzucił się na mnie, dał upust swojej irytacji...! Cokolwiek, przez co chociaż na chwilę bym o tym zapomniała! Ale nie.
Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. On obserwował mnie, ja udawałam, że nie zwracam na to uwagi i obserwowałam las. Moje znaki nadal płonęły, dając pewną poświatę na całą jaskinię.
Miałam się powstrzymać. Nie chciałam do tego dopuścić. Ale postawił mnie pod ścianą, tak jak ja jego wcześniej. Tylko że to był dużo gorszy wybór. Ciążyło to we mnie. Wcale nie czułam się z tym dobrze. Nawet nie dlatego, że zachowywałam się jak jakaś dziewczyna z przesłodzonego romansidła, ale przez to, że nie wiedziałam co on o tym myśli... Nie mogłam już wytrzymać tej ciszy
- Dlaczego jeszcze się na mnie nie rzuciłeś...? Nie chcesz wydrapać mi oczu...?! – warknęłam, nadal na niego nie patrząc.

< Fallen? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!