Czas oczekiwania na szczenięta dłużył nam się niemiłosiernie. Parę razy byliśmy u Savior'a, aby upewnić się, że ze szczeniętami wszystko dobrze. Kiedy już wiedzieliśmy, że będzie to dwójka chłopców, czuliśmy się bardzo podekscytowani przybyciem tej dwójki na świat w najbliższym czasie. Cały Klan wręcz huczał od tego, ponieważ miały byc to pierwsze szczenięta urodzone już jako obywatele nie tylko Watahy, ale i Klanu. Wszystkie pozostałe wilki pochodziły jeszcze z czasów przed powstaniem Klanów lub przybyły z innych watah, dlatego Moon i Tomoe - bo zdecydowaliśmy, że właśnie tak nazwiemy to rodzeństwo - byli w pewien sposób pionierami.
Nadszedł planowany termin porodu i od samego początku dnia widać było, że Savior nie pomylił się ani o dzień, ponieważ Celty czuła od rana skurcze i bóle, świadczące o zbliżającym się porodzie. Starałem się jakoś załagodzić ból, jednak medykiem nie byłem i nie miałem pojęcia jak takie sprawy rozwiązywać, l dlatego mogłem jedynie podawać jej jedzenie i ogrzewać, kiedy tego chciała.
- Jak się czujesz? - Zapytałem po kilku godzinach nieudolnego próbowania zrobienia czegoś, co obniżyłoby poziom bólu Celty.
- Chyba powinniśmy iść do Savior'a - Odpowiedziała, więc tak też zrobiliśmy. Pomogłem jej wstać i zaprowadziłem do naszego Alfy, który oczekiwał nas już na wejściu, jakby wiedząc, że właśnie przyjdziemy. Co jak co, ale doskonale zna się na medycynie.
Przywitał nas ciepło i kazał mi zostać na zewnątrz, aby Celty miała święty spokój. Pierwszy raz w moim życiu zdarzała się sytuacja, że to samiec pomagał przy porodzie. Zawsze robiła to wadera, jednak teraz nie mieliśmy żadnego medyka, więc ta odpowiedzialność spoczywała na naszym Alfie, który nie miał z tym najmniejszego problemu. Już po kilkunastu minutach zostałem zaproszony do jaskini, w której Celty leżała wraz z moim potomstwem. Były to dwie szaro-białe kuleczki.
< Celty? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!