środa, 17 maja 2017

Od Ivy - Żywa dla siebie, martwa dla innych, część 2


Poczułam jego delikatną łapę lekko podnoszącą mój podbródek, mimowolnie wzniosłam również wzrok. Moje serce płonęło żywym ogniem, natomiast umysł i ciało chciały zapaść się pod ziemię.W tej chwili stało się dla mnie jasne, że oboje coś do siebie czujemy... jego oczy były za bardzo przepełnione tym dziwnym uczuciem. 
- Puśćcie ją... - Powiedział spokojnym głosem, a dwa basiory do tej pory skutecznie blokujące każdy mój ruch błyskawicznie ustąpiły. Również usiadłam, tak aby nie musiał się schylać. Jego palce powoli i z niezwykłą delikatnością przebiegły po moim policzku, zatrzymując się minimalnie nad obszarem czarnej sierści. Drugą łapą objął mój łeb, po czym lekko się przybliżył. Po raz pierwszy ktoś złożył mi "pocałunek" tak bardzo przepełniony uczuciami. Mimowolnie zaczęłam, płakać, przy okazji tonąc w jego objęciach. Czułam się nikim, jednostką zmieszaną z glebą... waderą, która już nigdy nie zazna szczęścia. Ta jedna, krótka chwila wybiła się ponad każde z tych uczuć. 
- Znajdę cię, obiecuję Ivy... - Wyszeptał wciąż trzymając mnie w objęciach. 
- Proszę cię Bloodfrost - Każde słowo przechodziło mi przez gardło z coraz większym trudem. - Nie składaj obietnic, których nie będziesz w stanie spełnić. 
- Wiesz, że jestem uparty, mogę wyruszyć już jutro jeśli tylko... - Jego wypowiedź została przerwana przez nagły grymas wywołany bólem. 
- Alfa jest związany z tą jaskinią, a ty jesteś związany z alfą. Miałeś swoje pięć minut... - samiec piastujący stanowisko przywódcy trzymał mojego przyjaciela za kark. W miejscu uchwytu wydobywał się zielony dym, a po odciągnięciu łapy w jej miejscu pojawiła się pieczęć. Taka sama jak ta widniejąca nad kwaterą najważniejszego basiora. - Nie mogę pozwolić aby taka dusza się zmarnowała! Jeśli opuścisz tą jaskinię na odległość większą niż kilometr zostaniesz do niej automatycznie przeniesiony. Tu jest twoje miejsce...
Bloodfrost nadal siedział krzywiąc się s bólu, znak został dosłownie wypalony w jego skórze. Wzrok Alfy natomiast skierował się na mnie.
- To już twój czas Ivy... 
Moja matka zbliżyła się wraz z szamanami. Grupka trzech "wilków oświeconych" nałożyła na mnie jasnofioletową farbę, natomiast wadera, która wydała mnie na świat błyskawicznie naciągnęła chustę o takim samym kolorze, lecz ciemniejszym odcieniu, zasłaniając nią skażone oko. 
- Teraz się mnie brzydzisz? Tyle razy wspominałaś, że mnie kochasz... mamo! Dlaczego akurat teraz się mnie brzydzisz?! - Krzyczałam będąc odprowadzana do wyjścia.
- Nie jestem już twoją matką, nigdy więcej mnie tak nie nazywaj - Wysyczała, a drzwi wejściowe do mego domu zamknęły się dla mnie... na zawsze. 

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!