Spałam sobie spokojnie w mojej dawnej pustej jaskini. Sama.
- Co? Już ranek? Mhh... No cóż, trzeba wstawać - powiedziałam do siebiem po czym powoli zwlokłam się z legowiska i ruszyłam w drogę.
Byłam poza domem już od tygodnia, więc nie miałam znajomych, rodziny, ogólnie nikogo, z kim mogłabym zamienić jakieś słowo... Jedynym z moich codziennych zajęć było szukanie czegoś do jedzenia oraz czasami przyglądanie się z ukrycia wędrującym stadom jeleni czy innych zwierząt leśnych. Czemu jestem zdana sama na siebie? Bo na to zasłużyłam i nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Trochę nudno jest gadać ciągle sama do siebie...
- Chyba pójdę dalej - znowu zaczęłam mówić do siebie.
Biegłam przez las. Widziałam poranną rosę, ptaki na drzewach, stado jednorożców... Uwielbiałam takie poranne wycieczki. Pięć klaczy galopowało razem z dwoma źrebiętami. Pomyślałam, że może kiedyś będę polować z przyjaciółmi z watahy. O ile w ogóle będę jeszcze w jakiejś. Wiatr gwizdał różne pieśni. Od czasu do czasu słychać było skrzeczenie wron. Pogoda była ponura. Mgła pokrywała całą okolicę. Widziałam tylko czubek swojego nosa. Gdy dotarłam na łąkę zobaczyłam.... No właśnie.... Co? Otóż zobaczyłam stado koni pędzące w moją stronę...W pierwszej kolejności chciałam uciec, ponieważ bałam się, że mnie startują. Jednak gdy tak czekałam okazało się, że za stadem biegły wilki, które zagoniły konie w inną stronę, a ja w ten sposób uniknęłam nieprzyjemnego spotkania z nimi. Westchnęłam z ulgą, po czym zauważyłam, że wkroczyłam na teren jakiejś Watahy. Jeden z wilków odłączył się jednak od polowania i podbiegł do mnie.
- Ty chyba nie jesteś stąd, prawda? - zapytał.
< Ktoś z Viridi Agmen? >
Zaklepuję! :3
OdpowiedzUsuń