niedziela, 8 marca 2015

Od Firefly - Jak dołączyłam?

- Co tam wypatrzyłeś, Gustaw? - rzekła jakaś wadera, zbliżając się do basiora.
To były pierwsze słowa jakie dotarły do mych uszu od wielu tygodni. Od czego się zaczęło?
Początki mej egzystencji rozpoczęły się w jednym z angielskich lasów, położonych niedaleko wioski ludzi. Do teraz zastanawiam się jak mogłam być na tyle naiwna, by interesować się ich parszywą naturą. Pierwszy etap mojego szczenięcego życia poświęciłam na zabawę z bratem i szkolenie zdolności, co było dość trudne w tak deszczowym klimacie. Mając prawie rok, brałam coraz aktywniejszy udział w życiu watahy. Polowania, patrole... Nie było potrzeby do walk, gdyż najbliższa wataha znajdowała się kilka mil od naszych terenów. Wszystko jednak zmieniło się, gdy ludzie coraz śmielej wkraczali na nasze tereny. Czarę przelały sidła, które stały się przyczyną śmierci samca bety. Jego okrzyk bólu przeszył całą okolicę. Gwarantuje, że każdy zachowałby się podobnie, gdyby jego przednia łapa została w jednej chwili zmiażdżona. Ludzie zwabieni jego skomleniem, wypowiedzieli tym samym wojnę naszemu klanu. Huk strzelb, krzyki ludzi, skomlenie naszych zdawało ciągnąć się godzinami. W rzeczywistości wystarczyło pół godziny, by te dwunożne larwy pozbawiły nas tego co kochaliśmy. Została nas zaledwie garstka, jednak wśród nich nie było nikogo z mojej rodziny, czy przyjaciół. Widziałam jak matka kona na mych oczach, brata z przestrzelonym bokiem, czy przyjaciela, dławiącego się własną krwią. Nie pozostaliśmy dłużni. Wśród naszych, poległa znaczna część wrogów. Nie przyniosło mi to jednak ulgi. Odeszłam, mając nadzieję, że to choć w pewnym stopniu pozwoli o zapomnieniu masakry, której byłam świadkiem. Przemiana w feniksa, w końcu okazała się być przydatna. Od tego momentu moimi jedynymi towarzyszami były chmury i gwiazdy. Dzień po dniu oddalałam się od rodzinnych stron. W końcu nadszedł koniec mojej wędrówki. Wylądowałam na jednym drzew, by odpocząć, sąsiadujących z polaną, na której przybywały...wilki. Tak też rozpoczęła się moja przygoda wśród swoich.
Wcześniej wspomniany basior dostrzegł moje złote pióra. Chcąc bliżej przyjrzeć się ich właścicielowi, zbliżał się do drzewa.
- Najprawdopodobniej jest to feniks, tyle, że nie mam pojęcia co on tu robi. - rzucił, wytężając wzrok. -Chodź Ginewro, one raczej nie atakują.
Wadera słysząc to, podbiegła bliżej, by móc mi się przyjrzeć. Najprawdopodobniej, nigdy nie miała kontaktu z feniksem. Zatrzepotałam skrzydłami, podrywając się w powietrze, a następnie wylądowałam z gracją naprzeciwko nich. Tym razem pióra pierwszy raz od dawna zastąpiło futro, a skrzydła ponownie zmieniły się w łapy.
Usiadłam cicho na przeciwko nich, wpatrując się w oba wilki, wyglądające na nieco zmieszane.

<Gustaw, Gnewra? Może ktoś inny?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!