Byłem ciekaw, kiedy skończy się to polowanie dla innych. I ogólnie robienie czegokolwiek dla innych. Czy nikt nie rozumiał, że chciałem po prostu być sam, w swoim świecie i spełniać się artystycznie i hobbystycznie zabijając inne wilki?! Na szczęście niedługo będę mieć ku temu wyborową okazję, jaką będzie nadchodząca wojna z Fortis Corde. Chciałem dorwać ich wszystkich. Słonecznych przede wszystkim. Nienawidziłem ich całym swoim sercem, chyba nawet bardziej, niż tych wszystkich wilków, które w kółko zakłócały mój święty spokój. A jeden z tych wilków właśnie stał przede mną i brał swój kawałek mięsa. To tylko trzy dni... Wytrzymam. Kiedy siedzieliśmy z Withered Rose po przeciwnych stronach pomieszczenia i próbowaliśmy zająć czymś łapy i głowy, stwierdziłem, że ta cisza mnie denerwuje. Gdybym był sam, pewnie śpiewałbym coś, albo gadał do siebie, tak jak robię to zazwyczaj, ale przy innych wilkach wolałem nie mówić swoich często dziwnych i niezrozumiałych dla większości społeczeństwa monologów.
- Myślisz, że wyzdrowiejesz do wojny? - Zapytałem. - Każde kły i pazury się przydadzą.
- Jakiej wojny? - Spytała, unosząc na mnie swoje zaskoczone spojrzenie. Rozbawiło mnie to. Wydawało mi się, że tylko Althena, Fallen i ja wiemy co się dzieje i na co się zapowiada. Czułem się prawie jak Beta, a wystarczyło po prostu trzymać się blisko i ładnie uśmiechnąć.
- Wy serio nic nie wiecie? - Zapytałem z lekkim uśmiechem. - Kroi nam się wojna z Fortis Corde. Nie wiadomo, czy inne Klany będą w to zamieszane, aczkolwiek nie zmienia to faktu, że będzie krwawa masakra. Na razie to tylko pogłoski, jednak niedługo może się zrobić naprawdę gorąco.
- Ale to już jest realne zagrożenie? Będą tutaj na przykład za kilka dni? - Spytała.
- Na razie jeszcze nie wypowiedzieli nam wojny, ale widzę, że się szykują. Alfy również to widzą. Dlatego należy być czujnym i przygotowanym.
- Aktualnie jestem jedynie zbędną kulą u nogi... - Westchnęła With.
- I lepiej, abyś jak najszybciej wyzdrowiała - Mruknąłem, mając nadzieję, że spędzi tutaj mniej, niż te cholerne trzy dni. - Tylko nie wiem, co ci podać, aby tak się faktycznie stało. Nie jestem medykiem, a jedynie pieprzoną niańką.
Potem już się do siebie nie odzywaliśmy. Starałem się robić jak najwięcej z rzeczy, które robię normalnie, jednak obecność chociażby Arcady'ego uniemożliwiała mi część tych dziwniejszych czynności, a co dopiero obcej wadery.
Nie okazywała, aby coś się pogarszało lub poprawiało. Zacząłem się zastanawiać, kto może mieć jakieś doświadczenie w medycynie i chcieć mi pomóc. Zapomniałem chyba w jakim żyję środowisku, wiadomo przecież, że nikt mi nie pomoże, zarówno z Cecidisti Stellae, jak i reszty Klanów. Chociaż... może gdyby With ładnie zagrała umierającą w potrzebie, nie posiadającą Klanu zagubioną wilczycę, udałoby się nabrać medyka z Viridi Agmen, czy innego Klanu. Nie byłem jednak pewien, czy taki cyrk ma jakikolwiek sens. Przecież mogłem po prostu przemęczyć się te kilka dni. A i tak nie wiadomo, czy medyk byłby w stanie coś zdziałać.
- Silent? - Usłyszałem.
< Withered Rose? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!