Anais nie przepadała za lisem od początku jego pobytu u nas. Oczywiście mogła czuć się zazdrosna, jednak miałam nadzieję, że kiedyś się zaprzyjaźnią. Lisica pojawiła się fakt faktem zupełnie nagle, znikąd można powiedzieć. Ale tak, jak inni znajdują węże, warany, czy małe gryzonie, tak ja znalazłam ducha. A towarzysza się nie porzuca, prawda? Dlatego też Anais nie miała powodu do zazdrości. Ba, nawet chciałabym kiedyś zobaczyć jak się razem bawią. Zauważyłam, że moją, "przyszywaną" co prawda, córeczkę coś drażni. Miałam kilka teorii, jednak wolałam się zwyczajnie upewnić.
- Ostatnio chodzisz jakaś taka... Przybita. Coś cię gryzie? - Spytałam łagodnie.
- Nie, nie mamo. - Odparła cicho, jednak jej ton sprawiał, że nie była zbyt wiarygodna.
- Anais, powiedz, proszę. - Nalegałam. Chciałam zapewnić jej jak najlepsze życie, dlatego wolałam wiedzieć, co jest nie tak, co muszę poprawić.
- Nic. Po prostu.. Mamo, tu jest tak nudno... Ja nie mam co robić. - Odpiwiedziała, wyraźnie odbiegając tematem od tego, co ją drażniło. Nie chciałam jednak zbytnio na nią naciskać. A to też było istotne spostrzeżenie.
Razem spędzałyśmy mało czasu, bo kiedy ja się budziłam, ona szła spać, a kiedy ona się budziła, dla mnie było zbyt wcześnie, bym normalnie funkcjonowała, więc szłam spać. Mój odmienny tryb życia bardzo dawał się we znaki, niestety. Jednak w żaden sposób nie potrafiłam się przestawić. Przez to młoda wilczyca ciągle nie miała co robić. I wcale jej się nie dziwiłam, bo nawet samotność potrafi dobić, zwłaszcza, kiedy jest się szczenięciem. W naszym klanie póki co nie było innych szczeniąt, i gdyby nie Anais, pewnie nie było by ich wcale. Prawdą jest, że Celty podobno była w ciąży, jednak zanim jej potomstwo przyszłoby na świat musiało minąć jeszcze sporo czasu. A też nadal uważałam, iż lepiej będzie, jeśli moja córcia na razie pozostanie w ukryciu. Przez chwilę odbiegłam myślami do naszego, i szczególnie bliskiego mojemu sercu, kochanego alfy. Nic nie ukryje się przed jego czujnym spojrzeniem, w każdej chwili mógł zobaczyć Anais, a wtedy miałabym nie mały problem. Musiałabym się jakoś tłumaczyć skąd się wzięła i w ogóle. Wiedziałam jednak, że to dobry władca, raczej nie będzie miał nic przeciwko, by została z nami. Tym bardziej zważając na zbliżającą się wojnę. Ale to nie był argument. Traktowałam małą jak własną rodzinę, nie chciałabym jej ponownie stracić. Gdyby ponownie została potraktowana jak wtedy, chyba bym się załamała. Dlatego miałam nadzieję, że zostanie ze mną.
- Wiem, Anais, wiem. Niestety o ile mi wiadomo w naszym klanie nie ma kogoś, kto mógłby się z tobą bawić. - Powiedziałam, dając wilczycy do zrozumienia, iż chciałabym, aby było inaczej. Ona tylko westchnęła w odpowiedzi.
- Tak teraz pomyślałam, że mogłabyś się bawić z lisem. Co ty na to? - Spytałam z uśmiechem.
<Anais?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!