Gdy tylko się rozbudziłam, przywitały mnie jasne promienie słońca i jakieś krzyki, z bliżej nieokreślonego mi źródła. Nie wiem, co się ze mną działo przez ten czas, jak się tu znalazłam, ani gdzie jestem. Prawdopodobnie byłam tak wyczerpana po dość długim pobycie w tej dziwnej klatce, że zasnęłam niczego nie świadoma, a pewnie i tak przespałam dość dużo czasu. Westchnęłam cicho przeciągając się. Leżałam na czymś twardym, ale dotarło to do mnie dopiero po dłuższej chwili. Dodatkowo coś wbijało mi się w łopatkę, a gorące promienie przygrzewały moje ciało przez grubą warstwę ciemnego futra, które samo w sobie już dostatecznie potrafiło utrudniać życie. Mogę nawet śmiało powiedzieć, że wolałam już spędzić czas w tej dziwnej klatce, do której trafiłam. To miejsce nie różniło się w zasadzie niczym, poza świecącą nade mną rozgrzaną kulą, określaną mianem słońca. I tylko z tego powodu, a raczej z powodu braku jej tam, mogłabym tam wrócić. A na dodatek tam panowała cisza. Podniosłam się z rozgrzanej już powierzchni. Zaczęłam się rozglądać by znaleźć jakiś cień, gdzie mogłabym się skryć przed irytującymi promieniami, jednak nigdzie nie było odpowiedniego miejsca. Ten dzień zdecydowanie nie zapowiadał się zbyt wesoło. Poprawiłam materiał na oczach i ruszyłam przed siebie, jednak już po kilku krokach silny ból w całym ciele dał o sobie znać. Zaczęłam również odczuwać głód oraz silne pragnienie, jednak wokół mnie wiało totalną pustką. Nie było tu choćby źdźbła trawy, wszystko takie sztuczne. Po niebie przemknęła grupa mechanicznych ptaszysk, wydając dźwięki starych kołatek. Platforma po której szłam była wykonana z metalu, podobnie jak wszystko, co znajdowało się wokoło. Dźwięki z otoczenia nie należały do tych najprzyjemniejszych, a wręcz drażniły narządy słuchu. Tylko szczęk metalu i kołatanie częściowo zardzewiałych już mechanizmów. Byłam ciekawa, jak to wszystko mogło funkcjonować. Nigdy nie spotyka się czegoś takiego na co dzień, prawda? W reszcie znalazłam coś, co mogło by mi ulżyć. Skrawek cienia. Spojrzałam w górę, by zobaczyć co jest jego źródłem. Była to mała wysepka unosząca się ponad ziemią, a raczej płaszczyzną, po której przemieszczały się kolejne mechaniczne istoty. Przed sobą dostrzegłam konia. A raczej stworzenie, które najwyraźniej miało go przypominać. Mechaniczny szkielet poruszał się jak prawdziwy koń, tylko trochę w mniejszym stopniu realnie. Co prawda unosił nogi i zginał je tak, jak te żywe konie, a nawet wytwarzał parę z nozdrzy jak te istoty w wersji którą pamiętałam z mojej podróży, jednak jego ruchy były bardzo... zautomatyzowane. Wewnątrz niestabilnych kości żebrowych był umieszczony główny mechanizm z pozłacanych kołatek, który zasilał cały wytwór energią, dzięki której mógł się on poruszać. Koń stanął na tylnych nogach przechylając się przez chwilę zanadto w tył i zaczął wierzgać w swój dziwny sposób, w jaki był zaprogramowany, wydał odgłos przypominający rżenie i ruszył na mnie szarżą, stukając ciężkimi kopytami w podłoże. Odskoczyłam na bok by uniknąć ewentualnego zderzenia, a on pognał przed siebie unosząc nogi podobnie jak podczas galopu. Głuchy odgłos uderzania metalem w metal rozniósł się po okolicy ogłuszając mnie na chwilę. To miejsce mnie intrygowało. Czy tak ma wyglądać przyszłość? Mam nadzieję, że nie. Gorące promienie słońca, które było chyba jedynym nie mechanicznym wytworem na tej planecie, przypomniały mi o celu, który sobie obrałam. Chciałam dostać się na wyspę, jednak nie wiedziałam, jak mogę to zrobić. Istotnie najbardziej na miejscu byłoby tu użycie mocy, jednak próba okazywała się porażką. Moje moce osłabły i nie potrafiłam temu zaradzić w żaden sposób. Ostatecznie jednak udało mi się wspiąć na wysepkę z pomocą własnej siły. Znajdowałam się już na platformie, która rzucała cień gdy byłam jeszcze na dole. Rosło tu drzewo, a cała powierzchnia nie była zbyt duża, jednak wystarczająca, bym mogła się położyć w cieniu równie zmechanizowanych jak reszta rzeczy liści. A dokładniej nierównych płytek metalu, które poprzyczepiane były do mniejszych gałązek drzewa. Poruszały się one dzięki kołatce znajdującej się w wnętrzu mechanicznej kłody, czy tam pnia, jak kto woli. Nawet gniazdo umiejscowione na jednej z gałęzi było wykonane z prętów i cienkich płyt. Westchnęłam cicho, zastanawiając się, czy w tym świecie istniała choć jedna, żywa rzecz. Byłam jednak zbyt zmęczona dalszym rozmyślaniem i postanowiłam się jeszcze chwilę zdrzemnąć. Nie było mi to jednak dane. Z nieba zaczął padać deszcz. Tak, deszcz. Oczywiście czego można się było spodziewać po krainie mechanizmów jak nie spadających z nieba kropli płynnego metalu? Chyba już nic mnie nie zdziwi... Westchnęłam cicho pogrążając się w myślach. Jedyne co widziałam oczami wyobraźni, to smutne spojrzenie wilczycy, którą widziałam już w wizji podczas pobytu w klatce. Ponownie dostrzegłam obrazy, przesuwające się przed oczami. Biegnę przed siebie, wojownicy w zakrwawionych szatach gonią mnie przez dawny las. Dawniej zielona trawa teraz jest pożółkła i nieprzyjemna. Powoli zaczyna świtać, skrywam się za powalonym drzewem słysząc nad sobą krzyki i warczenie zabójców mojej nowej matki. Nastaje cisza, a ja ruszam dalej przed siebie. Zmęczona i wyczerpana pod osłoną nocy szukam schronienia i jakiegoś pożywienia. Przede mną rozciąga się ogromny las, liście drzew szeleszczą delikatnie. Gdzieś za mną rozlegają się szczeknięcia i odgłos łamanych gałęzi. Wściekły warkot przeszywa moje uszy. Coś huczy, jasna łuna na chwilę rozbłyskuje przy mnie a głośny strzał mnie ogłusza. Dwunożni coś krzyczą, zaczynam uciekać. Gnam przed siebie. Nastaje dzień, nie mam już sił iść. Pod łapami czuję piach a moje nozdrza wypełnia zapach wody i innych wilków. Słońce świeci nade mną, ledwie patrzę na oczy. W końcu postanawiam wykopać rów, by skryć się przed promieniami. Udaje się. Następnie wyruszam na poszukiwania kogoś. Pierwszy raz spotykam Saviora. On przyjmuje mnie w swoje szeregi, pozwala poczuć się bezpiecznie. Mija kilka dni, moja druga dusza odzywa się pierwszy raz. Coś ciągnie mnie na tereny głównego klanu. Tam poznałam moją ofiarę. Wspaniała osoba. Kolejne kilka dni, wyruszyłam na spacer po zachodzie. Przed sobą dostrzegam ciemną postać, waderę. Nie minęło wiele czasu, aby między nami zrodziła się silna więź. Ponownie wyruszam na spotkanie z moją ofiarą, jednak nie wytrzymuję i ją uśmiercam. Dzięki temu poznaję jej córkę, o której mnie nie powiadomiła. Wyruszam do alfy Fortis Corde, aby powiadomić go o śmierci córki, co okazuje się błędem.. Zostaję wygoniona, a Anais skazana na śmierć. Jednak udaje mi się ją uratować, przygarniam ją. Następnie wizja zupełnie się odmienia, nie widzę już przeszłości. Kieruję się drogą jaką wyznaczają mi gwiazdy po leśnej ścieżce. Odnajduję jezioro, w którym błyszczą gwiazdy. Bez zastanowienia tam wskakuję. Po tym się obudziłam, leżąc już na moim posłaniu, w mojej jaskini. Jednak to był sen... Całe szczęście.
QUEST ZALICZONY!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!