Ciąża trwała już dość
długo. Wiedziałam, że niedługo zbliża się poród. Pomimo czasu, który minął od
feralnego spotkania z Silentem, nadal nie wiedziałam co o tym myśleć... To było
dla mnie naprawdę dziwne, czułam się jakbym była wyprana ze wszelkich emocji.
Nie byłam jednak na niego wściekła, mimo wszystko. Miałam jednak do niego żal,
za to że postąpił w taki sposób... Nawet jeśli to rzeczywiście miała być zemsta
za Arcady'ego, to wychowanie starszego szczeniaka to nie to samo co przejście
całej ciąży i opieka nad dzieckiem od pierwszych dni. Poza tym, ja i Fallen nie
czuliśmy się gotowi, a przynajmniej tak mi się wydawało. Do tego weźmy jeszcze
pod uwagę, że to nie będzie w pełni nasze dziecko... Nie chciałabym być w
skórze tego malucha... Oczywiście, ustaliłam z Fallenem że będziemy się starać,
aby „nasz” potomek nie dowiedział się, że powstał dzięki butelce...
Pomimo, że w głowie
miałam pełno myśli i nie wiedziałam za co się zabrać... Czułam się pusta. Poza
tym, brakowało mi tych codziennych spacerów. Nasz dom stał się moją izolatką,
ponieważ Fallen prosił abym nie oddalała się zbytnio od twierdzy. Miałam jednak
dość, wydawało mi się że jeszcze trochę i zwariuję. Musiałam złamać obietnicę i
wyjść na spacer, nie zważając na to że byłam w zaawansowanej ciąży.
Niestety, okazało się
że to był zły pomysł. Zajęta rozmyślaniem, nie zorientowałam się nawet gdzie
doszłam. Znana mi sucha ziemia pokryta równie suchą i szumiącą trawą zaczęła
zamieniać się w biały puch, który tak uwielbiałam. Nie zatrzymywałam się,
pomimo iż powinnam już dawno zawrócić i grzecznie położyć się w domu, czekając
na cud. Dawno nie czułam chłodu, za którym nawet nie zdawałam sobie sprawy że
tęskniłam... Moja sierść zdecydowanie nie umilała pobytu na terenach mojego
klanu, jednak dało się wytrzymać. Teraz jednak gdy poczułam bliższe memu sercu
temperatury, poczułam również pewną ulgę... Głowa przestała mi ciążyć, i nawet
brzuch, który notorycznie nie dawał mi spokoju, bolał trochę mniej. Nadal
jednak utrudniał mi przemieszczanie się i irytował niemiłosiernie.
Zajęta narzekaniem na
samą siebie i swój brzuch, nie dostrzegłam że zdecydowanie oddaliłam się od
terenów Cecidisti Stellae. W końcu jednak opanowałam się i stanęłam,
rozglądając po okolicy. Tereny tutaj były naprawdę piękne, i po części
zazdrościłam Luminosum Iter. Te nienaruszone płaty śniegu, „przybrane” białym
puchem lasy, lśniące, zamarznięte jeziora... Mój spokój jednak musiało coś
zrujnować. A raczej ktoś...
Dostrzegłam, że
przygląda mi się ciemny basior. Automatycznie przybrałam obronną pozę.
Wiedziałam, że niewiele zdziałam w takim stanie, jednak coś dziwnego kazało mi
nie dać za wygraną. Myślałam, że to honor i wiara we własne możliwości, jednak
myliłam się. Nie chciałam bronić tylko siebie. Chodziło przede wszystkim o
malca... Tyle już przeszłam, i byłam zdeterminowana aby chociaż go zobaczyć...
Ku mojemu zaskoczeniu jednak basior powoli do mnie podszedł, i nie wyglądał na kogoś, kto miałby mnie atakować. Dostrzegłam jednak na jego pysku zdziwienie, oraz to, że mnie poznał. Najwyraźniej wiedział kim jestem, i gdy dostrzegł mój stan... Trochę zbiło go to z tropu...
< Clive? :3 >
Ku mojemu zaskoczeniu jednak basior powoli do mnie podszedł, i nie wyglądał na kogoś, kto miałby mnie atakować. Dostrzegłam jednak na jego pysku zdziwienie, oraz to, że mnie poznał. Najwyraźniej wiedział kim jestem, i gdy dostrzegł mój stan... Trochę zbiło go to z tropu...
< Clive? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!