czwartek, 24 sierpnia 2017

Od Withered Rose - C.D. Silent Fear'a "Wędzidło"


Kiedy skończyłam nastawiać swoją łapę, zaczęłam ciężko dyszeć. Dopiero wtedy zauważyłam, że Silent mi się przygląda. Odwróciłam łeb patrząc przed siebie tym samym pustym wzrokiem, po czym zachwiałam się i z pozycji siedzącej nagle upadłam na bok, na szczęście na zdrowe skrzydło. Zobaczyłam przed oczami czerń, a potem biel. Była tak oślepiająca, że musiałam zamknąć oczy. Zaczęłam iść w kierunku białego światła, po czym rozwarłam leniwie ślepia, mając teraz przed sobą łapy basiora, a w tle mieszkanie Silent'a. Nie, With, nie odejdziesz teraz. Zaczęłam szybko mrugać, po czym podniosłam się, nadal leżąc. Rozejrzałam się z wolna. Spojrzałam na Fear'a, który nadal uważnie mi się przyglądał. Skinęłam lekko łbem, po czym ponownie ruszyłam delikatnie skrzydłem. Nadal bolało piekielnie, jednak teraz bolało o wiele mniej niż poprzednio.

***

Był to już trzeci dzień spędzony w siedzibie Silent Fear'a, a właściwie dopiero się zaczynał. Obudziłam się o trzeciej nad ranem, spragniona. Tak bardzo chciało mi się pić. Powoli spróbowałam się podnieść, co jakimś cudem mi się udało. Powoli wyszłam z miejsca zamieszkania samca, po czym udałam się nad mały strumyczek płynący w Lesie Umarłych. Nachyliłam się i zaczęłam pić. Kiedy zaspokoiłam swoje pragnienie, udałam się z powrotem do mieszkania Silent Fear'a po swoje torby. Miałam nadzieję, że w jakimś małym stopniu się dogadaliśmy. Starałam się być jak najmniej kłopotliwa - tak, jak nakazał, nie chodziłam po całej jego "jaskini", prawie się do siebie nie odzywaliśmy. Tak, jakby zupełnie mnie tu nie było. Założyłam swoje torby uważając na skrzydło, które bolało już w małym stopniu, a po chwili przede mną wyrósł Silent. 
- Idziesz? - upewnił się, na co skinęłam łbem.
- Myślę, że sama dam sobie już radę. Skrzydło nadal boli, ale myślę, że zdołam nawet lecieć. Łapa też nie powinna sprawiać większego kłopotu. - odpowiedziałam.
Basior postanowił mnie odprowadzić, by upewnić się, czy bezpiecznie trafię do swojego "domu". Droga minęła nam w ciszy, nie odzywaliśmy się do siebie, a tą ciszę przerywał czasami odgłos kopanego przeze mnie albo przez basiora kamyka. W końcu dotarliśmy pod "moje" drzewo. Samiec odwrócił się i zaczęliśmy odchodzić w swoje strony, po czym zatrzymałam się.
- Silent? - odwróciłam łeb.
- Hm? - samiec również przystanął i odwrócił się w moją stronę.
- No, ten... ee... dzięki... Dzięki za wszystko.

< Silent? Przepraszam, że tak długo. >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!