Nie wiedziałam co się dzieje, myślałam, że komplikacje związane z porodem wyglądają trochę inaczej. Jednak chyba się myliłam. Potworny ból, który z brzucha rozniósł się na całe ciało. Potem... nie czułam już nic, miałam wrażenie, że słabnę coraz bardziej..
- Cel.. - usłyszałam kolejny krzyk mojego partnera.
Ten pochylał się nade mną, oglądał mnie uważnie jakby chciał się czegoś dopatrzeć.
- Słabo mi... - wzięłam głębszy oddech. - Bardzo... wszystko powoli się zamazuje..
- Dasz radę, jesteś silną wilczycą. Zawsze dawałaś radę, dasz i teraz.
- Cass... - uśmiechnęłam się do niego ciepło - Tak bardzo cię kocham. Dałeś mi tak wiele w życiu, że nawet jak umrę to bym została twoim dłużnikiem - przymknęłam jedno oko.
- O czym ty mówisz?
- Wiele ci zawdzięczam... Ale teraz... to chyba mój koniec. Savior miał rację - wzięłam głębszy wdech.
- Nie opowiadaj głupot! - krzyknął.
- Kocham cię... i zawsze będę cię kochać. Dbaj... o nasze dzieci, żeby wyrosły na... porządne wilki.
Uśmiechnęłam się po raz ostatni, zanim nie uniosłam głowy i nie ucałowałam go delikatnie. Potem widziałam już tylko ciemność... Czułam się lekka... i swobodna. Czy to była śmierć? Dziwnie szybka... Miałam wrażenie, że lecę. Wzbijałam się i wzbijałam, jakby to, gdzie się udawałam nie miało granic, początku ani końca. Czyżby niebo było takie, jakie myślałam, że jest? Będę teraz sama? A może to jest jeden wielki sen? Mniejsza. Castiel, mój ukochany partner, mam nadzieje, ze kiedyś go spotkam tam w gorze... Tak jak moje zmarłe dzieci. Ciekawe czy jest to możliwe... No cóż... przekonamy się.
<Cass ? ;-; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!