czwartek, 17 sierpnia 2017

Od Inez - C.D. Eliasa "Nowe życie wiele zabiera"


Pisnęłam cicho. Nie spodziewałam się takiego ataku na moją osobę. Najwyraźniej nie było miejsca, gdzie ktoś nie miałby nic przeciwko mojej obecności. Poza Viridi Agmen. Tam nikt nie traktował mnie jak wroga. A bynajmniej nikt nie próbował mnie zabić. Teraz dotarło do mnie, jak złym pomysłem było przybycie tu i powiadomienie alf. Przecież prędzej czy później wyszłoby to na jaw, a ja chociaż mogłabym uniknąć nerwów i tego krzyku. Jednak coś nakazało mi tu przyjść. Jednak nie myślałam, że tak to się potoczy. Zaczynałam się bać, czy dożyję jutra. Na dodatek cała sprawa nie była do końca wyjaśniona, zatem był to ledwie wierchołek moich problemów. Bałam się nawet normalnie oddychać. Basior miał napięte mięśnie, był gotowy zaatakować. Na ten moment jednak musiałam odpowiedzieć. Wiedziałam, że przyznanie się było równoznaczne ze śmiercią. Ta furia w jego oczach... Wyraźnie dała mi do zrozumienia, że nic go nie powstrzyma aby zadać mi cios ostateczny. Nikt nie mógł mi pomóc. Nawet fakt, iż zrobiłam to zupełnie nieświadoma. Obudziła się we mnie druga natura, jednak nikt nie musiał o tym wiedzieć. I lepiej, by tak zostało. Co więc mogłam zrobić? Sekundy mijały bardzo powoli, a każda oddalała mnie od bezpieczeństwa. Teraz mogłam podzielić los, jaki spotkał Brooke. Życie, za życie, jak to mówią.
- Ja to wytłumaczę. Proszę... Nie potrafiłabym jej zabić... - szepnęłam cicho, kuląc się.
- Nie? Nie?! To wytłumacz mi, dlaczego ona nie żyje! - z gardła rozmówcy wydostał się wściekły warkot. Na prawdę się bałam.
- Lias, czas przychodzi na wszystkich... Uspokój się, proszę.. - wtrąciła Ava.
- Ale moja córka teraz nie żyje, rozumiesz?!
- Kochanie, nerwy tu nie pomogą... Zrozum... - ton głosu Różowej wilczycy był spokojny, opanowany. Była równie przejęta tą sytuacją, jednak mimo wszystko zachowywała się naturalnie, próbując jednocześnie uspokoić swojego partnera. 
- Gadaj, co jej zrobiłaś! - basior znów uniósł ton. 
- Nic! - powiedziałam nieco głośniej, choć bardziej zabrzmiało to jak pisk. - Boję się krwi, nawet nie poluję. Nie dałabym rady jej zabić... - powiedziałam szeptem. Była to prawda. Tylko moje oblicze Wilka Księżycowego szaleje za tą substancją. 
- Nie wierzę ci...
- Mówię prawdę... Nie miałabym odwagi kłamać...
- Nie mam podstaw, by ci wierzyć...
- Lias, jest sposób, by się przekonać.. - znów wtrąciła się niebieskoszara wilczyca.
- Niby jaki? Wezwać kogoś z twojego rodzeństwa?! - Samiec imieniem Elias chyba nie miał nerwów na tą rozmowę. Wadera szepnęła mu coś na ucho, a on tylko przytaknął. Nie słyszałam jednak, co mówili, ale zaczynałam się bać. Po chwili samiec alfa chyba celowo zranił się w łapę, po czym pokazał mi nacięcie. W ułamku sekundy krew zalała szkarłatem ciemne opuszki łapy, barwiąc również futro i skapując na trawę. Widząc czerwoną ciecz, zaczęłam się dusić. Przestałam racjonalnie myśleć. Powróciły moje najgorsze koszmary, ciała ukochanych we krwi, odcięte głowy, wyrwane kości, i hektolitry płynu. Automatycznie wpadłam w panikę, moje źrenice gwałtownie się zwężyły, przestałam równomiernie oddychać. Ciało samo nakazywało uciekać jak najdalej, tak też zrobiłam. Cofnęłam się, już miałam uciekać, ale ktoś mnie zatrzymał. Elias schował ranną łapę, tak, bym nie widziała już krwi. Uspokoiłam się dopiero po dłuższej chwili, jednak nadal byłam gotowa do ucieczki.
- Widzisz? Ma rację. Nie zabiła Brooke.. - teraz Avalanche zabrała głos
- W takim razie skąd wiesz, że moja córka nie żyje?! I skąd masz tego szczeniaka?! - warknął ponownie w moją stronę, podchodząc. Jego pysk znajdował się tak blisko mnie, że gdyby mógł, już dawno zatopił by kły w mojej skórze w ramach rewanżu.
- Brooke... Brooke była moją przyjaciółką... - Odparłam cicho, nieco pewniej. Chociaż nie wiem, czy ona uważała mnie za przyjaciółkę, ale ja ją tak. Albo przynajmniej jak dobrą znajomą. - Chciałam ją odwiedzić... Już nie żyła. Szczenię leżało przy niej...
Odpowiedział mi tylko warknięciem. Nastała chwila ciszy. Nie wiem, czy alfa nad czymś rozmyślał, czy coś analizował, ale był bardzo zamyślony, jakby nieobecny. Cisza stawała się irytująca, wręcz czułam bicie swojego serca. W międzyczasie mała puchata kulka przytulała się do mojej łapy. Chyba bała się równie mocno, co ja, albo nawet i bardziej. W końcu nadszedł czas na werdykt. 
- Za śmierć mojej córki odpowiedzialne jest szczenię. Skazuję ją na wygnanie, jeszcze dziś znajdzie się na terenach wroga. A ciebie nie chcę nigdy więcej tu widzieć, jasne?! - Ponownie warknął, spoglądając na mnie wściekłym wzrokiem. W jego oczach dostrzegłam również strach oraz bezgraniczny smutek i cierpienie. 

<Elias?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!