piątek, 11 sierpnia 2017

Od Ilii - C.D. Arcun'a "Problem"


Cieszyłam się z tego, że oboje byliśmy pewni co do posiadania naszych dzieci. Jeszcze bardziej przez jednogłośne i w dodatku ochocze plany szybkiej realizacji. Co tu dużo mówić: tamta noc była cudowna. Jednak nie wszystko miało być bajeczne...
Po paru dniach zauważyliśmy u mnie większy niż zazwyczaj apetyt, więc nic dziwnego, iż nieśmiało podejrzewaliśmy ciążę. Ponieważ przeciągało się to przez kilka dni, uznaliśmy za najlepsze udanie się do medyka, który utwierdzi nas w pewności po oględzinach. W końcu wyszliśmy z jaskini i skierowaliśmy się ku medykowi. Podczas pokonywania tej trasy, Arcun nie przestawał marzyć na głos jak to teraz będzie. Że zamierza uczyć młode, będzie je zabierał na wycieczki, chronił nas... Słowem wzorowy przyszły ojciec. Na miejscu zastaliśmy szukanego wilka, akurat był wolny, więc od razu przeszliśmy do sedna sprawy. Zaprosił mnie do siebie i polecił mi się położyć by zacząć badanie, Arcun nie mógł usiedzieć w miejscu. Skupienie medyka wolno zamieniało się w niejakie przygnębienie. Zaalarmowało mnie to, gdy skończył, usiadłam obok partnera czekając na wieści.
- I jak? - Zapytał zniecierpliwiony Arcun. - To ciąża, prawda?
- Niestety nie. Ten nagły wzrost apetytu nie ma z tym powiązania, tak bywa. Niestety mam złe wieści.
- Jakie? - Zapytałam się. Wilk westchnął.
- Nie możesz zajść w ciążę Ilio. Przykro mi to mówić, ale... jesteś bezpłodna.
Poczułam jakby ktoś wymierzył mi siarczysty policzek. Ogłuszona wstałam na sztywnych łapach i tym samym krokiem wyszłam z jaskini mówiąc cicho, że potrzebuje chwili. Słyszałam jak Arcun zamierzał pójść za mną, ale medyk zatrzymał go słowami, iż potrzebuje chwilę być sama.
Nie wiem dlaczego. Czy to była swoista kara za opuszczenie klanu? Sprawka ojca, bym nie zaznała szczęścia rodząc swoje dzieci?
Straciłam rachubę czasu, nawet nie wiedziała jak znalazłam się przy wodzie. Wpatrywałam się w nią zamyślona, opierając się bokiem o drzewo. Chociaż może to i lepiej? Tyle się nasłuchałam o zgonach wader podczas porodu... Nawet nie zauważyłam jak Arc się zmaterializował tuż obok. Opiekuńczo mnie objął, czułam od niego smutek.
- Hej... Jak się trzymasz? - Zapytał cicho.
- Trudno sobie uświadomić bycie bezpłodnym - wyznałam smutniejąc. Spojrzałam na niego. - Zawsze możesz się jeszcze wycofać.
- Jak to?
- Sam mówiłeś, że jesteś kochliwy. Przecież nie musisz być ze mną, skoro nie mogę mieć szczeniąt, a dla ciebie jest nadzieja na potomstwo. Możesz znaleźć sobie inną, z którą dorobisz się małych...
- Zapomnij głuptasie. Owszem, chciałbym dzieci ale nie zamierzam zaprzepaścić tego związku, bez nich też możemy być szczęśliwi. Albo kiedyś jakieś adoptujemy - zaproponował. Odwróciłam wzrok.
- Może... Nie obrazisz się jak jeszcze chwile będę sama?
- Nie. Jakby co, będę w jaskini - powiedział i niechętnie odszedł. Odwróciłam się do niego czując, jak miękną mi łapy. Gdy zniknął z widoku, pozwoliłam sobie na opadnięcie i popłynięciu dwóch wąskich strużek łez, dopiero wtedy czułam jaki to jest ciężar świadomości, że nigdy nie urodzę swoich i ukochanego dzieci.

<Arcun? Sorki za brak odzewu>

1 komentarz:

Zostaw po sobie ślad!