niedziela, 27 sierpnia 2017

Od Silence'a - Szaleńczy bieg (Quest #3)

TEKST ZAWIERA WULGARYZMY! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!

Wygrzebując się ze swojego grajdołka złapałem za ostatniego, prowizorycznego papierosa, wsadziłem go sobie za ucho po czym wyszedłem na światło dzienne. Przez chwilę byłem o ślepiony, jednak kierunek z dość dużą premedytacją określał mi Silet Fear... ciągle drąc jałopę jak opętany. Miałem wrażenie, że każdy mały, wkurwiający ptaszek, wesoło ćwierkający i przypominający o nadejściu kolejnego jakże bezsensownego dnia naszej egzystencji ma w sobie choćby cząstkę popaprańca aktualnie drącego mi się do prawego ucha. W sekundzie gdy próbował nabrać powietrza zacisnąłem łapę na jego pysku tak, aby choć na chwilę go zamknął. Napawanie się błogą ciszą nie trwało jednak długo z prostego powodu, uścisk nie był zbyt mocny, więc basior bez problemu oswobodził unieruchomione szczeki. 
- Ej, to nie było zbyt uprzejme... - Syknął. - Nie lubisz mojego głosu? - Zapytał po chwili. 
Oczywistym faktem było to, że nie oczekiwał odpowiedzi, jednak i tak postanowiłem mu ją dać. 
- Nie Silent, "nie lubię" to za mało powiedziane, życzę ci abyś stracił swoje struny głosowe... - Warknąłem.
- Prędzej tobie się to przydarzy, pamiętaj, że już przepaliłeś jedne płuca. - Mówił to z nieskrywaną satysfakcją, przy okazji wskazywał na zawiniątko wciąż zatknięte za moim uchem. 
- Zajmij się swoim wyżartym umysłem, później martw się o moje płuca... A teraz mów po coś tu przylazł. 
- To bardzo proste, a zarazem dobre pytanie mój drogi, otóż, chcę zobaczyć jak bardzo się różnisz...
- Co mas zna myśli? - Przerwałem. 
- Jeśli nie będziesz mi się wcinać w słowo to dowiesz się wszystkiego. Przebiegniemy się, zaczynami stąd, biegniemy przez Las Umarłych, Mijamy Wodopój Grzeszników i kończymy na pograniczu Opustoszałych Mokradeł, co ty na to? - Zapytał podekscytowany. 
- Zgaduję, że nie robisz tego bezinteresownie. - Odpowiedziałem raczej pewnym stwierdzeniem co samiec skwitował tylko przewróceniem oczami. 
Krótko mówiąc, zgodziłem, się. Tak jak było ustalone, ruszyliśmy praktycznie ze środka Martwych Pustkowi, jednak już wtedy zacząłem przeklinać poprzedniego właściciela tego ciała, fakt, było zwinne, posiadało sprawne oko i dobry refleks, ostatnio zaobserwowałem nawet delikatny przyrost mięśni, jednak to Silent był tutaj tym silniejszym, mimo to nie odstawałem od niego na więcej niż długość ogona. Pierwszy etap poszedł dość gładko, jednak przeszkody zaczęły się wraz ze zgrupowaniem drzew nazywanym Lasem Umarłych. Na początku miałem pewne obawy, myślałem, że to czysto wina mojej wyobraźni... jednak, po dokładnym przeanalizowaniu mocy Silent Fera'a doszedłem do wniosku, że właśnie próbuje się mnie pozbyć w dość perfidny sposób. Zacząłem zwalniać, co lepsze, nie robiłem tego umyślnie. Po opuszczeniu tego "nawiedzonego zagajniczka" odległość pomiędzy mną a moim oponentem zwiększyła się z kilku metrów do kilku, lecz już kilometrów. Podejrzewam, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak zareaguje na jego moc. Mimo to ruszyłem dalej, nadal mając asa w rękawie. Doskonale pamiętam zapach kwasu i stęchlizny unoszący się z mgły, którą ten wilk pozostawiał. Był tylko jeden problem, jednak był to problem, o który powinien martwić się sam Silent. Jego truchło już dawko zdążyło przesiąknąć tym smrodem, dodatkowo odór z pyska, którym to obdarzył mnie pierwszego dnia również pozostał w mojej pamięci. Co za tym idzie, mogłem się pojawić obok niego w każdej dowolnej chwili. Zrobiłem to w chwil, gdy osobiście minąłem Wodopój Grzeszników, i szczerze mówiąc, nie mogłem wybrać sobie lepszej okazji. Przed nami rozciągały się mokradła, do graniczy których mieliśmy się ścigać. Mimo iż obaj wpadliśmy wyczerpani na teoretyczną metę Silet'owi wciąż starczyło siły aby skoczyć mi do gardła. Na szczęście ułożyłem tylne łapy tak, aby bez problemu go z siebie zrzucić, po czym sam zerwałem się na równe łapy. 
- Ty parszywy kundlu... - Syknął - Jak śmiałeś! To nie było uczciwe! 
- Serio Fear, serio... - Mówiąc to sięgnąłem po zawiniątko, które o dziwo wciąż było za moim uchem. Podniosłem również z ziemi dwa krzemienie i dzięki nim wykrzesałem parę iskier. Delikatny dym unosił się w powietrzu, a chwilę później przepłynął każdą możliwą drogą wypełniając moje płuca. - Gdybym cię nie znał to bym ci uwierzył. - Kontynuowałem nie zwracając zbytnio uwagi na to co samiec mam mi do wykrzyczenia. Prawda jest taka, że był remis. Nieważne ile gadał, co sobie robił i jak bardzo zależałoby mu na zwycięstwie, przekroczyliśmy barierę mokradeł w tym samym czasie. Skończyłem dopalać papierosa, po czym zgniotłem jeszcze tlący się skrawek. Odszedłem w ciszy, jedyne co zrobiłem to pomachałem na pożegnanie temu natrętowi.

QUEST ZALICZONY!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!