Postanowiłam odwiedzić małą raz jeszcze. Tak jak zrobiłam to, zanim zamordowałam Brooke. Można by powiedzieć, że chciałam zobaczyć, jak umiera. Jednak nie w takim sensie. Bardziej chodziło mi o to, żeby zobaczyć ją ostatni raz, zanim pochłonie ją śmierć. O ile już tego nie zrobiła. Po śmierci Brooke, ona jedyna mogła mi ją przypominać. I gdzieś emocjonalnie, mimo braku pokrewieństwa, przywiązałam się do niej. Dlatego postanowiłam ją odwiedzić, mimo tego, że nie powinnam przekraczać granicy z wrogim klanem. Postanowiłam zaryzykować. Sama nie wiem, dlaczego, ale przeczucie mówiło mi, że muszę tam iść. Skierowałam się więc w kierunku, który sobie wyznaczyłam. Przed granicą dostrzegłam ciemnego młodzieńca. Patrzył w ziemię, jakby coś sprawdzał. Po chwili dostrzegłam, jak podrzuca szarawą kulkę nad ziemię. Błyskawicznie rozpoznałam w niej szczenię. Zjawiłam się w samą porę. Zanim zdążyła opaść na twardą glebę, wyskoczyłam z kryjówki i rzuciłam się w jej stronę. Złapałam ją delikatnie w pysk, gdy była jeszcze w powietrzu. Na szczęście wylądowałam dość miękko, a małej nic się nie stało. Odłożyłam ją bezpiecznie na ziemię, po czym spojrzałam w kierunku niedoszłego mordercy szczenięcia. Był nim basior o ciemnoszarym, a wręcz granatowym odcieniu sierści i jaśniejszych oczach. Wyraźnie było widać, iż jest to wysportowany i sprawny osobnik. Spojrzał zaskoczony na mnie, a potem na szczenię, tulące się do mojej łapy. Gdy tylko ocknął się z chwilowego zamyślenia, zrobił w naszą stronę dwa kroki, stawiając łapy pewnie na suchym podłożu. W jego oczach zamigotała wściekłość, ale także zaskoczenie.
- Jak śmiesz przerywać mi zabawę...? - Syknął oschle, teraz skupiając wzrok na małej kulce.
- Jak śmiesz nazywać to zabawą? - Odpowiedziałam, zachowując całkowity spokój. Chociaż wyraźnie czułam wewnętrzną złość, która wkrótce mogła ujrzeć światło dzienne, jeśli tylko dałabym jej zapanować nad umysłem.
- Oddawaj szczeniaka! - Po okolicy rozniósł się echem furiozalny krzyk przeciwnika, wypełniony gniewem i pragnieniem zwycięstwa.
- Tylko ją dotknij, a pożałujesz. - Warknęłam ostrzegawczo, przyjmując pozycję obronną. Byłam gotowa na atak, jednak to było wyjście ostateczne.
- Czy to miała być groźba? - Spytał poważnie, jednak wiedziałam, że poniekąd ta sytuacja go bawi.
- Nie groźba, lecz ostrzeżenie. Radzę go nie lekceważyć. - Odparłam, nadal starając się zachować zimną krew i opanowanie.
- Bo niby co mi zrobisz? Zabijesz mnie? Och, już się boję! - Tak, jak podejrzewałam, osobnik zaniósł się głośnym, szyderczym śmiechem.
- Nie rozumiem, co w tym takiego śmiesznego.
- Niech zgadnę... Jesteś Księżycowym, mam rację?
- Nawet jeśli. Co to ma do rzeczy?
- Dlaczego nie przyłączysz się do nas? To jest idealne miejsce dla ciebie. Krew, wojna, brak zasad... Wytłumacz mi, czy można być bardziej głupim, niż zamieszkać w innym klanie, niż ta cudowna ziemia, będąc mordercą? Co wy chcecie pokazać, że jesteście normalni? Natury nie można ukryć! - Jego śmiech ponownie drażnił moje narządy słuchowe.
- Natury się nie wybiera, to prawda. Ale każdy ma prawo, żeby żyć w spokoju. Mieć dom, rodzinę... Wieść szczęśliwe życie. Czy twoim zdaniem Księżycowi są inni i nie mogą mieć własnych rodzin? - Spytałam spokojnie, obejmując łapą szczenię.
- A to niby co ma do rzeczy? - Warknął. Chyba nie lubił mijać się z zamierzonym celem.
- A czy ty, o wielki Księżycowy z Klanu Upadłej Gwiazdy, nie myślisz przypadkiem o kimś? - Spytałam kpiąco. - Czy nie chciałbyś spędzić z nią reszty życia?
- Co? O kim mówisz? - Odpowiedział pytaniem na moje, jakby zdziwiony.
- Widziałam was, jak się do niej łasisz. Wiesz, że to zakazane? Miałbyś przerąbane jeśli by cię nakryli. Oboje mielibyście przerąbane. Nadal twierdzisz, że warto tak ryzykować? Warto ryzykować swoje własne bezpieczeństwo dla jednej wadery? Ah, no tak... Miłość... Więc jednak potraficie kochać?
- Sierra nie jest moją ukochaną!
- Ale coś was jednak łączy... Czyż to nie romantyczne...?
- Nie grasz fair... - Prychnął
- Owszem. Ty również nie. A jednak mam rację, nieprawdaż? Zaryzykowałbyś dla niej wszystko, żeby tylko się z nią spotkać. Nawet teraz o niej myślisz!
- Nie masz racji...
- I kogo ty próbujesz oszukać? To naprawdę widać. - Nastała chwila milczenia, a osobnik spojrzał na mnie ponownie z furią w oczach.
- Oddaj mi szczeniaka. - Warknął, wracając do poprzedniego tematu. Nie zareagowałam, tylko się cofnęłam. Mała, szara już kulka leżała między mną, a basiorem z wrogiego klanu. Mogłam przewidzieć, co zrobi. Nie myliłam się. Schylił łeb w stronę waderki, żeby ją zabrać. Jednak za nim zdążył ją dotknąć choćby czubkiem nosa, wbiłam kły w jego kark warcząc. Ten tylko pisnął cicho w odpowiedzi jakby nie spodziewając się takiego ruchu z mojej strony, i zaczął się szarpać. Zranił mnie w brzuch, przez co automatycznie rozluźniłam uścisk. Szczenię schowało się za mną, a ja odparłam kolejny atak przeciwnika, zadrapując mu pysk. Odsunął się, prawdopodobnie stwierdzając, że dalszy upór będzie bez sensu. Prychnęłam.
- Ostrzegałam. Jeśli jeszcze raz ją dotkniesz, pożałujesz... - Warknęłam ostrzegawczo jeżąc sierść, po czym wzięłam małą w pysk i potruchtałam w kierunku domu. Przeciwnik odprowadził mnie wzrokiem, po chwili odchodząc w swoją stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!