piątek, 25 sierpnia 2017

Od Altheny - C.D. Silence'a "Nowe truchło, stara dusza"

TEKST ZAWIERA WULGARYZMY, CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!

Poprzednie opowiadanie

Styl bycia Silence’a od początku mnie wkurwiał. Nie podobało mi się, jak odnosił się do Fallena. I to bardzo. Choć z drugiej strony miło było zobaczyć, że to do mnie basior odnosi się z szacunkiem. Jeśli mam być szczera, to bawił mnie jego wygląd, ale starałam się to ukryć. Zdecydowanie pierwsze wrażenie nie było zbyt efektowne, jednak od jego głosu dostawało się ciarek. To lubiłam...
- Althena – odwarknęłam dla formalności. Wiedziałam, że mój partner nie jest zadowolony, że wzięłam na siebie to zadanie. Nie chciałam jednak wciąż gnić w naszej Twierdzy, teraz była jego pora żeby „odpocząć” i zająć się naszym synem. Poza tym, Silence miał rację. Możliwe, że doszłoby do walki między nimi gdyby to Fallen zajął się jego „rekrutacją”, a na pewno by go odrzucił. A tak jak wspomniałam, biorąc pod uwagę nieuchronnie zbliżającą się wojnę każdy nam się przyda, nawet jako żywa tarcza... – A więc, Silence, pozwolisz że odbędziemy tą rozmowę gdzie indziej...
- Then... – usłyszałam cichy protest Fallena. Martwił się o mnie, jednak nie byłam kilkumiesięcznym szczeniakiem. Jestem jednym z najlepiej wyszkolonych wilków w watasze, nie było możliwości żeby ten klaun cokolwiek mi zrobił. Nawet biorąc pod uwagę mój aktualny brak formy

Ostatecznie Fallen niezadowolony wrócił do Shara, Silent poszedł w swoją stronę, a ja prowadziłam Silence’a nad Wodopój Grzeszników. Tak naprawdę to nie zdziwiłabym się, gdyby ten drugi nie poszedł za nami. Z resztą, ten pierwszy też by to zrobił, gdyby nie nasz syn...
- A więc, skąd przybywasz? – zapytałam, przerywając ciszę. O dziwo, nowicjusz siedział przy mnie cicho, czego się nie spodziewałam widząc go kilkanaście minut wcześniej
- Trynidad i Tobago – gdy tylko usłyszałam nazwę miejsca, z którego pochodzi, spojrzałam na niego jak na kogoś chorego psychicznie. Nie wiedziałam, czy on zmyśla czy naprawdę istnieje coś takiego, no ale cóż... – Tak, wiem... Ale mówię prawdę
- No ok... Więc, opowiedz mi swoją historię. Przyszedłeś tu w jakimś konkretnym celu? – zapytałam, chcąc przejść dalej
- W dużym skrócie... Wcześniej byłem członkiem tej watahy, szmat czasu temu. Zginąłem podczas walki o tereny i trafiłem do piekła. Spędziłem tam dużo czasu i irytowałem każdego, kogo się dało. W końcu jakaś głupia para wilczków bawiła się w przywoływanie demonów i „stałem się” ja. Pożyczyłem sobie jego ciało, a następnie za pomocą mojej mocy wróciłem do znanego mi miejsca, przez co mam na myśli tereny watahy. Spotkałem moich „starych znajomych”, z czego Silent zaprowadził mnie do ciebie i twojego pieska... – gdy tylko usłyszałam to ostatnie, gwałtownie się odwróciłam i zbliżyłam do niego z kłami i wściekłością w oczach
- Co powiedziałeś, ty skurwielu?! – ryknęłam, zapalając znaki na sierści. Basior od razu przysiadł na zadzie i położył uszy po sobie. Milczał jednak. W końcu uspokoiłam się i odsunęłam od basiora, znów ruszając przed siebie. Musiałam dokończyć swój wywiad... – Więc, dalej... Jakaś rodzina, cokolwiek?
- Nie bardzo – burknął ze zwieszoną głową. Westchnęłam, ostatecznie się wyciszając
- Podaj mi swoje żywioły i co potrafisz, jeśli chodzi o moce.
- Moje żywioły to Ziemia i Mrok. Do moich mocy zaliczają się między innymi wzmocnienia skóry, tworzenie kamiennych stworzeń czy stworzenie iluzji świata rzeczywistego, nad którą panuję. Mam też pewną władzę nad ciemną materią i mogę pokrywać się smolistą powłoką. Do tego potrafię przeteleportować się do miejsca, gdzie czułem pewien zapach – tak wróciłem tutaj. Do tego mogę wytwarzać naprawdę silne promieniowanie, którego da się uniknąć jedynie zabezpieczając grubą warstwą ołowiu. Mogę również na jakiś czas zmieniać swoje ciało...
- Rozumiem... A więc, chyba ostatnie pytanie. Gdybyśmy cię tu przyjęli, jakie stanowisko chciałbyś piastować?
- Macie coś na kształt wojownika, prawda?
- Owszem. Dobrze się składa, przydasz się. Ale zmartwię cię... Będziesz musiał wytrzymać z twoim ukochanym towarzyszem. Na pewno się ucieszy – mruknęłam z wrednym uśmieszkiem na pyszczku, zatrzymując się przed brzegiem Wodopoju. Dotarliśmy na miejsce.
- Więc mam rozumieć, że przyjmujesz mnie...? – zapytał, gdy zaczęłam pić chłodną wodę. Uniosłam głowę, przyglądając mu się trochę dokładniej. Cisza trwała jeszcze przez chwilę, w końcu jednak zdecydowałam się nie trzymać go w niepewności
- Tak jak mówiłam, każde sprawne łapy nam się przydadzą. Przyjmę cię, jednak mam nadzieję, że sytuacje takie jak ta, gdy widzieliśmy się po raz pierwszy się nie powtórzą, jasne?

< Silence? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!