TEKST ZAWIERA WULGARYZMY, CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
Poprzednie opowiadanie
Styl bycia Silence’a od początku mnie wkurwiał. Nie podobało mi się, jak odnosił się do Fallena. I to bardzo. Choć z drugiej strony miło było zobaczyć, że to do mnie basior odnosi się z szacunkiem. Jeśli mam być szczera, to bawił mnie jego wygląd, ale starałam się to ukryć. Zdecydowanie pierwsze wrażenie nie było zbyt efektowne, jednak od jego głosu dostawało się ciarek. To lubiłam...
- Althena – odwarknęłam dla formalności. Wiedziałam, że mój partner nie jest zadowolony, że wzięłam na siebie to zadanie. Nie chciałam jednak wciąż gnić w naszej Twierdzy, teraz była jego pora żeby „odpocząć” i zająć się naszym synem. Poza tym, Silence miał rację. Możliwe, że doszłoby do walki między nimi gdyby to Fallen zajął się jego „rekrutacją”, a na pewno by go odrzucił. A tak jak wspomniałam, biorąc pod uwagę nieuchronnie zbliżającą się wojnę każdy nam się przyda, nawet jako żywa tarcza... – A więc, Silence, pozwolisz że odbędziemy tą rozmowę gdzie indziej...
- Then... – usłyszałam cichy protest Fallena. Martwił się o mnie, jednak nie byłam kilkumiesięcznym szczeniakiem. Jestem jednym z najlepiej wyszkolonych wilków w watasze, nie było możliwości żeby ten klaun cokolwiek mi zrobił. Nawet biorąc pod uwagę mój aktualny brak formy
Styl bycia Silence’a od początku mnie wkurwiał. Nie podobało mi się, jak odnosił się do Fallena. I to bardzo. Choć z drugiej strony miło było zobaczyć, że to do mnie basior odnosi się z szacunkiem. Jeśli mam być szczera, to bawił mnie jego wygląd, ale starałam się to ukryć. Zdecydowanie pierwsze wrażenie nie było zbyt efektowne, jednak od jego głosu dostawało się ciarek. To lubiłam...
- Althena – odwarknęłam dla formalności. Wiedziałam, że mój partner nie jest zadowolony, że wzięłam na siebie to zadanie. Nie chciałam jednak wciąż gnić w naszej Twierdzy, teraz była jego pora żeby „odpocząć” i zająć się naszym synem. Poza tym, Silence miał rację. Możliwe, że doszłoby do walki między nimi gdyby to Fallen zajął się jego „rekrutacją”, a na pewno by go odrzucił. A tak jak wspomniałam, biorąc pod uwagę nieuchronnie zbliżającą się wojnę każdy nam się przyda, nawet jako żywa tarcza... – A więc, Silence, pozwolisz że odbędziemy tą rozmowę gdzie indziej...
- Then... – usłyszałam cichy protest Fallena. Martwił się o mnie, jednak nie byłam kilkumiesięcznym szczeniakiem. Jestem jednym z najlepiej wyszkolonych wilków w watasze, nie było możliwości żeby ten klaun cokolwiek mi zrobił. Nawet biorąc pod uwagę mój aktualny brak formy
Ostatecznie Fallen
niezadowolony wrócił do Shara, Silent poszedł w swoją stronę, a ja prowadziłam
Silence’a nad Wodopój Grzeszników. Tak naprawdę to nie zdziwiłabym się, gdyby
ten drugi nie poszedł za nami. Z resztą, ten pierwszy też by to zrobił, gdyby nie
nasz syn...
- A więc, skąd przybywasz? – zapytałam, przerywając ciszę. O dziwo, nowicjusz siedział przy mnie cicho, czego się nie spodziewałam widząc go kilkanaście minut wcześniej
- Trynidad i Tobago – gdy tylko usłyszałam nazwę miejsca, z którego pochodzi, spojrzałam na niego jak na kogoś chorego psychicznie. Nie wiedziałam, czy on zmyśla czy naprawdę istnieje coś takiego, no ale cóż... – Tak, wiem... Ale mówię prawdę
- No ok... Więc, opowiedz mi swoją historię. Przyszedłeś tu w jakimś konkretnym celu? – zapytałam, chcąc przejść dalej
- W dużym skrócie... Wcześniej byłem członkiem tej watahy, szmat czasu temu. Zginąłem podczas walki o tereny i trafiłem do piekła. Spędziłem tam dużo czasu i irytowałem każdego, kogo się dało. W końcu jakaś głupia para wilczków bawiła się w przywoływanie demonów i „stałem się” ja. Pożyczyłem sobie jego ciało, a następnie za pomocą mojej mocy wróciłem do znanego mi miejsca, przez co mam na myśli tereny watahy. Spotkałem moich „starych znajomych”, z czego Silent zaprowadził mnie do ciebie i twojego pieska... – gdy tylko usłyszałam to ostatnie, gwałtownie się odwróciłam i zbliżyłam do niego z kłami i wściekłością w oczach
- Co powiedziałeś, ty skurwielu?! – ryknęłam, zapalając znaki na sierści. Basior od razu przysiadł na zadzie i położył uszy po sobie. Milczał jednak. W końcu uspokoiłam się i odsunęłam od basiora, znów ruszając przed siebie. Musiałam dokończyć swój wywiad... – Więc, dalej... Jakaś rodzina, cokolwiek?
- Nie bardzo – burknął ze zwieszoną głową. Westchnęłam, ostatecznie się wyciszając
- Podaj mi swoje żywioły i co potrafisz, jeśli chodzi o moce.
- Moje żywioły to Ziemia i Mrok. Do moich mocy zaliczają się między innymi wzmocnienia skóry, tworzenie kamiennych stworzeń czy stworzenie iluzji świata rzeczywistego, nad którą panuję. Mam też pewną władzę nad ciemną materią i mogę pokrywać się smolistą powłoką. Do tego potrafię przeteleportować się do miejsca, gdzie czułem pewien zapach – tak wróciłem tutaj. Do tego mogę wytwarzać naprawdę silne promieniowanie, którego da się uniknąć jedynie zabezpieczając grubą warstwą ołowiu. Mogę również na jakiś czas zmieniać swoje ciało...
- Rozumiem... A więc, chyba ostatnie pytanie. Gdybyśmy cię tu przyjęli, jakie stanowisko chciałbyś piastować?
- Macie coś na kształt wojownika, prawda?
- Owszem. Dobrze się składa, przydasz się. Ale zmartwię cię... Będziesz musiał wytrzymać z twoim ukochanym towarzyszem. Na pewno się ucieszy – mruknęłam z wrednym uśmieszkiem na pyszczku, zatrzymując się przed brzegiem Wodopoju. Dotarliśmy na miejsce.
- Więc mam rozumieć, że przyjmujesz mnie...? – zapytał, gdy zaczęłam pić chłodną wodę. Uniosłam głowę, przyglądając mu się trochę dokładniej. Cisza trwała jeszcze przez chwilę, w końcu jednak zdecydowałam się nie trzymać go w niepewności
- Tak jak mówiłam, każde sprawne łapy nam się przydadzą. Przyjmę cię, jednak mam nadzieję, że sytuacje takie jak ta, gdy widzieliśmy się po raz pierwszy się nie powtórzą, jasne?
< Silence? >
- A więc, skąd przybywasz? – zapytałam, przerywając ciszę. O dziwo, nowicjusz siedział przy mnie cicho, czego się nie spodziewałam widząc go kilkanaście minut wcześniej
- Trynidad i Tobago – gdy tylko usłyszałam nazwę miejsca, z którego pochodzi, spojrzałam na niego jak na kogoś chorego psychicznie. Nie wiedziałam, czy on zmyśla czy naprawdę istnieje coś takiego, no ale cóż... – Tak, wiem... Ale mówię prawdę
- No ok... Więc, opowiedz mi swoją historię. Przyszedłeś tu w jakimś konkretnym celu? – zapytałam, chcąc przejść dalej
- W dużym skrócie... Wcześniej byłem członkiem tej watahy, szmat czasu temu. Zginąłem podczas walki o tereny i trafiłem do piekła. Spędziłem tam dużo czasu i irytowałem każdego, kogo się dało. W końcu jakaś głupia para wilczków bawiła się w przywoływanie demonów i „stałem się” ja. Pożyczyłem sobie jego ciało, a następnie za pomocą mojej mocy wróciłem do znanego mi miejsca, przez co mam na myśli tereny watahy. Spotkałem moich „starych znajomych”, z czego Silent zaprowadził mnie do ciebie i twojego pieska... – gdy tylko usłyszałam to ostatnie, gwałtownie się odwróciłam i zbliżyłam do niego z kłami i wściekłością w oczach
- Co powiedziałeś, ty skurwielu?! – ryknęłam, zapalając znaki na sierści. Basior od razu przysiadł na zadzie i położył uszy po sobie. Milczał jednak. W końcu uspokoiłam się i odsunęłam od basiora, znów ruszając przed siebie. Musiałam dokończyć swój wywiad... – Więc, dalej... Jakaś rodzina, cokolwiek?
- Nie bardzo – burknął ze zwieszoną głową. Westchnęłam, ostatecznie się wyciszając
- Podaj mi swoje żywioły i co potrafisz, jeśli chodzi o moce.
- Moje żywioły to Ziemia i Mrok. Do moich mocy zaliczają się między innymi wzmocnienia skóry, tworzenie kamiennych stworzeń czy stworzenie iluzji świata rzeczywistego, nad którą panuję. Mam też pewną władzę nad ciemną materią i mogę pokrywać się smolistą powłoką. Do tego potrafię przeteleportować się do miejsca, gdzie czułem pewien zapach – tak wróciłem tutaj. Do tego mogę wytwarzać naprawdę silne promieniowanie, którego da się uniknąć jedynie zabezpieczając grubą warstwą ołowiu. Mogę również na jakiś czas zmieniać swoje ciało...
- Rozumiem... A więc, chyba ostatnie pytanie. Gdybyśmy cię tu przyjęli, jakie stanowisko chciałbyś piastować?
- Macie coś na kształt wojownika, prawda?
- Owszem. Dobrze się składa, przydasz się. Ale zmartwię cię... Będziesz musiał wytrzymać z twoim ukochanym towarzyszem. Na pewno się ucieszy – mruknęłam z wrednym uśmieszkiem na pyszczku, zatrzymując się przed brzegiem Wodopoju. Dotarliśmy na miejsce.
- Więc mam rozumieć, że przyjmujesz mnie...? – zapytał, gdy zaczęłam pić chłodną wodę. Uniosłam głowę, przyglądając mu się trochę dokładniej. Cisza trwała jeszcze przez chwilę, w końcu jednak zdecydowałam się nie trzymać go w niepewności
- Tak jak mówiłam, każde sprawne łapy nam się przydadzą. Przyjmę cię, jednak mam nadzieję, że sytuacje takie jak ta, gdy widzieliśmy się po raz pierwszy się nie powtórzą, jasne?
< Silence? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!