Nie chciałam siedzieć cały dzień w mojej jaskini. Stwierdziłam, że poszłabym na spacer. Zatrzymywało mnie stwierdzenie, że znam wszystkie zakamarki mojego klanu. W końcu doszłam do wniosku, że powietrze mnie nie zabiję i poszłam na ten spacer. Wiało wtedy leciutko, a słońce grzało. Postanowiłam, że idę do lasu. Szłam powoli, rozglądając się. Był to naprawdę piękny dzień. Nagle poczułam ból pod łapą. Stanęłam na coś ostrego. Podniosłam łapę i zobaczyłam różę, różę koloru czerwonego. Ominęłam kwiat i poszłam dalej. Metr dalej zobaczyłam kolejną, a za kolejny metr jeszcze jedną różę.
Tych róż było naprawdę dużo. W końcu doszłam do miejsca gdzie było ich jeszcze więcej. Przede mną była wielka góra czerwonych, zerwanych róż. Za górą było w połowie rozkopane miejsce. Intrygowało mnie. Podeszłam do niego i zobaczyłam jak coś wystaje z ziemi. Był to kawałek papieru ale nie byle jaki, była to mapa. Wzięłam mapę do pyska i zaczęłam kierować się w stronę mojej jaskini. Nie mogłam się doczekać dokładnego przejrzenia tej mapy więc pobiegłam. Po kilku minutach mogłam już dostrzec moją jaskinię. Przyśpieszyłam i już po niecałych 30 sekundach byłam w domu, wylądowałam z pyskiem w futrze. Nie wyhamowałam.
Ta mapa była bardzo ciekawa. Znajdowało się na niej miejsce z Luminosum Iter. Z tego co z niej wyczytałam miałam iść do zajęczej nory na końcu lasu lodowych igieł. Od tego miejsca miałam zacząć. Czułam podekscytowanie. Zabrałam łuk i kołczan, po czym wyruszyłam.
Dopiero kiedy wyszłam z jaskini zorientowałam się, że słońce zachodzi. Musiałam coś upolować, nic tego dnia nie jadłam. Idąc rozglądałam się oraz wsłuchiwałam w najcichsze dźwięki. Po kilku minutach takiej wędrówki usłyszałam szelest w krzakach. Szybko wyciągnęłam strzałę i naciągnęłam na cięciwę. Strzeliłam. Podeszłam w tamto miejsce i podniosłam strzałę razem z moją zdobyczą - królikiem. Zainteresowało mnie to, że na czole tego zajączka była wyparzona róża. Przestraszyłam się, to niecodzienny widok. Używając mojej mocy podpiekłam go trochę a potem na szybko zjadłam. Schowałam zużytą strzałę do kołczanu. Przecież nic nie powinno się marnować. Widziałam, że las za około 6 metrów będzie się kończył. Rozglądałam się zawzięcie, nigdzie nie było zajęczej nory. Zrezygnowana obróciłam się w stronę drogi powrotnej ale się potknęłam. Leżąc na ziemi dostrzegłam zająca. Szybko wstałam i zaczęłam go gonić. Zapewne uciekał w stronę swojego domu - zajęczej nory. Znalazłam! Zaczęłam wciskać się do tej nory w poszukiwaniu jakiejkolwiek wskazówki. Nagle coś ukuło mnie w brzuch. Cofnęłam się trochę żeby zobaczyć co to. Okazało się, że była to mapa. Wzięłam ją do pyska. Powoli zaczęłam się wycofywać. Udało mi się wyjść. Teraz mam się udać nad Jezioro Nowiu, a dokładniej do drzewa w które tak lubię strzelać. Po czym rozpoznałam? Po korzeniach które są ogromne.
Powoli szłam w kierunku jeziora. Zaraz miało świtać więc ułatwiało mi to szukanie wskazówek. Z daleka widziałam już zarys jeziora. Zaczęłam biec, choć czy można nazwać to biegiem? To był bardziej trucht. Musiałam jeszcze skręcić w prawo i wtedy powinnam zobaczyć drzewo. Tak jak sobie poinstruowałam tak się stało. Na jednej z gałązek drzewa wisiała mapa. Na szczęście wsiała dość nisko i mogłam do niej doskoczyć. Na tej mapie było znowu narysowane jezioro ale tym razem nie obok jeziora, a w jeziorze. Niepewnie podeszłam do jeziora. Weszłam do wody, szłam dalej, stanęłam dopiero wtedy, kiedy woda sięgała mi go podbródka. Nabrałam powietrza i zanurkowałam. Szukałam czegoś co się wyróżnia, choć raczej nie mapy, bo cała by przemokła pod wodą. Wiedziałam, że mam mało czasu. Kiedy tak płynęłam moją uwagę przykuł kamień ale nie taki zwykły szary, a neonowy, żółty. Poczułam, że kończy mi się powietrze. Szybko wypłynęłam na powierzchnię i odczekałam chwilkę. Znowu nabrałam powietrza i dałam nurka. Szybko popłynęłam po ten kamień i zaczęłam kierować się w stronę powierzchni. Wyszłam na ląd i się otrzepałam. Na tym kamieniu było wyrzeźbione prawe "skrzydło" z gór umarłych aniołów. Dodatkowo na górze tego "skrzydła" była kropka, co pewnie wskazywało, że mam tam się udać. To trochę daleko ale nie porzucę teraz tego. Poszłam do mojej jaskini żeby zrobić sobie przerwę. W końcu byłam bardzo zmęczona. Kiedy doszłam do jaskini rzuciłam się no łoże. Ale za nic nie mogłam zasnąć. Korzyść z tego była taka, że przynajmniej odpoczęłam.
Wyszłam z jaskini jak było jeszcze ciemno. Wędrówka mi się strasznie dłużyła. W połowie tej jakże interesującej podróży mój żołądek zaczął się buntować. Musiałam coś zjeść. Na mój cel obrałam mysz. Zwykłą szarą mysz. Nie miałam ochoty polować na jelenie, daniele, karibu czy łosie. Są za duże, a ja całego nie zjem. Siedziała sobie pod drzewem. Wzięłam swój łuk i zrobiłam to co z królikiem na początku mojej wyprawy. Podeszłam po mysz wyjęłam strzałę i schowałam ją do kołczanu. Zjadłam mysz ze smakiem. Ruszyłam dalej. Widziałam już czubek jednego ze "skrzydeł". Tym razem nie biegłam. Doszłam do "skrzydeł" na spokojnie. Doszłam do końcówki prawego "skrzydła" i wskoczyłam na nią z trudem. Wspinałam się i wiele razy osunęłam. Ale po dłuższym czasie dałam radę. Weszłam na to skrzydło. Teraz tylko znaleźć wskazówkę. Zaczęłam rozkopywać śnieg. W końcu trafiłam na tą mapę. Teraz było narysowane lewe skrzydło, a żeby zrobić mi na złość to końcówka. Ktoś kto to wszystko zrobiłł musiał chyba bardzo nienawidzić innych. No cóż, bywa. Przeszłam górą, a potem zjechałam. Tak zjechałam na pupie z wielkiej góry. Potórzyłam czynność taką jak wcześniej, czyli rozkopałam to miejsce w celu znalezienia mapy. Znalazłam ją, jak w poprzednich przypadkach. Na tej mapie był narysowany szlak nad szklaną taflą. To nie aż tak daleko.
Szłam powoli, miałam czas, a ten szlak nie był daleko. Wsłuchiwałam się w naturę, w szum wiatr, w cykanie koników polnych i świerszczy, w wycie innych wilków, w uderzenia kopyt zwierząt jeleniowatych, w śpiew ptaków i w szum wody z rzeczki obok szlaku. Nie zostało dużo do przejścia. Już po chwili stałam na mostku. Szukałam czegoś co się wyróżniało i znalazłam, różę. Podbiegłam do niej i zaczęłam kopać. Zakopana była drewniana skrzynka. Wyciągnęłam ją z trudem i otworzyłam. W środku były futra, mięso, zioła, broń i kamienie mocy.
Nagle wszystko zaczęło się rozmazywać.
***
Co? To był sen? Szkoda... A to co? Czerwona róża? Skąd ona się tu wzięła? Chyba nigdy się nie dowiem...
QUEST ZALICZONY!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!