Zaczynałem powoli otrząsać się z szoku, który przeżyłem, kiedy dowiedziałem się, co Silent Fear zgotował (dosłownie) nam w ramach zemsty. No cóż, można powiedzieć, że miało to swoje plusy, w końcu szczeniak jest jakby przypieczętowaniem związku. Jednak mimo wszystko, obawiałem się rodzicielstwa, chyba tak jak każdy wilk, który pierwszy raz w życiu ma z tym styczność. Jednak jedna rzecz bolała mnie w tym wszystkim najbardziej: że nie było to moje dziecko. Oczywiście, że będę dla niego dobrym ojcem i będę traktował je tak, jakbym to ja je spłodził. Jednak sam fakt, ta cholerna świadomość, że szczeniak ten pochodzi z butelki, bardzo mnie smuciła. Wolałem być biologicznym ojcem mojego potomka. Wydawało mi się jednak, że jeśli wadera posiadająca partnera zażyje ten Eliksir, urodzony z niego szczeniak będzie miał jakieś cechy odziedziczone po jej partnerze, a przynajmniej tak kiedyś czytałem. Tak więc, byłem spokojniejszy, niż na początku.
Zdawałem sobie doskonale sprawę, że Then będzie chciała mieć dziecko. Oboje tego chcieliśmy, choć nie potrafiliśmy się do tego przyznać, ani zakomunikować drugiej osobie. Każde z nas było jeszcze w szoku, dopiero trawiliśmy ten temat. Dopiero teraz, po czasie, zaczęły nas nachodzić pozytywne wizje. Na początku wydawało nam się, że nasze życie będzie prawdziwym koszmarem, jeżeli doprowadzimy do narodzin tego wilczka. Ale teraz, chyba oboje lekko uśmiechaliśmy się do własnych myśli. Nie widziałem wprawdzie Then, gdyż byłem odwrócony głową w drugą stronę, jednak byłem pewien, że tak jest, bo zwyczajnie znałem swoją partnerkę.
- Zdajesz sobie sprawę, że to nigdy nie będzie tak naprawdę moje dziecko? - Zapytałem.
- Wiem... Ale przecież to ty wychowasz je od początku - Odpowiedziała. - To ty będziesz uczyć go różnych rzeczy, bawić się z nim, zabierać na przejażdżki na skrzydłach. Ty, Fallen, a nie jakiś farsz, czy inna butelka. Dla niego to zawsze ty będziesz ojcem.
- Then... - Odparłem smutnym, aktorskim głosem, jednocześnie pozostając bardzo surowym. Wydawało jej się chyba, że za chwilę powiem coś, co bardzo ją zaboli. W kolejnym zdaniu, a właściwie pytaniu, zmieniłem jednak diametralnie ton i przerwałem okropne napięcie. - Jak go nazwiemy? - Zapytałem z delikatnym uśmiechem, a wilczyca odwróciła się energicznie w moją stronę i przytuliła mnie z uśmiechem na pysku.
- Cieszę się, że się zgodziłeś - Szepnęła. Była szczęśliwa. I ja też byłem. MY byliśmy. Cała trójka.
***
Od tamtej sytuacji minęło wiele czasu. Przechadzałem się do tego ścierwa zwanego Silent'em na porady dotyczące ojcostwa, których chętnie mi udzielał. W końcu Arcady był jego przybranym synem, którego uczyła Althena, więc ta dwójka była najbardziej wtajemniczona w kwestię rodzicielstwa. Mimo wszystko, choć moja partnerka też służyła dobrą radą, wolałem męskie rozmowy z wilkiem, z którym z braku laku musiałem żyć teraz w zgodzie, pokoju i przyjaźni. Jednak już planowałem kolejną zemstę. Wszak Shattered, bo tak postanowiliśmy nazwać naszego przyszłego syna, potrzebował kogoś, kto będzie go uczyć. Choć Silent Fear zachowywał się jak idiota, był wilkiem rozgarniętym i pomimo swoich wybryków nie stracił całkowicie mojego szacunku, ba - wciąż miał go najwięcej ze wszystkich pomiotów tego Klanu. Wracałem z kolejnych magicznych nauk tego osobnika. Gnałem do domu jak nigdy, ponieważ dzisiaj Althena miała termin. Nie chciałem przegapić tej chwili.
Niestety - przegapiłem.
Zastałem Althenę leżącą i karmiącą młodego basiora. Nie miał skrzydeł, cóż, szkoda. Miał jednak bliznę, która wyglądała identycznie, jak moja. Ogólnie była to mała, puszysta kuleczka, mająca brązowo-szary odcień sierści z wieloma czerwonymi znakami. Wypisz wymaluj ja i Then. A więc teoria mówiąca, że jeśli wadera ma partnera, to szczenię będzie posiadało jego cechy, sprawdziła się, z czego niesamowicie się cieszyłem.
- Kochanie... - Szepnąłem, kładąc się szybko obok wilczycy. - Wszystko w porządku? Przepraszam, że nie dotarłem na czas...
< Then? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!