Niechętnie zeszłam ze znanej mi jedynie z widzenia, wadery o wielobarwnym umaszczeniu i stanęłam trochę dalej, mierząc ją nieufnym spojrzeniem, podczas, gdy jedna z moich łap spoczęła mimowolnie na pochwie, w którym ukryty miałam sztylet, gotowa wyjąć go natychmiast, gdyby wilczyca wykazała jakąkolwiek chęć walki. Ta chyba to zauważyła, gdyż, wstając i otrzepując się z resztek śnieżnego puchu, wywróciła ledwie zauważalnie oczami i oświadczyła:
- Nie sądzę, aby miał Ci się przydać.
- Pozwól, że sama o tym zadecyduję - oświadczyłam, nie dając się przekonać jej słowom. W końcu mogła próbować tylko uśpić moją czujność, aby następnie łatwiej mnie zaatakować.
- Jasne, ale teraz daj mi wytłumaczyć powód mego przybycia na te tereny - odparła wyraźnie tracąc resztki pewności siebie.
- Zamieniam się w słuch - zapewniłam ją.
- Otóż na ziemie należące do Klanu Viridi Agmen przybył niedawno basior imieniem Wong Kar Wai, podający się za Twojego wujka i prosił mnie, aby odszukała Ciebie i Twojego ojca, a potem przyprowadziła Was do niego.
- Nigdy o nim nie słyszałam, więc albo Cię oszukał, albo pochodzi z rodziny mojej matki. W każdym razie ciekawi mnie czemu nie przyszedł sam... - rzuciłam podejrzliwie.
- Ponoć ma problem z przystosowaniem się do takich niskich temperatur - wyraźnie nie podobało jej się, że musi kogoś tłumaczyć.
- Możliwe, lecz teraz wolałabym, abyś poszła ze mną w pobliże Szlaku nad Szklaną Taflą, gdzie swoją jaskinię ma Samsawell.
<Gisei? Wybacz brak weny i długi okres czekania.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!