Mimo, iż pierwsze parę dni po narodzinach zmuszona byłam, chcąc nie chcąc, spędzić blisko jaskini i u boku matki, zdążyłam dość łatwo zauważyć, że zdecydowanie różnię się od większości wilków zamieszkujących tereny należące do Luminosum Iter. Te bowiem, gdy przychodziły pogratulować jej z okazji wydania mnie na świat, czy zwyczajnie dodać jej trochę otuchy z powodu faktu, że musiała od początku wychowywać mnie samodzielnie, aż kipiały wesołością, współczuciem i chęcią pomocy. Osobiście uważałam, że tego typu zachowanie jest czymś sztucznym i, gdy tylko byłam pewna, że nikt mnie nie obserwuje, dawałam temu wyraz, wykrzywiając się w ich stronę i szepcząc złośliwe uwagi pod ich adresem. Często jednak zastanawiałam się czemu to robię i dlaczego tak bardzo od nich odstaję... Jedynym sensownym rozwiązaniem wydawało mi się to, że mój ojciec pochodzi z Klanu uznawanego przez nich za zdradziecki, czego nikt nie próbował nawet przede mną ukrywać, gdyż ma rodzicielka twierdziła, że i tak wcześniej, czy później się tego dowiem. Trzeba jej przyznać, że miała rację, gdyż już teraz byłam mistrzynią w odkrywaniu tego typu tajemnic. Zastanawiało mnie tylko czemu nigdy nie chciała mnie do niego zaprowadzić, choćbym nie wiem jak na nią naciskała. Może miało to coś wspólnego z tym, o czym dorośli wciąż szeptali, gdy wydawało im się, ze nie słyszę, a mianowicie wojną. No cóż... trudno. Jeśli sama nie chce mi towarzyszyć, wezmę sprawy w swoje własne łapy i go odnajdę,a może nawet, przy okazji, zyskam prawdziwego mistrza,a nie takiego, które mi z góry przydzielono... Tak rozmyślając, zerknęłam przez ramię na, pochłoniętą rozmową z Clivem, Sairę i wyślizgnęłam się z groty, kierując się w stronę granicy z Cecidisti Stellae, gdzie powinien przybywać Mo.
***
Kiedy wreszcie po około dwóch godzinach niestrudzonego marszu wreszcie ją przekroczyłam, po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać jak mnie przyjmie. Czy będzie szczęśliwy, że złamałam wszelkie możliwe zakazy i do niego przyszłam...? A może wręcz przeciwnie, wścieknie się i karze mi wracać z powrotem...? Nim zdążyłam odpowiedzieć sobie na te pytania, do moich uszu doszedł szum krzaków z mojej lewej strony. Instynktownie napięłam wszelkie mięśnie i zjeżyłam sierść, postanawiając, że nie poddam się bez walki. Po paru sekundach wyszła zza nich skrzydlata, granatowa wadera o krwistoczerwonej, opadającej jej aż na jedno z oczu grzywce. Zmierzyła mnie zaskoczonym spojrzeniem i zapytała dziwnie słodkim tonem, najpewniej chcąc mnie tym samym do siebie przekonać, na co zdecydowałam się nie nabrać:
- Ty chyba nie jesteś stąd... Zgubiłaś się malutka?
- Nie i nie potrzebuję Twojej pomocy. - odparłam stanowczo, po czym obróciłam się na pięcie i zaczęłam biec najszybciej jak mogłam prosto przed siebie.
Gdy wreszcie odważyłam się spojrzeć za siebie, nieznajomej nigdzie nie mogłam dojrzeć. Pewnie sobie odpuściła - przemknęło mi przez myśl.
W tej samej chwili poczułam, że na kogoś wpadłam. Gdy znów skierowałam przed siebie wzrok, stwierdziłam, że trym razem stoi przede mną muskularny basior o niemal hebanowej barwie. Zamiast mnie jednak w jakiś sposób spławić, uśmiechnął się nieznacznie i rzucił:
- Thistle jak sądzę.
- Owszem. - potwierdziłam krótko.
- W takim razie musisz wiedzieć, że jestem Twoim ojcem i jestem dumny, że mimo grożących Ci niebezpieczeństw, przyszłaś na tutejsze ziemie. - oświadczył, po czym dorzucił już twardszym tonem. -Chciałbym jednak wiedzieć, co się do tego zmusiło.
- Dwie kwestie: po pierwsze chęć poznania Ciebie, a po drugie to, że zwyczajnie nie nadaję się do długiego życia w Luminosum Iter, przez co potrzebuję mistrza, który sprawiłby, że w przyszłości będę mogła zasilić Wasze szeregi. - wyjaśniłam.
Mortimer zamyślił się dłuższą chwilę, po czym odparł:
- W takim wypadku najlepiej będzie, jeśli od razu pójdziemy do Silent'a zapytać, czy zgodziłby się przyjąć Cię na naukę.
To mówiąc, zaczął kierować się na północ, a ja podążyłam raźno za nim.
<Silent?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!