niedziela, 20 sierpnia 2017

Od Eliasa - C.D. Avalanche "Wodospad życia"


— Nie, dziękuje — odparłem. — Jedyne co potrzebuję, to trochę samotności.
Avalanche posłała mi zaniepokojone spojrzenie.
— Spokojnie, nic sobie nie zrobię. — Uśmiechnąłem się blado. — Od teraz zważam na to, że mam dla kogo żyć.
Partnerka pomogła mi uświadomić parę rzeczy, a także dała mi pokaźnych rozmiarów moralnego kopniaka w dupsko. Załamanie, załamaniem, ale powinienem potrafić sobie z nim poradzić nawet pomimo tego, że było to cholernie trudne. Były wilki, które mnie potrzebowały.
— Dobrze. — Dała za wygraną.
Kiedy miała odejść, przypomniałem sobie, że ona również mogła potrzebować mojego wsparcia.
— Ava! — zawołałem, a ona zatrzymała się, odwracając łeb w moim kierunku. — A u ciebie w porządku? 
— Nie — oparła szczerze. — Wiesz, ale nie chcę o tym rozmawiać, Eliasie — dopowiedziała szybko, a ja jedynie skinąłem łbem. 
Nie miałem zamiaru na niej nic wymuszać. Każdy miał tajemnice, z którymi nie chciał albo nie potrafił się podzielić, więc podjąłem decyzję, że to uszanuję. 
Avalanche podniosła mnie na duchu i to bardzo. Ogarnąłem się, ponownie zaczynając myśleć trzeźwo. Smutek i żal po stracie córki pozostały, ale nie spodziewałem się, że kiedykolwiek mógłbym tak wybuchnąć. Uważałem się za spokojnego wilka. W dodatku chciałem zabić małego szczeniaka, szczeniaka, którym równie dobrze mogło być jedno z moich dzieci.
Wciąż uważałem, że podjąłem słuszną decyzję, ale przez Avalanche zasiała się tam pewna niepewność. Rzeczywiście szczeniak mógł nie zabić Brooke, w dodatku nie przeszukałem umysłu domniemanej Inez. Sam nie wiedziałem co mam z tym zrobić.
— Puk, puk. — Dobrze znany mi głos, zwrócił moją uwagę na osobę Ivy. — Nie przeszkadzam? — zapytała rozglądając się po wnętrzu jaskini. 
— Nie — odparłem zaskoczony jej obecnością.
Od ostatniego incydentu z Avalanche nie widziałem jej i musiałem przyznać, że miło było ją zobaczyć. Szczególnie, gdy poczułem do niej ogromną sympatię, żywiac nadzieję, że moglibyśmy zostać przyjaciółmi.
— Chciałam złożyć ci kondolencje — powiedziała wreszcie. — Naprawdę mi przykro — dodała smutnym tonem.
Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że Klan przeżywa żałobę, ale co niektóre wilki zdawała się obejść informacja za śmierć mojej córki. Nie miałem im tego za złe, w końcu mogli jej dobrze nie znać, tak ja na przykład Aleksander, który dołączył po jej śmierci. Jednak współczucie Ivy było prawdziwe, niewymuszone, a przede wszystkim szczere.
— Dziękuje ci — odpowiedziałem.
Ivy usiadła niepewnie nieopodal mnie. Chęć bycia samemu nagle minęła. Potrzebowałem kogoś, kto nie był moją rodziną. I właśnie kimś takim była aktualnie wilczyca. Spojrzałem na nią, łapiąc jej wzrok.
— Trzymasz się jakoś? — zapytała ciepło.
— Staram się, ale pewnie słyszałaś jaką decyzję podjąłem — mruknąłem, czekając na jej reakcję. 
Skinęła lekko łbem.
— Owszem, doszły mnie słuchy, że to była twoja wnuczka. Jednak mam wrażenie, że tylko ja poza Avalanche, Kanashimim, a także Pattonem, o tym wiem — powiedziała pewnie. 
Ulżyło mnie. Nie chciałem, żeby większość wilków wiedziała o tym. Jako Alfa powinienem być wobec nich szczery, a jednak były rzeczy, o których głośno się nie mówiło.
— To dobrze. — Nie byłem pewien, że to usłyszała. — A co tam właściwie słychać u ciebie? — zapytałem, zmieniając temat.
Chciałem się trochę odprężyć przed rozmową, która czekała mnie z Kanashimi'm. 

< Ivy? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!