TEKST ZAWIERA WULGARYZMY, CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
Od czasu pojawienia się na terenach Cecidisti Stellae odnosiłem wrażenie jakby ktoś żyjący w niebiosach ustawił sobie za cel jedno zadanie, Wkurwiać mnie. Pierwsza jama, bo jaskinią nie mogłem tego nazwać wykopana przez moich sługusów została zalana przez ulewny deszcz, który to o dziwo odwiedził te oschłe jak dusza Silent Fear'a tereny. Skutkami mojej przymusowej kąpieli było futro w całości ubrudzone rozmokłym pyłem oraz gliną, dodatkowo doznałem "zaszczytnej przyjemności" spania pod gołym niebem, choć snem i tak nie mogłem tego określić. Choroba, na którą cierpiałem jeszcze w poprzedniej egzystencji robiła wszystko abym nie mógł zmrużyć powiek nawet na kilkadziesiąt minut. Zaiste musiałem wyglądać komicznie, obserwując wschodzące słońce, trzęsąc się z zimna, zeskrobując błotną powłokę oraz szukając szyderczych spojrzeń pseudo sojuszników. Mimo trudnej nocy, straconego całego zapasu suchego tytoniu i ogólnego poirytowania zaistniałą sytuacją cieszyłem się, tak, cieszyłem. Po raz pierwszy od wielu, wielu miesięcy nastał okres, w którym nie odczuwałem bólu od płonącego podłoża, żaden wesoły diablik nie szukał mnie tylko po to, aby pobawić się w kolejną nudną torturę... w końcu czułem, że żyję! Jednak radość minęła tak samo szybko jak się pojawiła, uświadomiłem sobie bowiem, że na wybudowanie kolejnej noclegowni zmarnuję najpewniej najbliższe dwadzieścia cztery godziny, ale tym razem zamierzałem ją zabezpieczyć. Tak samo jak poprzednio pozostawiłem swoje kamienne twory na środku wybranego przez siebie terenu podczas gdy sam udałem się na poszukiwanie nowych traw i skóry, która w aktualnym stanie rzeczy nadal hasała po terenach klanu Fortis Corde. To właśnie od nich postanowiłem "pożyczyć pożywienie" oraz materiał na legowisko. Nie potrzebowałem luksusów, jednak minimalny komfort też jest potrzebny. Po upolowaniu dość dorodnej sarny wróciłem w miejsce mojego nowego domu. Dwa ogromne golemy właśnie skończyły kopać i powoli wypełzały z ziemnych czeluści. Unieruchomiłem tą wesołą dwójkę, po czym wszedłem do środka tym samym chroniąc się przed ostatnimi prażącymi promieniami tego lata. Dziura, którą nakazałem im wykopać była prawie trzykrotnie większa od poprzedniej, jednak ta była umocniona. Coś na wzór obelisków stało przy każdej ze ścian, po trzy na stronę. Sufit natomiast był mieszanką gliny, ziemi, kamieni i suchych traw. Zespojonych ze sobą i trzymających wszystko w jednej całości. Dość szybko uwinąłem się z oprawieniem sarny, jednak skóra z niej pozyskana musiała najpierw zostać oprawiona, trudno, tą noc przyjdzie mi spędzić na wciąż wilgotnej glebie. Tego wieczoru położyłem się o wiele wcześniej, a raczej zemdlałem z wycieńczenia, moje aktualne ciało nie było przyzwyczajone do takiego życia. Najpewniej zanim je przejąłem miało zapewnione perfekcyjne warunki, dogodne wyżywienie i osiem godzin snu... o nie mój drogi lebiego, u mnie tak nie będzie. Gdy otworzyłem oczy ponownie postrzegłem piekło, moje cielsko znów było zdeformowane i przypominało raczej abominację z Czarnobyla niż wilka, którym przecież byłem! Wszelkie instynkty zostały zagłuszone przez okropny ból, pieczenie podobne do zdzierania wciąż porządnie unerwionej skóry prosto ze spodu każdej z moich łap... a miało być tylko gorzej. Zostałem dość skutecznie ogłuszony czymś na wzór rozgrzanej do czerwoności pałki, po czym umocowano mnie do zakrwawionego stołu, a przynajmniej na taki wyglądał. Zabawę zaczęto od wycinania żył z przednich łap, choć wycinanie to może nie jest do końca dobre słowo. Ciąć można czymś ostrym, moje ciało, mięśnie i w efekcie żyły były wyszarpywane przez ostrze o fakturze starej, zardzewiałej i na pewno nie sterylnej piły. Bolało, i to jak jasna cholera, będąc ich popychadłem nie wydawałem z siebie żadnego krzyku, jednak teraz, po prostu wyłem. Obserwowałem ich pyski pełne satysfakcji, słyszałem żałobny rechot mieszający się z dźwiękami dobierania kolejnych narzędzi. Otrzymałem chwilę na złapanie oddechu i zaobserwowanie zdewastowanych części mojego ciała. Chwilę później mogłem się już pożegnać z nadal nie ruszoną kończyną. Wpierw założyli mi dźwignię i złamali przednią łapę w kilku miejscach, oczywiście robili przerwy tylko po to aby posłuchać dźwięków rozpaczy wydobywających się z już prawie zdartego gardła. Później zaczęli ją obracać, zawsze o trzysta sześćdziesiąt stopni. Z każdym przekręceniem czułem jak moja skóra jest nacinana przez ostre odłamki kości iw efekcie pęka pozostawiając mnie z piekącym kikutem. Trzecią męczarnią była ta znana mi doskonale. Powszechnie nazywano ją oznaczeniem, i w sumie było to trafne stwierdzenie. Kilka demonów nagrzewało pręt lub inny przedmiot wykonany z najczystszej stali prawie tak mocno, że zaczynał emitować białym światłem, po czym przykładali w upatrzone miejsce. Zazwyczaj takowy gorący szpikulec kończył w gardle bądź gałce ocznej, mnie jednak nie czekały tak proste doznania, o nie... Rozcięto moją skórę na brzuchu, po czym umiejscowiono tam wcześniej wspomniany pręt. czułem swąd spalonego mięsa, sierści... widziałem bąble wychodzące na skórze... jednak nie dane mi było się obudzić. Ślepia otworzyłem dopiero za sprawą wilka, którego już spotkałem, co więcej, wilka, który próbował mnie zeżreć! Dokładnie, był to głos Silent, Fear'a. Nie miałem pojęcia czego ode mnie chce, ale nie zamierzałem się z nim sprzeczać. Wyrwał mnie z prawdziwego koszmaru, i gdzieś w głębi mojej spaczonej duszy byłem mu za to wdzięczny.
QUEST ZALICZONY!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!