Zwlekłam się z mojego posłania dopiero wtedy, kiedy się już uspokoiłam. Powtarzałam sobie w myślach, że będzie dobrze. Musi być dobrze. Na zewnątrz słońce świeciło coraz słabiej, a pomarańczowe już promienie tłumione przez chmury, wdzierały się strzępkami do mojej jaskini. Powietrze było już przerzedzone i chłodne, nie tak ciężkie jak za dnia. Jak zwykle postanowiłam skierować się na spacer brzegiem piaszczystej plaży. Wiatr szumiał delikatnie głaszcząc moje futro. Teoretycznie nie miałam żadnego celu. To było jak droga donikąd. "Idź tam, dokąd łapy poniosą", jak mówi znane przysłowie. Kiedyś przez uszy przemknęło mi czyjeś stwierdzenie, że podobno każde działanie ma jakiś cel. Nawet, jeśli wierzymy, że tak nie jest, wówczas robimy to podświadomie. Podświadomie wybieramy dane barwy i zapachy, nie wiedząc dlaczego akurat te, a nie inne. Podświadomość ważna rzecz. Patrząc logicznie można rozumieć, że nawet jeśli coś uważamy za bezcelowe, ma jakiś swój głębiej ukryty cel. Sądząc, że idę bez większego celu, myliłam się. Podświadomie ukrytym celem tej wędrówki był Wszechwiedzący Las, a dokładniej szczyty Królewskich Koron. Dopiero teraz zorientowałam się, że wzięłam ze sobą sztylet. Mogło by się wydawać, że zupełnie nieświadomie. Jednak najwyraźniej miałam ku temu jakiś konkretny powód. Oczywiście już chwilę później się o tym przekonałam.
Na mojej drodze stanął nikt inny, jak nasz kochany alfa, Savior. Prawdopodobnie wybierał się na wieczorny obchód terenów. I tak nic innego do tej pory raczej nie robiłby na dworze. Podświadomie liczyłam na to, że zastanę go w jego schronieniu. Jednak chyba mi się to nie udało. Zanim mnie zauważył, zdążyłam schować się za jednym z pni drzew. Wiedziałam, jaki mam cel. Dlatego nie chciałam, by zobaczył sztylet. To mogło skutkować porażką.
Gdy tylko podszedł w moim kierunku, szybko podbiegłam za inne. Pewnie odebrał to jako zabawę, czy coś w tym stylu, bo gdy tylko ponownie się schowałam, zaczął mnie gonić i wołać. Tak bardzo chciałabym mu odpowiedzieć, jednak przecież nie o to tu chodziło... Moim celem było zabicie go. Nie wiem, co mogło być tą obiecaną nagrodą, jednak w pewnym sensie zależało mi na niej. Szybko zmieniłam swoją kryjówkę czując obecność wilka. Miałam już dość tej zabawy w chowanego, dlatego rzuciłam gdzieś dalej ułamany patyk. Chrzęst odwrócił ode mnie uwagę basiora na tyle, żebym mogła spokojnie wyjść z ukrycia. Dostrzegł mnie, jednak zanim zdążył cokolwiek powiedzieć stałam już przed nim, przyciskając ostrze broni do jego gardła.
- Możesz się pożegnać z tym światem... - powiedziałam cicho, udając powagę mordercy. Już miałam przebić serce wilka, jednak uświadomiłam sobie, co chciałam zrobić. Gdy spojrzałam w jego zdziwione i smutne oczy, sama jakby z automatu zaczęłam łzawić.
- Nie potrafię tego zrobić.. Przepraszam... - powiedziałam bardziej do siebie. Szybko upuściłam sztylet uciekając bez słowa. Nie wiem, co mi odbiło, ale zapewne miało to jakieś powiązania z kamieniem. Wywierał na mnie zły wpływ.
Wróciłam do jaskini. Wiedziałam, że ucieczka bez wyjaśnień była złym pomysłem. Może kiedyś mu to wszystko wytłumaczę, jeśli tylko znajdzie się taka okazja. I jeżeli w ogóle będę miała odwagę mu to powiedzieć, przeprosić. Mogę być pewna, że on już raczej nie chciałby ze mną rozmawiać. Tak łatwo można mną manipulować... Ułożyłam się na posłaniu w celu zaśnięcia i zapomnienia o tej sytuacji.
Tak jak poprzednio zbudziłam się jeszcze nad ranem. Praktycznie ledwie przed wschodem. Czułam, że muszę coś ze sobą zrobić. Tak jak wtedy wyszłam na spacer. Kierowałam się na zielone łąki. Na niewielkie wzniesienie które zapamiętałam z poprzedniego spotkania. Jednakże czekała mnie pusta przestrzeń. Zawyłam cicho. Nic. Już miałam odejść, jednak coś mnie zatrzymało.
- Zawiodłaś... - w uszach rozbrzmiał ten okropny dźwięk. Odwróciłam się w stronę z którego mógł dobiegać, jednak nic tam nie było. Powoli zaczynałam się bać, że bestia znajduje się przede mną, jednak się myliłam. Odetchnęłam z ulgą, że moje obawy potrafią okazać się nie trafne.
- Zawiodłaś, za co czeka cię kara... To nie koniec... - głos zabrzmiał ponownie. Nie przejmując się tymi słowami wróciłam do domu. Czułam się jakby wolna. Nie nurtowała mnie jakaś silna potrzeba wybrania się do danego celu.
***
Zdawało mi się że to już koniec. Kamień jak i broń zniknęły, nie pozostawiając choćby śladu obecności. Było tu tak pusto jak w chwili, gdy się tu wprowadziłam. Istna sielanka. Już zdążyłam zupełnie zapomnieć o spotkaniu z tą odrażającą kreaturą.
Nastał kolejny ciepły, słoneczny dzień. Bezchmurne wręcz niebo dodawało już tylko uroku. Wiatr znad wody zawiewał przyjemnie w kierunku brzegu. Przyjemna pora. To mi zawsze dawało ukojenie w upalne dni. Wybierając sobie na mieszkanie akurat to miejsce, wybrałam mądrze. Taki klimat mi sprzyjał. Postanowiłam się przejść. Mogę nawet śmiało powiedzieć, że cierpiałam na niedobór ciekawszych zjawisk. Od ostatniego spotkania z bestią nie działo się praktycznie nic. Nieustająca monotonność wypełniała każdy kolejny dzień. Ostatnim czasem także co nieco na temat wojny między klanami Avalanche i Fallen'a odbiło mi się o uszy, jednak nie wiedziałam, ile w tym prawdy ani kiedy to nastąpi. Jednak miałam podświadomą nadzieję, że nie będę zmuszona brać udziału w tej bitwie. Zamyśliłam się nieco. A jak wiadomo jeśli ktoś się zamyśli przeważnie nie patrzy pod łapy. Tak było w moim przypadku. Nim się obejrzałam prawie bym wpadła do jakiegoś dziwnego zbiornika. Coś jak jezioro, jednak zamiast wody znajdowała się tam dziwna, jakby przeźroczysta maź, w której odbijały się gwiazdy na nocnym tle. Jednak tu panował dzień. Zaskoczyło mnie to zjawisko. Niepewnie dotknęłam łapą substancji. Była gęsta i dziwna w dotyku. Zaciekawiło mnie czym jest i jakie są jej właściwości, w jakim celu ktoś ją tu umieścił. Pierwszy raz widziałam coś takiego w prawdziwym świecie. O ile ten kamień mógł być czymś dziwnym, tak owa substancja była jeszcze dziwniejsza. Oczywiście to, co nietypowe, wzbudza ciekawość. Dlatego też chciałam dowiedzieć się o znalezisku jak najwięcej. Kto wie, może mogłoby mi się kiedyś przydać? Bez zastanowienia użyłam swoich mocy by stworzyć prowizoryczne naczynie. Było dość duże, bym mogła bez trudu zanużyć je w substancji. Chciałam jej trochę "pożyczyć". Napełniłam lodową fiolkę płynem, po czym chciałam wrócić do jaskini. Jednak coś mnie podkusiło żeby napełnić jeszcze dwie fiolki, tak na wszelki wypadek. Zawinęłam je w większe liście, by nikt ich za wcześnie nie zobaczył. Podziękowałam sobie w duchu, że wcześniej przygotowałam sobie dwie sporej wielkości torby. Miałam wybrać się na poszukiwania jakichś przydatnych roślin, z których mogłabym przygotowywać wywary i inne takie. Pomyślałam o dobrym zaopatrzeniu, bo przecież raczej nikomu nie chciało by się wracać kilka razy. Teraz miałam możliwość schowania gdzieś fiolek z tym dziwnym płynem. Będąc ciekawą działania substancji znajdującej się w zbiorniku, nachyliłam głowę tak, by zajrzeć w nią głębiej. Gwiazdy zdawały się być jakby w trójwymiarze. Wrzuciłam do wnętrza zbiornika kamyk, chcąc zobaczyć co się stanie. Jednak chyba za bardzo się wychyliłam, chcąc zobaczyć czy spadnie. Straciłam równowagę i sama tam wpadłam. Czułam się jak w niebie. Gwiazdy otaczały mnie zewsząd a ja w nich tonęłam. Ciekawiło mnie, dokąd doprowadzi mnie ten "tunel".
QUEST ZALICZONY!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!