Od razu poszedłem z Sairą do jej mieszkania położonego nad Jeziorem Nowiu. Biała wilczyca potrzebowała odpoczynku. W moim własnym domostwie miałem jedynie marne posłanie, a także kilka mało użytecznych rzeczy, więc nie było sensu, żebym tam po coś się wracał.
O tym, że Mortimer zgwałcił Sairę dowiedziałem się stosunkowo niedawno. Zamiast wznowić treningi, ja biegałem za Estranged, która okazała się tylko moim zauroczeniem. I pomyśleć, że tak niedawno jeszcze się nad nią zastanawiałem? Nienawidziłem siebie za to, że nie posłuchałem wcześniej instynktu i nie ochroniłem Sairy. Wiadomość o tym, co zrobił jej własny dziadek, wstrząsnęła mną doszczętnie. A co ona musiała przeżyć?
Kiedy znaleźliśmy się w środku jej jaskini, Saira skierowała się do sypialni. Nie zawracałem sobie głowy oglądaniem jaskini. Nie wszedłem do pokoju za waderą. Przyglądałem jej się z daleka. Chodziła przybita, a także była jeszcze bardziej małomówna niż wcześniej. Wyglądała niczym duch. Chciałem jej pomóc, a także zaopiekować się nią.
Zastanowiłem się, dlaczego Samsawell tak nagle się od nie odwrócił? Wprawdzie mógł jako ojciec przeżyć szok i poczuć, że zawiódł swoje dziecko, ale to nie był powód, żeby zostawiać ją samą. Mój wzrok padł na jej brzuch, gdzie kiełkowało nowe życie. Saira zorientowała się, gdzie się patrzę, zakrywając machinalnie łapą. Zrobiło mi się głupio i odwróciłem spojrzenie.
— Też uważasz jak inni, że te dziecko będzie potworem? — zapytała cicho.
Zaskoczony jej pytanie, spojrzałem na nią. Zapłakane oczy to było ostatnio co chciałem u niej widzieć.
— Nie wiem — odparłem równie cicho.
Smutna Królowa Śniegu odwróciła wzrok, zmieniając pozycję i układając się tyłem do mnie. Ufała mi sprowadzając mnie tutaj, a także świadczyo o tym to, że odwróciła się do mnie plecami, po tym co zrobił jej dziadek. Przybijał mnie fakt, że byłem Wilkiem Księżycowym. To właśnie ten sam uczynił Sairze krzywdę. Bałem się, co by się stało, gdy dowiedziała się o mojej tajemnicy.
W następnej chwili podszedłem do niej, stykając się z jej plecami moimi. Podskoczyła lekko wystraszona. Oddychała szybko. Uspokoiła się po pewnym czasie. Ciepło od niej bijące było przyjemne. Leżałem tak, póki upewniłem się, że śpi, podnosząc lekko głowę. Wstałem powoli, starając się jej nie obudzić i okryłem skórę niedźwiedzia.
Przypomniałem sobie nadzieję i ulgę w jej oczach, gdy zgodziłem się z nią tymczasowo zamieszkać. Pogłaskałem ją delikatnie po głowie. Nie mogłem pozwolić, aby ktokolwiek raz jeszcze ja skrzywdził. Postanowiłem wznowić trening na własną łapę, a motywację ku temu miałem dużą.
< Sai? Nic nie szkodzi. >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!