W życiu zawsze mieliśmy, mamy i będziemy mieć różne problemy czy dylematy. Zazwyczaj mają one proste lub nieco bardziej skomplikowane rozwiązania, rzadko kiedy zdarza się tak patowa sytuacja, jak obecna w mojej egzystencji. Pokornie patrzyłam jak biały puch zapada się przy każdym kolejnym kroku, uspokajało mnie to... a może robiła to jego obecność? Po raz pierwszy w życiu nie wiedziałam co powiedzieć. Zabrakło mi czasu, albo chęci aby dokładnie ułożyć sobie przemowę... poza tym, przy nawiązaniu najmniejszego kontaktu wzrokowego z Zerem mój mozg zamieniał się w materię podobną do gąbki. Traciłam wtedy coś więcej niż "rozum", uciekała ze mnie całą pewność siebie. Ogarniał mnie wstyd, żal... może po części strach, jednak nie wywołany jego naturą. Instynktem, który bardzo skutecznie blokował basiora, którego poznałam jakiś czas temu, który zawrócił mi w głowie i zmienił cały świat o sto osiemdziesiąt stopni. Musiałam w jakiś sposób odciągnąć go od tego pieprzonego zewu, pomysł przyszedł do mnie po prawie piętnastu minutach marszu w ciszy. Przemierzaliśmy właśnie Las Lodowych Igieł a jedyne, czego potrzebowałam to odrobina śniegu... leżącego wszędzie dookoła. Podniosłam niedużą kupkę białego puchu, po czym cisnęłam nią w basiora. Ten dość szybko zwrócił swój zmieszany i niepewny wzrok w moją stronę lustrując przy okazji uśmiech, którym go obdarzyłam. Gładkim ruchem zrzucił śnieżną powłokę zalegającą mu na sierści, jednak ja nie zamierzałam dać za wygraną. Tym razem celowałam w szyję, i właśnie tam trafiła kolejna kupka zamarzniętej wody.
- Echo, co ty właść... - Trzecia już śnieżka wylądowała idealnie na pysku basiora skutecznie przerywając jego niepotrzebne pytanie.
- Wyciągnęłam cię na spacer, a nie kondukt żałobny! - Zawołałam lepiąc kolejną kulę.
W chwili gdy Zero odzyskał wzrok, następna piguła poleciała w jego stronę, tym razem zrobił unik.
- Grabisz sobie... - Syknął szyderczo z uśmiechem na pysku. Powoli odzyskiwałam tego cudnego basiora.
Nie miałam zamiaru odpowiadać, jedyne co zrobiłam. to zmieniłam siłę i kierunek wiatru tak, aby cały puch zalegający na jednej z sosen runął na ziemię. W miejscu. gdzie jeszcze parę sekund temu stał czarny wilk aktualnie znajdowała się biała górka. Mój wcześniej udawany śmiech przerodził się w istną salwę, lecz tym razem nie była ona symulowana. Basior powoli i zdecydowanie wygrzebał się spod przykrywającej go warstwy, po czym z uśmiechem na pysku ruszył w moją stronę, instynktownie zaczęłam uciekać wciąż śmiejąc się pod nosem. Wyglądaliśmy jak dwa małe szczeniaki, zagubione gdzieś w wielkim świecie... oderwane od rzeczywistości i problemów życia codziennego. W tym momencie ja nie byłam jedną z przywódczyń klanu Luminosum Iter, a on nie był moim niedoszłym oprawcą. W powietrzu nie wisiała wojna, a moje rodzeństwo zeszło na dalszy plan. Byliśmy sami, zdani tylko na własne towarzystwo... wiedziałam, że pakowanie się w związek z nim to prawdziwa głupota, ale byłam w stanie przeboleć krzywe spojrzenia innych wilków, mogłam zginąć za te kilka chwil spędzonych u jego boku. Zahamowałam gwałtownie, po czym skoczyłam w stronę nadbiegającego samca, tak jak myślałam, nie spodziewał się tego. Razem zanurzyliśmy się w białą taflę ciesząc się tą krótką, ale jakże istotną dla mnie chwilą.
- Możemy zaryzykować Zero, jest wiele sposobów aby to pogodzić...
- Echo, pomyśl logicznie - Basior przerwał moją wypowiedź. - Nie panuję nad tym, nawet teraz boję się, że coś ci zrobię. Przepraszam, ale... naprawdę nie wiem co o tym myśleć.
Wilk delikatnie odsunął mnie na bok, po czym podniósł się i oczyścił z białej powłoki. Powoli zaczął kierować się w przeciwnym kierunku, musiałam coś zrobić, jakoś go zatrzymać... przecież byłam świadoma swoich uczuć, ale strach przed odrzuceniem zawsze okazywał się silniejszy. Teraz te dwa wyrazy, dwa głupie słowa mogły zaważyć nad moim złamanym bądź uradowanym sercem .
- Zero... - Przykułam uwagę basiora, wzięłam głęboki oddech i kontynuowałam. - Kocham cię. Teraz i zawsze będę. Nie obchodzi mnie jaka będzie twoja decyzja... wiedz tylko, że cię kocham.
Ostatnie słowa z trudem przeszły mi przez gardło. Nie zauważyłam żadnej większej reakcji, zrezygnowana również zaczęłam odchodzić czując jak łzy same cisną mi się do oczu.
<Zero? Przepraszam, nie jestem zbyt dobry w pisaniu takich opowiadań>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw po sobie ślad!