wtorek, 8 sierpnia 2017

Od Kanashimi'ego - C.D. Eliasa "Wodospad życia"


Zostałem sam z mamą, podczas gdy mój ojciec obiegł po Patton'a, swojego zastępcę. Uważałem, że lepiej było pobiec po Makkę, bo bardziej zna się na różnych dolegliwości, jednak Patton przez samo przebywanie ze swoją partnerką na pewno nabył jakieś podstawowe umiejętności. Do tego był szybki, więc jeśli coś byłoby potrzebne mamie, dostałaby to niemal od razu. Przemyślenia dość szybko uciekły z mojej głowy, a na ich miejsce wskoczyły lęk o życie mamy i troska.
Nie wiedziałem co mam robić. Modliłem się w myślach, by to był tylko zły sen. Nie chciałem tracić mamy pod żadnym pozorem, nie miałem nawet okazji nacieszyć się nią. Rodzice, będąc Alfami byli często zajęci, a moim jedynym ratunkiem była Verdana, która pocieszała mnie i spędzała ze mną czas. Miałem świadomość, że rodzice spędzają ze mną każdą wolną chwilę i byłem im wdzięczny za wszystkie starania. Teraz jednak to nie miało znaczenia. Cała uwaga skupiła się na mojej mamie.
Trącałem ją delikatnie nosem, starając się w jakiś sposób obudzić. Wiedziałem, że prawdopodobnie zemdlała, wiedziałem też, że Elias jest w sporej panice. Najpewniej nie wiadomo czemu zemdlała, a ja nie umiałem w tej sprawie pomóc. Dołowało mnie to. Liczyłem, że przybędą nieco szybciej, jednak Patt widocznie stara się nie szarżować, aby być w miarę blisko ojca. 
Sekundy ciągnęły się niczym godziny, a z każdym kolejnym płyciutkim oddechem mojej mamy, w oczach zbierało mi się więcej łez. Nie rozumiałem wielu rzeczy, nie umiałem nawet pojąć słowa, jakim jest śmierć. I miałem nadzieję, że jeszcze długo nie poznam okropnego, gorzkiego smaku, który posiada żal po utracie bliskiej osoby. To nie mogło nastąpić teraz. Mieliśmy jutro iść nad rzekę i wspólnie się bawić, mama i tata chcieli mnie nauczyć pływać, a Brooke miała mi przedstawić inne wilki w Klanie. Pal licho to, co mieliśmy zrobić, najistotniejsze było o, by mama w ogóle żyła.
Mówiłem do niej, cały czas dawałem jej znać, że jestem przy niej i wszystko będzie dobrze. Chciałem, aby się nie poddawała. Jej oddech był bardzo niespokojny, brała powietrze coraz rzadziej i w coraz mniejszych ilościach. To nie mogło się tak zakończyć! Rozpłakałem się, szargające mną myśli i emocje doprowadziły mnie do stanu, którego nie chciałem pokazywać innym wilkom. Płacz był oznaką słabości, a inni nie mogli wiedzieć, jaki słaby jestem psychicznie. Starałem się to ukrywać nawet przed samym sobą, bo moja słabość jeszcze bardziej mnie dołowała i ciągnęła w dół. Musiałem być silny, szczególnie teraz. Nie mogłem się poddać, bo jeśli ja się poddam, to podda się i Avalanche. Otarłem więc potok łez z moich oczu i policzków i starałem się wymyślić, co zrobić. Nic mi nie przyszło do głowy. Na szczęście nie było już takiej potrzeby. Patton i Elias zjawili się w odpowiednim momencie. Basior, który z wyglądu wydawał się nieco przerażający, wyhamował tuż obok wilczycy i natychmiast zaczął ją oglądać. Spojrzałem pytająco na ojca, a ten spojrzał na mnie wzrokiem przepełnionym licznymi obawami, ale i spokojem. To dodało mi otuchy. 

< Elias? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad!